Reklama

Golański: – Nie przyszedłem do Korony z rozsądku, a z serca

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

10 czerwca 2022, 11:28 • 9 min czytania 15 komentarzy

Korona Kielce awansowała do Ekstraklasy po finale baraży. Paweł Golański opowiedział nam o trudnej drodze, jaką przeszedł ten klub, podsumował miniony sezon, a także zdradził część planów na kolejny. – Teraz mam podwójną satysfakcję, że nie tylko awansowaliśmy do Ekstraklasy, ale również dokonaliśmy tego z trenerem Ojrzyńskim – mówi nam dyrektor sportowy Korony.

Golański: – Nie przyszedłem do Korony z rozsądku, a z serca

Świętowanie w Kielcach już się zakończyło?

W moim przypadku nawet się nie zaczęło. Pobawiliśmy się w nocy po meczu z Chrobrym, bo dokonaliśmy dużej rzeczy. Ale niemal od razu po awansie zabrałem się do pracy, bo chcę skompletować zespół jak najszybciej. Najlepiej tak, by trener miał cały skład do dyspozycji już podczas pierwszego treningu, choć to trudne. Mimo zapracowania jestem szczęśliwy. Mało osób na nas stawiało, a wygraliśmy baraże i zagramy w Ekstraklasie. W kluczowym momencie wszyscy to mentalnie udźwignęliśmy. Satysfakcja jest tym większa, że dokonaliśmy tego w pięknym stylu przy pełnych trybunach.

To ja nieco odbiję piłeczkę i powiem, że dla mnie Korona był faworytem do awansu po barażach. Widząc, co się dzieje na finiszu sezonu, stawiałem właśnie na kielczan. Tłumaczyłem sobie to tak, że Leszek Ojrzyński będzie w stanie przygotować zespół na dwa kluczowe mecze, natomiast Arka Gdynia może paść mentalnie po nieudanej końcówce, a piłkarsko Odra Opole czy Chrobry Głogów mogą nie sprostać Koronie. Napisałem nawet o tym tekst. Jak się okazało, proroczy. 

Do meczu z GKS Katowice wszyscy liczyliśmy, że możemy zająć drugie miejsce. GieKSa odebrała nam tę nadzieję i zaczęliśmy skupiać się na innym celu. Od razu na gorąco w szatni powiedzieliśmy sobie, że sezon się jeszcze nie skończył i wszystko przed nami. Nie załamaliśmy się. Od nowa nastawiliśmy się na awans inną drogą. Naładowaliśmy baterie i rozpoczęliśmy przygotowania do baraży. Po drodze odbył się jeszcze mecz z GKS-em Tychy, ale potraktowaliśmy go jako przetarcie i sposób na uniknięcie niepotrzebnych pauz na kartki czy kontuzji, dlatego trener Ojrzyński dał szanse piłkarzom z cienia. To nam się opłaciło.

Reklama

Teraz przed panem kluczowy okres pracy.

Nie ma co do tego wątpliwości. Zespół, sztab szkoleniowy, a także pozostali pracownicy klubu w pełni zasłużyli na urlopy. Niech kielecka rodzina wypoczywa, bo właśnie nią się staliśmy. Czas na wolne dla mnie jeszcze przyjdzie, kiedy kadra będzie skomponowana. Stawiam sobie ambitne cele i choć może nie będzie tak jak w zeszłym roku, że wszyscy piłkarze znaleźli się już na pierwszym treningu Korony, to szkoleniowiec szybko będzie wiedział, z kim przyjdzie mu pracować.

Dla Korony cały ten sezon był dość długi. Po świetnym starcie nastąpiła pewna stagnacja, po której nieoczekiwanie zwolniono trenera. Dominika Nowaka zastąpił Leszek Ojrzyński. Po niej kielczanie już nie znaleźli się ani razu na premiowanych bezpośrednim awansem dwóch pierwszych miejscach. Przydarzały się mniejsze bądź większe wpadki. Zatrudnienie trenera Ojrzyńskiego nie było obarczone zbyt dużym ryzykiem?

Ryzyko jest zawsze. Nigdy nie ma gwarancji, że jakaś zmiana przyniesie oczekiwany skutek. Ciężką pracą, determinacją osiągnęliśmy swój zamierzony cel, czyli awans. Rozpoczynając sezon z trenerem Nowakiem, chcieliśmy wejść do Ekstraklasy. Na pewno dołożył dużą cegiełkę, że się w niej znajdziemy. Nikt nie powiedział, że gdyby ten szkoleniowiec został, to byśmy nie awansowali. Przyszedł trener Ojrzyński i kontynuował założony plan. Dołożył jednak swoje indywidualne podejście psychologiczne. W mojej ocenie to było decydujące. Decyzja podjęta jesienią się obroniła i to najważniejsze.

Okoliczności zatrudnienia Ojrzyńskiego w Koronie były takie, że o Pawle Golańskim mówiono, że kieruje się sentymentem i próbuje odbudować Bandę Świrów. 

Reklama

Sentyment do trenera Ojrzyńskiego jest. Szanuję go jako człowieka. Uważam też, że ma bardzo dobry warsztat. Banda Świrów to jednak historia. Od samego początku mówiłem, że tego nie da się powtórzyć. W drużynie znajdowały się inne charaktery, inni piłkarze. To, co było Bandą Świrów, przeszło do historii. Nową historię natomiast pisze trener Ojrzyński już z zupełnie nowymi ludźmi. Choć nie było hurraoptymizmu po mojej decyzji, to finalnie się obroniła. W klubie razem z prezesami jesteśmy z tego zadowoleni.

Teraz przypominam sobie wiele wypowiedzi, które krążyły przed sezonem. Wyśmiewano się z nas, że mówimy otwarcie o biciu się o awans, a tak w zasadzie nie mamy na to potencjału. Teraz mam podwójną satysfakcję, że nie tylko awansowaliśmy do Ekstraklasy, ale również dokonaliśmy tego z trenerem Ojrzyńskim. Oprócz tego uzyskaliśmy promocję do Centralnej Ligi Juniorów i najprawdopodobniej drużyna rezerw wejdzie do III ligi.

Czy przypadkiem teraz Banda Świrów nie wskoczyła w garnitury? Pan jest dyrektorem sportowym, Kamil Kuzera pracuje jako asystent trenera Leszka Ojrzyńskiego. Jedynie Jacek Kiełb ostał się na boisku, choć niewiele brakowało, by z piłki zrezygnował. 

To przede wszystkim osoby, które utożsamiają się z Koroną Kielce. W momencie, w którym przychodziłem do klubu, nie kierowałem się zdrowym rozsądkiem, a sercem. Chciałem coś dla tego klubu zrobić, pomóc mu i ludziom pracującym tutaj. Wiedziałem, że Korona wyszła na prostą. Miasto na czele z prezydentem Bogdanem Wentą pomogło ustabilizować sytuację. Nic nie udałoby się bez zaangażowania Piotra Dulnika z Suzuki. Do tego trzeba również dodać prezesa zarządzającego Łukasza Jabłońskiego, który zaraził się miłością do Korony Kielce. To coś pięknego. Emocje towarzyszące obecnej drużynie przypominają mi te, które towarzyszyły mi podczas gry na boisku. Siedem lat tu występowałem. Zostawiłem mnóstwo serca i zdrowia. Nawiązałem jeszcze więcej znajomości i przyjaźni. Po całym tym niemieckim zamieszaniu, bo inaczej nie da się tego określić, chcę odbudowywać. Relacje międzyludzkie powinny znowu znaleźć się na przyjacielskim poziomie. To zawsze pozostawało siłą Korony.

To nam się udało. Jednak przed nami już kolejne wyzwania. Jeszcze w maju graliśmy w I lidze, a już za miesiąc zmierzymy się z Legią Warszawa przy Łazienkowskiej. Miło, że osoby, które utożsamiają się z klubem i o tym głośno mówią jak Jacek Kiełb, Kamil Kuzera, Leszek Ojrzyński, Marek Mierzwa, Tomek Wilman mogą osiągać tu sukcesy. To dla mnie ogromny powód do dumy. Myślę, że należycie odbudowujemy klub, czyli tak, by rodzinna atmosfera była widoczna na każdym kroku.

Co jest w Kielcach czy też Koronie, że wszyscy tam tak lgną? Mam wielu kolegów po fachu, którzy nie pochodzą nawet z tych okolic, a z wielkim sentymentem przyjeżdżają na mecze. Adam Frączczak mówił po finale baraży, że przed sezonem miał lepsze oferty finansowe niż ta od Korony, ale wystarczyło, że przyjechał na stadion i był zdecydowany na ofertę złocisto-krwistych. To samo tyczy się też Macieja Korzyma, który od wielu lat nie mieszka nawet w Kielcach, a na meczu z Chrobrym Głogów świętował awans Korony z trybun. Co jest specjalnego w tym miejscu?

To właśnie rodzinna atmosfera. Takie było nasze pierwsze założenie po moim przyjściu. Relacja międzyludzka. Na tym można zbudować wiele, ale coś takiego zrobić nie jest łatwo. W szatni mogą znajdować się różni piłkarze. Nie każdy się musi kochać, ale ma być ogólny szacunek, jedność. Jeśli wychodzimy na boisko, to walczymy jeden za drugiego. Doskonale pamiętam sytuację z Adamem. Przyjechał do klubu, przeszedł się korytarzem i powiedział do mnie: – Nie sądziłem, że macie tutaj tak pozytywnie. Każdy jest uśmiechnięty. Mówią: „Dzień dobry. Cześć, co u ciebie?”. Poza momentem ogromnego zaciągu obcokrajowców, taki panuje klimat w Kielcach. Oni tego nie czuli. Do tego dochodzą bardzo bliskie relacje między kibicami. Oni też widzą, że w trudnych chwilach potrzebujemy wsparcie i zawsze możemy na nich liczyć.

Atmosfera się popsuła w momencie niemieckich rządów. W zasadzie to można mówić o braku relacji. Jacek Kiełb otwarcie w wywiadzie powiedział, że była sytuacja, w której wyzwał kolegów z jednej szatni do zwykłej ulicznej bitki. To, że dochodziło do takich incydentów, najbardziej ciąży na tym okresie. 

Nie pracowałem wtedy w klubie, ale często odwiedzałem Koronę na meczach. Czasem rozmawiałem z piłkarzami, z którymi się znałem i widziałem, co się tam dzieje. Kiedy zaczęliśmy nowy projekt, nie chcieliśmy powielać tych błędów. Mieliśmy nauczkę. W pewnym momencie ten klub był przystankiem dla niektórych zawodników do lepszej kariery lub do utrzymania się na ekstraklasowym poziomie, choć nie obligowała ich do tego dana forma.

Pamiętam jeden mecz w Ekstraklasie, kiedy przyjechałem do Kielc. Korona go przegrała. Ja stałem w tunelu z kierownikiem Łukaszem Tomczykiem i rozmawialiśmy dość emocjonalnie o spotkaniu. Dostrzegłem, że po 15 minutach od końca starcia, piłkarze wykąpani, ubrani, w słuchawkach wychodzą z szatni, zapatrzeni w swoje telefony. Zapytałem wtedy kierownika, czy tak to wygląda cały czas. Odpowiedział mi, że niestety tak. To było podsumowanie jak wyglądała Korona, ale także lekcja jak nie budować zespołu, by nie powielać takich błędów.

Nie mam nic do obcokrajowców, bo sam występowałem za granicą, ale akceptuję tylko takich, którzy oprócz wysokich umiejętności sportowych, odpowiednio angażują się w losy klubu. Inne zachowanie jest dla mnie niedopuszczalne, a tak przez moment było w Kielcach.

Na jakich fundamentach stoi obecnie Korona Kielce? Czy wszystko zostało już poukładane po niemieckiej zawierusze? 

Prezes niejednokrotnie podkreślał, że trupy, które wypadły z szafy, zostały już uprzątnięte. Miejmy nadzieję, że więcej ich się nie poukrywało. Zobowiązania z zeszłych lat są. Klub je sukcesywnie spłaca, by zachować odpowiednią płynność finansową. Odkąd jestem w Koronie, nie było dnia opóźnienia w wypłatach. Wygląda to bardzo dobrze. Myślę, że projekt naprawczy dalej będzie wdrażany, ale pozwala nam on myśleć o odpowiednim rozwoju. Awans, który sobie zapewniliśmy, powinien nas napędzić do kolejnych sukcesów.

Powróćmy do tego, co teraz, czyli najbliższego okna transferowego. Gdzie Korona Kielce posiada największe braki?

Od samego początku mówiliśmy, że chcemy pozyskać czterech, pięciu piłkarzy. Po jednym do każdej formacji. Priorytety to środkowy obrońca i pomocnik, a także napastnik. Nazwiska są już wyselekcjonowane, ale dogrywamy ostatnie szczegóły.

Jakie to nazwiska?

Wolałbym jeszcze o nich nie mówić. Wychodzę z założenia, że jeśli na coś jesteśmy umówieni słownie, to jest to nawet ważniejsze niż papier, ale jeśli nie będzie podpisu pod kontraktem, to nie chciałbym niczego zdradzać. Nie będę wychodził przed szereg.

Jak pan radzi sobie z łączeniem pracy w roli dyrektora sportowego z komentowaniem meczów?

Na moją prośbę komentowanie meczów się nieco ukróciło. Tej furtki sobie nie zamknąłem, bo to dla mnie ogromne doświadczenie, ale w ostatnim czasie chciałem się w większym stopniu poświęcić Koronie. Mieliśmy cel w Kielcach i chciałem go zrealizować. W Polsacie to oznajmiłem i nie było z tym większego problemu.

Czego życzyć Koronie po awansie do Ekstraklasy?

Przede wszystkim byśmy w niej pozostali jak najdłużej, a dzięki temu będziemy mogli pomyśleć o większych sukcesach.

Rozmawiał: Szymon Piórek

WIĘCEJ O KORONIE KIELCE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

15 komentarzy

Loading...