To chyba jedna z najbardziej przykrych historii ostatnich lat w futbolu. Jeszcze dekadę temu Jack Wilshere był uznawany za największy talent angielskiej piłki, ale później wszystko poszło nie tak, jak powinno. W ostatnich latach wychowanek Arsenalu był już tylko cieniem samego siebie i rozpaczliwie próbował ratować swoją karierę. Teraz, w wieku 30 lat postanowił ją definitywnie zakończyć. Tym samym dołączył do szerokiego grona zawodników, dla których piłka nożna przeobraziła się z marzenia w koszmar.
– W który momencie powiedzieć: „dość”? Szczerze mówiąc, nie wiem. Będę próbował aż… Powiedziałem mojemu agentowi, że nie chcę ciągle czekać. Zaraz nadejdzie styczeń i okaże się, że zmarnowałem kolejny sezon. Nie staję się młodszy i nie chcę tego. Już raz to zrobiłem – te słowa Jack Wilshere wypowiedział w sierpniu 2021 roku, w rozmowie z Davidem Ornsteinem. Wygląda na to, że już wtedy doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co może się stać w ciągu kilku najbliższych miesięcy.
Spis treści
Odrzucenie
Trudnych momentów w karierze Wilshere’a było wiele, ale ten był chyba najtrudniejszy. W tamtym okresie Anglik rzeczywiście mógł poczuć, że znalazł się na marginesie futbolu i doszedł do miejsca, w którym nikt nie chce mu zaoferować pracy. Od opuszczenia West Hamu w październiku 2020 roku kariera niezwykle utalentowanego pomocnika obrała bardzo smutny kierunek. Musiał czekać kilka miesięcy, żeby złapać chwilowo miejsce w Bournemouth.
W Championship udało mu się rozegrać kilkanaście spotkań, ale nie zdołał się przebić do podstawowego składu. Władze klubu nie chciały go już dłużej utrzymywać, więc Wilshere znów znalazł się na lodzie. Jego agent po raz kolejny musiał szukać miejsca, w którym uda się umieścić Anglika przynajmniej na jakiś czas. Ten czuł się coraz bardziej odrzucony i nie ma się co dziwić, bo po tamtym piłkarzu, o którego biły się największe kluby w Europie, nie zostało zupełnie nic. Teraz to on musiał się prosić o miejsce w drużynie.
W tamtym wywiadzie z Ornsteinem widać, w jakiej kondycji psychicznej był w tamtym okresie Wilshere. Tym razem jego oczekiwania na nowy klub trwały ponad pół roku. Patrząc po tym gdzie trafił Anglik widać, że już chyba naprawdę nie było innych możliwości. Wszyscy kibice Ekstraklasy mają tego świadomość, bo na Weszło podawaliśmy informację, że były zawodnik Arsenalu był oferowany nawet klubom z naszej ligi. To byłaby na pewno niezła historia, ale pomimo słabej pozycji zawodnika, nikogo nie byłoby stać na jego pensję.
Wilshere przez pewien czas potrenował z włoskim Como, występującym wtedy w Serie B, ale tam również nie byli zainteresowani zatrzymaniem go na dłużej. Ostatecznie Anglik wylądował w duńskim Aarhus, gdzie pomógł mu się dostać Roy Hodgson, ale podpisał tylko półroczny kontrakt. Przez kilka miesięcy gry 30-latek nie załapał żadnej kontuzji i dość często występował w pierwszym składzie. Prezentował się całkiem solidnie i rozegrał w sumie 15 spotkań, w których zaliczył trzy asysty. To jednak nie wystarczyło, aby przekonać do siebie działaczy.
Anglik znów został na lodzie. Odrzucono go nawet w 10. klubie ligi duńskiej, który ledwo uniknął spadku. Wszystko zmierzało w bardzo złą stronę i w tamtym momencie myśli o powiedzeniu „dość” ważyły znacznie więcej. Chwila, w której piłkarz jest pozostawiony samemu sobie, musi być niezwykle trudna. Z jednej strony próbujesz utrzymać formę fizyczną, ale odbywasz treningi indywidualne, nie wiedząc, dokąd to zmierza.
Trudne pytania
– Moje dzieci są w wieku, w którym coraz więcej rzeczy rozumieją. Zwłaszcza Archie, który ma dziewięć lat. Rozmawia ze mną, mówiąc: „A co z MLS? Lub: Dlaczego nie grasz w La Liga?”. Kocha piłkę nożną, wie o niej wszystko i trudno mu to wytłumaczyć. Mówi do mnie: „Jak to się dzieje, że żaden klub cię nie chce?” Ja nie wiem, więc jak mam mu to wytłumaczyć? – to kolejne bolesne przemyślenia Wilshere’a z wywiadu dla „The Athletic”. Zapewne takie momenty były zdecydowanie najtrudniejsze.
Ostatecznie decyzja Jacka Wilshere’a nie mogła być inna, a być może była też znacznie spóźniona. W piątek Anglik wydał specjalne oświadczenie pełne smutku, w którym poinformował o zakończeniu profesjonalnej kariery. – Prawda jest taka, że trudno było zaakceptować to, że moja kariera wymykała mi się w ostatnim czasie z powodów niezależnych ode mnie, a jednocześnie czułem, że mogę jeszcze wiele dać. Grałem na najwyższym poziomie i zawsze miałem wielkie ambicje i nie wyobrażałem sobie, że będę w takiej sytuacji – pisze w nim 30-latek.
Wyświetl ten post na Instagramie
Nie zabrakło podziękowań dla rodziny i trenerów. Wszystkich osób, które wspierały go w tej bardzo trudnej i niestety krótkiej drodze. – To była niesamowita przygoda wypełniona niesamowitymi momentami. Od małego chłopca kopiącego piłkę w ogródku, do bycia kapitanem mojego ukochanego Arsenalu i reprezentowania mojego kraju na mistrzostwach świata. Spełniłem swoje marzenia – czytamy dalej.
I rzeczywiście, Wilshere’owi nie można odmówić tego, że pomimo przykrego zakończenia i tak udało mu się dokonać całkiem sporo. Dokładnie 197 występów w barwach Arsenalu, w których zdobył 14 bramek i 30 asyst. Na dodatek występy z opaską kapitańską na ramieniu, dwa Puchary Anglii i Tarcza Wspólnoty. Do tego 34 spotkania w barwach reprezentacji Anglii, z którą wystąpił na mistrzostwach świata i mistrzostwach Europy. Niejeden zawodnik chciałby mieć tak „nieudaną” karierę.
Dlaczego?
W tym wszystkim chodzi jednak o talent, który nie został wykorzystany. Należy przypomnieć, że Wilshere w pewnym momencie był uważany za zbawiciela angielskiego futbolu i największy talent, jaki się tam pojawił od lat. W końcu kiedy był jeszcze nastolatkiem, został nazwany przez media „mesjaszem”. Już na początku przygody z pierwszą drużyną Arsenalu zyskał spore grono fanów na czele z Arsenem Wengerem. Wszyscy byli zauroczeni świetnie wyszkolonym technicznie i bardzo walecznym zawodnikiem.
Niestety przypadek Wilshere’a jest kolejnym, który został skrzywdzony przez kontuzje. Kiedy na początku drugiej dekady XXI wieku Anglik wchodził do wielkiego futbolu, nic nie wskazywało na kruchość jego zdrowia. Był to okres, kiedy młody pomocnik potrafił schować do kieszeni zawodników FC Barcelony prowadzonej przez Pepa Guardiolę. Zawsze grał na pełnej intensywności i to przez 90 minut. To imponowało wszystkim uważnym obserwatorom futbolu.
Wyświetl ten post na Instagramie
Z dzisiejszej perspektywy widać już, że właśnie styl gry prezentowany przez Wilshere’a mógł być główną przyczyną problemów zdrowotnych. Anglik zbyt szybko został narażony na wzmożoną eksploatację organizmu, co sam przyznał już zresztą kilka lat temu. – Pamiętam rozmowy z fizjoterapeutami w moim pierwszym roku w Arsenalu. Mówili: „Słuchaj, za dużo grasz”. Powiedziałem im: „Chcę grać”. To było wtedy jak sen. Miałem 19 lat, grałem w Arsenalu. Walczyliśmy w Premier League i Lidze Mistrzów. Nikt nie zamierzał mi powiedzieć, że potrzebuję odpoczynku. To jeden z moich największych błędów – żałuję, że nie posłuchałem fizjoterapeutów i nie dowiedziałem się więcej o moim ciele – mówił 30-latek w rozmowie z Jamiem Redknappem.
Częstotliwość doznawania urazów przez Jacka Wilshere’a była taka, że dzisiaj trudno się doliczyć wszystkich kontuzji w jego karierze. Analitycy portalu Transfermarkt podjęli się jednak tego wyzwania i ustalili, że było ich co najmniej 19. Z kolei najdłuższa przerwa spowodowana problemami zdrowotnymi trwała dokładnie 247 dni. Doliczmy jeszcze do tego okres wchodzenia w rytm meczowy i widzimy skalę utraconego czasu. Więcej w tej kwestii nie trzeba chyba dodawać. Historia Anglika jest niezwykle smutna, ale niestety nie pierwsza taka i nie ostatnia. Pozostaje jedynie życzyć, aby udało mu się, pozostać przy futbolu w innej roli i być może tam spełnić wszystkie ambicje.
Czytaj więcej o angielskim futbolu:
- Czy leci z nami pilot? Leeds United w szale transferowym
- Czas na nowe otwarcie w karierze Gabriela Jesusa
- Marzenia kontra realne plany. Na co stać Tottenham?
Fot. Newspix