Reklama

Here we go! Fabrizio Romano pokazuje, jak opanować rynek transferowy

Hubert Nowicki

Autor:Hubert Nowicki

30 czerwca 2022, 14:23 • 10 min czytania 47 komentarzy

Dziennikarze sportowi często ściągają się, który z nich poda informację o danym transferze jako pierwszy. Gdy już im się to uda, takie osiągnięcie stanowi powód do dumy, coś, czym mogą się szczycić w branży. Fabrizio Romano od dawna nie bierze udziału w tego typu wyścigach. O wielu transferach informuje jako pierwszy, a nawet gdy jednak jest drugi lub trzeci, to właśnie jego doniesienia stanowią dla kibiców ostateczne potwierdzenie krążących plotek.

Here we go! Fabrizio Romano pokazuje, jak opanować rynek transferowy

Włoch ma dopiero 28 lat, więc przed nim jeszcze mnóstwo czasu na rozwijanie swojej dziennikarskiej kariery, a już jest największym nazwiskiem w branży. Jego konto na Twitterze śledzi ponad 9 milionów obserwujących, a ich grono zwiększa się w takim tempie, że do końca tego okna transferowego powinien dobić do 10 milionów osób. Jego kanał na YouTube subskrybuje ponad milion użytkowników, 8 milionów śledzi z kolei jego doniesienia na Instagramie. W świecie futbolu nie ma newsa na tle transferowym, o którym Romano nie poinformowałby swoich widzów i czytelników.

Szybkie początki w zawodzie

Sam przyznaje, że w dziecięcym wieku, podobnie jak większość osób pracujących przy futbolu, chciał zostać piłkarzem. Szybko zorientował się, że nie ma wystarczającego talentu, więc przestawił się na marzenie o byciu dziennikarzem sportowym. W pierwszej kolejności miał na myśli zostanie komentatorem meczów lub dziennikarzem, który pisze artykuły czy przeprowadza wywiady. Nie brał pod uwagę interesowania się plotkami transferowymi, ponieważ ten temat wydawał mu się zbyt nieprzewidywalny. Wszystko zmieniło się po otrzymaniu pierwszej informacji na temat zbliżającego się transferu.

Dziennikarz miał wówczas zaledwie 18 lat i od pół roku próbował swoich sił w zawodzie pisząc dla mniejszych włoskich stron internetowych. Wtedy skontaktował się z nim agent piłkarski, który miał swoich podopiecznych w słynnej „La Masii”. Chciał, żeby Romano napisał o nich artykuł. Chodziło o Gerarda Deulofeu i Mauro Icardiego. Włoch zgodził się na takie rozwiązanie, a w zamian otrzymywał od wspomnianego agenta informacje dotyczące dalszych losów obu zawodników. To on jako pierwszy dowiedział się o odejściu Icardiego do Sampdorii, a następnie o jego transferze do Interu.

Miałem tę informację jeszcze przed rozpoczęciem okienka. Jego agent zadzwonił do mnie w listopadzie i powiedział, że doszli do porozumienia z Interem i że Inter jest bardzo blisko dogadania się z Sampdorią. Powiedział mi, że mogę napisać o transferze, który będzie miał miejsce w letnim okienku transferowym, a nie już w styczniu. To był moment, w którym natychmiast pokochałem tę rolę dziennikarza – mówił po latach Romano w rozmowie ze SportBible.

Reklama

Na pierwszych etapach swojej kariery miał okazję uczyć się od najlepszych. Współpracował bowiem z Gianlucą di Marzio, który wprowadzał go do tego zawodu, podzielił się z nim wieloma kontaktami, a także przestrzegł przed czyhającymi pułapkami. Przed wybiciem się Romano, to właśnie di Marzio był najaktywniejszym włoskim nazwiskiem w branży newsowej wśród dziennikarzy sportowych.

Wszystko kręci się w Mediolanie

Z czasem zaczął wypracowywać swoje własne metody pracy. Łatwiejsze wejście do tego środowiska zapewnił mu fakt, że pochodzi z niezwykle piłkarskiego kraju. Serie A jest jedną z najmocniejszych lig na świecie, a w klubach z Premier League, La Liga czy Bundesligi nie brakuje włoskich piłkarzy, trenerów, agentów czy dyrektorów sportowych. To ułatwiło mu start na międzynarodowym rynku, ponieważ przy wielu transferach na najwyższym poziomie pojawia się jakiś włoski akcent.

Romano urodził się w Neapolu, ale najważniejszym miastem z perspektywy jego pracy jest Mediolan. W materiale dla Bleacher Report pokazywał w jaki sposób pozyskuje informacje, przechadzając się ulicami miasta. Tłumaczył, że to właśnie w Mediolanie roi się od piłkarskich agentów i ludzi, którzy decydują o transferach i losach piłkarzy. Tym samym każdego dnia umawia się w przeróżnych hotelach z kolejnymi osobami, które informują go o zbliżających się ruchach. Oczywiście Romano poruszając się po kolejnych punktach na mapie miasta nie rozstaje się ze swoim telefonem, dzięki któremu o wszystkim na bieżąco informuje głodnych wiedzy kibiców.

Najważniejszy jest dla mnie bezpośredni kontakt z ludźmi. Kontaktuję się z wieloma osobami, wysyłam wiadomości, jestem na WhatsAppie, kontaktuję się nawet przez Instagram. Wszystko idzie do przodu, jeszcze dziesięć lat temu mogłeś liczyć na spotkanie się z kimś w mieście, co sam zresztą starałem się wtedy robić. Teraz żyjemy w świecie mediów społecznościowych, wszystko wygląda zupełnie inaczej, dużo łatwiej być z kimś w kontakcie. Bardzo często dzwonię też do ludzi, bo taki kontakt jest bardzo istotny – mówił Romano w wywiadzie na YouTube’owym kanale At Broski.

Reklama

Sam powtarza jednak, że niezwykle ważne jest zaufanie. Niektórym osobom ufa bezgranicznie, ponieważ utrzymuje z nimi długoletni prywatny kontakt i wie, że taka osoba nigdy by go nie wystawiła. Wobec innych osób musi być z kolei ostrożniejszy, więc po otrzymaniu danej informacji stara się ją potwierdzić w kilku innych źródłach. Przez lata swojej pracy wypracował sobie u kibiców bardzo wysoki poziom wiarygodności, ponieważ sam powtarza, że informację o danym transferze przekazuje dopiero wtedy, gdy jest go pewien w 100%.

19-godzinny dzień pracy

Bycie na bieżąco z tak wieloma transferami i kontakt z tak dużą liczbą osób jednocześnie wymaga od niego ogromnego poświęcenia. – Przede wszystkim muszę powiedzieć, że to nie tylko moja praca i nie traktuję tego jako pracę, co jest dla mnie bardzo ważne. Zajmowanie się informacjami z rynku transferowego zajmuje mi po 19-20 godzin niemal każdego dnia, nawet gdy okienko jest zamknięte. Każdego dnia zamierzam się tym jednak cieszyć. Jeśli kiedyś pomyślę, że jest to moją pracą i moim obowiązkiem, to widocznie będę miał bardzo zły dzień – mówił.

Romano traktuje informowanie o najnowszych doniesieniach z piłkarskich gabinetów jako istną misję. Przyznaje, że śpi po 4-5 godzin dziennie, a w trakcie doby wykonuje około 50 połączeń telefonicznych. Wstaje o 10 rano, pracuje do późna i dopiero w nocy ma czas, by zająć się innymi sprawami. Ten czas wykorzystuje często na grę w Football Managera. Nawet ta rutyna jest mu czasami w stanie pomóc w pozyskaniu informacji o transferach. To właśnie w takich okolicznościach o 4 nad ranem odebrał telefon od agenta Sergio Reguillona, który poinformował go, że jego zawodnik przechodzi do Tottenhamu.

Jednocześnie dziennikarz zauważa, że w ciągu ostatnich lat zdecydowanie zmieniło się pojęcie okienka transferowego. Jeszcze gdy zaczynał swoją pracę w branży, informacje o transferach budziły zainteresowanie tylko w styczniu, czerwcu, lipcu i sierpniu. W obecnych czasach Romano ma pełne ręce roboty przez wszystkie dwanaście miesięcy. Najwięcej wciąż dzieje się oczywiście w wymienionych wcześniej miesiącach, ale dzień po zamknięciu jednego okienka, już zaczyna się nakręcanie przed kolejnym. Piłkarze informują o podpisaniu nowych kontraktów albo odrzuceniu nowych umów, a ich agenci już pracują nad ich dalszą przyszłością. Dziennikarze zajmujący się takimi informacjami muszą oczywiście o wszystkich tego typu ruchach informować na bieżąco.

Włoch bardzo ceni też sobie dbanie o relacje interpersonalne. Zdaje sobie sprawę, że by być zawsze na bieżąco, musi z wieloma osobami utrzymywać bliski kontakt. Jeżeli odzywałby się tylko przy potrzebie informacji, wiele osób po prostu by się z nim nią nie podzieliło. Przez to stara się pielęgnować tego typu znajomości, a dzień przed świętami Bożego Narodzenia spędza na samych rozmowach telefonicznych. Nie oczekuje wtedy niczego od swoich rozmówców, a kontaktuje się jedynie w celu podtrzymania dobrych relacji i odbyciu prywatnej rozmowy.

„Here we go” stemplem pewności

Jeżeli ktoś prześledzi jego poczynania w mediach społecznościowych, można odnieść wrażenie, że pracuje nad nimi cały sztab ludzi. W rzeczywistości jest to sam Fabrizio, któremu nie umyka żadna istotniejsza informacja z piłkarskiego rynku. Jego nazwisko przewija się w niezliczonej liczbie tekstów o doniesieniach transferowych, a każdy jego tweet stanowi źródło wiedzy dla serwisów na całym świecie. Obserwowanie Romano sprawia, że kibic nie musi rozdrabniać się na wiele nazwisk. Z jednej strony można śledzić di Marzio, by wiedzieć co się dzieje we Włoszech, czytać Davida Ornsteina w celu pozyskiwania informacji o Arsenalu lub odświeżać profil Gerarda Romero z zamiarem znalezienia wieści o Barcelonie. Z drugiej można jednak wejść na profil Romano i mieć wszystkie te doniesienia w jednym miejscu.

Po tylu latach w zawodzie 28-latek nie zamyka się na żadne informacje. Najłatwiej jest mu rzecz jasna zdobyć szczegóły o ruchach włoskich klubów, ale na jego profilu znajdziemy także wszystkie najnowsze doniesienia z Premier League czy La Liga. Największą popularność przynosi mu oczywiście informowanie o transferach największych gwiazd lub pozyskiwaniu zawodników przez największe kluby. Niemniej, na jego stronach nie brakuje newsów z dużo mniejszych rynków, które interesują mniejsze grono odbiorców. Włoch niedawno napisał chociażby o transferze Afonso Sousy do Lecha Poznań, chociaż akurat jakiekolwiek wieści o polskich klubach to u niego rzadkość. Dziennikarz nie wszedł jeszcze na ten poziom, by informować np. o transferze Adama Deji z Arki Gdynia do Korony Kielce.

Dzięki zyskaniu tak dużej popularności, Romano wprowadził do tego świata swoje słynne powiedzenie. Wielu kibiców tylko czeka, aż w kontekście ich ulubionego klubu padnie sformułowanie „here we go”. Jeśli tylko Romano umieści je w danej informacji, transfer jest praktycznie pewny, bo dziennikarz nie rzuca nim na prawo i lewo. Sam zaznacza, że każdy jego news jest najpierw zweryfikowany w kilku źródłach, ale pieczątka z „here we go” oznacza całkowitą pewność zrealizowania transakcji.

Słynny slogan powstał w zupełnie przypadkowy sposób. Włoch opowiadał, że pracował kiedyś nad jednym z transferów Manchesteru United. Była to wówczas tak długa saga, że gdy wreszcie otrzymał konkretną informację o jej zakończeniu, zdecydował się użyć właśnie tych popularnych słów. W kolejnych dniach kibice innych klubów zasypywali go pytaniami, kiedy „here we go” padnie w kontekście zawodników przychodzących od ich drużyn. Wtedy dziennikarz zauważył, że jego obserwujący interpretują to hasło jako absolutną pewność zrealizowania się informacji. Zupełnie naturalnie stało się to więc jego znakiem rozpoznawczym.

Jego informacji ciekawi są nawet piłkarze

Romano w świecie piłki jest tak popularny, że liczbą obserwujących przewyższa niejednego piłkarza ze światowej czołówki. Nie musi pracować dla żadnych mediów, bo samo jego nazwisko jest oznaką jakości. Mimo to chętnie współpracuje z wieloma serwisami, publikując na łamach angielskiego Guardiana oraz dzieląc się swoimi newsami na antenie Sky Sports. Nie jest anonimowy także dla piłkarzy, którzy nieraz sami go zaczepiają. Gdy Włoch napisał o odejściu z Evertonu Lucasa Digne’a, jego post podał dalej Allan Saint-Maximin. Piłkarz Newcastle spytał dziennikarza, czy Francuz zamierza dołączyć do ekipy Srok.

Sam Romano powtarza jednak, że bezpośredni kontakt z piłkarzami to dla niego zupełna ostateczność. Najwięcej informacji sprzedają mu bowiem agenci, którym zależy na rozgłosie i puszczeniu czegoś w świat. W dalszej kolejności są dyrektorzy sportowi lub inni ważni pracownicy klubów, a dopiero na końcu sami bohaterowie transferów.

Swoją działalnością w pewien sposób zawstydza wszystkich innych dziennikarzy w tej branży. Pokazuje, że można być blisko wszystkich najważniejszych informacji, a jednocześnie bardzo rzadko się mylić. Dla Romano najtrudniejsze sytuacje dotyczą wolnych agentów, którzy swoje zdanie o nowym klubie potrafią zmienić z dnia na dzień. Mimo wszystko, wpadek miał na tyle mało, że jest bardzo wiarygodnym nazwiskiem. Nikogo nie powinno zdziwić, jeśli w najbliższych dniach lub tygodniach to właśnie on pierwszy poinformuje świat o przyszłości Roberta Lewandowskiego. Jest on przecież absolutnym królem rynku transferowego.

Czytaj więcej o bohaterach ostatnich transferów:

Fot. Newspix

Jeśli ma do wyboru jeden z dwóch meczów do obejrzenia, to zawsze wybierze ten z Premier League. Jeśli oba są z Premier League, to pewnie obejrzy dwa jednocześnie. Do tego pasjonat NBA i F1.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

47 komentarzy

Loading...