Reklama

Vincent Kompany i Burnley. Dlaczego zdecydowano się na taki mariaż?

Hubert Nowicki

Autor:Hubert Nowicki

20 czerwca 2022, 16:19 • 8 min czytania 3 komentarze

Wiele razy w kontekście przyjścia do klubu nowego menedżera używa się słowa “rewolucja”. Utarło się, że oznacza ono wprowadzenie przez niego nowych zasad w szatni, przeorganizowanie stylu gry drużyny oraz sporo zmian w kadrze zespołu. Ciężko jednak o bardziej adekwatny przykład takiej klubowej rewolucji, niż ten z udziałem Burnley. W ostatnim bastionie typowej brytyjskiej piłki postanowili zatrudnić Vincenta Kompany’ego.

Vincent Kompany i Burnley. Dlaczego zdecydowano się na taki mariaż?

Dochodzi więc do zderzenia dwóch światów. Były piłkarz jednej z najlepszych drużyn na świecie, który współpracował z najlepszymi menedżerami, trafia do małego angielskiego miasteczka, w którym kibice przychodzący na stadion od dziesięciu lat podziwiali jedynie głęboką defensywę i wrzutki w pole karne wykonywane nawet z własnej połowy boiska. Nie przymierzając, to przecież trochę tak, jak gdyby po nieudanym sezonie w Barcelonie ktoś wpadł na pomysł zatrudnienia Sama Allardyce’a.

Kompany stawia pierwsze kroki w zawodzie

Oczywiście Belg będzie mógł się wykazać w swoim nowym miejscu pracy, ale jego decyzja budzi jednak sporo wątpliwości. Przypomnijmy, mówimy o zaledwie 36-letnim szkoleniowcu, który jeszcze trzy sezony temu pełnił rolę grającego trenera. Wydaje się, że lekko licząc można wymienić około kilkadziesiąt ciekawszych i łatwiejszych w początkowych latach menedżerskiej kariery miejsc do pracy, niż akurat Turf Moor w Burnley.

Jedynym uniwersytetem Kompany’ego w kontekście prowadzenia drużyny były ostatnie sezony spędzone w Anderlechcie. Oczywiście współpracował w swojej karierze z wieloma świetnymi menedżerami, takimi jak Pep Guardiola, Roberto Mancini czy Manuel Pellegrini, ale wciąż był jedynie ich podopiecznym. Sytuacja ta trochę zmieniła się w ostatnich latach jego kariery w barwach Obywateli, które w większości spędził poza murawą, przez co mógł nieco bardziej skupić swoją uwagę na roli Guardioli w prowadzeniu drużyny z ławki, ale nijak ma się to jego osobistych doświadczeń w tej pracy.

Po odejściu z Premier League, zdecydował się rozpocząć pracę trenerską w Brukseli, wówczas jeszcze jako grający menedżer. Nie poszło mu jednak najlepiej. Anderlecht pod jego wodzą zaliczył bardzo słaby start w sezonie 2019/20, przez co zaledwie po pięciu meczach Belg zdecydował się jednak kontynuować grę w piłkę i zejść z obowiązków menedżerskich. Powrócił do nich rok później.

Reklama

W swoim pierwszym sezonie w roli pełnoprawnego sternika pierwszego zespołu zakończył rozgrywki ligi belgijskiej na czwartym miejscu, co pozwoliło Anderlechtowi na walkę o fazę grupową Ligi Konferencji. Ta okazała się jednak klapą, bo Belgowie polegli w dwumeczu ostatniej rundy kwalifikacyjnej z holenderskim Vitesse. Poza tym nowemu menedżerowi nie udało się wywalczyć żadnego trofeum. Jego drużyna zajęła trzecie miejsce w tabeli, co pokazuje progres względem poprzednich rozgrywek, ale też przegrała po serii rzutów karnych w finale krajowego pucharu. Takie wyniki nie przekonały władz klubu, który po sezonie poinformował o pożegnaniu się z Kompanym za porozumieniem stron.

Wiele problemów na starcie

Nie było sukcesów, ale też jego belgijska przygoda nie okazała się przecież żadną kompromitacją. Młody szkoleniowiec z takim piłkarskim CV śmiało mógł liczyć na zatrudnienie w jakimś ciekawym miejscu. I faktycznie według doniesień zagranicznych dziennikarzy miał on oferty chociażby z Borussii Moenchengladbach oraz francuskiej Nicei. Tym większe zdziwienie, że ostatecznie wybrał propozycję klubu, który dopiero co pożegnał się z Premier League, ma spore problemy finansowe i jest zdecydowanie mniej atrakcyjnym miejscem do pracy od klubów Bundesligi czy Ligue 1.

Czynników, które jego kandydaturę poddają w wątpliwość jest tak dużo, że nie wiadomo który najbardziej działa na wyobraźnię. Przede wszystkim Kompany będzie musiał zmierzyć się z tożsamością klubu oraz podejściem samych kibiców. A oba te czynniki przez dekadę pracy na Turf Moor wypracowywał Sean Dyche, który stał się żyjącą legendą w mieście. To on obejmował drużynę w Championship i potrafił dwukrotnie wprowadzić ją na najwyższy szczebel rozgrywek oraz utrzymać ją tam przez sześć sezonów, będąc w dodatku najdłużej pracującym menedżerem w jednym klubie Premier League. To on nadał jej styl, którego Burnley nie zazdrościła żadna inna drużyna. Piłkarze The Clarets nauczyli się grać tak, by sprawiać satysfakcję fanom naprawdę ciężkiego i opornego futbolu.

Teraz Kompany ma wejść w to środowisko, całkowicie wyburzyć ze świadomości wszystkich osób związanych z klubem takie podejście do piłki i pobudzić w nich zupełnie inne oczekiwania. A trzeba dodać, że Burnley nie jest jednym z mniejszych londyńskich klubów jak Crystal Palace, tylko 70-tysięcznym miasteczkiem na północy Anglii. Nie ma historii niczym Leeds, bo ostatni tytuł mistrzowski w Anglii zdobywało w sezonie 1959/60. Nie rządzi na swoim terenie jak Newcastle, bo leży bardzo blisko Manchesteru i Liverpoolu. Nawet z zewnątrz nie wydaje się więc najciekawszym miejscem do pracy, a jeszcze więcej znaków zapytania budzi sama sytuacja w klubie.

Najważniejsza jest ta związana z płynnością finansową. Właściciele Burnley są bowiem zmuszeni spłacić sporą część z pożyczki na zakup klubu, która wyniosła 65 milionów funtów. Takiej sytuacji nie byłoby, gdyby The Clarets nie spadli z Premier League. To właśnie dlatego utrzymanie się było dla nich aż tak ważne. Ostatecznie się ono nie udało, a taka sytuacja ciągnie oczywiście za sobą szereg problemów. Kompany na starcie nie będzie miał bowiem pola do popisu na rynku transferowym. W klubie nie ma pieniędzy na zakup nowych zawodników, a wręcz potrzeba ich kilku sprzedać, by otrzymać jak najwięcej gotówki.

Reklama

Niemal na pewno z klubem pożegna się więc Maxwell Cornet, w którego umowie jest zapisana klauzula wykupu w wysokości ponad 17 milionów euro. Nie ma co też liczyć na pozostanie Nicka Pope’a oraz Wouta Weghorsta, którzy zamierzają powalczyć o wyjazd ze swoimi reprezentacjami na mistrzostwa świata i nie mogą pozwolić sobie na grę na angielskim zapleczu. Belg będzie też musiał całkowicie na nowo ułożyć duet środkowych obrońców, bo swoich kontraktów nie zamierzają przedłużyć James Tarkowski i Ben Mee, którzy byli zdecydowanymi liderami zespołu na tej pozycji w ostatnich latach.

Na co liczą obie strony tego związku?

Jakim cudem działacze Burnley dogadali się więc z Kompanym w związku z jego nowymi obowiązkami i dlaczego ten się z nimi związał? Dla klubu z Turf Moor były obrońca Obywateli był priorytetem po zakończeniu poprzedniego sezonu. Dyrektor sportowy Burnley miał listę kandydatów, którzy będą zainteresowani objęciem zespołu tylko w momencie jego pozostania w Premier League oraz taką, na której były osoby zainteresowane pracą bez względu na poziom rozgrywkowy. To właśnie na niej się skupiono i to właśnie na niej widniało nazwisko Kompany’ego.

Oprócz samych jego walorów szkoleniowych, w Burnley muszą liczyć też na jego renomę i kontakty w środowisku. Mówimy przecież o byłym liderze Manchesteru City i kapitanie reprezentacji Belgii. O człowieku, który czterokrotnie wygrywał Premier League i blisko współpracował z najlepszymi fachowcami w tej branży. To między innymi za jego sprawą do Anderlechtu przed sezonem 2019/20 dołączyli Samir Nasri i Nacer Chadli. To on brał udział w ściąganiu do Brukseli Lukasa Nmechy i Taylora Harwood-Bellisa, czyli adeptów młodszych drużyn z Manchesteru City. Na podobne korzyści liczą więc również na Turf Moor.

Sam Kompany oprócz czysto sportowych powodów dołączenia do Burnley, ma też te prywatne. Jego żona pochodzi bowiem z Manchesteru, a dzieci również utożsamiają się z tym miastem. Belg wspominał, że okres pandemiczny był dla niego i jego rodziny bardzo ciężki. Teraz wszyscy razem będą mogli żyć w Manchesterze, bo przecież do Burnley jest stamtąd lekko ponad godzinę jazdy samochodem.

Nie mógł jednak kierować się jedynie życiem rodzinnym. Do wyboru Burnley przekonała go też czysta karta, od jakiej będzie mógł zacząć. Klub dopiero co spadł z Premier League, żegna się z nim wielu zawodników, a władze chcą, by zespół grał inaczej. Przez to Belg będzie mógł działać w nim po swojemu i wprowadzać w nim transformację. Zacznie się ona na odmłodzeniu kadry, ale będzie w nią wchodzić także nauczenie zawodników gry piłką i większego skupienia się na ofensywie. Pod tym względem ciężko więc o lepsze miejsce. Kompany dostanie pustą kartkę i będzie mógł na niej napisać, co tylko będzie chciał.

Duże oczekiwania już w pierwszym sezonie

Oczywiście nie będzie to taka zupełna sielanka. Cel klubu na najbliższy sezon jest jasny – awans do Premier League. Właściciele mają do spłacenia potężną pożyczkę, a klub w dużym stopniu ratuje na ten moment fakt, że w poprzednim sezonie grał na najwyższym szczeblu i dostaje z tego tytułu dodatkowe fundusze. Jeżeli jednak w najbliższym czasie nie wróci do Premier League, dopływ środków się skończy, a z klubem będzie coraz gorzej.

Przed Kompanym bardzo trudne wyzwanie, bo zajęcie dwóch pierwszych miejsc w Championship to przecież wyjątkowo ciężki wyczyn. Wydaje się, że dużo łatwiej byłoby mu nabierać kolejne szlify w zawodzie w nieco bardziej uporządkowanym klubie w najwyższej klasie rozgrywkowej, niekoniecznie w Anglii.

Belg jest chwalony przez wielu zawodników za swoje podejście w Anderlechcie. Na jego charyzmę i umiejętność dotarcia do konkretnych osób zwracają uwagę także jego koledzy z piłkarskich szatni. To jednak nie wystarczy, by osiągać na boisku zadowalające rezultaty. Nowy menedżer Burnley będzie musiał znacznie odmłodzić kadrę, która była jedną z najstarszych w lidze w poprzednim sezonie, a zarazem wprowadzić do gry zespołu bardziej nowoczesne rozwiązania. Patrząc na poziom gry i wyszkolenia technicznego piłkarzy The Clarets, może się to okazać zadaniem niewykonalnym.

Obie strony zdecydowały się więc na bardzo ryzykowną misję. Klub nie ruszył w stronę doświadczonego fachowca, który zjadł zęby na brytyjskiej piłce i wie w jaki sposób przetrwać w wietrzny, deszczowy wieczór w Stoke, a młody szkoleniowiec zdecydował się nie iść na łatwiznę i udowodnić, że potrafi zbudować swój autorski projekt z niekoniecznie najmocniejszą ekipą. Fani angielskiej piłki z zainteresowaniem czekają więc na efekty tego połączenia.

Czytaj więcej:

Fot. Newspix

Jeśli ma do wyboru jeden z dwóch meczów do obejrzenia, to zawsze wybierze ten z Premier League. Jeśli oba są z Premier League, to pewnie obejrzy dwa jednocześnie. Do tego pasjonat NBA i F1.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

3 komentarze

Loading...