Reklama

Kontuzja, skreślenie i powrót do elity. W skrócie: Jacek Kiełb

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

31 maja 2022, 09:57 • 5 min czytania 12 komentarzy

Jacek Kiełb golem strzelonym w 119. minucie finału baraży z Chrobrym Głogów (3:2) zapewnił Koronie Kielce awans do Ekstraklasy. Dla 34-latka było to słodkie zwieńczenie gorzkiego sezonu, zainagurowanego zerwaniem więzadeł i niemalże zakończeniem kariery. 

Kontuzja, skreślenie i powrót do elity. W skrócie: Jacek Kiełb

– Jacek jest wzorowym przykładem jak nie można skreślać ludzi. W wieku 34 lat zerwał więzadła, a mimo to wrócił w wielkim stylu. Wystarczy przypomnieć sobie jego bramkę z przewrotki z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Gol w finale baraży na wagę zwycięstwa jest pięknym zwieńczeniem jego kariery. Tylko on mógł to zrobić – powiedział na antenie Polsatu po barażowym finale Adam Frączczak, inny z bohaterów spotkania z Chrobrym Głogów. Akurat były zawodnik Pogoni Szczecin wie, o czym mówi. Sam wytrwale walczył o powrót na boisko. Chwilę po 30. urodzinach lekarze zdiagnozowali u niego guza przysadki mózgowej. Piłkarz jednak nie poddał się i wrócił na boisko.

Korona Kielce z awansem do Ekstraklasy

Postaci jak Frączczak czy szkoleniowiec Leszek Ojrzyński, który do trenowania powrócił po stracie żony, wniosły niebywałą siłę i wolę walki do drużyny Korony Kielce. To w połączeniu z doświadczeniem Bandy Świrów, którą uosabiają dyrektor sportowy Paweł Golański czy trener Kamil Kuzera i ogranych zawodników w I lidze jak Jacek Podgórski dało złocisto-krwistym awans do Ekstraklasy. Ten przypieczętował Jacek Kiełb, który w Kielcach spędził z przerwami już 11 lat i jest niemal żywą legendą klubu. Niewiele brakowało, a mówilibyśmy o nim jako emerytowanej legendzie.

Akurat siedziałem sam w domu, bo żona pojechała odebrać dzieci z przedszkola. Dzwoni Łukasz Miller i mówi, że ma niemalże stuprocentową pewność, że to ACL, przód zerwany. Nie pamiętam, co mu odpowiedziałem, bo czułem się, jakby ktoś mnie walnął młotem w tył głowy. Dziewięć miesięcy przerwy, a może nawet rok, jak ja sobie z tym poradzę, jak wytrzymam tyle bez piłki… Natłok negatywnych myśli. Miałem nadzieję, że to będzie coś mniej poważnego. Nie czułem po sobie, że jest tak źle. Kolano praktycznie w ogóle mi nie spuchło, miałem trochę ruchowości i wyprostu, ból nie był przeszywający. No i sam moment kontuzji nie zgadzał się z tym, co mówili o swoich przejściach inni. Większość słyszała strzał, jakbyś złamał gałązkę. Ja czegoś takiego nie doświadczyłem. Nastawiałem się, że chodzi raczej o łąkotkę, przez którą już od paru lat odczuwałem dyskomfort, delikatny ból. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić i normalnie grałem. Sądziłem, że w końcu nie wytrzymała i poszła. A tu taki cios… To był jeden wielki ryk, wielki płacz. Nie mogłem się powstrzymać. Cieszę się, że żona z dziećmi tego nie widziała, ale nie wstydzę się, naturalna reakcja w takiej sytuacji – mówił nam Kiełb w październiku ubiegłego roku.

Reklama

Włosy jak u Samsona

Pojawił się wtedy moment zwątpienia i chęć zakończenia kariery. Kolejne telefony do rodziny i kolegów z boiska, którzy zmagali się z tym samym urazem, sprawiły, że pomocnik zmienił nastawienie. Nie zamierzał się poddawać, tak jak Korona nie poddała się po latach fatalnego zarządzania klubem przez niemieckich właścicieli i prezesa Krzysztofa Zająca. Zawodnik potrzebował jednak jasnej motywacji. Kiełb obrał sobie cel w przyszłości, do którego z uporem maniaka dążył. Był nim ligowy mecz. Stymulantem właściwej pracy podczas rehabilitacji pozostawały włosy. Choć żona nie mogła już na niego patrzeć, to pomocnik postanowił ich nie ścinać od momentu zerwania więzadeł aż do powrotu na murawę. Trwało to dokładnie 206 dni.

Jacek Kiełb: Byłem sam w domu i zacząłem płakać. To był jeden wielki ryk [WYWIAD]

25 marca trener Ojrzyński pozwolił mu wejść na końcówkę meczu w zremisowanym 1:1 meczu z Sandecją Nowy Sącz. Ku uciesze małżonki Kiełb mógł już ściąć włosy. W przeciwieństwie do biblijnego Samsona, nie stracił siły. Mało tego, w kolejnym spotkaniu z Podbeskidziem strzelił efektownego gola przewrotką, dającego wygraną złocisto-krwistym. Było to jego pierwsze od ponad dziesięciu miesięcy trafienie. Kolejne nastąpiło w najważniejszym momencie sezonu.

– Nikt nie ma pojęcia, jakie emocje mną targały po strzelonym golu. Przez te wszystkie miesiące rehabilitacji wizualizowałem sobie tę bramkę. Te myśli przeplatały się z innymi, tymi o zakończeniu kariery. Pojawiały się pytania, czy nie lepiej zakończyć grania. Kibice i ich dobre słowa napędziły mnie do tego, bym się nie poddał i teraz przychodzą tego owoce. Jak ich nie kochać? – powiedział po spotkaniu z Góralami 34-latek.

Wyścig żółwi

Gol z Podbeskidziem nie oznaczał, że Kiełb wrócił do regularnej gry i pierwszego składu. Od trenera Ojrzyńskiego otrzymywał kilkuminutowe szanse lub wcale nie pojawiał się na murawie. W wyjściowym składzie wyszedł dopiero w ostatniej kolejce. Najważniejszy występ zaliczył jednak w niedzielę. Pojawił się w drugiej połowie w miejsce Dawida Błanika, co okazało się perfekcyjnym rozwiązaniem szkoleniowca Korony. 25-letni skrzydłowy nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy, za co otrzymał czerwoną kartkę, będąc już na ławce rezerwowych. Natomiast Kiełb jak stary wyga wykorzystał idealne zagranie Jakuba Łukowskiego, wprawiając w ekstazę kilkanaście tysięcy kibiców zgromadzonych na stadionie w Kielcach.

Ponownie mógł poczuć się piłkarzem, którego myśli nie są zmącone zamartwianiem się o odpowiednie postawienie stopy w salce rehabilitacyjnej. Na stadionie koło zatoczyła również fortuna i smutek. Gdy ta nie sprzyjała Kiełbowi wylewał łzy w samotności, bijąc się z myślami nad zakończeniem kariery. Teraz na jego twarzy pojawił się uśmiech, natomiast łzy powędrowały na policzki piłkarzy Chrobrego choćby Rafała Leszczyńskiego. Część głogowian, szczególnie takich doświadczonych jak 37-letni Michał Ilków-Gołąb, zdawała sobie sprawę, że mogła to być ostatnia szansa na awans do Ekstraklasy. Tym razem los sprzyjał Kiełbowi, któremu dał możliwość dokończenia wyścigu z Adamem Frączczakiem.

Reklama

W Ekstraklasie urządzimy wyścig żółwi. Będziemy ścigać się, kto jako pierwszy dobije do 240. występów w lidze. On ma 237. rozegranych spotkań, ja 236. – wyjaśnił napastnik, który podobnie jak Kiełb musiał długo świętować awans do piłkarskiej elity.

Filmowa historia.

WIĘCEJ O I LIDZE:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

12 komentarzy

Loading...