– Dojrzałem do myśli, że ci ludzie w Ekstraklasie to są tacy sami ludzie, jakich spotyka się w niższych ligach, tylko lepiej grają w piłkę. Ale pod względem relacji, funkcjonowania na co dzień w szatni nie ma większych różnic. W tej robocie często wystarczy być normalnym, mówić prosto i zwięźle. Nie ma co komplikować futbolu – mówi Dawid Szulczek, trener Warty Poznań. Rozmawiamy o ewolucji „Zielonych”, problemem z napastnikiem, inauguracji sezonu z Rakowem i kulisach przedłużenia kontraktu z Wartą.
Która Warta Poznań jest mocniejsza kadrowo – ta na ostatni mecz poprzedniego sezonu z Wisłą Kraków? Czy ta, która wyjdzie na pierwszy mecz tego sezonu w Częstochowie?
Nie byłem zadowolony z tego meczu z Wisłą Kraków. Zrobiliśmy sporo zmian w składzie, a był to też mecz z otoczką, która wywoływała średnie odczucia. Ale zabrakło nam nawyków taktycznych, bo dokonałem kilku zmian pozycji zawodników i pewnie dlatego tak to wyglądało. Co do kadry – nie będzie aż tak wielu zmian. Na tym mi zależało, by nie było ich za wiele, bo chciałbym kontynuować proces treningowy. Poza Stravopolousem nie będzie dużo rotacji. Przedłużyliśmy wypożyczenie Szczepańskiego, więc rewolucji w składzie nie ma.
Nie ma też Miguela Luisa i Franka Castanedy.
I ich będzie na pewno brakowało, bo dawali nam jakość piłkarską. Ale patrząc na zespół widzę zawodników, którzy zrobili na przestrzeni ostatnich miesięcy postęp piłkarski. Niektórzy wyszli z problemów zdrowotnych. Taki Szczepański w maju udowodnił, że może grać na dobrym poziomie w Ekstraklasie. Doszedł do siebie, z Piastem miał asystę, z Wisłą Płock i Wisłą Kraków strzelił gole. Nilo Maenpaa i Konrad Matuszewski – oni też zrobili ogromny progres. Wiktor Pleśnierowicz doszedł do zdrowia.
Będę dalej wyliczał odejścia – Łukasz Trałka też już w Warcie nie zagra.
Jego nie da się zastąpić „jeden do jednego” pod względem wpływu na szatnię i na to, co dzieje się na boisku. Ale po to ściągnęliśmy Stravopoulosa, byśmy nie stracili tego sposobu gry w defensywie, jaki wypracowaliśmy wiosną. Dima ma wejść w buty Łukasza. Wrócił wspomniany Pleśnierowicz, pozyskaliśmy Kamila Kościelnego, więc tutaj te ubytki w postaci Trałki, Pawłowca i Courtney-Perkinsa zostały uzupełnione.
Widzę, że szukasz plusów w tym, że piłkarze się rozwinęli.
Tak, bo to nie jest tylko tak, że kadrę zespołu ulepszasz transferami z zewnątrz. Patrzę na Maenpaę, patrzę na Matuszewskiego i wiem, że oni są lepsi niż pół roku temu. W dodatku w klubie został Kupczak, przedłużyliśmy umowę z Kopczyńskim oraz Kiełbem, więc to też oznaka stabilizacji i rozwoju, bo oni się rozwinęli. Okres przygotowawczy to potwierdza. Przy podobnej objętości treningowej mamy zauważalny postęp w porównaniu do zimy pod kątem szybkich biegów i sprintów, więc jako zespół zrobiliśmy krok do przodu. Możemy biegać więcej i szybciej, a w tym kierunku idzie futbol.
Natomiast na początek sezonu nie macie nikogo z trójki ofensywnej, która wyklarowała się wiosną. Castaneda jest w Tajlandii, Luis wrócił do Rakowa, a Zrelak nie trenował przez cały okres przygotowawczy.
I ich oczywiście nam trochę brakuje. Ale Jayson Papeu wrócił do treningów, jego organizm przyzwyczaił się do naszych obciążeń. On jest mocno obudowany mięśniami i miał problem z tym, by układ krążeniowo-oddechowy przyzwyczaił się do tych bodźców. To nie tak, że w dwa-trzy tygodnie go do tego dostosujemy. Myślę, że na przestrzeni całej rundy będzie się lepiej czuł się fizycznie. Nie chcemy, by miał przydomek „sympatyczny rugbysta”, tylko żeby faktycznie pokazał kibicom jaki ma potencjał. On też narzuca na siebie presję związaną ze strzeleniem gola, bo wiem, że mu to ciąży. O Szczepańskim już mówiłem, on też przewidziany jest do gry na jednej z dziesiątek.
A Zrelak? Co z nim właściwie jest?
Miał złamanie zmęczeniowe piątej kości śródstopia. To coś, co się długo ciągnie. I mam też tutaj swoje za uszami. Wystawiłem go na mecz z Piastem Gliwice, gdy nie mieliśmy jeszcze zapewnionego utrzymania. W ten sposób przedłużyłem jego rekonwalescencje o kilka tygodni. Moja wina, biorę to na klatę. Przez to początek sezonu będzie trudniejszy, ale wtedy nikt o tym nie myślał, bo chcieliśmy się za wszelką cenę utrzymać. Nawarzyłem piwa i trzeba je wypić, musimy sobie teraz radzić inaczej. Widziałem o tym przez cały okres przygotowawczy, że Adama nie będzie na początku sezonu. Przez to szukaliśmy innych opcji i innego sposobu grania naszej „dziewiątki”.
I na „dzień dobry” czeka was wymagający test. Zaczynacie do wyjazdu do Częstochowy.
Czasem po powrocie do szkoły pani z fizyki witała klasę, a następnie mówiła „wyciągamy karteczki” i robiła klasówkę. Gdy dowiedzieliśmy się, że w pierwszej kolejce gramy z Rakowem, to towarzyszyły nam podobne odczucia, jak wtedy w szkolnych ławkach. Ale ja zawsze miałem dobre oceny z fizyki. (śmiech)
To kto może zastąpić Zrelaka? W sparingach testowałeś tam Jakóbowskiego i Corryna.
Tak, to dwie z trzech opcji. Tą trzecią jest występ Szymona Sarbinowskiego, który nieźle wyglądał w sparingach, rozważamy jego wejście z ławki. Jakóbowski może grać jako taki nieprzyjemny do pilnowania napastnik, który będzie wyciągał centralnego stopera. Corryn to coś między Zrelakiem a Jakóbowskim. Będziemy na tej dwójce bazować. Nie chcę obiecywać młodemu Sarbinowskiemu debiutu, bo różnie to się może poukładać, ale to ciekawy chłopak, który udowodnił w okresie przygotowawczym, że stać go na dobrą grę. Nominalnie to ofensywny pomocnik, ale grał też jako napastnik w tych sparingach, sprawdziliśmy go na wahadle, strzelił gola z Miedzią.
Chodzisz po klubie i marudzisz, że wzmocnień ofensywy nadal nie ma? Każdy zdaje sobie sprawę z ograniczeń finansowych Warty, ale wywołujesz presję na władzach, by napastnik czy ofensywny pomocnik pojawił się szybciej niż później?
Szklanka jest do połowy pełna i do połowy pusta. Gdy będę się koncentrował na brakach, to może ktoś mi do tej szklanki doleje, ale nie będę miał energii na istotniejsze rzeczy. Wolę skupić się na tych zawodnikach, na których mogę liczyć i których mamy, a nie na tych, których moglibyśmy pozyskać. To po pierwsze. A po drugie – ja oczywiście rozmawiam z ludźmi w klubie i wiemy wszyscy, że warto byłoby kadrę tej drużyny wzmocnić. Ale musimy być cierpliwi. Miguel Luis dołączył do nas po pierwszym meczu wiosny, Castaneda po drugim. Więc przypuszczam, że ktoś do nas dojdzie, ale dopiero po rozpoczęciu sezonu. Poza tym to jest teraz taki moment, gdy możemy dać komuś szansę spośród zawodników, którzy przy skompletowanej kadrze mogliby jej nie dostać. W meczu z Górnikiem Łęczna tak było i jedni szansę wykorzystali, inni nie. Podchodzę do tego tak, że może nagle opcja z Jakóbowskim czy Corrynem wypali? Ja wierzę, że nam pomogą.
Nowy przepis o młodzieżowcu ci się podoba?
Akceptuję każdy przepis, który obowiązuje mnie jako trenera. Aczkolwiek nie jest zwolennikiem dawania szans tylko za PESEL. Zmiana natomiast ułatwia mi codzienne funkcjonowanie z tym przepisem. Wcześniej przy kontuzjach czy kartkach trzeba było stawiać na młodzieżowca na siłę, byle był. Teraz trenerzy mają większe pole manewru. Było też tak, że np. miałem taki plan na mecz, że chciałem wykorzystać dwóch młodzieżowców od początku spotkania. Ale trzeci młodzieżowiec był wyraźnie słabszy i jeśli chciałbym dwóch pierwszych zmienić w trakcie meczu, to nie mogłem. Taką patologię miałem w Wigrach Suwałki. Dzisiaj tego robić nie trzeba, mam młodzieżowców takich jak Grobelny i Matuszewski, którzy są ograni. Do tego Szmyt, Pleśnierowicz, Sarbinowski i Rakowski, którzy też mogą zapunktować dla nas w tym rankingu. Dochodzi też taka opcja, że jeśli jesienią dobrze zapunktujemy minutami młodzieżowców, to wówczas tych zawodników mniej ogranych będziemy mogli wypożyczyć podczas zimowego okna transferowego. Nawet jeśli na 3-4 mecze nie będziemy mieli żadnego młodzieżowca w składzie, to nie będzie trzeba panikować. Więc generalnie jestem zadowolony z tych modyfikacji.
Latem rozważaliście zmianę ustawienia Warty? Na przykład wrócić do gry na czwórkę w tyłach?
Jeśli przyjdzie taki okres w sezonie, gdy przejdziemy na ustawienie z czwórką w tyłach, to nie powinno być problemu z tym, bo trenowaliśmy taki wariant przez dwa tygodnie w okresie przygotowawczym. Dodatkowo mamy ten atut w postaci Kupczaka i Kopczyńskiego – oni trenowali też jako stoperzy, więc dostajemy więcej opcji. Na przykład: zaczynamy z trójką z Kupczakiem jako stoperem, ale w trakcie meczu musimy zmienić ustawienie, wówczas Kupczak przechodzi wyżej i możemy grać już na czwórkę w tyłach. I odwrotnie – zaczynamy na czwórkę z np. Kopczyńskim, w trakcie meczu przechodzimy na trzech stoperów za sprawą cofnięcia „Kopy”. Jesteśmy bardziej elastyczni dzięki tym treningom w trakcie przygotowań. Natomiast chcemy kontynuować to, co dawało nam punkty wiosną, a punkty dawało nam ustawienie 3-4-2-1.
Czyli Warta nadal będzie elastyczna i pragmatyczna?
Chciałbym, żebyśmy grali więcej piłką. Ale na Raków… Cóż, jeśli oni są najlepsi w lidze bez piłki. Z Rakowem będziemy gotowi na to, by stanąć niżej w obronie, zagrać dłuższą piłkę, nacisnąć ich czasem pressingiem i zmusić do błędu. Z nimi otwarta gra kończy się często źle.
Powiedziałeś, że chcecie więcej grać piłką. Na czym to będzie polegało?
Czasami będziemy grać tak jak wiosną, czyli koncentracja na pressingu, obronie i szybkich przejściach z obrony do ataku. A kiedy indziej będziemy próbować korzystać z gry wahadłowych, których wcześniej używaliśmy do biegania i pressingu. A do tego będziemy wykorzystywać mocniej nasze dziesiątki – Szczepańskiego czy Papeau, którzy dobrze się czują w centrum boiska. Ale mówię od razu – z Pogonią czy Rakowem nie będziemy cudować i udawać Manchester City. Jesteśmy w piłce seniorskiej, nas rozlicza się z wyniku. A i tak uważam, że pod względem kreacji notujemy stały postęp. Widziałeś nasze statystyki z wiosny w kontekście gry piłką?
Owszem. Postęp pod względem podań progresywnych, posiadania, wejść w ofensywną tercję i wejść w pole karne.
Liczby przemawiają za moją tezą, że mamy więcej działań pozytywnych z piłką. To o czym wspomniałeś, do tego podania kluczowe, no i działania obronne w pressingu. Wyżej odbieraliśmy piłkę, mieliśmy wówczas krótszą drogę do bramki przeciwnika. Ale naszym celem było przede wszystkim lepsze zagrywanie w tę trzecią strefę, czyli gdybyśmy sobie podzielili boisko na trzy części, to ta najbliżej bramki rywala jest nazywana „trzecią strefą”. Zapraszaliśmy rywala do pressingu i potrafiliśmy go zaskoczyć.
To akurat było zauważalne. No i pomogły też transfery z zimy.
Oczywiście. Doszedł Nilo Maenpaa, dostałem do dyspozycji Castanedę i Luisa. Całościowo jako klub zdaliśmy ten egzamin. Ktoś znalazł pieniądze na transfery, ktoś postarał się o sprzedaż zawodników i to przyniosło nam pieniądze, ktoś tych nowych piłkarzy znalazł. Utrzymaliśmy się i nie musieliśmy desperacko walczyć o ten byt w lidze. A ostatecznie najwięcej wygrałem ja, bo z drugiej ligi dotarłem do Ekstraklasy. (śmiech)
Czego się nauczyłeś przez pół roku w Ekstraklasie? O co jesteś mądrzejszy?
Ciekawe pytanie… Chyba najbardziej dojrzałem do myśli, że ci ludzie w Ekstraklasie to są tacy sami ludzie, jakich spotyka się w niższych ligach, tylko lepiej grają w piłkę. Ale pod względem relacji, funkcjonowania na co dzień w szatni – tutaj nie ma większych różnic. Ja miałem to szczęście, że zaliczyłem to przetarcie będąc w sztabie Wisły Kraków. W szatni był Marcin Wasilewski, Paweł Brożek, Rafał Boguski, Kuba Błaszczykowski. Dużo mi to dało, czerpałem sporo z ich opowieści. „Broziu” często mówił o prostocie i o tym, co mu najbardziej pasowało u trenerów. Dało mi to trochę do myślenia. Że w tej robocie często wystarczy być normalnym, mówić prosto i zwięźle. Później podobne wnioski przekazał mi Łukasz Trałka. Przemyślenia mam zatem takie, że nie ma co komplikować futbolu. A druga myśl jest taka, że każdy chce być częścią procesu – władze klubu, sztab, zawodnicy, ludzie w klubie. Gdy każdy to poczuje, to dostaje więcej energii.
Liga rusza za moment. Zawsze próbujemy sobie podzielić zespoły na grupy – ta walczy o mistrzostwo, ta o puchary, ta o utrzymanie. Mam wrażenie, że ta grupa walcząca o utrzymanie jest wyjątkowo szeroka i wy też się do niej zaliczacie. To dla was dobrze czy źle?
Im więcej takich drużyn, tym lepiej dla nas, bo możemy kogoś przeskoczyć. Ja jestem pragmatyczny – jeśli będzie więcej drużyn o niższej jakości, to sprawia, że możemy znaleźć się wyżej w tabeli. I już tylko od nas zależy to, czy to wykorzystamy. Inna sprawa, że ta liga jest mocno spłaszczona, wiosną przecież widzieliśmy to doskonale, że tam była cała grupa, którą nominowano do spadku czy do walki o utrzymanie się do ostatniej kolejki. Więcej kolejek sprawia, że nawet jak wystartujesz słabo, to masz więcej meczów na to, żeby te punkty odrobić. Sytuacja jest o tyle komfortowa, że trwa jeszcze okienko, więc wystartujesz bardzo słabo, to możesz jeszcze kogoś ściągnąć. Ja czuję komfort. Komfort też wynika z tego, że się utrzymaliśmy i czuję, że zawodnicy mi ufają. Odbiór naszej pracy jest dobry, zyskuję pewność w działaniach i nie muszę się obawiać tego, że moja posada wisi na włosku.
Długo trwały rozmowy na temat przedłużenia twojego kontraktu z Wartą?
Jakieś piętnaście sekund. Usłyszałem „Dawid, chcemy przedłużyć z tobą kontrakt”. Odpowiedziałem „fajnie, to przedłużajmy”. Ot, cała filozofia.
WIĘCEJ O WARCIE POZNAŃ:
- Nowa jakość bronienia. Defensywna przemiana kluczem do utrzymania Warty? [ANALIZA]
- Dawid Szulczek: Może młodzi trenerzy nie boją się ryzyka, bo nie dostawali linijką po rękach? [WYWIAD]
- Warta Poznań – pokazać, że biedny też potrafi
Fot. FotoPyK