Reklama

Najlepsza jedenastka Premier League 2021/2022

redakcja

Autor:redakcja

23 maja 2022, 17:36 • 13 min czytania 14 komentarzy

Powoli dochodzimy do siebie po wczorajszym zakończeniu sezonu Premier League i dochodzą do nas wszystkie jego najważniejsze rozstrzygnięcia. Wiemy już, kto został mistrzem Anglii, kto spadł do Championship, kto został królem strzelców ligi, a kto jej najlepszym zawodnikiem. Aby postawić kropkę na zakończonym sezonie, postanowiliśmy wybrać najlepszą jedenastkę minionych rozgrywek.

Najlepsza jedenastka Premier League 2021/2022

ALISSON (LIVERPOOL)

Zaczynamy, rzecz jasna, od najlepszego bramkarza tego sezonu. I jak zwykle można mieć w takim momencie pierwszą zagwozdkę. Wiadomo przecież, że najlepsi zawodnicy na tej pozycji grają w najlepszych klubach ligi, a – co za tym idzie – mają najmniej okazji do wykazywania się swoimi umiejętnościami. Nie zamierzamy jednak nagradzać bramkarza z drużyny środka tabeli, który wybronił najwięcej strzałów, bo trzeba przecież docenić tych, którzy byli członkami najlepszych defensyw w stawce. Nie mamy więc żadnej niespodzianki, bo na czele tej klasyfikacji znaleźli się dwaj Brazylijczycy z dwóch najlepszych ekip – Alisson i Ederson. Obaj zgromadzili w tym sezonie po dwadzieścia czystych kont. Do najlepszej jedenastki sezonu zdecydowaliśmy się wybrać tego pierwszego.

Po pierwsze dlatego, że bronią go liczby. Przy identycznej liczbie zachowanych czystych kont, Alisson dopuścił do mniejszej liczby straconych bramek. W 36 występach wpuścił 24 gole, z kolei Ederson w 37 meczach kapitulował 26 razy. Piłkarz Liverpoolu ma także zdecydowanie lepszy wskaźnik obronionych strzałów (75,3%). W całej stawce tylko Jose Sa i David Raya mają lepszy wynik w tym względzie. Ederson odbił 69,9% uderzeń, które leciały w kierunku jego bramki, co plasuje go na 11. miejscu w lidze. Przy bardzo podobnej liczbie rozegranych minut na przestrzeni całych rozgrywek, Alisson obronił też więcej strzałów (73) od swojego rodaka (56). Suche statystyki jasno pokazują więc, że po prostu napracował się on bardziej.

Nie można oczywiście kierować się jedynie liczbami, ale, oglądając mecze, również można odnieść wrażenie, że to piłkarz Liverpoolu ma większy wkład w grę swojej drużyny. Ederson jest wybitnym fachowcem, ale do Manchesteru City pasuje głównie ze względu na swoją umiejętność w grze nogami i pomoc w rozgrywaniu akcji. Styl gry jego drużyny, czyli pełna dominacja nad posiadaniem piłki, odbija się na jego mniejszym udziale w każdym z meczów. Alisson z kolei nie tylko bardzo dobrze grał nogami, ale też wielokrotnie ratował swój zespół w bardzo groźnych sytuacjach. Wysoka linia obrony Liverpoolu sprawiała, że Brazylijczyk regularnie musiał pojedynkować się z przeciwnikami. W większości przypadków wykonywał swoje zadanie nawet z nawiązką, przez co ląduje w naszym zestawieniu.

Reklama

TRENT ALEXANDER-ARNOLD (LIVERPOOL)

Przy wyborze zawodnika na tę pozycję nie zastanawialiśmy się tak długo, jak przy bramkarzu, ale to dlatego, że największego rywala piłkarza Liverpoolu nękały w tym sezonie kontuzje. Oczywiście Alexander-Arnold broni się swoimi występami, a do tego jest członkiem jednej z dwóch najlepszych formacji obronnych w lidze, ale kto wie, co by się stało, gdyby Reece James z Chelsea zagrał te kilka meczów więcej… Obaj zanotowali w tym sezonie 14 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej, z tym że zawodnik The Blues spędził na boiskach Premier League o ponad 1000 minut mniej. Ostatecznie zagrał 26 razy, z czego 22 razy wychodził w pierwszej jedenastce. Alexander-Arnold wykręcił 32 występy i przez to umocnił swoją pozycję w rankingu.

Rozegrane minuty pozwoliły mu zupełnie zdominować ofensywne statystyki obrońców w tym sezonie. Nikt inny nie wykreował tylu sytuacji strzeleckich (90) swoim kolegom, mimo że w Premier League grają przecież rozgrywający z absolutnego światowego topu. Tylko Mo Salah zanotował więcej asyst od Alexandra-Arnolda (12) co jeszcze bardziej podkreśla jego kunszt techniczny. Anglik utrzymał swój nieosiągalny dla innych poziom z poprzednich sezonów, podłączał się do akcji ofensywnych, bombardował pole karne swoimi dośrodkowaniami, a także perfekcyjnie wykonywał stałe fragmenty gry.

Największym atutem Anglika pozostaje więc oczywiście gra ofensywna, ale z roku na rok staje się on coraz bardziej solidny w defensywie. – Jeśli ktoś mówi, że Trent nie umie bronić, powinien przyjść do mnie, a mu to wytłumaczę. Naprawdę, nie mogę już tego słuchać. Nie wiem, co ten chłopak może jeszcze więcej zrobić – mówił Jurgen Klopp po meczu z Arsenalem, gdy jego podopieczny wielokrotnie pojedynkował się z Gabrielem Martinellim. Alexander-Arnold pozostaje więc klasą samą w sobie w ataku, a także coraz bardziej poprawia umiejętności obronne. A że jego zespół jest nastawiony na ofensywę i w pełni korzysta z jego zalet w tej części boiska, czyni go to jednym z najlepszych zawodników na swojej pozycji na świecie.

RUBEN DIAS (MANCHESTER CITY)

Jeżeli nie podlegasz rotacji u Pepa Guardioli, to już czyni cię to nieco wyjątkowym. Jeśli do tego jesteś kapitanem mistrza Anglii, to niemal gwarantuje ci to miejsce w każdy zestawieniu najlepszych zawodników sezonu. Dias przybył do Anglii przed poprzednim sezonem i od tego czasu zdobył już dwa mistrzostwa kraju. Stał się niekwestionowanym liderem formacji obronnej, który trzyma ją w ryzach i zawsze jest w odpowiednim miejscu, zawsze gotowy, by naprawić błąd któregoś z partnerów.

Pod koniec sezonu przydarzyły mu się co prawda dwie kontuzje, przez które ominął kilka spotkań, ale 29 występów w tym sezonie w pełni uprawnia go do znalezienia się w najlepszej jedenastce ligi. Poza tym wybranie kogokolwiek innego jego kosztem byłoby po prostu ruchem na siłę. Portugalczykowi to miejsce należy się jak psu buda. Nie miało dla niego żadnego znaczenia, czy gra u boku Aymerica Laporte’a czy Johna Stones oraz czy po jego prawej stronie występuje Joao Cancelo czy Kyle Walker. Dias cementował środek, a do tego był bardzo ważną postacią w szatni. Świetna dyspozycja na boisku to jedno, ale zyskanie opaski kapitańskiej w wieku 25 lat w tak mocnym zespole to zupełnie inna kwestia. Do tego Dias świetnie odnajdywał się także w polu karnym przeciwników. W całej kampanii strzelił dwie bramki i zanotował cztery asysty, co jak na środkowego obrońcę jest przecież świetnym wynikiem.

VIRGIL VAN DIJK (LIVERPOOL)

Skoro doceniamy lidera jednej z dwóch najlepszych obron w lidze, to trzeba to zrobić również w przypadku tej drugiej ekipy. Holendrowi należy się tym większy szacunek, że do gry w tym sezonie wrócił przecież po niemal rocznej przerwie spowodowanej zerwaniem więzadeł krzyżowych w kolanie. Nie każdy piłkarz potrafi po takiej kontuzji wrócić na swój wcześniejszy poziom, tymczasem Van Dijk rozegrał zupełnie normalny dla siebie sezon, czyli był jednym z najlepszych piłkarzy w lidze.

Reklama

Jego wkład w grę Liverpoolu można zobaczyć choćby po miejscach jakie zajmowała jego drużyna z nim w składzie oraz pod jego nieobecność. Zdrowy i gotowy do gry Van Dijk to gwarantowane mistrzostwo lub wicemistrzostwo Anglii, a w poprzedniej kampanii The Reds zajęli zaledwie trzecie miejsce w Premier League. Oczywiście nie można tego zrzucać w 100% na brak Holendra, ale jednak pokazuje to pewien trend. W tym sezonie Liverpool utrzymał łącznie 21 czystych kont. Van Dijka zabrakło w czterech spotkaniach i we wszystkich z nich jego drużyna traciła bramkę. Czy trzeba coś więcej dodawać?

JOAO CANCELO (MANCHESTER CITY)

O wielkości Portugalczyka niech świadczy fakt, że spośród swoich 36 występów w tym sezonie Premier League zagrał 22 razy na lewej obronie, a 14 na prawej stronie. Był tam, gdzie potrzebowała go drużyna, ale na żadnej z tych pozycji nie był przyspawany do konkretnego miejsca na boisku. Cancelo praktycznie odkrył zupełnie nową pozycję w piłce, o której za kilka lat powstanie pewnie wiele analiz autorstwa najbardziej szanowanych na świecie ekspertów. Mimo że był w tym sezonie ustawiany na boku obrony, regularnie meldował się w polu karnym rywala, i to nie tylko w sytuacjach, gdy zamykał akcje na swoim skrzydle. Portugalczyk schodził do środka i uczestniczył w fazie budowania akcji, dryblował, strzelał i kreował sytuacje. Przez wiele momentów meczów można było go traktować jako środkowego pomocnika.

Nikt w tym sezonie Premier League nie prowadził piłki więcej razy od niego, a statystyka ta robi jeszcze większe wrażenie, gdy zauważymy, że Portugalczyk robił to 2705 razy, a drugi pod tym względem zawodnik o prawie 500 razy mniej. Podobna deklasacja ma miejsce w rubryce liczby wejść z piłką w ofensywną tercję boiska. Wynik Cancelo to 138 takich wprowadzeń, drugi pod tym względem w lidze Bernardo Silva ma ich 108.

Portugalczyk grał tak ofensywnie, że po meczu przeciwko Brentford Pep Guardiola porównał go do skrzydłowych Manchesteru City. – Joao był dzisiaj naszym najlepszym skrzydłowym. Przedryblować trzech obrońców i oddać strzał na bramkę? Nawet nasi skrzydłowi nie potrafią tego zrobić. Jest w niesamowitej formie – powiedział Hiszpan. Niekwestionowany najlepszy lewy obrońca w tym sezonie Premier League.

RODRI (MANCHESTER CITY)

Robi się trochę monotonnie, ale co zrobić, mistrzowie Anglii po prostu zasługują, by znaleźć się w tym zestawieniu! Hiszpański defensywny pomocnik również wpisuje się w tę zasadę, po tym jak urządził się w pierwszej jedenastce Manchesteru City i przez cały sezon był jednym z najpewniejszych punktów zespołu. Bezbłędnie wywiązywał się ze wszystkich swoich obowiązków, zabezpieczając pozostałych, grających ofensywnie pomocników. Nie skupiał się rzecz jasna tylko na odbiorach. W całej lidze tylko Cancelo i Laporte wykonali więcej podań, co idealnie pokazuje rolę Rodriego, który zawsze był w centrum boiskowych wydarzeń i jednocześnie łącznikiem między obroną a pomocnikami.

Przy okazji popisywał się także swoimi zdolnościami w ofensywie, odnajdując się w polu karnym po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry oraz uderzając z dystansu. Wcześniej nie dał po sobie poznać takich zdolności do zdobywania bramek, a w tym sezonie strzelił ich aż siedem. W pamięci kibiców najbardziej zapadły pewnie dwie z nich, ta w ostatniej minucie wyjazdowego meczu z Arsenalem, która zapewniła wtedy Manchesterowi City zwycięstwo, oraz ta z ostatniej kolejki, gdy Hiszpan strzałem z kilkunastu metrów wyrównał stan rywalizacji z Aston Villą i tym samym bezpośrednio przyczynił się do obrony przez swój zespół mistrzostwa Anglii.

Rodri na pewno nie jest ulubieńcem kibiców pozostałych drużyn Premier League. Ma wszystkie cechy defensywnego pomocnika, który często fauluje, do tego na tyle dyskretnie, by nie dostać za to żółtej kartki, ale mimo wszystko idealnie wykonuje nałożone na niego zadania.

DECLAN RICE (WEST HAM)

Powiew świeżości! Wreszcie mamy w zestawieniu zawodnika spoza dwóch najlepszych klubów w Anglii. Obecność w nim Rice’a nie powinna być jednak traktowana jako niespodzianka, skoro mówimy przecież o etatowym reprezentancie Anglii. Do tego o kimś, kto jest wyceniany na około 100 milionów funtów, a David Moyes podwyższa tę kwotę do nawet 150 baniek. Kosmiczne pieniądze, ale piłkarz z niego tak świetny, że prawdopodobnie już niedługo znajdą się kluby gotowe do głębszego sięgnięcia do kieszeni.

Rice był płucami i sercem West Hamu, który zajął na koniec sezonu bardzo wysokie siódme miejsce w tabeli, a przez długi czas utrzymywał się nawet w grze o najlepszą czwórkę. Najlepszą cechą jednego z liderów Młotów jest przejęcie piłki, a także prowadzenie jej przy nodze, przy równoczesnym mijaniu kolejnych rywali. Rice jest najlepszy w całej lidze w liczbie przechwytów (96), a także w zupełnej czołówce, jeśli chodzi o poruszanie się z piłką przy nodze. Zajmuje:

  • 3. miejsce w lidze, jeśli mówimy o liczbie wejść w ofensywną tercję, będąc w posiadaniu piłki,
  • 6. miejsce w Premier League pod względem przebytego dystansu z piłką przy nodze, poruszając się w kierunku bramki rywala,
  • 10. miejsce w lidze pod względem liczby wszystkich prowadzeń futbolówki.

KEVIN DE BRUYNE (MANCHESTER CITY)

Belg został oficjalnie nagrodzony statuetką dla najlepszego piłkarza tego sezonu Premier League, więc na tym moglibyśmy w zasadzie zakończyć tłumaczenie się z takiego wyboru. Gdyby tylko Obywatele odnieśli lepszy wynik w europejskich pucharach, De Bruyne wskoczyłby do grona nazwisk, które powalczą o Złotą Piłkę.

Drużyna Pepa Guardioli opiera się na wielu ofensywnych zawodnikach, którzy mogą dublować swoje pozycje, grać na obu skrzydłach lub rotować grę bliżej środka pola z występowaniem w pierwszej linii. Liderem ich wszystkich był w tym sezonie De Bruyne, który panował nad tym całym kontrolowanym chaosem. Wiedział, kiedy ma cofnąć się po piłkę do środkowych obrońców i rozruszać grę od tyłu, kiedy przyczaić się na jednym ze skrzydeł w celu stworzenia przewagi, a kiedy wejść w pole karne i czekać na zagranie od któregoś z partnerów. A poza tym popisywał się oczywiście swoją bajeczną techniką i regularnie znajdował podaniem kolegów czekających pod bramką rywala.

Po końcówce sezonu można stwierdzić, że to właśnie on najwięcej zyskał na grze Manchesteru City bez napastnika. W całym sezonie trafił do siatki aż piętnaście razy, dokładając do tego osiem asyst. Najlepszym podsumowaniem świetnego sezonu w jego wykonaniu był rzecz jasna popis przeciwko Wolverhampton, gdy aż czterokrotnie meldował się na liście strzelców, a niewiele zabrakło, by wówczas jeszcze bardziej pokarał graczy Wilków.

JARROD BOWEN (WEST HAM)

Kto by pomyślał przed startem sezonu, że na jego koniec Młoty będą miały aż dwóch swoich reprezentantów w naszej najlepszej jedenastce rozgrywek? Obaj w pełni zasłużyli na swoją obecność w takim zestawieniu. O ile Rice odpowiadał bardziej za defensywną strefę boiska, a jeśli zabierał się za coś w ofensywie, to raczej w pierwszej części budowania akcji, tak Bowen był osobą, która kończyła wszystkie takie ataki. Angielski skrzydłowy jest jednym z zaledwie trzech zawodników, którzy w tym sezonie wykręcili liczbę goli i asyst na poziomie popularnego koszykarskiego double-double.

West Ham zdobył w tym sezonie 60 bramek, a Bowen maczał palce przy aż 24 z nich, notując po 12 bramek i ostatnich podań. Mimo że jego bazową pozycją było prawe skrzydło, regularnie zbiegał do środka i wbiegał na wolne pole, wykorzystując niemrawą postawę na środku ataku Michaila Antonio. Był jednym z najlepszych zawodników swojego zespołu w najtrudniejszych meczach dla Młotów, w których potrafiły one wywalczyć korzystny wynik. Odegrał kluczową rolę w zwycięstwach z Chelsea i Liverpoolem, a także w remisie z Manchesterem City. Pozostaje kwestią czasu, gdy zaliczy debiut w reprezentacji Anglii. Gdy utrzyma swoją dyspozycję w kolejnym sezonie, ma ogromną szansę znaleźć się w kadrze Synów Albionu na katarski mundial.

MOHAMED SALAH (LIVERPOOL)

Król strzelców tego sezonu i zdecydowany lider w klasyfikacji kanadyjskiej. Zagrał w 35 kolejkach Premier League i tylko w 11 zanotował pusty przebieg, nie strzelając bramki, ani nie notując asysty. Człowiek, na którym przez cały sezon opierała się ofensywa Liverpoolu i na którego pozycję i rolę w zespole w żaden sposób nie wpływały ewentualne zwyżki formy Sadio Mane i Diogo Joty oraz transfer Luisa Diaza. To Egipcjanin pozostawał najgroźniejszą bronią w talii Kloppa i to on budził największe zagrożenie w szeregach rywali The Reds.

Gdyby trzeba się było do czegoś przyczepić, to jedynie do końcówki sezonu w jego wykonaniu. Oczywiście nie można Salahowi zarzucić, że był powodem jakichś niepowodzeń zespołu, ale chociażby mógł zrobić dużo więcej w kwestii zdobycia nagrody dla króla strzelców w pojedynkę. Tymczasem trochę się zaciął po powrocie z Pucharu Narodów Afryki. Wówczas w piętnastu takich meczach strzelił tylko cztery bramki z gry, pozostałe trzy były efektem skutecznie wykonywanych rzutów karnych. Salah wykonał więc absolutnie kosmiczną pracę w pierwszej części sezonu, by w drugiej nieco obniżyć loty, co w żadnym stopniu nie może odebrać mu miejsca w najlepszej jedenastce w sezonie. Gdy zastanawialiśmy się nad napastnikami, którzy się w niej znajdą, było to pierwsze nazwisko, które wzięliśmy pod uwagę.

HEUNG-MIN SON (TOTTEHAM)

I przez to, że Salah nie zadbał, aby wyrobić sobie odpowiednią przewagę w klasyfikacji strzelców nad kolejnymi zawodnikami, w ostatniej chwili dołączył do niego Son. Mało tego, Koreańczyk przez kilka minut znajdował się na samotnym prowadzeniu w tej klasyfikacji, ponieważ w ostatniej kolejce dwa razy trafił przeciwko Norwich, na co Salah odpowiedział bramką w ostatnich minutach spotkania z Wolves.

Osiągnięcie Sona robi jednak większe wrażenie ze względu na sposób, w jaki osiągnął barierę 23 bramek. Żadna z nich nie była bowiem skutkiem poprawnie wykonanego rzutu karnego, podczas gdy Salah pięć swoich goli zawdzięcza właśnie strzałom z wapna. Mało tego, patrząc na dorobek Koreańczyka można odnieść wrażenie, że specjalnie utrudnił sobie zadanie w drodze po swoją pierwszą koronę króla strzelców. Nie dość, że nie podchodził do rzutów karnych, to jeszcze większość swoich bramek zdobył po uderzeniach… gorszą nogą.

O ile Salah zaliczył piorunujący start rozgrywek, tak Son najlepiej zapamięta ich końcówkę. Wszystko przez to, że w trakcie sezonu doszło do zmiany na stanowisku menedżera w Tottenhamie. Antonio Conte miał problem, by od pierwszego dnia odmienić grę zespołu i wpoić swoim zawodnikom odpowiednie podejście do gry. Po czasie jednak było je widać gołym okiem i bardzo sprzyjały one wszystkim atutom Sona. Spurs zaczęli grać z kontrataku, wykorzystując właśnie Koreańczyka oraz Dejana Kulusevskiego. Im bliżej było końca sezonu, tym taki styl gry lepiej funkcjonował, przez co Son zdołał dogonić Salaha i zrównać się z nim w liczbie strzelonych bramek.

Czytaj więcej o Premier League:

Najnowsze

Anglia

Anglia

Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League

Bartosz Lodko
4
Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League
Anglia

Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty

Patryk Stec
1
Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty

Komentarze

14 komentarzy

Loading...