Reklama

Miedź klepała, Warta strzelała

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

30 lipca 2022, 22:54 • 4 min czytania 42 komentarzy

Czasami obecność jednego zawodnika naprawdę wiele zmienia. W Warcie Poznań po raz pierwszy w tym sezonie zagrał Adam Zrelak i od razu obejrzeliśmy inną drużynę, w której znów wszystko się zgadzało. „Zieloni” po dwóch porażkach podnieśli się w Legnicy, odnosząc zasłużone zwycięstwo. A w Miedzi muszą się poważnie zastanowić nad sposobem swojego grania, bo ten, który dziś zobaczyliśmy, nie ma prawa się sprawdzić w Ekstraklasie. 

Miedź klepała, Warta strzelała

Miedź zaprezentowała nam klasyczny przykład bezproduktywnego posiadania piłki i przewagi, z której nic nie wynika. Środkowi pomocnicy w osobach Cacciabue, Domingueza i Chuki tak dobrze czuli się z futbolówką przy nodze, że rzadko pozbywali się jej bez przyjęcia. Często dopiero po kilku kontaktach decydowali się na zagranie i to przeważnie mało odkrywcze – zwłaszcza ten pierwszy. Wszystko było wolne, przewidywalne, bez elementu zaskoczenia, bez pomysłu. Dla zespołu tak zwartego w defensywie jak Warta była to woda na młyn.

Miedź Legnica – Warta Poznań 1:2. Posiadanie dla posiadania

A jak już czasem ktoś błysnął indywidualnie — na przykład Dominguez efektownie przerzucający piłkę w środku pola nad Żurawskim czy Kobacki mijający dwóch rywali — brakowało ciągu dalszego. Efekt? Poza golem wyrównującym, który padł w dużej mierze przez poważny błąd Roberta Ivanova (ciągle myślami gdzie indziej?) wycofującego piłkę pod nogi Henriqueza, gospodarze praktycznie nie stwarzali sobie sytuacji. Rzadko kiedy dochodziło nawet do jakiegoś zamieszania i większej kotłowaniny w polu karnym Warty.

Dawid Szulczek po laniu z Wisłą Płock postanowił wrócić do korzeni i do podstaw. Zadanie miał o tyle ułatwione, że do drugiej linii mógł już wstawić Macieja Żurawskiego, a do ataku Adama Zrelaka. Szkoleniowiec poznaniaków przyznał, że gdyby Milan Corryn był zdrowy, Słowak najpewniej zacząłby spotkanie na ławce. Innego wyboru na pozycję „dziewiątki” jednak nie było, dlatego podjął ryzyko i posłał do boju nie do końca gotowego piłkarza.

Opłaciło się. To właśnie Zrelak dał „Zielonym” prowadzenie, kapitalną grą bez piłki gubiąc krycie Aurtenetxe i dostawiając stopę po podaniu Jakuba Kiełba. Wreszcie był z przodu ktoś, kto nieustannie naciskał na obrońców, potrafił się z nimi rozbijać i sumiennie pracował w pressingu, dokładając do tego piłkarską jakość.

Reklama

Wspomniany Aurtenetxe w największym stopniu zawalił także drugą bramkę, przegrywając walkę w powietrzu z Żurawskim. Pomocnik gości świetnie wyskoczył do wrzutki Matuszewskiego, co przypłacił kontuzją. Zaraz potem zszedł, a zmienił go Miguel Luis, czyli kolejny zawodnik, który wrócił do Warty już na stałe.

Warcie należał się rzut karny

Aurtenetxe powinien mieć również na koncie sprokurowany rzut karny po faulu na Szczepańskim. Sytuacja podobna do tej z meczu Lechia – Rapid, gdy biało-zielonym w samej końcówce należała się jedenastka po faulu na Flavio Paixao. W obu przypadkach sędziowie gwizdka nie używali, co trudno zrozumieć, bo w każdym innym sektorze boiska tego typu przewinienia przy wyskoku kończyłyby się przerwaniem gry. Patryk Gryckiewicz generalnie nie do końca panował nad meczem i podejmował sporo nerwowych decyzji. Nic dziwnego, że obaj trenerzy nie wytrzymywali i skończyli z żółtymi kartkami.

Za wcześnie na daleko idące wnioski, ale na razie Miedź ma duże problemy z kreacją w grze i nie widać, żeby w takich okolicznościach miała plan awaryjny. Przypomina to trochę „tiki-takę” Cracovii Wojciecha Stawowego z sezonu 2012/13. Nawet gdy „Pasy” wygrały wtedy cztery mecze z rzędu, czuło się, że na dłuższą metę nic z tego nie wyjdzie, bo całościowo ich gra była nieprzekonująca i osadzona na zbyt kruchych fundamentach. I tak też się potem stało.

Warta wróciła do tego, czym imponowała wiosną: przykrycie swoich wad przy jednoczesnym wyeksponowaniu atutów dzięki mądrej taktyce. Dziś Szulczek na starcie wystawił tylko dwóch piłkarzy o typowo ofensywnej charakterystyce, a mimo to jego zawodnicy w fazie ataku nie tracili głowy, o czym świadczy akcja przy pierwszym golu. Nogę dostawiał Zrelak, ale popisowo rozegrali ją Kiełb z Matuszewskim, czyli nominalnie dwaj boczni obrońcy. Jeszcze 2-3 jakościowe transfery i rozmowy o szansach na utrzymanie będą wyglądały inaczej.

Reklama

 

 

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

42 komentarzy

Loading...