Spodziewaliśmy się trudnego meczu. Wiedzieliśmy, że USA to lepsza ekipa niż Iran, który Polacy odprawili przedwczoraj po tie-breaku. Ale takiego lania nasza reprezentacja nie doświadczyła… od momentu, gdy szkoleniowcem Biało-Czerwonych został Nikola Grbić. Amerykanie pokonali kadrę Polski w trzech setach, a szczególnie bolesna była ostatnia partia. Przegrana przez nas do trzynastu.
To nie jest już czas na zmiany oraz eksperymenty – mógł powiedzieć sobie Nikola Grbić, bo na mecz z USA wystawił dokładnie taką samą pierwszą szóstkę, co w spotkaniu z Iranem. To znaczy: od początku oglądaliśmy w akcji Bartka Kurka, Olka Śliwkę, Kamila Semeniuka, Jakuba Kochanowskiego, Mateusza Bieńka, Marcina Janusza oraz Pawła Zatorskiego.
Jakie oczekiwania mieliśmy przed dzisiejszym starciem Polaków? Wydawało nam się, że pokonanie USA może być wyzwaniem. Oczywiście nie takim, któremu Biało-Czerwoni nie są w stanie sprostać, ale trzeba przyznać, że Amerykanie są w ostatnim czasie byli w niezłej formie. Świadczyło o tym choćby to, jak sprawnie poradzili sobie z Brazylią w ćwierćfinale Ligi Narodów.
Nie zaczęło się tak źle…
Oczywiście, cały mecz przebiegał pod dyktando USA, ale trzeba przyznać, że w początkowych fragmentach pierwszego seta oglądaliśmy dwie równe sobie drużyny. Podobało nam się przede wszystkim, jak Marcin Janusz korzystał ze swoich środkowych. Brakowało jednak lepszej gry Bartka Kurka. Ba, jakiejkolwiek gry. Możecie w to bowiem nie uwierzyć, ale nasz siatkarz w inaugurującej partii nie skończył… ani jednego ataku. Choć trzeba przyznać, że Janusz też nie grał do niego zbyt często, preferując skrzydło, na którym znajdował się Semeniuk.
W każdym razie – ostatecznie decydująca okazała się końcówka. Przy stanie 21:21 Janusz zepsuł rozegranie na środek, co wykorzystali Amerykanie, wyprowadzając skuteczny kontratak. Po chwili natomiast punktową zagrywkę zaliczył Torey DeFalco. Zrobiło się więc 23:21 dla USA. No i niestety nie udało nam się uratować tego seta.
W drugiej partii można było dostrzec jedną zasadniczą zmianę w grze Polaków – do żywych wrócił Bartek Kurek. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie ciągnął naszą grę w ataku. Amerykanie jednak cierpliwie znosili kolejne punktowe uderzenia naszego atakującego – i choć przez większość seta przegrywali, nie pozwalali, żeby wynik im specjalnie “uciekł”.
A końcówka niestety znowu należała do nich. Byli skuteczniejsi w ataku, a także kapitalni w obronie (tu szczególnie było widać dużą różnicę między reprezentacjami). Nikola Grbić próbował zaskoczyć Amerykanów, wprowadzając na boisko Tomka Fornala, ale nic to nie dało. Seta (wygranego przez USA 25:23) zamknął punktowy blok na Semeniuku.
Przepaść poziomów
Co tu ukrywać – mieliśmy problem. Bo wygranie trzech partii z rzędu z tak dysponowanym rywalem musiało być piekielnie trudne. Na dodatek ekipa Grbicia źle weszła w – jak się okazało – ostatniego seta, Amerykanie szybko uciekli nam na trzy oczka (6:3). Na dodatek zaczęło też dopisywać im szczęście – bo piłka po serwisie DeFalco przeturlała się na drugą stronę i przyniosła punkt USA.
Amerykanin po chwili zresztą pokarał serwisem Zatorskiego i wynik był jeszcze gorszy (3:8). Pozostało nam liczyć, że dojdzie do cudu. Ale tego nie było. Co prawda na parkiecie pojawili się Bartek Bednorz i Tomek Fornal, a potem też Grzegorz Łomacz, ale co z tego? Polska reprezentacja grała nie najlepiej i w pierwszym, i w drugim garniturze. A USA? Szalało. Przede wszystkim na serwisie. DeFalco robił z nami, co chciał. I jedyne pocieszenie, jakie mogliśmy znaleźć, było takie, że w przyszłym sezonie znowu zobaczymy tego kapitalnego siatkarza w Polsce. Konkretnie – w Asseco Resovii Rzeszów.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Wróćmy jednak do sezonu reprezentacyjnego – jutro polskich siatkarzy czeka mecz pocieszenia, czyli o trzecie miejsce w Lidze Narodów. Zagrają w nim albo z Włochami, albo z Francją. Ale bądźmy szczerzy – jeśli się o coś martwimy, to nie o jutrzejszą wygraną, tylko to, czy reprezentacja Grbicia zdoła zbudować wyższą formę na nadchodzące mistrzostwa świata. Bo to one są priorytetem.
USA – Polska (25:23, 25:22, 25:13)
Fot. Newspix.pl