Porażka Widzewa z Resovią i mecz z Miedzią pewną mistrzostwa I ligi – to był dla Arki naprawdę korzystny scenariusz. Ale zamiast gnać w stronę Ekstraklasy pewnym krokiem, patrząc tylko na siebie, ekipa Ryszarda Tarasiewicza koncertowo spierdzieliła sprawę. Być może ktoś w Gdyni pomyślał, że Miedź odda punkty za darmo, przyjedzie na plażę i poświętuje swój sukces, tylko że nic takiego nie miało miejsca. „Miedzianka” wypunktowała Arkę jak klub Ekstraklasy drużynę do tego miana aspirującą.
Arka Gdynia – Miedź Legnica. Jedni mogli wypić piwo 0% na plaży, drudzy 0 mieli gdzie indziej
Przez wiele fragmentów tego spotkania dało się odczuć, że Miedź odpaliła tryb piknikowy. Zabijania się o każdą piłkę nie było, a prędzej cierpliwe czekanie na swoje okazje po wyszumieniu się Arki. W istocie, gospodarze nadawali ton temu starciu, ale nic dziwnego, skoro wciąż biją się o bezpośredni awans do Ekstraklasy z Widzewem.
Sęk w tym, że w pierwszej połowie ta gonitwa za zwycięstwem – uwaga: wartym wejście na fotel wicelidera – wychodziła Arce dość kulawo:
- Zero celnych strzałów na bramkę, co najwyżej kilka wysłanych sygnałów alarmowych dla defensywy Miedzi,
- Stracony gol (piękna prostopadła piłka Domingueza, Krzepisz załatany przez Makucha).
Dla trenera Tarasiewicza był to mecz wielkiej szansy, natomiast dla „Łobo” zwykłe pole do eksperymentów w kontekście gry w Ekstraklasie. Choć trzeba przyznać, że Miedź i tak wyszła prawie najmocniejszym składem, pomijając oczywiście pozycję bramkarza. Tak czy siak, można było sensownie przetestować organizację na tyłach, reagowanie na zakusy ofensywne Arki, bo w jej składzie pełno jest piłkarzy ruchliwych. Poza tym kilku zawodników „Miedzianki” walczy o swoją przyszłość (na przykład Szymon Matuszek czy Krzysztof Drzazga), a taki mecz jak z Arką, dodając dwa ostatnie mecze w lidze, to umożliwia. To tyle, jeśli chodzi o interesy legniczan nad polskim morzem.
Arka Gdynia – Miedź Legnica. Makuch strzelający na siedząco, Abramowicz „Supermanem”
Jeśli Arka myślała, że bez gruntownych zmian w grze odwróci losy spotkania w drugiej połowie, to srogo się myliła. Mylili się również ci, którzy zakładali, że Miedź będzie grała dzisiaj na pół gwizdka. Nic z tych rzeczy – ba, ekipa trenera Łobodzińskiego wcisnęła jeszcze drugą bramkę. Stadion w szoku, jak tak można? Ano można, tak jak Patryk Makuch mógł strzelić gola, dosłownie siedząc na tyłku.
Żeby nie było siary, Arka w końcu oddała jakieś celne strzały w 79. minucie. Poszła z grubej rury, gdyż Abramowicz musiał się porządnie nagimnastykować, ale na ratowanie wyniku było już za późno. W końcówce meczu piłkarze Arki dorzucili sporo roboty golkiperowi Miedzi, tylko co z tego, skoro był świetnie dysponowany. Latał napakowany po polu karnym, popisywał się refleksem na linii i finalnie utrzymał czyste konto. Tym występem dobitnie pokazał, że w kontekście hierarchii bramkarzy Miedzi na Ekstraklasę nie powiedział ostatniego słowa.
Arka Gdynia – Miedź Legnica. Arka zrobiła sobie pod górkę
Arka rozczarowała, choć z drugiej strony Miedź Legnica pokazała dzisiaj wyższą jakość w każdym aspekcie gry. Krótko mówiąc, to nie była drużyna, którą dało się pokonać bez czegoś ekstra. Być może Arce zabrakło pomysłu, może trochę determinacji. Gospodarze zostali niemiłosiernie wypunktowani przez wyrachowanego rywala, ale i tak chyba mogli dać z siebie więcej. Tym bardziej, że na wyciągnięcie ręki było wyprzedzenie Widzewa w tabeli i liczenie tylko na siebie w ostatnich dwóch meczach. Owszem, przegrać dzisiaj z beniaminkiem Ekstraklasy to żaden wstyd, lecz to przecież gdynianie mieli w tym starciu wyjątkowy interes.
Tym samym ostatnie dwa mecze Arki to 0 punktów. No nie, tak nie da się walczyć o bezpośredni awans. Wraz z Widzewem i Koroną zespół trenera Tarasiewicza stworzył wyścig żółwi, które w dodatku potykają się o własne nogi. Wyrżnęła się Korona, wyrżnął Widzew, a teraz Arka. Wśród najlepszych ekip w 1. lidze tylko Miedź pokazuje, jak powinno sięgać się najwyższych celów, rozgrywając świetny finisz sezonu.
Arka Gdynia – Miedź Legnica 0:2 (0:1)
Makuch 10′ i 74′
Więcej o Arce i Miedzi:
- Makuch: Zawsze chciałem być tak pracowity jak Cristiano Ronaldo!
- Od Chelsea do 1. ligi. Jak odradza się Hubert Adamczyk
Fot. Newspix