Powiedzmy sobie to jasno: polscy siatkarze pokazali dzisiaj charakter. W czwartej partii meczu z Iranem zostali wręcz zmiażdżeni, ale natychmiast zostawili to za sobą. Na tie-breaka wyszli już kompletnie odmienieni i odpłacili się rywalom pięknym za nadobne, wygrywając go 15:8. To kadra Nikoli Grbicia zagra w półfinale Ligi Narodów!

Biało-Czerwoni swój ćwierćfinał rozgrywali jako ostatni, bo wcześniej wyłoniona została trójka półfinalistów. I co tu dużo gadać – mecze w Lidze Narodów w Bolonii wygrywali tylko faworyci. USA, Włochy, Francja – ta trójka w swoich meczach nie napotkała większych problemów, pewnie zapewniając sobie awans do 1/2 turnieju.
Liczyliśmy zatem, że w przypadku kadry Nikoli Grbicia będzie podobnie. Bo mimo że Iran potrafił nas zaskoczyć w fazie grupowej, nie było wątpliwości, która drużyna generalnie wyglądała w ostatnich tygodniach lepiej. Choć paru zawodników mieliśmy prawo się obawiać – znakomicie punktującego Amina Esmaeilnezhada czy starego znajomego Polaków, Milada Ebadipoura.
Nie było łatwo!
Na początku spotkania doświadczyliśmy czegoś, co rzadko się zdarza. Otóż Bartosz Kurek został dwukrotnie zablokowany. Gorsze wejście w mecz polskiego atakującego nie zmieniało jednak tego, że nasza reprezentacja radziła sobie nieźle. Więcej błędów oglądaliśmy po stronie Irańczyków, udawało nam się wygrywać też wiele spornych akcji na siatce.
W ten sposób ekipa Grbicia zbudowała parę punktów przewagi. A seta, można powiedzieć, zamknął Jakub Kochanowski, który posłał dwie punktowe zagrywki z rzędu i zrobiło się 22:16. Irańczycy, co nie dziwi, już się po tym nie pozbierali. Choć pokazali jeszcze trochę niezłej siatkówki, bo udało im się nieco zniwelować straty (25:21).
Kolejna partia początkowo układała się po myśli Polaków. Ale tylko do pewnego momentu. Bo Irańczycy zdecydowanie poprawili się na zagrywce i po ataku Amina wyszli na prowadzenie (11:10). Po chwili co prawda Polacy zbudowali trzypunktową przewagę, ale nie byli w stanie jej utrzymać. I o wszystkim miała decydować końcówka.
A w niej mieliśmy wiele zaciętych akcji, a także popsutych serwisów. Zła passa na zagrywce została jednak wreszcie przerwana – niestety, przez irańskich siatkarzy. Bo prawdziwy „pocisk” posłał Ebadipour i sprawił, że set trafił do jego zespołu (26:24).
Grbić szukał rozwiązań
Nasi rywale wyrównali zatem wynik spotkania. A my mogliśmy zastanawiać się, co dzieje się z Bartoszem Kurkiem, któremu naprawdę brakowało skuteczności. Wiele zastrzeżeń mogliśmy też mieć do Marcina Janusza – bo rozgrywający ani nie był specjalnie dokładny, ani nie był w stanie gubić bloku rywali. Tak naprawdę grę w ataku trzymał w reprezentacji Polski przede wszystkim Kamil Semeniuk.
Atak to jednak nie wszystko w siatkówce. W połowie trzeciej partii przydała nam się zarówno zagrywka, jak i blok. W pierwszym elemencie błyszczał Mateusz Bieniek, a w drugim Karol Kłos. W dużej mierze dzięki temu duetowi Biało-Czerwonym udało się zbudować niezłą zaliczkę punktową (18:14), której już nie wypuściliśmy.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Dobrej dyspozycji nie udało nam się jednak utrzymać do czwartego seta. Ten od początku do końca należał do Irańczyków. Nikola Grbić wiedział, że wiele już się wskórać nie da. Dlatego wprowadził na parkiet zmienników (Tomasz Fornal, Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Bartosz Bednorz), którzy po prostu mieli się nieco ograć. Na wynik większego wpływu nie mieli (16:25).
I też dlatego na tie-breaka wrócili już podstawowi gracze.
To ta sama drużyna?
Irańczycy są na fali – takie mieliśmy wrażenie. Powiedzmy sobie szczerze – nikogo by specjalnie nie zdziwiło, gdyby poszli za ciosem i w równie efektowny sposób wygrali też decydującą partię. Ale nic takiego nie miało miejsca. Bo to Polacy rozpoczęli ją znakomicie, od prowadzenia 4:0. A potem… wychodziło im absolutnie wszystko. Świetne momenty miał nawet rozczarowujący wcześniej Kurek, swoje robił kapitalny Semeniuk, wiele akcji kończyło się skutecznym blokiem. Generalnie – Polacy pokazali wszystko, czego zabrakło im w czwartym secie.
Irańczycy mogli tylko załamać ręce. Przegrali mecz w pięciu setach i to nie oni zagrają w półfinale Ligi Narodów. Choć trzeba przyznać, że narobili nam dzisiaj trochę strachu. To faktycznie jest drużyna, która, jeśli ma dobry dzień, może pokonać każdego.
W półfinale turnieju w Bolonii Biało-Czerwoni zmierzą się z USA. Nie ma co ukrywać – aby pokonać rozpędzonych Amerykanów (w środę ograli Brazylię), podopieczni Grbicia będą musieli pokazać kawał siatkówki. Początek spotkania w sobotę o godzinie 18:00.
Polska – Iran 3:2 (25:21, 24:26, 25:18, 16:25, 15:7)
Fot. Newspix.pl
Zastanawia mnie, dlaczego w siatkówce tak często, w jednym meczu występuje wręcz wzorcowa sinusoida odnośnie formy zawodników? Wczorajszy mecz jest tego najlepszym przykładem. Pierwszy set nasza dominacja, drugi wyrównany, trzeci całkowicie pod naszą kontrolą, czwarty to gwałt analny na naszej drużynie, set piąty zmiażdżeni rywale, którzy nie zdążyli pierdnąć, a już było po wszystkim. Największy plus takiego grania jest taki, że przynajmniej emocji nie brakuję i można się w fotelu browarem dłużej delektować
W siatkówce gigantyczną rolę odgrywa pewność siebie zawodników. Jak w ataku nie skończysz paru piłek z rzędu to najczęściej zaczyna się kombinowanie, wstrzymywanie ręki, rozgrywający też waha się z dogrywaniem do Ciebie, plan taktyczny się sypie i nagle przeciwnik prowadzi 12:4 i set praktycznie jest pozamiatany.
Ale kolejny set znowu zaczyna się od 0:0 i nawet jeśli w poprzednim dostałeś do 15, to teraz ty możesz być tym, który zacznie trafiać, złapie serię punktów i przeciwnik zacznie się pocić.
Ci najwięksi w siatkówce są najwięksi nie tylko dlatego, że potrafią mocno pierdolnąć, bo potrafi każdy, ale mają też wysoką odporność psychiczną i nawet jeśli przez półtora seta nie grają nic, to potem mogą kolejne trzy wygrać (w uproszczeniu) sami.
Nie da się też tego porównać z piłką, gdzie przy stanie 2:0 do przerwy możesz sobie zacząć grać defensywnie i bronić wyniku. Tu każdy set jest odrębną historią i w każdym musisz się spinać.
Wszystko zaczyna się od przyjęcia. Kiedy Irańczycy przegrywali lub było równo to kopali w polu serwisowym bardzo mocno. Jeśli im wchodziło to u nas z przyjęciem było kiepsko i nie było skuteczności w pierwszej akcji. Jak Irańczykom zagrywka przysiadła to Polakom było dużo łatwiej.
To w tej chwili nie jest drużyna na wygranie ligi narodów ani tym bardziej na Mistrza Swiata.
Główne problemy to dość niski poziom rozegrania i niestabilna zagrywka.
Jak nam serwis idzie to rozwalamy każdego jak nie odepchniemy od siatki to męczymy bułę.
Swoją droga to Leon kiedyś wróci? Chyba z pół roku go nie widziałem w żadnym meczu
Leon dopiero wrócił do lekkich treningów po kontuzji, więc wróci, jak już będzie w stanie grać
Główny problem, to nie rozegranie, ale ODBIÓR zagrywki. Mamy kiepski, niestabilny, wszyscy celują w Śliwkę, który jest naszym najsłabszym ogniwem w przyjęciu, na dłuższą metę sobie nie radzi. Za tym idzie rozegranie – dlatego słabe, bo słaby odbiór. Jesteśmy odrzuceni od siatki, kiepsko nam idzie atak (nierzadko na podwójnym bloku). Dlatego też tak trudno nam się gra z Iranem – ich mocną bronią jest zagrywka. Leon moim zdaniem jest nam niepotrzebny – w ataku podobnie gra Kurek (tak, tak, zerknijcie w statystyki, Leon wcale tak nie wymiatał w ataku, nie wygrywał nam meczów). A w przyjęciu to nawet gorzej niż Śliwka. Swoją drogą się cały czas zastanawiam, dlaczego Leon jest przyjmującym, a nie atakującym bo przyjęcie ma mega słabe.
Odbiór z Iranem był słaby ale rozegranie leżało nawet gdy Janusz miał piłę na tacy. Kilka razy wsadził chłopaków na blok albo wystawiał za plecy. Brakuje nam klasowego rozgrywającego.
Co do Leona to gracz bardzo wartościowy. Pamietam jak sam nam wygrał mecz z Serbią waląc im 6 asów w jednym secie.
Jego rola jako przyjmującego a nie atakujacego wynika zapewne z tego ze w ten sposób będzie mół grac razem z Kurkiem w jednej drużynie a nie jako zmiennik.
Zobaczymy czy nie jest, w grupie jednak graliśmy bardzo dobrze, a Iran z jakiegoś powodu zawsze sprawiał nam spore problemy. Francuzów, Brazylijczyków i Argentyńczyków pokonaliśmy gładko, a to przecież 3 z 4 drużyn które grały w półfinale IO.
Ktoś tu pisał o sinusoidzie wśród zawodników. W gdańsku Śliwka był tak chujowy, że w zasadzie każdy chciał go wywalić. Wczoraj zagrał w pierwszych dwóch setach genialnie. Potem dosyć dobrze. Wczoraj akurat wszyscy zagrali, z wyjątkiem libero Zatorskiego, który zagrał tragicznie dobrze. Janusz może nie równy i Kochanowski zagrał też przeciętnie.
A Kurek według ciebie zagrał dobrze? Atakujący, który w 5 setach zdobywa zaledwie 15 punktów to według ciebie dobry wynik? Francuz Patry w 3 setach zdobył 19 punktów. Kurek jako atakujący z jego warunkami fizycznymi powinien atakować nad blokiem. Ile takich ataków wykonał? Żadnego! Kurek jako atakujący powinien pociągnąć drużynę jak jej nie idzie, a co zrobił? Równał do poziomu.
No mocno średni mecz, niemniej grał wszechstronnie. Zobaczymy jak zagra z USA.
Śliwka w przyjęciu zagrał kiepsko. Przypatrzcie się dokładniej jak on przyjmuje. Wszyscy to wiedzą i wszystkie zagrywki prawie lecą w niego. Taktyka serwisu rywala to celować Śliwkę. W ataku – spoko, ale w przyjęciu słabo.
„Grbić szukał rozwiązań”, to myśmy chyba inny mecz oglądali. Tak szukał rozwiązań, że zamiast wymienić Kurka, który był często blokowany i zagrywalw siatkę, to wymienił skutecznego i myślącego Śliwkę.
Tylko od Śliwki się wszystko zaczynało, bo miał kiepskie przyjęcie. Dlatego go ściągnął.
Bo Śliwka dobrze atakował.