W ostatniej kolejce Ekstraklasy Wisła Płock udanie pożegnała się ze swoimi kibicami. Choć nie było ich zbyt wielu przez wciąż trwający remont stadionu, to obiekt mogli opuszczać z uśmiechem na ustach. Nafciarze w dobrym stylu pokonali Stal Mielec 3:0, przerywając serię trzech porażek z rzędu. Ten mecz pokazał również, w jakim kierunku będzie rozwijał się zespół Pavola Stano.
Końcówka sezonu dla piłkarzy Wisły Płock to istna droga przez mękę. Trener Pavol Stano, o czym powiedział w rozmowie z Pawłem Paczulem, wciąż starał się przeprowadzać mikrocykle treningowe na najwyższych obrotach. Z tego powodu zajechał niektórych piłkarzy. Poskutkowało to trzema porażkami z rzędu. Przyjazd Stali Mielec na Mazowsze mógł zatem wywoływać pewne obawy wśród kibiców Nafciarzy. W sobotę sprawdziła się inna z teorii głoszonych przez słowackiego szkoleniowca Wisły, a mianowicie ta dotycząca wyprowadzenia piłki.
Trzy teorie gry
– Nie ma możliwości, by nie popełniać błędów przy tym stylu grania. Nawet najlepsze drużyny świata 20% takich akcji [wyprowadzenie piłki od bramki – przyp. red.] w jakimś momencie zawalą. To jest kwestia ryzyka – bo pozostałe 80% udanych akcji może się zakończyć golem. Potrzebuję czasu, by moi zawodnicy nauczyli się tego stylu. Potkną się raz, drugi, trzeci, ale w końcu poczują się pewniej i będą podejmować dobre decyzje – wyjaśnił Stano. Z uporem maniaka Wisła dalej starała się wyprowadzać piłkę od własnej bramki. Potykała się wielokrotnie, lecz Stal nie potrafiła wykorzystać jej błędów.
Właśnie dlatego spotkanie w Płocku toczyło się od błędu do błędu. Obie drużyny popełniały ich po równo. Co ciekawe, te popełniane w defensywie, najbliżej własnej bramki, choć w teorii najbardziej dotkliwe, nie kończyły się stratą gola. Sprawdziła się natomiast inna z teorii Stano. Wbrew opiniom wielu Słowak wierzy w umiejętności Jorginho. Ponownie wystawił go od pierwszej minuty. Nowy trener Nafciarzy dał szansę skrzydłowemu z Gwinei Bissau w ośmiu z dziesięciu meczów. Ten odpłacił mu się dwoma asystami i jednym trafieniem. W sobotę efektownie dośrodkował na głowę prawego obrońcy – Aleksandra Pawlaka.
Dla 20-latka była to debiutancka bramka w Ekstraklasie. Pierwszą w tym sezonie strzelił natomiast Filip Lesniak. Nastąpiło to w momencie zupełnej dominacji Nafciarzy. O ile w pierwszej połowie i na początku drugiej Stal starała się jeszcze zagrażać bramce Krzysztofa Kamińskiego, o tyle po godzinie inicjatywę zupełnie przejęła Wisła Płock. Potwierdza to teorię dot. podziału meczu w proporcjach 20-80%. Te wartości zostały zachowane. Tym razem w ciągu 1/5 czasu efektywnej gry rywali ekipa z Mazowsza nie straciła bramki, zupełnie natomiast zepchnęła Stal do obrony w w pozostałych 80%, co uwidoczniło się szczególnie w końcówce meczu.
Dobre humory
Zaowocowało to nie tylko trafieniem Lesniaka, ale również Marko Kolara. U słowackiego trenera żaden z zawodników nie ma abonamentu na grę – nic więc dziwnego, że rezerwowi czując zaufanie szkoleniowca i są wartością dodaną po wejściu na boisko. Trzecie trafienie to zespołowa akcja, których w sobotę nie brakowało, zmienników. Fryderyk Gerbowski prostopadłym podaniem wprowadziłem w pole karne Damian Warchoła. Były napastnik Legii Warszawa dograł natomiast Kolarowi do pustej bramki, a ten nie zmarnował tej okazji, ustalając wynik spotkania na 3:0.
Piłkarze Wisły w dobrych humorach mogą się teraz udać na urlopy. Pewnie nastroje będą lepsze, gdy klub ureguluje zaległe pensje, co ma się niebawem wydarzyć. Mimo porażki również piłkarze Stali mogą być zadowoleni ze swojej gry. Może nie w sobotnim spotkaniu, ale rozpatrując cały sezon, mielczanie zaliczą go na duży plus. Skazywani na spadek, utrzymali się na kolejkę przed końcem sezonu. Przed ekipą z Podkarpacia trzeci rok z rzędu w Ekstraklasie.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Stano: – „Przepaliłem” zespół. Ostatnie wyniki biorę na siebie
- Sytuacja finansowa Wisły Płock poprawia się. Klub powoli, ale spłaca zaległości
- Pierwszy letni transfer Wisły Płock już pewny. Polak z II ligi
Fot. Newspix