Bruk-Bet i Górnik Łęczna nie walczą o spadek, walczą o utrzymanie. Skąd takie przekonanie? Ano stąd, że z degradacją jednych i drugich pogodziliśmy się już jakoś jesienią. Ględzimy o nędzy w Wiśle Kraków. Narzekamy na marazm w Jagiellonii Białystok. Krytykujemy żałość w Śląsku Wrocław. Żałujemy biedę w Stali Mielec. Kręcimy głową na marność w Zagłębiu Lubin. A dwie ostatnie drużyny ligowej stawki traktujemy trochę po macoszemu, choć przecież zarówno w gminie Żabno, jak i na Lubelszczyźnie wciąż tlą się – mniejsze w Górniku, większe w Bruk-Becie – nadzieja na zachowanie ligowego bytu.
Poniedziałek, 18:00, Łęczna. Górnik kontra Bruk-Bet. Czy można wyobrazić sobie śliczniejszy synonim ligowego paździerzu ostatniej dekady w Ekstraklasie? Pewnie można byłoby chwilę podyskutować, zaproponować alternatywę w postaci Podbeskidzia albo Zagłębia Sosnowiec, ale koniec końców zbilibyśmy piątkę w zgodzie, że piłkarska uczta to raczej nie będzie. Nie znaczy to jednak, że nie będzie to szalenie istotny mecz dla losów obu sympatycznych klubów. Na naszych oczach rozegra się bowiem bój o być albo nie być w walce o utrzymanie.
Czy Górnik Łęczna może utrzymać się w Ekstraklasie?
Górnika Łęczna do I ligi zrzucaliśmy już pod koniec listopada, kiedy ekipa Kamila Kieresia wygrała zaledwie jeden mecz na szesnaście pierwszych kolejek. A właściwie, bądźmy uczciwi, o bilecie w powrotnym kierunku trąbiliśmy nawet w sierpniu, wrześniu i październiku, bo inicjacja tej drużyny w elicie po wcześniejszym nieco niespodziewanym i wyszarpanym awansie przypominała drogę przez mękę – chociażby takie 0:4 z Wartą, 0:4 z Lechią czy 1:4 z Pogonią. Nawet wyszarpane remisy z Lechem i Rakowem traktowano bardziej jako piękną przygodę i uniknięcie kompromitacji niż jakiś realny krok w stronę bezpiecznej strefy.
Później jednak – absolutnie nieoczekiwanie – przyszła seria siedmiu meczów bez porażki. Powstały zalążki godnego zespołu. Defensywa przestała tydzień w tydzień wystawiać niezbyt udane skecze rodem z Nocy Kabaretowych w Opolu. Ogarnął się Janusz Gol. Ciekawe momenty miewał Jason Lokilo. Przyzwoite liczby gwarantował Damian Gąska. Gole strzelał Bartosz Śpiączka. Generalnie Górnik Łęczna przestał być chłopcem do bicia i stał się niewygodnym rywalem dla większości klubów ze stawki. Miał też jedną zasadniczą przewagę nad resztą dołu tabeli – nic nie musiał, bo nikt nie wymagał od niego utrzymania.
A potem znów wszystko się posypało.
Kamil Kiereś, któremu w klubie gwarantowano miejsce na ławce trenerskiej w przypadku spadku z ligi, uznał, że nie jest już w stanie pracować z Górnikiem Łęczna i pożegnał się z Lubelszczyzną po czterech kolejnych porażkach ligowych, w których jego ekipa strzeliła jednego gola i straciła dziesięć bramek. W jego miejsce przyszedł Marcin Prasoł, trener bez żadnego ekstraklasowego doświadczenia w roli pierwszego szkoleniowca, który na starcie wygrał z Radomiakiem, żeby zaraz zaliczyć planowane porażki z Rakowem i Lechem. Czy wobec tego wszystkiego Górnik wciąż ma szanse na utrzymanie?
Niewielkie.
Naprawdę niewielkie.
Niby można jeszcze wygrać z Bruk-Betem, z dogrywającym sezon Górnikiem Zabrze i przeciętną do bólu Jagiellonią Białystok, ale wystarczy jedna wpadka, jeden gorszy moment i trzeba będzie powiedzieć Ekstraklasie: „bye, bye”. I taki scenariusz jest najbardziej prawdopodobny, bo choć Górnik Łęczna nie musi wstydzić się swojego pobytu w elicie, to mimo wszystko chyba trochę tu nie pasuje. Przynajmniej na razie.
Czy Bruk-Bet może utrzymać się w Ekstraklasie?
Radoslav Latal nie jest ulubieńcem piłkarzy. Z różnych – pół oficjalnych, pół nieoficjalnych – źródeł słyszymy, że w Bruk-Becie też nie ma najlepszej opinii i państwo Witkowscy już przymierzają się do poszukiwań nowego sternika klubu w letnim oknie transferowym. Tak czy inaczej, nie można odmówić czeskiemu trenerowi, że zrobił naprawdę dużo, żeby sprzątnąć absolutny burdel panujący w Niecieczy na przełomie 2021 i 2022 roku.
Wielkim sukcesem jest sam fakt, że Bruk-Bet jeszcze żyje, jeszcze zipie, jeszcze oddycha. Ba, w rundzie wiosennej punktuje na poziomie ligowego średniaka.
Piłkarze też wierzą w utrzymanie. Niedawno Dawid Kocyła w Przeglądzie Sportowym całkiem przekonująco opowiadał o wojowniczych nastrojach w szatni Bruk-Betu. Jasne, drużyna z gminy Żabno miewała ostatnio swoje wpadki – dostawała wpierdole od Legii (1:4), od Lecha (0:5) czy od Rakowa (0:3). Ale równie często udowadniała, że nie zamierza składać broni. Zwycięstwo z Wartą wyciągnęła w samej końcówce, z Wisłą Płock w ostatnim kwadransie, a w międzyczasie zlała fatalny Śląsk w okazałym i motywującym wymiarze 4:0.
Gdyby Bruk-Bet utrzymał się w lidze, bylibyśmy zdziwieni, ale nie zszokowani. Nie rozmawialibyśmy o cudzie, choć przecież po rundzie jesiennej wydawało się, że nie ma bata, żeby dało się zachować ligowy byt w Niecieczy, a o konsekwentnie realizowanej pracy i wykorzystywanych okazjach. Bruk-Bet ma do wyszarpania jeszcze dziewięć punktów. Z Górnikiem Łęczna musi wygrać. I pewnie będzie faworytem. Potem jest trudniej – Piast Gliwice i Pogoń Szczecin. No ale cóż: albo wóz, albo przewóz. Albo wygrywasz i zachwycasz piłkarską Polskę, albo nie wygrywasz i spadasz do I ligi.
Czytaj więcej o Bruk-Becie i Górniku Łęczna:
- Utrzymanie Bruk-Betu? Dalej śmiała wizja, ale wykluczyć tego nie można
- Nikitović: – Chcę, żeby nowy trener pracował w Łęcznej przez pięć lat
Fot. Newspix