Kluby Premier League powoli kończą swoje przedsezonowe przygotowania i wyczekują 1. ligowej kolejki. Od ostatnich meczów poprzedniej kampanii w wielu drużynach doszło do sporej liczby zmian. Jednym z liderów pod tym względem jest ekipa Leeds. Niestety roszady na Elland Road w znaczącym stopniu mogą wpłynąć na pozycję w zespole Mateusza Klicha.
Nowy trener, nowa rzeczywistość
Do zapoczątkowania rewolucji w szeregach Pawi doszło w ostatnich dniach lutego. To wówczas posadę stracił Marcelo Bielsa, czyli człowiek, który zyskał szacunek absolutnie każdego sympatyka klubu. Doświadczony Argentyńczyk zbudował zespół, który w pięknym stylu awansował do Premier League i tym samym zapewnił miastu powrót na najwyższy szczebel rozgrywkowy po 16 latach przerwy. Budował drużynę, która mimo braku gwiazd grała widowiskowy futbol, czym zachwyciła wszystkich kibiców na Wyspach. Mecze Leeds w pierwszym sezonie po awansie oglądało się z zapartym tchem, a my mogliśmy liczyć na regularnie występującego w nich Polaka.
Sprawy zaczęły się gmatwać w drugim sezonie w elicie. Plaga kontuzji spowodowała, że drużyna znacznie obniżyła loty, a Bielsa uparcie tkwił przy swojej filozofii gry i nie zamierzał jej zmieniać, nawet pomimo bardzo słabej sytuacji Leeds w tabeli. W obawie przed powrotem do Championship zarząd klubu postanowił rozstać się z Argentyńczykiem na dwanaście kolejek przed końcem poprzedniego sezonu. Nowym menedżerem drużyny mianowany został Jesse Marsch. Oznaczało to zmiany na wielu poziomach, poczynając od wyborów personalnych amerykańskiego szkoleniowca.
Ostatecznie skupił się on na ratowaniu drużyny w Premier League. Na przestrzeni ostatnich dwunastu kolejek musiał wyciągnąć Pawie ze strefy spadkowej, by w kolejnych rozgrywkach móc układać zespół po swojemu, wciąż w najwyższej klasie rozgrywkowej. Marsch nie zdecydował się więc na diametralną zmianę w stylu gry oraz rewolucję w pierwszej jedenastce. Poza tym nie miał do tego wszystkich potrzebnych narzędzi, bo dysponował przecież tym samym składem co Bielsa. Moment wytchnienia przyszedł dopiero w ostatniej kolejce. Po golach Raphinhi i Jacka Harrisona Leeds pokonało Brentford, a Marsch mógł cieszyć się z wykonanej misji.
O poziomie zmian przeprowadzonych w trakcie trwającego okna transferowego niech świadczy fakt, że niedługo w klubie może nie być żadnego ze strzelców bramek we wspomnianym meczu. Brazylijczyka już w nim nie ma, a Harrison jest łączony z plotkami o odejściu do Newcastle.
Nowe transfery dodadzą skrzydeł?
Kibice oglądający poczynania Leeds na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów byli przyzwyczajeni do tych samych nazwisk. Bielsa nie zwykł rotować swoich zawodników, a do większych zmian zmuszały go tak naprawdę tylko kontuzje. Włączając mecz z udziałem Pawi było wiadomo, że na boisku, najpewniej od pierwszej minuty, pojawią się Luke Ayling, Stuart Dallas, Kalvin Phillips, Mateusz Klich czy Raphinha. Teraz jednak wiele się w tej kwestii zmieni. Trwa pierwsze okienko transferowe pod wodzą nowego szkoleniowca i już widać, że Amerykanin nie zamierza marnować czasu i planuje ustawić zespół po swojemu.
Częściowo był do tego zmuszony, bo kadra jego zespołu uszczupliła się o dwa bardzo poważne nazwiska. Najpierw Manchester City rzucił 42 miliony funtów za Phillipsa, przez co Leeds straciło serce i płuca swojego zespołu, a do tego zawodnika, który regularnie występował w reprezentacji Anglii. Niedługo później zakończyła się saga transferowa związana z Raphinhą. O Brazylijczyka najbardziej zabiegano w Barcelonie i na Stamford Bridge. Ostatecznie klepnięto ofertę Katalończyków, a do klubowej kasy wpłynęło ponad 50 milionów funtów.
“PIRLO Z YORKSHIRE” I JEGO DROGA NA SZCZYT
Z drugiej strony transferów przychodzących do Leeds nie można traktować jako wypełniających luki, bo zostały one dopięte jeszcze przed sprzedażą najważniejszych zawodników. Pawie większość swoich transakcji doprowadziły do końca jeszcze w pierwszych dniach lipca. Sprowadzone nazwiska to w dużej mierze ludzie sprawdzeni wcześniej w boju przez Marscha. Tak prezentują się wszystkie dotychczasowe nabytki Pawi:
- Brenden Aaronson (RB Salzburg) – 29 mln euro,
- Luis Siniesterra (Feyenoord) – 25 mln euro,
- Tyler Adams (RB Lipsk) – 20 mln euro,
- Rasmus Kristensen (RB Salzburg) – 13 mln euro,
- Marc Roca (Bayern) – 12 mln euro,
- Darko Gyabi (Manchester City) – 5,80 mln euro.
Nawet na pierwszy rzut oka widać, że nowe nabytki ewidentnie mają dodać skrzydeł nowej ekipie. Aaronson, Adams i Kristensen – cała trójka przychodzi z zespołów, które są napędzane przez słynny koncern napojów pobudzających. A pamiętajmy, że Marsch był wcześniej niemalże symbolem klubów, które mają w logo popularnego byka. W trakcie swojej kariery przeszedł całą ścieżkę – zaczynając od New York RB, poprzez RB Salzburg, kończąc na RB Lipsk. Tam mu się nie powiodło, więc pierwszy raz od 2015 roku znalazł pracę w miejscu niepowiązanym z wcześniejszymi. Nie przeszkadza mu to jednak w otoczeniu się ludźmi, z którymi wcześniej współpracował i którym najwidoczniej ufa.
Nie ma Bielsy, nie ma pewnego składu
A to nie jest najlepsza informacja dla Klicha, który już w poprzednim sezonie nie miał najmocniejszej pozycji w zespole. Niewątpliwie najlepszymi momentami reprezentanta Polski w karierze na Wyspach były sezon 2019/20, w którym Leeds awansowało do Premier League, a Polak przez cały sezon ominął tylko jeden mecz, oraz kampania 2020/21, w której regularnie występował w jednej z najlepszych lig świata.
Oprócz dobrej dyspozycji, która po prostu się broniła i pozwalała mu na regularne występy, nie bez znaczenia była w tym przypadku obecność w klubie Bielsy. Argentyńczyk był zafascynowany grą Klicha i uważał go za absolutnie fundamentalną postać swojego zespołu. Niejednokrotnie w swoich wypowiedziach chwalił naszego rodaka, mówiąc nawet, że znalazłby on sobie miejsce w każdej drużynie na świecie, więc tym bardziej cieszy się, że gra akurat w Leeds. Ostatni sezon w wykonaniu Klicha nie należał jednak do najlepszych. Pod wodzą Marscha tylko dwa razy zagrał w meczu Premier League w pełnym wymiarze czasowym, a w arcyważnym spotkaniu ostatniej kolejki przeciwko Brentford na boisku pojawił się tylko na kilka minut.
Niektóre media związane z Leeds zaczęły nawet doszukiwać się zgrzytów na linii reprezentanta Polski z nowym menedżerem. Wszystko przez rozmowę obu z nich w trakcie meczu Leeds z Crystal Palace. Niedługo później, w trakcie przerwy, Klich został zmieniony. O sprawie dla mediów związanych z klubem wypowiadał się nawet były piłkarz Pawi i reprezentacji Anglii, Paul Robinson. – Klich grał w tym sezonie więcej niż się spodziewałem, ale jego relacje z menedżerem nie wyglądają na najlepsze. Nie słyszeliśmy co zostało powiedziane na boisku, ale nie wydaje się to być harmonijna relacja.
Oczywiście gdyby doszło do poważniejszej różnicy zdań, reprezentanta Polski mogłoby nie być już w klubie. Tymczasem Klich przygotowuje się z drużyną do nowego sezonu i nie ma tematu jego odejścia, więc nie ma co wyolbrzymiać całej sytuacji. Niemniej, transfery nowego trenera jasno pokazują, że Marsch nie mógł mieć całkowitego przekonania do swoich środkowych pomocników, a Klichowi o miejsce w pierwszym składzie będzie prawdopodobnie dużo trudniej niż w poprzednich sezonach.
Ogromna konkurencja, a mundial tuż za rogiem
Spośród sześciu nowych nabytków, aż cztery stanowią piłkarze grający w środku pola. Wobec dwóch z nich można mieć wygórowane oczekiwania, co prawdopodobnie zapewni im stałe miejsce w pierwszym składzie drużyny. Zwłaszcza, że obaj współpracowali już z Marschem.
Klich w rozmowie z “BBC Radio Leeds” wspominał, że pod wodzą Amerykanina gra nieco bardziej defensywie i jego rola na boisku bardziej przypomina grę defensywnego pomocnika. Pod wodzą Bielsy grał bardziej jako ósemka, przez co zwykle było go pełno w każdej części boiska, zdarzało mu się też grać na dziesiątce. Ze słów reprezentanta Polski wynika, że przed najbliższym sezonem można upatrywać go w roli pomocnika, który raczej nie zapuszcza się blisko bramki rywala, a to sugeruje, że jego największym rywalem w walce o skład może być Tyler Adams.
Wydaje się, że jest on zastępstwem za Phillipsa, zarówno jeśli chodzi o obowiązki na boisku, jak i częstotliwość pojawiania się na nim. 23-latka łączy z Marschem naprawdę wyjątkowa więź. Amerykański piłkarz swoje pierwsze kroki stawiał w New York RB właśnie pod wodzą dzisiejszego szkoleniowca Leeds, natomiast w 2019 roku przeniósł się do Lipska, gdzie po czasie znów mógł z nim współpracować. Mimo krótkiej kariery pomocnika, będzie to więc już trzecie miejsce, w którym ma okazję trenować pod okiem Marscha. A ten ściągając go za 20 milionów euro, raczej nie zdecydował się na taki ruch, by sadzać swojego żołnierza na ławce.
JESSE MARSCH – AMERYKAŃSKIE DZIECKO RED BULLA
Drugim pewniakiem do gry jest najdroższy w tym okienku transfer Pawi – Brenden Aaronson. To kolejny rodak Marscha i kolejny, z którym wcześniej pracował – obaj spotkali się w Salzburgu. W jego przypadku mówimy o piłkarzu o zdecydowanie bardziej ofensywnej charakterystyce, ale wciąż będzie on zajmował jedno z miejsc w linii pomocy. Nie do końca wiadomo w jakiej formacji będzie występowała ekipa z Elland Road, ale obecność Aaronsona na pewno nie wpłynie korzystnie na liczbę występów Klicha w zbliżającym się sezonie.
Jakby tego było mało, klub sięgnął też po Marco Rocę z Bayernu i Darko Gyabiego z drugiej drużyny Manchesteru City. O ile ten ostatni raczej nie będzie faworytem do gry, tak 25-letni Hiszpan to kolejny konkurent dla reprezentanta Polski.
Finał historii może być taki, że w obliczu wszystkich transferów Klich spadnie w hierarchii zawodników na swojej pozycji i nie będzie mógł liczyć na regularną grę. To z kolei bardzo ważna informacja także dla kibiców reprezentacji Polski. W Anglii do momentu rozpoczęcia mundialu rozegranych zostanie szesnaście kolejek ligowych. W obliczu kontuzji Jakuba Modera, ewentualna strata miejsca w składzie i przesiadywanie na ławce Klicha mogłoby stanowić naprawdę mocny ból głowy u członków sztabu szkoleniowego naszej reprezentacji.
Czytaj więcej o Premier League:
- Poważna kontuzja, liczne wypożyczenia i wyhamowana kariera. Problemy Polaków w Brighton
- Ucieczka się nie udała. Ronaldo wraca do Manchesteru
- Z getta na salony. Gianluca Scamacca i wymykanie się ograniczeniom
Fot. Newspix