Już przed startem tegorocznego sezonu cyklu Grand Prix Bartosz Zmarzlik był głównym faworytem do zdobycia tytułu mistrzowskiego. Tym bardziej, że Polakowi odpadli groźni rywale z Rosji (z wiadomych względów) i właściwie tylko on zdawał się być materiałem na mistrza. W trakcie Grand Prix Chorwacji Polak tę opinię potwierdził – o ile na początku jeszcze nie jechał na maksimum swoich możliwości, o tyle w finale pokazał, że jest najlepszy. I sezon rozpoczął od zwycięstwa.
Spis treści
Bartek pod presją
Że jest w formie Zmarzlik udowadniał od samego początku sezonu Ekstraligi, gdzie był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem, odsadzając jednak wszystkich tych, którzy razem z nim mieli rywalizować w cyklu Grand Prix. Jeździł świetnie, często wygrywał biegi, osiągał wysoką średnią punktów. Generalnie – dało się odczuć, że twierdzenia o tym, że jest faworytem opierają się nie tylko na braku rywali (m.in. Artioma Łaguty, ubiegłorocznego mistrza świata), ale i samej postawie Bartka, który wcześniej też sięgnął choćby po Złoty Kask.
Z tych powodów wielu przewidywało, że będzie to sezon bez emocji.
– Nie oszukujmy się – jeżeli chodzi o walkę o tytuł, to będzie bardziej monotonna. Ale jestem ciekaw zawodników, którzy zastąpili Rosjan. Więc w walce o dalsze miejsca może być trochę niespodziewanie. Będzie brakować rosyjskiego kolorytu – podkreślam to bardzo wyraźnie – sportowego. Ale czy cykl Grand Prix na tym ucierpi? Sport nie lubi próżni. W miejsce nieobecnych pojawią się nowi bohaterowie. Jednak trzeba liczyć się z tym, że może być to bardzo przewidywalny sezon – mówił nam w zapowiedzi sezonu Michał Łopaciński, dziennikarz Canal+.
Mieć przypiętą łatkę faworyta, a ją potwierdzić, to jednak dwie różne rzeczy. Wielokrotnie bywało, że ci najwięksi kandydaci do tytułów – nawet jeśli już wcześniej po nie sięgali (a Bartek to przecież dwukrotny mistrz świata), nie dawali sobie rady z wytworzoną wokół presją. Bo o tym, że Zmarzlik powinien sięgnąć po mistrzostwo mówili od kilku dniu wszyscy, mimo że sezon dopiero startuje. Bartek na barkach dźwigał nie tylko swoje oczekiwania, a wręcz nadzieje całej żużlowej Polski.
I poradził sobie znakomicie.
Bartek w gazie
Już na treningu wykręcił najszybszy czas, choć potem na antenie Eurosportu mówił, że wcale nie czuł się wtedy najlepiej.
– Było dla mnie za krótko, za ciasno, stawiało mnie. Wiedziałem, że mogę więcej, ale nie byłem w stanie tego zrobić. Dopiero po 2-3 biegu znalazłem ten odpowiedni “feeling”, który pomógł mi w doborze ustawień i w komfortowej jeździe. Wtedy zaczęło mi się dobrze kierować – opowiadał. Dodawał też, że w początkowej fazie zawodów za dużo kombinował, dopiero z czasem znalazł odpowiednie ustawienia.
Mimo tego jednak zawodnik ORLEN Teamu swój pierwszy bieg wygrał – start miał nienajlepszy, ale na dystansie wyprzedził Pawła Przedpełskiego, debiutującego dziś w cyklu Grand Prix w roli jego pełnoprawnego uczestnika. Potem jednak Zmarzlik zaliczył znacznie gorszy bieg, finiszował dopiero trzeci, a w kolejnym był drugi. I choć eksperci podkreślali, że Bartek jedzie solidnie, można się było zacząć zastanawiać, czy aby wystarczająco, by dziś nie tyle triumfować, co nawet stanąć na podium.
Tak jak jednak sam Bartek powiedział – po trzecim biegu wszystko szło już dobrze. Bo od tamtej pory żadnego nie przegrał.
W dwóch pozostałych w fazie zasadniczej dołożył komplet punktów, dzięki czemu jako pierwszy wybierał pole startowe w swoim półfinale. Postawił na drugie, najlepsze. Choć znów zawiodła go nieco reakcja startowa, to po chwili napędził się doskonale, wysforował na prowadzenie i nie oddał go do końca. Problemy w drugim półfinale miał za to Maciej Janowski, triumfator fazy zasadniczej, ale udało mu się przyjechać na drugiej lokacie, dzięki czemu też wszedł do finału.
https://twitter.com/AnitaWlodarczyk/status/1520489326580273153
A w nim potrzebne były dwa starty – po pierwszym upadł Mikkel Michelsen, ale wyścig powtórzono w pełnym składzie. W restarcie Zmarzlik okazał się zdecydowanie najlepszy. Od początku za plecami miał wszystkich rywali i prowadzenia ani na moment nie oddał. W związku z nowymi zasadami punktowania – premiującymi ostateczne miejsca w Grand Prix, nie zdobywane w nim oczka, dostał 20 punktów do klasyfikacji generalnej i został jej pierwszym w tym sezonie liderem.
– Jestem szczęśliwy. Drugie pole było bardzo dobre, dlatego się na nie zdecydowałem. Nigdy nie udało mi się wygrać pierwszej rundy GP, teraz to przełamałem – mówił tuż po wyścigu. A nieco później, już spokojniejszy, zapytany o to, czy motywuje go fakt, że odpadli mu rywale, mówił: – Nie potrzebuję dodatkowych motywacji, jestem skupiony na swoich marzeniach. Pomalutku, systematycznie chcę realizować swoje marzenia i cele.
A marzeniem jest, wiadomo, trzeci tytuł mistrzowski. Na drodze do niego postawił dziś pierwszy krok. Kolejny – 14 maja w Warszawie.
Magic w końcu powalczy?
Wspomnijmy jeszcze o Macieju Janowskim, który dzisiejsze zmagania zakończył na drugim miejscu, zapewniając tym samym Polakom dublet. On stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix jest od 2015 roku i… właściwie rokrocznie mówi się, że może powalczyć o najwyższe cele. Tyle że to raczej sprinter, nie maratończyk – doskonale prezentuje się w pierwszych kilku zawodach, a potem zalicza niewytłumaczalne wpadki. Dwa lata temu na przykład pogubił się kompletnie w Grand Prix Czech, z kolei w zeszłym sezonie zawalił starty w Lublinie.
Dziś znów zaliczył jednak udaną inaugurację sezonu.
– Od początku, już po treningu, czułem się dobrze. Mój motocykl był przygotowany bardzo dobrze. Wszystko wyszło super, reagowaliśmy bardzo dobrze na to, jak tor się zmieniał. Może na początku czegoś mi jeszcze brakowało, ale po reakcji ten motocykl zaczął jeździć szybko. Wydaje mi się, że na koniec popełniłem kilka błędów na trasie, straciłem możliwość wyboru pola. W finale Bartek miał świetny start, zamknął mnie. Trudno było mi się napędzić, ale i tak jestem bardzo zadowolony – mówił po starcie.
Na razie można liczyć, że tak też zaprezentuje się w kolejnych Grand Prix i warto się postawie Janowskiego uważnie przyglądać. Bo jeśli w końcu znajdzie receptę na to, by skutecznym być na przestrzeni całego sezonu, może to on stanie się głównym rywalem Zmarzlika w walce o mistrzostwo?
Fot. Newspix