Czesław Lang lubi powtarzać, że Tour de Pologne kreuje przyszłe gwiazdy peletonu. Kto wie, czy te słowa nie sprawdzą się po raz kolejny – zwycięzcą 79. edycji polskiego wyścigu został Ethan Hayter. I owszem, o sporym talencie i możliwościach Brytyjczyka wiadomo od dobrych kilku lat, ale nie zmienia to faktu, że na szosie – bo jest też świetnym torowcem – to dla niego najważniejsze zwycięstwo w karierze.
Zdecydowała czasówka
Już przed wyścigiem, patrząc na mapy i przekroje poszczególnych etapów, mówiło się, że to szósty, przedostatni zadecyduje o losach całego wyścigu. Paradoksalnie – to etap najkrótszy. Górska czasówka prowadząca z Nowego Targu do stacji narciarskiej Rusiński liczyła sobie bowiem niecałe 12 kilometrów. Słowo-klucz to jednak „górska” – droga wznosiła się bowiem od startu do mety. Tak trudnego etapu jazdy indywidualnej na czas nie było w Tour de Pologne od lat.
– To naprawdę trudna czasówka – tym bardziej, że jest krótka. Wydaje się, że dłuższa jest trudniejsza, ale nie zawsze tak jest. Na krótszym dystansie trzeba się bardziej sprężyć. Od startu trzeba iść „w trupa”, nie można rozkładać swoich sił. Na tym etapie możemy przede wszystkim patrzyć na klasyfikację generalną. On może decydować o tym, kto wygra cały wyścig. To też etap, który faktycznie wyłoni najmocniejszych – na nim nie można liczyć na zespół. Ile masz w sobie, tyle dasz – mówił Czesław Lang na kanale TurDeTur w rozmowie z Adamem Proboszem kilka dni przed początkiem Tour de Pologne.
Czasówka wywróciła bowiem klasyfikację generalną do góry nogami. Jeszcze przed jej startem można było się zastanawiać, kto najlepiej sobie na niej poradzi – typowi czasowcy, przyzwyczajeni jednak do rywalizacji na bardziej płaskich etapach, czy też może kolarze, którzy świetnie czują się w górach? Wyszło, że ci pierwsi. Bo w górach stracili i Sergio Higuita, do wczoraj lider wyścigu, i drugi w generalce Pello Bilbao, i inni z faworytów, tacy jak Richard Carapaz czy Diego Ulissi. Etap wygrał Thymen Arensman, dla którego był to pierwszy triumf w zawodowym kolarstwie. Ale on został tylko wiceliderem generalki. Na pierwsze miejsce wskoczył bowiem trzeci na mecie czasówki Ethan Hayter.
Zważywszy na to, że ostatni etap wiódł do Krakowa i kończył się sprinterskim finiszem, można było odtrąbić sukces młodego, 23-letniego Brytyjczyka. Choć on sam pozostawał ostrożny.
Ostatni etap jak przewidywano
– Może niektóre zespoły spróbują coś zmienić, wykreować jakieś odjazdy, ale może ekipy sprinterskie nam pomogą i dojdzie do finiszu z głównej grupy. Oby tylko obyło się bez kraks. Nasza strategia? Myślę, że spróbujemy wyprowadzić na jak najlepszą pozycję Elivę Vivianiego. Na razie nie szło mu zbyt dobrze, ale może tym razem będzie lepiej. No a ja postaram się zachować żółtą koszulkę – mówił nowy lider Tour de Pologne przed ostatnim etapem wyścigu (cytat za Interią).
Zresztą powiedzmy sobie wprost – niespecjalnie miał jak ją stracić. Najgroźniejsi rywale nie próbowali akcji, nikt raczej nie łudził się, że może w ostatniej chwili wskoczyć na pozycję lidera. Gdyby różnice były mniejsze – pewnie byłyby takie próby. Ale nad drugim Arensmanem miał 11 sekund przewagi. A to – jak na tego typu etap – naprawdę sporo. Peleton jechał więc dziś głównie po to, by rozstrzygnęły się losy innych koszulek – górskiej, punktowej czy tej dla… najlepszego Polaka.
Po kolei więc. Najlepszy góralem został Jarrad Drizners z ekipy Lotto-Soudal, kolejny ze stosunkowo młodych kolarzy. Dla niego w tym sezonie był to… dopiero trzeci wyścig. I mimo że gór było w tym roku w Tour de Pologne stosunkowo mało, to nadal całkiem spory sukces. Koszulkę dla najaktywniejszego zawodnika zgarnął Patryk Stosz, jadący w barwach reprezentacji Polski. Nie został jednak najlepszym Polakiem, bo ta koszulka wpadła w ręce Jakuba Kaczmarka, najwyżej sklasyfikowanego z naszych rodaków. Z kolei najlepszym sprinterem okazał się Arnaud Demare.
To właśnie Francuz wygrał dziś na krakowskich Błoniach. Na finiszu z peletonu doskonale znalazł sobie miejsce po lewej stronie, skontrował akcję Pascala Ackermanna, po czym pognał do mety, przewodząc stawce na ostatnich stu metrach. Nie dogonili go ani Olav Koiij, ani Phil Bauhaus, ani żaden z pozostałych kolarzy, którzy liczyli na etapową wygraną. Przez wygraną Demare’a okazało się zresztą, że w tym roku na Tour de Pologne ani razu nie triumfował ten sam zawodnik. Grono zwycięzców oprócz Francuza tworzą bowiem: wspomniani Koiij, Bauhaus i Ackermann, Gerben Thijssen, Sergio Higuita i Thymen Arensman.
A cały wyścig wygrał gość, który nie zgarnął żadnego etapu. Tak też czasem bywa.
Co teraz przed Hayterem?
Młody Brytyjczyk już obecnie ma w świecie kolarstwa całkiem niezły dorobek, ale w większości z toru. Jest srebrnym medalistą olimpijskim w madisonie, zostawał też dwukrotnie mistrzem świata, a ogólnie krążków z tej imprezy – w różnych konkurencjach – ma pięć. Na szosie to jego drugi wygrany wyścig etapowy, w poprzednim sezonie triumfował też w Tour of Norway, imprezie z niższej kategorii. Do tego jest dwukrotnym mistrzem Wielkiej Brytanii w jeździe na czas.
Pytanie brzmi: czy zdoła wyjść poza swoją specjalizację?
Jeśli tak, może okazać się naprawdę znakomitym kolarzem czy to na wyścigi jednodniowe – na czele z Klasykami, w których zwycięstwa pożąda większość kolarzy – czy na tygodniówki. Wielkie Toury? Będzie mu trudno, ale z drugiej strony Team INEOS uwielbia inwestować w Brytyjczyków oraz młodych kolarzy i w jego barwach świat kolarstwa podbijali już (wtedy jeżdżąc jeszcze w barwach ekipy zwącej się Team Sky) czy to Chris Froome, Geraint Thomas czy nawet Egan Bernal, który – choć z Kolumbii – to właśnie z tym zespołem okazywał się najlepszy w Tour de France i Giro d’Italia.
Innymi słowy – to dobre miejsce dla kolarza, który chce realizować swoje ambicje. A te Hayter z pewnością ma. W tym sezonie zaliczył przecież już sześć wygranych. Najcenniejszą – zostając przy okazji pierwszym Brytyjczykiem, który wygrał Tour de Pologne – dziś, w Polsce.
Fot. Newspix