Rozkręcili się, chłopcy. W siedmiu z dziewięciu meczów 3. kolejki Ekstraklasy zdobyto minimum trzy gole. Pościgi, strzelaniny, wojny gangów. Działo się. A oto bohaterowie i antybohaterowie tej serii gier.
Kozacy. Dominacja Wisły i Cracovii
Płynie Wisła, płynie… po polskiej krainie, po polskiej krainie. Zobaczyła Lecha, lanie go nie minie!
Wiemy, wiemy, w oryginale ta piosenka patriotyczna brzmi inaczej, ale na początku trwającego sezonu drużyna z Płocka zasługuje, żeby coś jednak zaśpiewać na jej cześć. Nafciarze wystartowali rewelacyjnie. Zdobyli dziewięć punktów, strzelili 10 goli i stracili ledwie jedną bramkę. A dodatkowo trzeba im oddać, że są sprawiedliwi, bo leją wszystkich równo. Bogatych, średnio zamożnych i biednych. Beniaminka ligowego, pucharowicza i wreszcie mistrza. Bez wyjątków. Każdy dostanie swoje, tylko proszę się ustawić w kolejkę! Spokojnie, dla wszystkich starczy. Ale Lechia, Korona i Lech na koniec! Musicie poczekać na rewanże.
Zespół trenera Pavola Stano tym razem oklepał przy Bułgarskiej Kolejorza, a na szczególne pochwały zasłużyli bramkarz Bartłomiej Gradecki, prawy obrońca Aleksander Pawlak i środkowy pomocnik Rafał Wolski.
Zacznijmy od końca. Wolski. Stary, dobry Rafał Wolski. Oj, gdyby ten chłopak miał zdrowie, kto wie, gdzie byłby w stanie dojść! Ale z trzykrotnie zerwanymi więzadłami w kolanie chodzić trudno, więc w sumie dobrze, że doszedł chociaż do Płocka, a tam do formy, jaką prezentuje w obecnych rozgrywkach. Technika, podanie, strzał, drybling. Kapitalny ofensywny pomocnika na nasze warunki.
Na Lechu najpierw cudownie zmieścił dośrodkowanie między obrońców rywali i było 1:0, a następnie huknął zza pola karnego, jakby od niechcenia, i zrobiło się 2:0. Sprawiał wrażenie, że przyszło mu to tak łatwo, że w sumie to nawet nie chciał, ale musiał. Przeciwnicy sami się prosili, a skoro tak grzecznie prosili, to wysłuchał. Jak na wyrozumiałego dla poddanych króla środka pola przystało.
Z kolei jego kumple z drużyny – Pawlak i Gradecki – rosną jak drożdżach. Stano w trakcie rundy wiosennej wyciągnął Pawlaka z rezerw, zadbał o niego i dał szansę, a ten z meczu na mecz się rozwija. Gradecki sezon kończył na wypożyczeniu w II lidze w Wiśle Puławy i pewnie sam nie wierzył, że po powrocie będzie górą w rywalizacji z Krzysztofem Kamińskim. Zresztą w obu przypadkach zdawało się, że może są młodzi i zdolni, tyle że nikt nie wiedział, do czego i dopiero aktualny szkoleniowiec Nafciarzy znalazł odpowiedź. Do dobrej gry.
Choć Wisła z Płocka pędzi, kroku dotrzymuje jej Cracovia, która w piątek dała lekcję Legii Warszawa. Na zaszczytne miejsce wśród kozaków w szeregach Pasów zapracowali obrońca David Jablonsky i ofensywni pomocnicy Michał Rakoczy oraz Jakub Myszor. Czech wystąpił tylko za sprawą kłopotów zdrowotnych Mateja Rodina, ale dobitnie pokazał trenerowi Jackowi Zielińskiemu, że można na niego liczyć. Pewnie mógłby coś na ten temat powiedzieć Maciej Rosołek, tyle że nie za bardzo go słychać z kieszeni defensora ekipy z Krakowa…
Natomiast dwaj 20-letni Polacy wyrastają na liderów Cracovii. Przebojowi, kreatywni, dynamiczni, dobrzy technicznie, z ostatnim podaniem i wykończeniem, a do tego piekielnie zadziorni. Nie ma płakania, tylko gotowość do walki o swoje. Chłopaki i do tańca, i do różańca. Tutaj sobie we dwóch wypracują gola, tam sprintem wrócą na własną połowę i wślizgiem zatrzymają atak przeciwników. Przeciwko Legii Myszor asystował i wywalczył karnego, a Rakoczy zdobył bramkę. Ach, ta dzisiejsza młodzież!
Z pozostałych kozaków musimy wywołać do tablicy Bartosza Śpiączkę. Nie bój się, będzie miło! Za występ ze Śląskiem – brawo, chłopaku. To jest piłka nożna. Pokazałeś, że kto ma głowę na karku i serce gotowe do walki, może przesądzać o wynikach meczów. Zdobyłeś dwie bramki, z czego ta pierwsza cholernie trudna. Tak trzymaj.
Badziewiacy. Obdukcja Lecha i Legii
Tutaj dominują przedstawiciele zespołów z Poznania i Warszawy. Co gorsza, w tym momencie wydaje się, że to jedyne zestawienie, w którym są w stanie dominować…
Cóż, nie imponuje ani Lech, ani Legia. Oczywiście, zmieniono trenerów, nowi potrzebują czasu, nie uzupełniono braków, itd. To wszystko prawda. Tyle że, ludzie kochani, szanujcie zdrowie własnych kibiców! Nie przystoi mistrzowi Polski i najlepszej ekipie ostatniej dekady dostawać takiego manta, jakie zebraliście od Wisły i Cracovii. Przecież lekarze jeszcze was do końca nie opatrzyli. A tu nie było przypadku. Ewentualnie skojarzenie z jednym – narzędnikiem (z kim? z czym?). Bo z czym do ludzi?
Fanów Kolejorza musi niepokoić słaba forma Jespera Karlstroema. Gdzie się podział ten szef z ubiegłego sezonu? Co to za gość biega w koszulce z jego nazwiskiem? Z kolei kibiców Legii powinno martwić, że Bartosz Slisz pasuje do stylu gry Runjaica jak kwadratowy klocek do okrągłego otworu. Nie ma i pewnie nie będzie miał atrybutów w rozegraniu Damiana Dąbrowskiego, z czym chyba muszą się w Warszawie pogodzić.
Należy wspomnieć o jeszcze jednym z reszty badziewiaków – Bartoszu Bidzie. Jakim cudem młodzieżowiec Jagiellonii Białystok skończył spotkanie z Pogonią Szczecin bez gola? Wyjątkowej sztuki dokonał szczególnie, kiedy na pustą bramkę z bliska kopnął w ten sposób, że Dąbrowski jeszcze zdołał zablokować uderzenie. Serio, czapki z głów. W tej sytuacji łatwiej trafić niż spudłować jak Bida.
CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Czasem wybierasz pomiędzy rodziną i karierą. Do tej pory wybierałem karierę…
- Galancie się pokazałeś, Widzewie. Witaj z powrotem w Ekstraklasie
- Rybak: Lech to syte koty. Byleby kasa się zgadzała
foto. Newspix