Lech Poznań i niedoszłe transfery. Temat stary jak świat, mający swoją długą tradycję, wciąż kultywowany przez władze „Kolejorza”. Wypisaliśmy więc kilka najbardziej jaskrawych przykładów z ostatnich lat, gdy poznański klub niby chciał, niby skautował, niby wyrażał zainteresowanie, a i tak z transferu wyszły nici.
Piłkarze, którzy nie trafili do Lecha Poznań
DAMIAN KĄDZIOR
Przykład z ostatnich dni, który jak na dłoni obnaża niechęć Lecha do wydawania pieniędzy. Piast oczekiwał za niego 850 tysięcy euro. Za jednego z najlepszych pomocników Ekstraklasy, wciąż niestarego, regularnie notującego dobre liczby, z wzorową mentalnością, który w dodatku chętnie zagrałby przy Bułgarskiej. Piłkarz kosztowałby zatem mniej niż Velde czy Ba Loua, a przecież mowa o znacznie większej gwarancji tego, że stałby się gwiazdą „Kolejorza”.
Ale negocjacje w wykonaniu poznaniaków to istny kabaret. Pierwsza oferta? 250 tysięcy plus wypożyczenie Ramireza. Druga? 350 tysięcy. Trzecia i ostatnia? 500 tysięcy – czyli wciąż bardzo daleko od oczekiwań Piasta, które nie są przecież wygórowane, a odzwierciedlają rynkową wartość tego zawodnika. W efekcie rozmowy zostały zerwane i Kądzior wciąż będzie brylował w Gliwicach.
To niepierwsze podejście Lecha do Kądziora. Były reprezentant Polski był do wyjęcia rok temu za jeszcze mniejsze pieniądze – około 500 tysięcy euro. Wtedy transfer zablokował Maciej Skorża, który chciał zawodnika o innym profilu.
BONIEK: “KĄDZIOR NIE JEST WART 800 TYSIĘCY EURO”. A NIBY DLACZEGO?
– Damian to dobry zawodnik i był na naszej liście. Poważnie rozważałem jego kandydaturę i pojawiły się także pierwsze rozmowy w sprawie pozyskania go. W tym samym momencie zaczęły się jednak pojawiać inne rozwiązania. Zawodnicy o innej specyfice, o innym profilu – tacy, którzy mogą nam dać inne opcje w grze ofensywnej. Uznałem zatem, że warto poczekać i spróbować pozyskać właśnie tych piłkarzy – mówił wtedy szkoleniowiec.
Lech ściągnął Adriela Ba Louę, a Kądzior wykręcił bardzo sensowne liczby – sześć goli i osiem asyst.
JESUS JIMENEZ
Kolejny przykład ligowej gwiazdy, na którą nie połasił się Lech Poznań. Był do wzięcia za niewielkie pieniądze – w jego kontrakcie widniała klauzula w wysokości 650 tysięcy euro. W Górniku co rundę był kluczowym piłkarzem, mógł zagrać na kilku pozycjach, pasował do efektownego i ofensywnego stylu „Kolejorza”…
Lech nie zamierzał jednak aktywować klauzuli, a wszelkie rozmowy z Górnikiem – który miał świadomość, że ta klauzula i tak jest już okazyjna – nie popychały sprawy do przodu. Dodatkowo w Lechu stwierdzili, że charakter Jimeneza może być problemem w momencie, gdy ten trafi do klubu, gdzie nie jest największą gwiazdą (jak w Górniku). Finalnie Hiszpan przeszedł do FC Toronto, gdzie podtrzymuje wysoką formę – w 22 meczach ma osiem goli i trzy asysty.
NEMANJA NIKOLIĆ
– Dziękuję władzom Lecha za to, że mnie nie kupiły, bo gdyby tak było, nie grałbym dziś w największym klubie w Polsce – mówił sam Nemanja Nikolić, bezsprzecznie jeden z najlepszych napastników w historii Ekstraklasy, którego… w Poznaniu nie chcieli.
Piotr Rutkowski mówił wprost, że Lech obserwował węgierskiego napastnika w sezonie 12/13, ale wybrał wówczas Łukasza Teodorczyka. Mimo to Nikolić długo pozostawał na radarze, lecz nigdy do Lecha nie trafił. – Zawsze wyprzedzali go inni piłkarze. Pod jakim względem? Przyczyny były różne, bo ocena skautingu jest bardzo złożona – tłumaczył Rutkowski w Canal+.
Efekt? 55 bramek w 86 meczach Legii Warszawa. Lech w międzyczasie sięgał po takich asów jak Denis Thomalla czy Nicki Bille Nielsen.
MARTIN DUBRAVKA
Martin Dubravka – kojarzycie? No pewnie, że tak, mowa przecież o bramkarzu Newcastle United ze 171 meczami w Premier League. Kiedy jeszcze nie zrobił zawrotnej kariery i grał w duńskim Esbjerg fB, był do wzięcia za grosze.
Dział skautingu uznał wtedy, że to za słaby bramkarz jak na Lecha Poznań. Dalsza kariera Słowaka brutalnie obnażyła tę ocenę – ten najpierw trafił do czołowych czeskich klubów (Slovan Liberec i Sparta Praga), gdzie po ledwie 1,5 sezonu wypromował się na tyle, że Newcastle wyciągnęło go za kilka baniek. Od tamtej pory cały czas jest podstawowym bramkarzem angielskiego klubu, a przez Lecha przewinęli się Matus Putnocky, Mickey van der Hart czy Artur Rudko.
KEVIN KAMPL
Podstawowy piłkarz RB Lipsk, wykupiony z Bayeru Leverkusen za 20 milionów euro, grający wcześniej dla Borussii Dortmund czy Salzburga. Skauci Lecha wypatrzyli go na wczesnym etapie – gdy jeszcze niewiele znaczył w klubowej piłce (grał dla trzecioligowego Osnabrück) i wyróżniał się w słoweńskiej U-21.
– Zabrakło determinacji, a za chwilę był w Borussii Dortmund – mówił w audycji „Stacja Bułgarska” Jacek Terpiłowski, skaut Lecha Poznań. Podobno w „Kolejorzu” zastanawiali się nad tym, czy Kampl nie jest zbyt wątły, by odnaleźć się w polskiej lidze. Jakkolwiek to dzisiaj brzmi – był wtedy dla polskiego klubu realną opcją.
HENRIK OJAMAA
Ostatecznie nie ma czego żałować – okazał się niewypałem Legii Warszawa, w której starał się być solistą, co średnio mu wychodziło. W Poznaniu śmiano się, że Lech podrzucił do lokalnego rywala konia trojańskiego. W momencie samego transferu nikomu w stolicy Wielkopolski nie było jednak do śmiechu. Bo okoliczności podpisania kontraktu z Legią są kuriozalne.
Całą robotę wykonał wtedy Lech – wyskautował zawodnika, porozumiał się z nim, zaprosił do Poznania, ugościł organizując testy medyczne czy zapraszając na mecz. Na przeszkodzie stanęło tylko dogadanie się z Motherwell. „Kolejorz” wystosował aż trzy oferty – każda z nich została odrzucona.
Kiedy z boku obserwowała to Legia, stwierdziła, że skorzysta z okazji. Zaproponowała Szkotom 360 tysięcy euro, co spełniło ich oczekiwania. Przy Łazienkowskiej nie ukrywali, że zainteresowali się tym zawodnikiem dzięki przedłużającym się zapędom rywala z Poznania. Bogusław Leśnodorski mówił wprost: – Zaufaliśmy skautingowi Lecha, który oglądał go o rok dłużej.
KRYSTIAN BIELIK
Historia niedoszłego transferu wychodzącego – znów z Legią w tle – na którym można było szybko zbić grube miliony. Krystian Bielik, jeszcze wtedy zdolny junior Lecha, budził zainteresowanie dużych europejskich klubów. Doskonale wiedziała to Legia, która skusiła go szybką wizją dużego transferu.
Koszt wyciągnięcia go z Lecha? Ledwie trzynaście tysięcy euro. Zarobek, który przyszedł po ledwie pół roku? Ponad dwa miliony. 16-letni wówczas piłkarz rozegrał pięć spotkań dla warszawskiego klubu i szybko czmychnął do Arsenalu, który od dawna miał go na radarze. Bogusław Leśnodorski znów wbijał szpilki w Lecha:
Karol Ja z Tata Krystiana ustalalem gry plan Nim Wy zdaliscie sobie sprawe ze w Kole dobrze szkola…a potem z Arsenem ustalilem co dalej🤷🏼♂️😎 no I skasowalem za To 10 mln pln😉 za Czesc Kupilem Ci w podziekowaniu szampana😉
— B(L)1916 (@BL_1916) June 19, 2019
CARLITOS
Chwilę po wywieszeniu transferu „mamy, kurwa, dosyć”, Lech Poznań wziął się do roboty. W klubie uznano, że trzeba mocniej poszaleć na rynku transferowym, a ściągnięcie króla strzelców Ekstraklasy za pokaźną kwotę – do mediów przedostawały się przecieki o rekordzie Ekstraklasy – miało być metodą na wyjście z kryzysu. I sportowego, i wizerunkowego.
Wisła krzyknęła początkowo dwa miliony. Potem obniżyła oczekiwania o połowę. Lech Poznań głośno mówił o potrzebie ściągania piłkarzy z jakością, nawet jeśli to kosztuje, by nie popełnić błędów transferowych sprzed lat. Pod koniec sagi wydawało się, że to Lech wygra wyścig. Dogadał się już z Wisłą. Rozmawiał z samym piłkarzem. Legia nie chciała się angażować, raczej szukała wzmocnień na innych pozycjach.
I co? W ostatniej chwili do dealu włączyła się Legia, która zwyczajnie przebiła ofertę „Kolejorza”, dając Carlitosowi pensję w wysokości 50 tysięcy euro. Inną sprawą jest, że Hiszpan w stolicy zawiódł, ale przecież w momencie przenosin na Łazienkowską był bez dwóch zdań najlepszym piłkarzem ligi.
FRANITSEK PLACH
Na koniec znów historia najnowsza, ale jakże lechowa. Jeden z najlepszych bramkarzy w lidze od lat i pół roku do wygaśnięcia kontraktu. Brzmi jak idealne okoliczności do solidnego wzmocnienia przed walką o Ligę Mistrzów. Zwłaszcza, że Słowak miał być podobno numerem jeden na liście życzeń „Kolejorza” przy obsadzie bramki na nowy sezon.
Co stanęło na przeszkodzie? Oczywiście finanse. Za bramkarza Piasta trzeba było wyłożyć 200 tysięcy euro. Lech wybrał budżetową opcję, czyli wypożyczenie Artura Rudko, które skończyło się blamażem z Karabachem. Niewykluczone, że temat Słowaka w Lechu jeszcze powróci. Za pół roku, gdy będzie do wyjęcia za darmo…
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Boniek: “Kądzior nie jest wart 800 tysięcy euro”. A niby dlaczego?
- Największe eurowpierdole Lecha w pucharach
- Lechu Poznań, tak się kończy dziadowanie na transferach
Fot. FotoPyK