Gdybyśmy mieli na podstawie przebiegu meczu pomiędzy Bruk-Betem a Wisłą Płock powiedzieć, o co w tym sezonie grają te drużyny, to bez większego zawahania rzucilibyśmy, że obie zajmują miejsca w środku tabeli. Nikt nie decydował się na forsowanie tempa, mało mieliśmy bezpośredniej gry – ot, spotkanie trzeba rozegrać, bo tak mówi terminarz, więc rozgrywamy. Jednak jak wiemy, sytuacja Bruk-Betu jest inna, mecz z Nafciarzami to była jedna z ostatnich okazji, by drużyna ze strefy spadkowej jeszcze się uratowała. Długo wydawało nam się, że niecieczanie będą sobie pluć w brodę, bo punkt dawał im niewiele, ale okazało się, że w tej pasywności jest metoda.
Radoslav Latal – co w przerwie pośrednio potwierdził Maciej Ambrosiewicz – przestraszył się Wisły i wybił z głowy swoim podopiecznym sposób gry, który nie pozostawiałby wątpliwości, że walczą o życie. Miało to sens o tyle, że za Pavola Stano ten zespół na wyjazdach wygląda świetnie – do tej pory zgarnął komplet oczek w trakcie wycieczek do Białegostoku, Szczecina i Krakowa na stadion Wisły. I podejścia Czecha nie zmieniło nawet to, że płocczanie musieli sobie dziś radzić bez Łukasza Sekulskiego, swojego najlepszego snajpera i czołowego piłkarza w lidze w ostatnich tygodniach.
W związku z powyższym o pierwszej połowie w zasadzie nie ma co gadać. Furman spróbował z daleka, Poznar z bliższej odległości, ale obaj nie trafili w bramkę, raz niepewnie wyszedł Kamiński i trochę staranował przeciwnika, ale potem rozpaczliwie rzucił się pod nogi rywala i uratował sytuację. No, po prostu ta część gry się odbyła.
Więcej mięsa mieliśmy po przerwie. Nie tyle, żeby się najeść, ale wystarczająco, by nakręcić się na dalszą walkę o utrzymanie. Gdzieś po godzinie gry wydawało się, że gospodarze się gubią, więc Wisła ma prawo myśleć o czwartej wyjazdowej wygranej z rzędu za nowego trenera. To był taki moment, gdy musiał wykazać się Loska, choćby po centrostrzale Chrzanowskiego czy uderzeniu Vallo z ostrego kąta. Ale Bruk-Bet potrafił ten trudniejszy moment przetrzymać i – co ważniejsze – nawet odpowiedzieć.
Tomas Poznar przez 469 minut na polskich boiskach strzelił dwa gole, co nie jest wynikiem oszałamiającym. Na jego obronę może dodać, że ma też dwie asysty, co zaczyna wyglądać przyzwoicie, ale jeszcze skuteczniejszą tarczą, która chroni przed krytyką, może być to, że jak już Czech strzela, to cholernie ważne gole. No bo tak:
- trafił z Wartą Poznań, gdy Bruk-Bet wygrał 1-0,
- trafił dziś z Wisłą Płock, gdy mecz kończy się takim samym wynikiem.
Jeśli „Słoniki” zostaną w elicie, chłop będzie mógł wypinać pierś w oczekiwaniu na przypięcie orderu. A trzeba przyznać, że staje się to realne, bo pamiętajmy, że za tydzień niecieczanie zagrają z Górnikiem Łęczna. Z jednej strony ekipa z Lubelszczyzny też jeszcze marzy o utrzymaniu, a w dodatku przystąpi do tego starcia po 15 dniach przerwy, z drugiej – potrafimy sobie wyobrazić dużo trudniejszych rywali w kolejnym starciu o życie. Zresztą potem trzeba będzie przyjąć u siebie Piasta i pojechać do Szczecina, więc chyba nie sensu tłumaczyć wagi najbliższego spotkania.
Tyle dobrego – może (a nawet na pewno) grą nie jesteśmy rozpieszczani, ale emocji nie brakuje.
Więcej o Wiśle Płock:
- Sytuacja finansowa Wisły Płock poprawia się. Klub powoli, ale spłaca zaległości
- Lesniak: W Tottenhamie nie byłem gorszy od Harry’ego Winksa