Już dziś wieczorem Villarreal podejmie na swoim stadionie Liverpool. Dla zawodników Unaia Emery’ego będą to najważniejsze minuty w tym sezonie. W pierwszym meczu przegrali z The Reds dwiema bramkami i ich sytuacja przed rewanżem jest trudna, ale nie beznadziejna. Nadzieja na pierwszy w historii klubu awans do finału Ligi Mistrzów wciąż tli się w sercach kibiców hiszpańskiej drużyny. Wiara czyni cuda, ale czy w tym przypadku?
Villarreal w tej edycji Ligi Mistrzów osiągnął wynik zdecydowanie ponad stan. Rozbicie Juventusu – szacun, wspaniała sprawa. Wyeliminowanie Bayernu – gigantyczna niespodzianka, niesamowite osiągnięcie. Przez to w półfinale na piłkarzach Submarino Amarillo nie ciążyła w zasadzie żadna presja z zewnątrz, bo nikt nie miał prawa ją na nich nakładać. Zasłużyli na spokój i nierobienie wokół nich szumu zbędnych wymagań ponad przyzwoitość. W pierwszym półfinale do pewnego momentu dzielnie się trzymali. Na Anfield Road wspierała ich grupa trzech tysięcy fanów, ale nie mieli szans przekrzyczeć gospodarzy.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
Anfield Road wybudziło ich ze snu
Podobnie było na boisku. Liverpool od początku postawił twarde warunku i zepchnął gości do defensywy. Można było chwalić piłkarzy hiszpańskiego klubu za dyscyplinę taktyczną, ale zanosiło się na to, że w końcu Żółta Łódź Podwodna zacznie przeciekać. Misterny plan Unaia Emery’ego posypał się w drugiej połowie. W ciągu dwóch minut Liverpool wyszedł na dwubramkowe prowadzenie i później mógł jeszcze dobić rywali. Zachował większy ładunek emocjonalny na rewanż, ale drużyna z Estadio de la Ceramica musi pokazać zdecydowanie więcej w ofensywie. W pierwszym starciu brak Gerarda Moreno był aż nadto widoczny. Nie da się pokonać maszynki Jurgena Kloppa, oddając jeden strzał w meczu, w dodatku niecelny.
Kurs 1,67 na BTTS w tym spotkaniu
Spójrzmy prawdzie w oczy i oceńmy potencjał hiszpańskiego zespołu. Nie można powiedzieć, że grają tam ogórki, ale z drugiej strony nie jest tak, że Unai Emery ma do dyspozycji zawodników z pierwszych stron gazet i najgorętsze nazwiska na rynku transferowym. Niewielu jest w tej drużynie gości, na których widok przeciętny fan futbolu piszczałby z wrażenia. Wprawne oko dostrzeże kilku obiecujących graczy, ważnych piłkarzy, ale i solidnych weteranów, żeby nie powiedzieć wyrobników, którzy na profesjonalne piłce zjedli zęby.
Liga Mistrzów nieco zakłamywała obraz. Magia polega na tym, że w lidze na przestrzeni całego sezonu zawodnicy Villarrealu radzą sobie dość przeciętnie. Jesienią dopadła ich stagnacja, z której przez długi czas nie mogli się wygrzebać. Miejsce poza dziesiątką, które przez moment okupowali było rozczarowujące.
Jednak sytuacja i sposób postrzegania tego zespołu diametralnie się zmieniły. Od miejsca dwunastego w lidze do znalezienia się w najlepszej czwórce europejskich drużyn. Mistrzowie iluzji i wykorzystywania szans.
Emery. Król europejskich pucharów
Nazwisko baskijskiego trenera budzi wielkie emocje i przywołuje wspomnienia z czasów jego pracy w Sevilli, ale tylko powierzchownie. Część ludzi zapomina, że jego zmorą w Primera Division były mecze wyjazdowe i na mankamenty przymykano oko ze względu na konfiskatę Ligi Europy. Wykonywał świetną pracę na Estadio Sanchez Pizjuan, ale jego drużyna tez miała defekty.
Do pewnego stopnia podobna sytuacja występuje w Villarrealu (w lidze u siebie mają średnią punktów na mecz dwukrotnie wyższą niż na wyjazdach). Rok temu wygrali Ligę Europy, ale z ligi szło wyciągnąć więcej. Tym samym rozbudzili nadzieje i rzucili się na podbój bardziej prestiżowych rozgrywek od interesującej, ale jednak nie-pierwszoplanowej Ligi Europy. Liga Mistrzów bez dwóch zdań wymaga od zespołu większego skupienia i jakości piłkarskiej. Wyrwa ta nie jest łatwa do zasypania. Prawie dwadzieścia lat temu udało się to Jose Mourinho z FC Porto, ale na to złożyło się wiele czynników. Dobre pokolenie piłkarzy, gorszy sezon europejskich kolosów i tak dalej.
Unai Emery już jest wielki. Nie ma drugiego trenera, który wygrałby cztery finały Ligi Europy. W jednym przecież nawet pokonał Liverpool Jurgena Kloppa, który jeszcze się formował. Też nie znajdziecie wielu szkoleniowców, którzy zaprowadziliby za rączkę Villarreal w takim kształcie do półfinału Ligi Mistrzów. To już jest wielkie osiągnięcie, ale brakuje trochę dramaturgii. Kiedy w sezonie 2005/06 Manuel Pellegrini dokonał tego samego, Villarreal miał na wyciągnięcie ręki finał. Gdyby Juan Roman Riquelme wykorzystał rzut karny, być może wszystko ułożyłoby się inaczej. To wzmocniło efekt i sprawiło, że tamta drużyna wybudowała sobie pomnik, który przetrwał próbę czasu.
W tym przypadku już pierwszy mecz ustawił losy rywalizacji i naprawdę ciężko będzie baskijskiemu trenerowi przywrócić nadzieję na awans. Szybko strzelony gol i duży napór jego zawodników wprowadziłby element niepewności w szeregach rywali, zakłócił pewną harmonię i dał nadzieję na wielki powrót hiszpańskiego kopciuszka do rywalizacji. To mogłoby zbudować ciekawą historię.
Ostatni test? Oblany
Ostatni sprawdzian przed rewanżem z Liverpoolem nie wyszedł hiszpańskiej drużynie. Piłkarze Villarrealu mogą wszystkich zwodzić, ale nie da się ukryć, że w meczu Deportivo Alaves nie byli sobą. Przegrali, bo w kluczowych momentach byli myślami przy rewanżu w Lidze Mistrzów. Podświadoma hierarchizacja celów sprawiła, że stracili cenne punkty. Z The Reds muszą jednak przypomnieć sobie o automatyzmach. Bez tego ani rusz z rywalami tej klasy. Pokazał to nawet pierwszy mecz, w którym chwila nieuwagi zburzyła misterny plan.
Wiele wskazuje na to, że nie tylko Estadio de la Ceramica będzie sprzyjać Villarrealowi, ale i cała Hiszpania. W Królestwie bardzo poważnie traktują pojedynki hiszpańsko-angielskie. W Hiszpanii futbol zainicjowali Anglicy i zawsze było parcie ze strony miejscowych, żeby pokazać, że może i Wyspiarze wprowadzili u nich tę dyscyplinę sportu, ale została ona przez lokalsów przedefiniowana. Dlatego ten mecz ma niepowtarzalną symbolikę. Paradoksalnie Villarreal stylem jest bliższy angielskiej piłce, ale nie psujmy narracji…
Manu Trigueros po meczu w Vitorii powiedział: – Zobaczymy, czy dokonamy we wtorek czegoś wielkiego z pomocą mieszkańców naszego miasta i całej Hiszpanii.
W rewanżu prawdopodobnie zabraknie Francisa Coquelina, podobna sytuacja jest z Danjumą, ale do składu wraca Gerard Moreno. Absencje i powroty mają w tym momencie kluczowej znaczenie. Villarreal musi dziś zagrać perfekcyjny mecz, jeśli chce przejść dalej. Już w tej edycji dostarczyli wiele emocji kibicom europejskiego futbolu, napisali ciekawy rozdział klubowej historii, ale dziś walczą o to, by tegoroczna historia zajęła jeszcze kilka stron.
WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:
- Narodziny „The Special One”, czyli o przygodzie Mourinho w FC Porto
- Od 40 fajek dziennie po Złotą Piłkę. Sceny z życia Andrija Szewczenki
- Cud na Riazor. Jak Deportivo rzuciło Milan na kolana
- Krzynówek, Dudek, Warzycha. Najlepsze mecze Polaków w Lidze Mistrzów
Fot. Newspix