Hiszpańskie kluby mają tylko i aż cztery miejsca, które dają możliwość gry w Lidze Mistrzów. Do pewnego stopnia letnie okienko transferowe jest odzwierciedleniem sytuacji i nastrojów wewnątrz hiszpańskiego Top 4. Real zabezpiecza się na przyszłość. FC Barcelona rzuca wszystko na jedną kartę i spróbuje zakręcić się blisko tytułu. Atletico ma dość szeroką kadrę i wzmocniło się na dwóch pozycjach, które tego wymagały. A co się dzieje w Sevilli? Przyjrzeliśmy się bliżej sytuacji andaluzyjskiego klubu i przedstawimy wam wnioski.
W poprzednim sezonie Jose Castro i Monchi chcieli wprowadzić Sevillę na nowy poziom. Istniała szansa na osiągnięcie najlepszego wyniku od końcówki lat pięćdziesiątych i przebicia sufitu, jakim było trzecie miejsce na krajowym podwórku. Podjęto pewne ryzyko, ale wyszło trochę jak Goofy’emu w słynnej kreskówce. Chciano dobrze, ale rzeczywistość zlała ich po pysku. Dobry start sezonu uśpił czujność. Sevilla przez moment przewodziła nawet stawce, potem okupowała drugie miejsce z pozornie dużym buforem bezpieczeństwa nad resztą. Po drodze zaczęły się kontuzje, gra pozostawiała wiele do życzenia, więc zaczęła tworzyć się gęsta atmosfera.
Sevilla. Wprowadzenie do sezonu
Spis treści
Ślad poprzednich rozgrywek
Do pewnego stopnia zakłamywano rzeczywistość, bo pewne czyny nie szły za słowami. Najpierw mówiono, że brak awansu z grupy Ligi Mistrzów będzie oznaczał katastrofę finansową, by potem, gdy go zabrakło wciskać, że w sumie jest to bolesna strata, ale dziura budżetowa jest do załatania. Potem już po „spadku” do Ligi Europy uspokajano, że brak awansu do finału wpędzi Sevillę w kłopoty, by potem po odpadnięciu z West Hamem zamiatać sprawę pod dywan. Cały czas wymówką były kontuzje i śpiewka, że wynikały z tego, że w Sevillę swego czasu mocno uderzyła pandemia, a zabrakło uderzenia się w pierś i refleksji, czy pozyskano właściwych piłkarzy i czy aby na pewno kilku z nich nie miało przewlekłych problemów z kontuzjami.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Skończyło się na tym, że choć Sevilla w ogólnym rozrachunku się nie skompromitowała, to nie skorzystała z szansy. Dodatkowo powstała spora dziura budżetowa, którą wykopali Monchi i Castro. Jaki był tego efekt? Sprzedaż jeszcze przed końcem sezonu Diego Carlosa i oczekiwania na spieniężenie w trybie natychmiastowym Julesa Kounde.
Francuza też już nie ma, a wciąż Sevilla musi liczyć każdego euro i zastanawiać się jak wszystko ładnie spiąć, by zespołu nie osłabić, a wzmocnić. Monchi mówi, że są dość bierni, bo nie chcą, ot tak przepalić wszystkich zarobionych pieniędzy, ale jak jest naprawdę? Wygląda to bardziej na sytuację, w której jest świadomość, że brakuje wciąż środków, przyjęło się swego czasu postawę defensywną i nie przygotowano zbyt wielu opcji na miarę możliwości. W lipcu sprowadzono tylko Marcao, teraz last minute Isco i Telesa.
Bolesne i te mniej bolesne odejścia
Ciężko będzie zastąpić Diego Carlosa i Julesa Kounde, którzy przez trzy ostatnie sezony stanowili o sile drużyny. Choć to piłkarze różni, to świetnie się uzupełniali. Od dawna było jasne, że nadejdzie czas na ich odejścia, ale to, że oddano ich obu równocześnie jest małym kamyczkiem do ogródka Monchiego i jego kompanów. Sprowadzono, co prawda Marcao, o którym będzie mowa w dalszej części tekstu, ale poza nim Sevilla ma tylko:
- Nemanję Gudelja, nominalny defensywny pomocnik, który z konieczności grywał na stoperze,
- Karima Rekika, przeciętny lewonożny środkowy obrońca, który może zagrać na boku,
- I to w sumie tyle, bo od biedy może zagrać w obronie Fernando (lub chłopaki rezerw), ale to osłabianie drugiej linii.
A tak poza Francuzem i Brazylijczykiem, któż jeszcze opuścił zespół z Estadio Sanchez Pizjuan? Alejandro Pozzo, którego wykupiła Almeria. Wypożyczono do Feyenoordu, Oussame Idrissiego – jeden z większych flopów Monchiego w ostatnich latach. Wysłano na rok do Celty, Oscara Rodrigueza, który w Sevilli się nie sprawdził i ostatnia runda w Getafe, również była kiepska w jego wykonaniu. Wypchnięto do PSV, Luuka de Jonga, który ostatni sezon spędził na wypożyczeniu w FC Barcelonie. Wypożyczono do Aston Villi słabiutkiego Ludwiga Augustinssona, który był pierwszym Szwedem w historii Los Nervionenses, ale nie zrobił dobrej reklamy swoim rodakom.
Uporządkujmy więc transfery wychodzące – straty Carlosa i Kounde są duże, ale pozostali piłkarze, którzy odeszli, byli po prostu zbędni. Teraz wypada jednak przejść do sekcji nowych zawodników, bo do Sevilli trafiły ciekawe nazwiska, ale pojawiają się też znaki zapytania.
Marcao. Transfer z niespodzianką
Ze względu na kraj pochodzenia porównuje się go do Diego Carlosa i kilku podobieństw można się doszukać. Ofiarne wejścia, bycie twardym na boisku, podobny wzrost, ale jednak to nieco inny zawodnik. Marcao jest o niebo lepszy w kwestii wyprowadzania piłki, techniki użytkowej i ogólnego rzemiosła piłkarskiego. W tej kwestii bliżej mu do Kounde.
Skąd go Monchi wytrzasnął? Ostatnie trzy sezony z lekkim okładem spędził w lidze tureckiej. Był filarem obrony Galatasaray, z drobną przerwą, która wynikała z tego, że przepaliły mu się styki. Dostał czerwo za to, że rzucił się na swojego kolegę z drużyny – Karema Akturkoglu – i niechlujnie mu przylał. Z czasem odkupił swoje winy, ale trzeba mieć na uwadze, że znów mogą puścić mu lejce i ponownie się odpali.
Marcao operuje głównie lewą nogą, potrafi sprawnie wyjść spod pressingu, podholować piłkę o kilkadziesiąt metrów i jednym podaniem napędzić akcję. Dobry piłkarz dla drużyny, która zamierza dominować poprzez posiadanie piłki, a miejcie na uwadze, że w poprzednim sezonie Sevilla biła często głową mur podczas ataków pozycyjnych. W obronie Marcao jest twardy, silny, nieustępliwy.
Ma potencjał, by wejść na wyższy poziom, a nie jest przecież piłkarskim emerytem. Ma dopiero 26 lat na karku. Wystarczająco, by nie mieć już mleka pod nosem i zdecydowanie za mało, by mówić, że już powoli będzie myślał o piłkarskiej emeryturce. To odpowiedni wiek na weryfikację z prawdziwego zdarzenia. Ustawi się w kolejce z ligowymi średniakami, a może wskoczy na czerwony dywan dla prawdziwych kozaków?
Tylko kto będzie grał u jego boku, bo to jest dość problematyczne, gdy pozbywasz się dwóch stoperów, wypadałoby wypełnić ubytek podobną liczbą nowych graczy, a tu niestety tego nie ma. Mało tego! Marcao trafił do Sevilli (za 12 milionów euro + 3 w bonusach) z urazem i nadal nie jest gotowy do gry. Nie dziwi, że trenerowi Sevilli opadają ręce na samą myśl o nadchodzącym sezonie. W kontekście Sevilli mówiło się o sprowadzeniu Thilo Kehrera i Eric Bailly’ego, ale nic z tego nie wyszło.
Teraz grzany jest temat Victora Nelssona, który w ostatnim sezonie ligi tureckiej tworzył duet właśnie z Marcao. Duńczyk miałby kosztować między 13 a 20 milionów euro. Za 24-latka rok temu Galatasaray zapłaciło 7 milionów euro FC Kopenhadze. Grać w piłkę niewątpliwie potrafi, ale na ten moment tylko tureckie media są przekonane, że trafi do Sevilli, która potrzebuje wzmocnienia na tej pozycji.
Alex Telles. Naprawić i oddać?
Do tej pory podstawowym lewym obrońcą w Sevilli był Marcos Acunia. Argentyńczyk ma mnóstwo atutów w grze do przodu i nie raz oczarował kibiców swoimi zagraniami. Poprzedni sezon nie był jednak już tak udany w jego wykonaniu. Powód? Urazy, które nie zawsze pozwalały mu grać od pierwszej minuty. A nawet jak grał, to często na zaciągniętym ręcznym. Rozpieścił w pierwszym sezonie, by w drugim pokazać nieco gorszą wersję. Nie on pierwszy i nie ostatni, ale nie powinno się go skreślać.
Jego zmiennikiem w teorii był Ludwig Augustinsson, ale Szwed kompletnie się nie sprawdził, a po drugie porównywanie tej dwójki nie ma kompletnie sensu, bo to tak jakbyście zestawili nóż i łyżeczkę. Oba przedmioty przydają się podczas spożywania posiłków, ale są kompletnie inne. Augustinsson w grze do przodu wyglądał bardzo, ale to bardzo słabo, do tego stopnia, że lepiej od niego wypadał nominalny środkowy obrońca Karim Rekik.
Monchi uznał, że teraz czas wytoczyć potężne działo i wypożyczył z Manchesteru United – Alexa Telesa. Dobry piłkarz? Jeszcze jak. Dośrodkowania pryma sort, ale na Old Trafford sypało mu się zdrowie i nie zawsze przekonywał. Wcześniej był jednym z najlepszych piłkarzy w lidze portugalskiej, gwarantem nabijania goli i asyst. Teraz ma robić to samo w andaluzyjskim klubie.
Telles w tym roku otrzymywał powołania do reprezentacji Brazylii. Jednak zagrał tylko z Paragwajem i Boliwią. Choć ostatnio tylko podgrzewał ławkę, to i tak może mieć nadzieję na wyjazd na katarski mundial, ale pora wziąć się w garść i nabijać licznik dobrych spotkań. Wcale nie jest powiedziane, że wygra rywalizację z Acunią i nie wiadomo, kto będzie numerem jeden.
Zapytano Brazylijczyka podczas prezentacji, co może wnieść do drużyny i odpowiedział w następujący sposób:
– Myślę, że mogę pomóc na wiele sposobów. Codziennie poprawiam się w kwestii gry obronnej. Mogę pomóc przy stałych fragmentach, z ostatnim podaniem, ale przede wszystkim wnosząc dużo pasji do naszej gry. Trener mnie zna i skupiam się tylko na treningu, aby być gotowym na kolejny mecz.
Na plus jest to, że przepracował okres przygotowawczy z Manchesterem United i nie przyszedł z kontuzją jak jego rodak… Warto dodać, że Sevilla nie zagwarantowała sobie ani obowiązku wykupu, ani pierwokupu, więc jest to raczej ruch pożycz, napraw, oddaj, a potem pomyślimy.
Isco. Dziesiątka do zespołu, który niechętnie gra z dziesiątką
Tego jegomościa nie trzeba nikomu przedstawiać. Jakość piłkarską niewątpliwie posiada, zdobył dużo z Realem Madryt, ale nie za bardzo pasował do tej drużyny. Szybka zagadka. Jakie „dziesiątki” sprawdziły w obozie Los Blancos? Nieważne, bo w Realu od wieli lat nie ma zbytnio miejsca dla takich piłkarzy i w tym problem.
I tu ciekawostka, bo w Sevilli jest podobnie. Julen Lopetegui – zwłaszcza w drugiej części sezonu – próbował ustawienia z ofensywnym pomocnikiem, ale nie raz dał do zrozumienia, że wolałby grać nieco inaczej. Temat jest złożony, bo często Papu Gomez stara się grać jako podwieszony napastnik (nawet gdy rzucają go na skrzydło), który ma większą swobodę, ale wynikało to częściej z potrzeby chwili i chęci samego piłkarza, by trzymać się z dala od linii bocznej, niż zaleceń trenera. To może zwiastować kłopoty Isco, choć Lopetegui jest fanem talentu tego piłkarza i dobrze dogaduje się z nim dogaduje.
Wydaje się, że Isco nie powinno zabraknąć motywacji. Po cichu marzy o powrocie do kadry, w której ostatni raz zagrał ponad trzy lata temu, jeszcze w czasie pracy Roberta Moreno. Ciężko będzie wkupić się w łaski Luisa Enrique, ale ten ma w nosie opinie ekspertów, robi swoje i radzi sobie bardzo dobrze. Jeśli tylko Isco dojedzie poziomem, to kto wie, może pojawi się na zgrupowaniu La Roja.
Swoją drogą to kolejny piłkarz, który w ostatnich miesiącach opuścił mocny zespół z kartą w ręku. Z jednej strony to dobre, bo zawodnik ma większą swobodę w wyborze klubu, z drugiej nie każdy potrafi sobie dobrze zorganizować kariery, a w przypadku Isco nie jest tak, że opuścił ostatni klub po świetnym sezonie.
Hiszpan nie kryje zadowolenia, że ostatecznie podpisał właśnie z Sevillą. Zależało mu na możliwości gry w Lidze Mistrzów. Były piłkarz Realu Madryt zgodził się też na znacznie niższą pensję niż w poprzednim klubie. Ma ponoć zarabiać milion euro netto rocznie, dopiero po uwzględnieniu wszystkich bonusów może dobić do pięciu milionów. Uczciwa opcja, będą sukcesy, to i na konto wpłynie więcej środków. Mimo wszystko jest małą zagadką. Przez ostatnie dwa lata uzbierał tylko około 1400 minut. Nie wiadomo jak jego ciało zareaguje na większy wysiłek. Może okazać się, że mniej wyczerpujące pod względem minut sezony zakonserwowały jego ciało na kolejne lata i przedłużą karierę. Równie dobrze, może zacząć się sypać.
A jak to się może skończyć?
Sevilla ma naprawdę ciekawy zespół, ale wymaga odpowiedniego zestrojenia, wzmocnienia środka obrony i przebudzenia napadziorów. Mecze towarzyskie to pokazały, a ciężkie lanie od Arsenalu (0:6), było jasnym sygnałem – bez solidnych stoperów, Sevilla nie musi być nawet najlepsza w regionie. Kwestia napastników ma prawo spędzać sen z powiek fanów tego klubu. Rafa Mir nie strzelał w sparingach i miał problemy zdrowotne. Youssef En-Nesyri, choć nie wyglądał najgorzej, to miał problemy ze skutecznością.
Zastanawia jedna rzecz. Skoro był płacz o urazy i potencjalne przemęczenie, to dlaczego ten zespół tylko w lipcu zrobił drogą lotniczą około 30 tysięcy kilometrów? Promocja, sprawy biznesowe, okej, ale skoro w poprzednim sezonie problemem był urazy, to po co zwiększać ryzyko ich wystąpienia.
Żeby nie było tak smutno. W Sevilli znajdziecie sporo graczy, którzy potrafią w pojedynkę stworzyć przewagę i stworzyć spektakl. Erik Lamela, Papu Gomez, Jesus Corona, teraz Isco, ale wiele spraw będzie kręciło się wokół zdrowia i wydajności na przestrzeni całego sezonu. Kadra Sevilli jest na tu i teraz. Znajdziecie w niej mnóstwo piłkarzy, którzy mają już w rubryce „wiek” trójkę z przodu. Możemy ich nawet wymienić: Jesus Navas, Fernando, Papu Gomez, Ivan Rakitic, Bono, Thomas Delaney, Macos Acuna, Nemanja Gudelj, Marko Dmitrović, Erik Lamela, Isco, Alex Telles. Nie mówimy, że jest to kadra emerytów, ale średnia wieku pierwszego zespołu wynosi ponad 29 lat. Mimo wszystko trzeba o tym pamiętać w kontekście, przyszłości i potencjalnych urazów. Jest kim grać, dlatego warto obserwować, ale i w przypadku obiecującego początku, lepiej położyć ręce na kołderce, by się na koniec sezonu nie rozczarować.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Łzy szczęścia po 0:6 i piłkarski inny świat. Robert Lewandowski w Barcelonie | REPORTAŻ
- Wielkie show dla Polaka. Prezentacja Roberta Lewandowskiego w Barcelonie od kulis
- Atletico zamknęło kadrę, ale czy jest gotowe na ligę?
- Jak Villarreal zbroi się do nowego sezonu?
Fot. Newspix.pl