Śmiało można powiedzieć, że jest jednym z największych zmarnowanych talentów XXI wieku. Choć zdobył mistrzostwo świata, to na szczycie futbolu znajdował się tylko przez kilka minut podczas finału mundialu w Brazylii w 2014 roku. Później odwiedzał, o ile odwiedzał, piłkarskie peryferie. Teraz złote dziecko niemieckiego futbolu lub jak zwykł mawiać o Mario Goetze Joachim Loew – jeden z pięciu najlepszych piłkarzy świata – powraca po dwóch lat do Bundesligi. Niebawem trafi do Eintrachtu Frankfurt.
Dzieje Mario Goetze
Trafi do Eintrachtu Frankfurt
Zdobył najważniejszą bramkę w XXI-wiecznej historii niemieckiego futbolu. Swoją grą zachwycał nad Renem już jako 17-latek. Właśnie dlatego w 2011 roku, niedługo po zdobyciu pierwszego mistrzostwa kraju z Borussią Dortmund, uznano go Złotym Chłopcem. Przyznawana od blisko 20 lat nagroda niesie za sobą dużą odpowiedzialność i jej zdobywcy muszą zmagać się ze sporymi oczekiwaniami. Wielu tego ciężaru nie potrafiło udźwignąć. Przez kilka sezonów Mario Goetze dzielnie sobie z nim radził. Później było już znacznie gorzej, na co złożyły się nie tylko problemy fizyczne, ale również mentalne, co poskutkowało piłkarskim zesłaniem do ligi spoza TOP5. Teraz powraca do kraju z nowymi nadziejami na odbudowę swojej pozycji.
Jak donoszą niemieckie media Goetze podpisze kontrakt z Eintrachtem Frankfurt. Po transferze będzie najlepiej zarabiającym piłkarzem Orłów, inkasującym ponad cztery miliony euro za sezon. Choć trafia do zespołu, który zdobył Ligę Europy i w przyszłym sezonie wystąpi w Lidze Mistrzów, to trzykrotny spadek pensji, względem gry w Bayernie Monachium, pokazuje, w jak dużym stopniu jego kariera wyhamowała. A i tak w przypadku pomocnika mówimy o podwyżce, bowiem w PSV Eindhoven zarabiał jeszcze mniej. Do Holandii nie przeszedł dla pieniędzy, a po to, by się odbudować pod okiem znanego mu niemieckiego trenera i odzyskać radość z piłki, którą zatracił w 2014 roku.
Pięć minut chwały
Gdy 8 lipca 2014 roku reprezentacja Niemiec pokonała Brazylię 7:1, cały kraj się zjednoczył w świętowaniu. Nie było podziałów. W końcu nie co dzień ktoś jest w stanie wbić Canarinhos, czyli pięciokrotnym mistrzom świata, na ich własnej Maracanie, siedem goli. Jeden z Niemców nie cieszył się jednak z tego sukcesu. Był nim Mario Goetze, który cały półfinał spędził na ławce rezerwowych. Podczas gdy wszyscy, nawet najcichszy, najbardziej oddalony domek w ośrodku Santo Andre, gdzie przebywała kadra, celebrowali triumf i awans do finału, 22-letni zawodnik kwilił nad swoją sytuacją. Kolejnego dnia żalił się swojemu przyjacielowi z Niemiec. Mówił, że wygrana go cieszy, ale smuci go również fakt, że z Argentyną, w myśl zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia, również nie zagra. Utyskiwał przez słuchawkę, że Joachim Loew zapewne postawi na leżącego niemal cały czas u fizjoterapeutów, sędziwego 36-letniego Miroslava Klosego.
Choć napastnik mieszkał w tym samym domku, co Goetze, to nie zauważył jego mentalnych rozterek. A miał do tego oko, o czym przekonał się m.in. David Odonkor podczas Euro 2008, wielokrotnie pocieszany przez Klosego. Zachowanie pomocnika uszło również uwadze Loewa, który jak później opowiadał, z myślami bił się do nocy przed meczem z Argentyną. Właśnie wtedy postanowił zaufać po raz ostatni urodzonemu w Polsce snajperowi.
Tak jak przewidywał Goetze finał rozpoczął tylko na ławce rezerwowych. Niemniej jednak otrzymał szansę gry od selekcjonera. Na boisku pojawił się przed końcem regulaminowego czasu gry, zastępując Klosego. Tuż przed wpuszczeniem młokosa na murawę Joachim Loew powiedział jeszcze do niego: – Idź i udowodnij, że jesteś lepszy niż Messi. Kwadrans później to zrobił. Dzięki bramce zdobytej w dogrywce zapewnił Niemcom zwycięstwo nad Argentyną i mistrzostwo świata. Przez ten jeden moment był większy od Leo Messiego. Później do wielkiej gwiazdy Barcelony, a obecnie PSG się nie zbliżył.
Murawski z Niemiec
Goetze popadał w coraz większe problemy. Nie wierzył we własne umiejętności. Po transferze do Bayernu w 2013 roku nie radził sobie z presją. Tak jak zwykle bywa przy okazji przenosin piłkarza z Dortmundu do Monachium, była ona ogromna. Nie trwa tak krótko jak jeden niespełna półgodzinny występ w finale mistrzostw świata. W zasadzie presja pozostaje permanentna. Atakowano go na stadionie, w wywiadach i Internecie. Po ogłoszeniu transferu sieć zalały zdjęcia i filmy, na których kibice BVB deptali koszulki swojego, nie tak dawno, ulubieńca, zaklejali jego nazwisko na plecach, wpisując w tym samym miejscu obraźliwe epitety. Piłkarz otrzymywał również bezpośrednie groźby.
Pomocnik nie poradził sobie nie tylko z hejtem, ale również z konkurencją. W Bayernie była zdecydowanie większa niż w Borussii. Choć pod względem technicznym nie odstawał od rywali, to fizycznie brakowało mu wiele. Grał coraz mniej. W sezonie przed Euro 2016 wystąpił tylko w 21 meczach, spędzając na boisku tylko 1200 minut. Mimo to otrzymał bilet na francuskie mistrzostwa Europy od Loewa. Selekcjoner dalej wierzył w talent Goetzego, choć sam piłkarz coraz mocniej w niego wątpił. Finalnie „Jogi” dał mu szansę tylko w fazie grupowej, później postawił na innych piłkarzy, zupełnie odstawiając pomocnika od składu. Gdy Niemcom nie układał się półfinał z Francją, trener ponownie chciał oszukać przeznaczenie, wprowadzając wychowanka BVB z ławki. Ten nie zdołał odwrócić losów spotkania z Les Bleus, które zakończyło się porażką 0:2.
Dla Goetzego był to ostatni wielki turniej z reprezentacją. Nie został z niego zapamiętany ze względu na grę, a sylwetkę. Świat obiegło jego zdjęcie podczas gry w kosza. Formą nie przypominał sportowca, a raczej kanapowca – konsumenta sportu sprzed telewizora. Wtedy przyczepiliśmy mu łatkę Rafała Murawskiego, który również nie grzeszył piłkarską sylwetką. Były to jednak pierwsze symptomy choroby, która na dobre rozwinęła się po powrocie do Dortmundu.
Dziewięciu przed nim
Borussia wyciągnęła rękę do swojego syna marnotrawnego po Euro 2016 w nadziei, że wróci do odpowiedniej formy. – Dostanie od nas tyle czasu, ile potrzebuje, żeby się odbudować. Ciągle w niego wierzymy – mówił ówczesny dyrektor sportowy BVB Michael Zorc. Podobne słowa przewijały się w wypowiedziach trenera Luciena Favre’a czy prezesa Hansa-Joachima Watzke. Niewiele jednak z tego wynikało. Goetze przepadł w składzie Borussii, tak jak zrobił to w Bayernie. Do tego zdiagnozowano u niego problemy z metabolizmem. Z powodu miopatii — tak fachowo nazywała się przypadłość pomocnika — szybko się męczył, był osłabiony i miał trudności z łaknieniem oraz przemianą materii. Stąd również wzięła się również niezbyt sportowa sylwetka.
Licząc na to, że po chorobie Goetze wróci do formy, spłaci choćby część z 22 mln euro zainwestowanych w jego odkupienie, klub z Dortmundu dał mu odpowiednio dużo czasu na leczenie. Pomocnik wyzdrowiał, wrócił do składu, ale na boisku nie przypominał dawnego siebie. – Trzeba powiedzieć zgodnie z prawdą, że mamy dziewięciu dobrych pomocników i Mario przegrywa rywalizację o miejsce w składzie z każdym z nich – wyjaśnił Favre, ówczesny szkoleniowiec BVB. Pomocnik przestał być konkurencyjny w drugiej linii. Szwajcarski szkoleniowiec, zdając sobie sprawę z umiejętności piłkarza, zdecydował się roszadę pozycję zawodnika. Przesunął go do ataku, gdzie drużyna miała największe braki. Sytuacja zmieniła się jednak o tyle, że podczas meczów zamiast zawiedzonego i rozczarowanego Goetzego na ławce, obserwowaliśmy zmęczonego, zdenerwowanego i zagubionego Goetzego na boisku. W końcu sam zawodnik postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i rozstać się z BVB, dzięki czemu klub mógł przeznaczyć gwiazdorski jak na dortmundzkie warunki – ośmiomilionowy kontrakt na Jadona Sancho.
Holenderskie powietrze
– Być może najlepszym rozwiązaniem dla Mario byłaby zmiana środowiska – powiedział były bramkarz Borussii Roman Weidenfeller. 30-latek poszedł za radą swojego starszego kolegi i zdecydował się na zagraniczny transfer. Co prawda nie oddalił się za daleko od Niemiec, a tym bardziej Dortmund, bowiem tylko o 150 km na zachód do Eindhoven, ale znalazł się w zupełnie innym kręgu. Nowy bodziec sportowy pokrył się ze wkroczeniem na nową ścieżkę w życiu prywatnym. W 2019 roku pomocnik wziął ślub z Ann-Kathrin Broemmel. Ustatkowanie się, zmiana otoczenia, a także zaufanie trenera Rogera Schmidta, który prowadził PSV, sprawiły, że stopniowo odbudowywał się na boisku. Początkowo szukał sobie miejsca na bokach pomocy, ale w ostatnim roku niemiecki szkoleniowiec postawił ostatecznie na Goetzego w środku pola.
Efekt? 30-latek w minionym sezonie zaliczył tzw. double-double, czyli ponad 10 goli i 10 asyst w sezonie. Tak dobrych statystyk nie miał od ośmiu lat, czyli od pierwszego roku gry w Bayernie. Szmat czasu. Oprócz tego Goetze znalazł się w czołówce najcelniej podających i wyprowadzających najwięcej kluczowych podań w Eredivisie. Dwa lata w lidze holenderskiej zaowocowały transferem. W grze o pomocnika były kluby MLS, Benfica Lizbona, gdzie trafił Schmidt i Eintracht Frankfurt. Orły postanowiły wpłacić niewysoką – pięciomilionową klauzulę odstępnego, zaproponowały my najwyższy w zespole – taki sam ma Kevin Trapp – kontrakt i perspektywę gry w Lidze Mistrzów. Przekonało to Goetze do powrotu do Niemiec.
Teraz 30-letni piłkarz nie jest już złotym dzieckiem. Jego transfer nie wywołuje już takiego szaleństwa. Zapewne na boisku nie potwierdzi również słów Loewa, że jest jednym z pięciu najlepszych piłkarzy na świecie. Jednak będzie miał odpowiednio dużo czasu, by udowodnić, że nie jest piłkarzem jednej bramki. Bramki z finału mistrzostw świata z 2014 roku.
WIĘCEJ O BUNDESLIDZE
- Kozak w Liverpoolu, kozak w Bayernie?
- Jaskółki wieszczące burzę. Jakich piłkarzy pozyskał Bayern?
- Gdzie może trafić Jacek Góralski. Kilka słów o Bochum
Fot. Newspix