Reklama

Marciniak: – Sędziowie nikogo nie chcą skrzywdzić

redakcja

Autor:redakcja

15 lipca 2022, 20:16 • 10 min czytania 22 komentarzy

– Dostrzegałem problem. Wielu moich VAR-owców było w trudniejszej sytuacji. Myśleli sobie: „Kurde, Marciniak dobrze ustawiony, blisko, nikt mu nie protestuje, nie będę go wołał”. Ale w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, żeby nie patrzeć na to, czy głównym jest takie czy inne nazwisko. Jeżeli VAR uważa, że rzut karny, to musi mnie zawołać i pójdę sobie to obejrzeć. Nie chcę powiedzieć, że ktoś się mnie bał. Myślano po prostu, że skoro moja decyzja została zaakceptowana przez wszystkich na boisku, to raczej ta decyzja jest dobra. Nie zawsze tak było, nie zawsze tak jest i nie zawsze tak będzie – mówił Szymon Marciniak w Kanale Sportowym. Zapraszamy do przeczytania wersji tekstowej tej rozmowy.

Marciniak: – Sędziowie nikogo nie chcą skrzywdzić

Pojawiły się jakieś zmiany w przepisach na nowy sezon czy jedziemy po staremu?

Żadnych zmian raczej nie ma. Ostatnie większe rewolucje miały miejsce jakoś w 2019 roku. Klasycznie pojawiają się pewne zalecenia, idziemy ramię ramię z UEFĄ – nie chcemy miękkich kartek. Tak samo jak jest w europejskich pucharach, tak będzie w Ekstraklasie. Taki przekaz będzie płynął też ze szkolenia dwustu pięćdziesięciu trenerów UEFA Pro ze mną i Tomaszem Mikulskim w Łodzi. Później taka informacja trafi do piłkarzy. Chyba wszyscy zgodzimy się z tym, że próby wykorzystania każdego najmniejszego dotknięcia to największa zakała polskiej, europejskiej i światowej piłki nożnej. W takich sytuacjach ogranicza nas protokół VAR, mimo że wewnętrznie czujemy, iż to powinien być karny, to ciężko jest zareagować, bo nie jest to oczywisty błąd sędziego, a tylko w takich okolicznościach interweniuje wideo-weryfikacja. Musimy pomóc sobie jako sędziowie – nie będziemy gwizdać małych przewinień i nabierać się na wykorzystywanie minimalnego kontaktu.

Czasami możemy nie dostrzec jakiegoś faulu w polu karnym, ale sędzia VAR wskaże na podstawienie nogi i powie: „chodź, sprawdź to jeszcze”. W minionych sezonach często gwizdaliśmy coś, co nie pasowało nikomu. Parę lat temu walczyliśmy z symulowaniem. Taką krucjatę wymusił na nas Miro Radović, bo kilka razy symulował karnego, więc przestaliśmy mu gwizdać. Gwizdek milczał, wielu przestało nurkować, udało się to wyplenić. Ale – tak już bywa – to wraca. Znów chcemy z tym walczyć. Miękkie faule i lekkie kontakty nie będą więc odgwizdywane.

Rozmawialiście na temat błędów z poprzedniego sezonu? Z czego one wynikały? I jak je wyeliminować?

Reklama

Kiedyś co kilka kolejek odbywały się spotkania w gronie sędziowskim w Spale. Takie dyskusje były piekielnie ciekawe. Kiedy jako grupa sędziów oglądamy sporną sytuację, pozwalający na ostrzejszą grę, sędzia mówi, że to dla niego czysta sytuacja, ale ktoś bardziej przewrażliwiony na kontakt i faule dodaje, że wolałby gwizdnąć. Na żywo jest interakcja, rzucamy argumenty, łatwiej znaleźć złoty środek. Wiecie, w dawnych czasach można było łamać nogi. Byli piłkarze często burzą się, że coś jest faulem, a kiedyś nim nie było. Kaziu Węgrzyn zawsze powtarzał, że kartka może być, jak już poleje się krew, a dzisiaj, niestety, jak zagrasz w piłkę, ale idzie to przez nogi, to mówimy co najmniej o zagraniu nierozważnym, czyli o żółtej kartce, a może i czymś większym. Trzeba iść z czasem, dostosowywać się do najnowszych zaleceń.

Nie ukrywam, że kilka kolejek nie powinno się zdarzyć. Najgorzej było chyba w 28. albo 29. kolejce, kiedy nałożyły się dwa czy trzy mecze z głośnymi błędami sędziowskimi. Porozmawialiśmy, pogadaliśmy, mam nadzieję, że wejdziemy dobrze w nowy sezon. W zeszłym tygodniu skończyliśmy zgrupowanie. Bardzo owocne. Przeanalizowaliśmy fajne przykłady. Szczególnie o ręce, bo choć ten przepis jest trudny do interpretacji dla postronnych obserwatorów, to sędziowie, uwierzcie mi, są tak otrzaskani, że działają jak automaty, jak roboty, bo tyle widzieli już tych przypadków. Czasami trudno jest to wytłumaczyć. Ktoś powie, że pozwalamy na błąd techniczny zawodnika, że promujemy dziadostwo, ale taka jest prawda, nie ze wszystkim musimy się zgadzać – mamy gwizdać w myśl zasad.

Trudno dziwić się, że ludziom trudno jest się w tym wszystkim połapać. 

Jeśli zawodnik sam siebie nabija w rękę, która jest powyżej głowy, dla wszystkich najfajniej byłoby jakby był rzut karny. I dla nas też, ale jest jak jest, trzeba się dostosować. Najbardziej kontrowersyjne sytuacje zostały wyjaśnione. Poszliśmy dalej, bo to też nic nie kosztuje – niech sędzia sobie dwa razy pójdzie do monitora i wszystko zweryfikuje, rozwiąże zagwozdkę na spokojnie. Inna sprawa, że też nie chcemy przesadzić z lataniem do VAR-u. Po wprowadzeniu tego systemu był taki sezon, że ciągle ganialiśmy do tego telewizorka. Z każdym dotknięciem, muśnięciem, problemikiem. Piłkarze i trenerzy byli bardzo niezadowoleni, bo chodziło o pierdółki. Technologia jest super, zawodzi zawsze czynnik ludzki, ze wszystkich stron.

Przy wideoweryfikacji albo używamy stop-klatek, albo spowolnienia, więc czysto brakuje wiernego oddania dynamiki sytuacji. Jak sędziowie radzą sobie z tym zaburzeniem prawdziwego tempa sytuacji?

Arbiter główny widzi wszystko w normalnym tempie i w czasie rzeczywistym, ale niekiedy ktoś zasłoni mu wizję, czegoś nie dojrzy, normalna sprawa. W międzyczasie sędzia na wozie VAR rozgrywa swój własny mecz. Ma spowolnioną wizję. W jego optyce każda szarpanina, każdy kontakt jest wyolbrzymiony. To jest ta trudność przy znalezieniu złotego środka. Są sytuacje, gdy ktoś na VAR-ze przesadnie skupi się na super-slow-motion, znajdzie jakiś mikro-ruch, który przy tysiącach klatek może jest nienaturalny, ale w naturalnym tempie nic się tam nie dzieje, zawodnicy nie oczekują żadnej interwencji VAR. No ale tylko my jedyni się czegoś doszukujemy. To nie jest złośliwe. Nikt się na nikogo nie uparł, nikt dla nikogo nie chce źle. Kiedy słucham opinii, że ten sędzia nie lubi tej drużyny albo ta drużyna ma pecha do jakiegoś arbitra, to wiem doskonale, że nie ma w tym grama prawdy.

Reklama

Jak oceniać rękę w polu karnym? Przykład meczu Lecha z Karabachem. Gol na 3:1 pada z ewidentnego spalonego. Tylko, że mecze tej fazy europejskich pucharów nikogo nie obchodzą, więc nie było VAR-u…

Wprowadziłbym VAR wszędzie, ale za mało znaczę, żeby o tym decydować. Tych meczów jest tak dużo, że wszystko rozgrywa się w kwestii ograniczeń logistycznych i ludzkich. Mecz Lecha z Karabachem prowadził sędzia drugiej kategorii, nie arbiter z elity, miał prawo popełnić błąd. Zgadza się jedno: gdyby działał VAR, bramka na 3:1 nie zostałaby uznana, powtórki wideo są w tej kwestii bezwzględne. Dwóch zawodników dość ewidentnie znajdowało się na pozycji spalonej, a trzeci zawodnik wybiegał ze środka i nie był na pozycji spalonej. Zagwozdką było to, kto dotknął piłkę, ale nawet jeśli zagrałby ją tylko zawodnik ze środka, to i tak byłby spalony, bo zawodnik z lewej strony, najbardziej wysunięty i najbliżej ustawiony bramkarza, rzucił się, zrobił ruch na bramkarza. To już był spalony, nie miało znaczenia, kto dotknął piłkę. Nie chcę się wymądrzać, ale VAR wprowadziłbym wszędzie. Sędziowie są mięsem armatnim. Najłatwiej w nich uderzyć. Zawsze się tłumaczyliśmy. Wszyscy wokół widzieli powtórki, a sędziowie – najbardziej zainteresowani – nie widzieli. Szansę obejrzenia danej sytuacji mieli dopiero po meczu, najpóźniej ze wszystkich, kiedy mleko się rozlało, wszyscy psioczyli…

Kiedy jest afera z udziałem sędziów, arbitrzy nie powinni od razu wyjść i się z niej wytłumaczyć?

Przykaz musiałby pójść z góry. Jako sędziowie nie możemy wybierać sobie momentów, w których wychodzimy tłumaczyć się ze swoich decyzji. Uważam, że nikomu nie powinno się ani zabraniać występować medialnie, ani też tego nakazywać.

Czyli twoim zdaniem powinna być to indywidualna decyzja sędziego?

Każdy z nas jest inny. Nie popełniłem w życiu ani jednego, ani dwóch, ani pięciu błędów. Popełniłem dużo więcej. I to jest normalne, bo prowadziłem mnóstwo spotkań. Zdarzało się, że wychodziłem i przepraszałem. W dawnym meczu Jagiellonii z Legią nie gwizdnąłem karnego na Jacku Góralskim, wszedłem do szatni Jagi, pogadałem z chłopakami. Wiadomo, że moje stosunki z piłkarzami są inne, często koleżeńskie. Ale jeśli ktoś ma wyjść, zestresować się, bo tak też jest… Nie każdy nadaje się, żeby wyjść przed kamerę i powiedzieć kilka słów, to wcale nie jest takie łatwe. Też jesteśmy ludźmi. Wielu z nas ma podłoże piłkarskie. Ma żal do siebie po złej decyzji. Wchodzisz do szatni, jesteś zły na wszystkich i na siebie przede wszystkim. Myślisz, że może trzeba było nagiąć protokół, żeby było sprawiedliwie. Że ktoś ucierpiał. Nikt nie jest masochistą, że jedzie do domu, a jakaś drużyna straciła ważne punkty na twoim błędzie.

Nie mam problemu z tłumaczeniem się. Od razu wyjaśniam wątpliwości. Czasami czegoś nie gwizdnę, ktoś ma pretensje, zaraz gwizdnę po lekkim dotknięciu w środku pola. Słyszę, że nic nie było. Odpowiadam, że wtedy nie gwizdnąłem, to niech mają chociaż teraz! Są sytuacje, z których można wybrnąć z klasą i z dowcipem. I wiele jest takich momentów pół na pół, albo w lewo, albo w prawo. Staram się balansować swoje decyzje. Jeśli coś się zdarzy – oby nie – nie będę miał problemu, żeby wyjść i przeprosić.

Bywa, że sędziowie są zmęczeni materiałem? Zwyczajnie zajechani?

Śmiech na sali. Trenujemy jak zawodowi piłkarze. Dla mnie żadnym wielkim wysiłkiem jest jednego dnia prowadzenie meczu jako sędzia główny, a następnego dnia siedzenie na wozie VAR w innym mieście. Dwa lata temu brałem udział w sześćdziesięciu czterech meczach. Słuchałem wywiadów piłkarzy po trzydziestu trzech czy trzydziestu czterech meczach. Wszyscy narzekali na zmęczenie. Ja w czasie spotkania nie mogę zejść w siedemdziesiątej piątej minucie…

Wysiłek jest inny. Natężenie jest inne. Odnowa, regeneracja. Praca na wozie VAR jest dla mnie przyjemnością, bo to robota, którą kocham. Siedzenie przez dziewięćdziesiąt minut przed monitorem nie kosztuje mnie ani grama nieprzyjemności. W UEFA też mnie monitorują, wiedzą, ile sędziuję, ale i tak cały czas wypuszczają mnie jako sędziego VAR.

Pogodziłeś się już z VAR-em? 

Zaczęło się od meczu mistrzostw świata między Niemcami i Szwecją. Miałem sytuację z Jeromem Boatengiem. FIFA oceniła ją jako pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Było lekkie pchnięcie przy strzale. Wychodzę z założenia mundialu musisz być pewny na sto procent, żeby gwizdnąć karnego. Ale jeżeli VAR mówi do mnie po piętnastu sekundach, że na sto procent nie gwizdnąłby tego, że to na pewno dobra decyzja, a później wracam i słyszę, że Marciniak nie chciał iść do VAR-u… kompletna głupota, nawet szkoda było to komentować, nawet nie zabierałem głosu.

Dostrzegałem problem. Wielu moich VAR-owców było w trudniejszej sytuacji. Myśleli sobie: „Kurde, Marciniak dobrze ustawiony, blisko, nikt mu nie protestuje, nie będę go wołał”. Ale w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, żeby nie patrzeć na to, czy głównym jest takie czy inne nazwisko. Jeżeli VAR uważa, że rzut karny, to musi mnie zawołać i pójdę sobie to obejrzeć. Nie chcę powiedzieć, że ktoś się mnie bał. Myślano po prostu, że skoro moja decyzja została zaakceptowana przez wszystkich na boisku, to raczej ta decyzja jest dobra. Nie zawsze tak było, nie zawsze tak jest i nie zawsze tak będzie.

W Europie posędziowaliśmy parę dobrych meczów. Tam nikomu nie robi różnicy podchodzenie do monitora. Po prostu decyzja ma być dobra. A nie, że ktoś ci w raporcie obniży ocenę, bo skonsultowałeś się z wozem VAR. W ćwierćfinale Real-Chelsea w Lidze Mistrzów zmieniłem swoją decyzję, bo dotknął ktoś tam piłkę palcem przed strzałem. Wszyscy powiedzieli, że super i za chwilę dostałem półfinał. Nikogo to nie bolało. I tak samo jest w Polsce. Młodsi sędziowie nabrali odwagi. Kiedy trzeba mnie zawołać, to mnie wołają.

Trochę luźniej – zawodnicy, którym najtrudniej się sędziuje? 

W Ekstraklasie raczej nie miałem żadnego problemu z zawodnikami. Kontakt ze wszystkimi jest w porządku. Pogadać lubił – o dziwo – Błażej Augustyn, ale teraz nie będziemy się widywać, bo przeszedł do trzecioligowej Wieczystej. Wiadomo też, że południowcy mają inne podejście. Wydaje im się, że każdy kontakt z nimi powinien kończyć się faulem. Kilka razy mieliśmy różne zdania z Josue. Świetny piłkarz, ale lubi ustawiać po swojemu, a sędzia nie może sobie na to pozwolić. Mieliśmy ze dwie-trzy krótkie dyskusje. Wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie i wszystko było dobrze – ja gwizdałem, on sobie grał. Wielu jest takich jak on. Ivi Lopez lubi machnąć ręką, pokazać, że jest faulowany, ale to są sympatyczni ludzie i też czują, że są lepsi technicznie od innych, więc więcej im się należy. Musimy dbać o nich ciut bardziej, bo to oni przyciągają widzów, pieniądze i sponsorów do Ekstraklasy. Ich się fajnie ogląda, ale też nie są świętymi krowami.

Czytaj więcej przed startem Ekstraklasy:

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Antoni Figlewicz
5
Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Ekstraklasa

Anglia

Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Antoni Figlewicz
5
Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Komentarze

22 komentarzy

Loading...