Historia każdego piłkarza jest nieco inna. Zawodnicy dojrzewają w różnym tempie. To, że ktoś w młodym wieku trafia do wielkiego klubu i ma duży talent, nie znaczy jeszcze, że nagle w ciągu dwóch miesięcy zaliczy duży skok i stanie się gwiazdą europejskiego formatu. Czasem potrzeba roku, dwóch, kilku wypożyczeń, szeregu niepowodzeń, by móc z czystym sumieniem powiedzieć, że piłkarz osiągnął solidny poziom i zaczął nawiązywać do oczekiwań.
Poznajcie historię Enesa Unala, który niespodziewanie w tym sezonie strzela jak na zawołanie. Wcześniej przez kilka lat nie był sobą i nie mógł opuścić bańki przeciętności. Gdy w końcu zrobił w niej otwór, pokazał, że stać go na wiele i należy wymieniać go gronie najlepszych strzelb w lidze hiszpańskiej. W ciągu roku zaliczył podobny skok jakościowy, jak Juanmi z Realu Betis. Z tylnego rzędu przed szereg – tak należy ocenić ostatnie miesiące w wykonaniu piłkarza Getafe.
Enes Unal i jego początki
Miał zaledwie 16 lat, gdy zaczął stawiać pierwsze kroki w lidze tureckiej. Było to już prawie dekadę temu. Tak szybko płynie ten czas. Dostawał wówczas ogony, ale był tylko dzieciakiem, który pokazywał, że tkwi w nim olbrzymi potencjał. Okazjonalnie strzelał bramki, więc jego wartość tylko rosła, a jego nazwisko znalazło się w notatnikach skautów wielu europejskich drużyn.
Jego ówczesny trener, Senol Gunes, ostrzegał:
– Enes jest utalentowanym zawodnikiem i lepszym od swoich kolegów z drużyny, ale pod względem gry ciałem, wciąż musi się doskonalić. Jest dobry pod względem siły, ale musi walczyć więcej z przeciwnikami. Jego reakcja na twardą grę musi być lepsza.
Młody Turek wzbudzał zainteresowanie wielu klubów, które z pocałowaniem ręki chciały go wykupić z Bursasporu, co też nie było takie łatwe. Najkonkretniejszy w swoich działaniach był Manchester City. Zgadzały się podstawowe składowe: wizja, wartość kontraktu i cena. Unal latem 2015 roku podpisał z Obywatelami wieloletnią umowę, ale nie było mu dane zadebiutować w pierwszym zespole.
Szybko został wypożyczony do innych klubów, by zbierał doświadczenie. Przed pierwszym poważnym transferem rozegrał 54 spotkania dla klubu z Bursy, w których strzelił łącznie siedem bramek i zaliczył trzy asysty, ale w samej lidze tureckiej uzbierał mniej niż 500 minut. Dlatego nikogo nie dziwiło, że Manchester City szukał dla niego tymczasowej przystani.
Na wypożyczeniach nie zawsze kolorowo
Pierwsze wypożyczenie było dla piłkarza z tureckim paszportem bolesnym doświadczeniem. Trafił do KRC Genk i znów dostawał tylko ogony, dlatego już w styczniu przeniósł się do holenderskiego drugoligowca. W NAC Breda odżył. Turek zaliczył tam dobrą rundę, ale to tylko zaplecze Eredivisie. Tam potężne liczby wykręcali gracze, których potem dopadała impotencja strzelecka w Ekstraklasie, więc nie należało się zbytnio jarać dziewięcioma trafieniami Unala w jednej rundzie.
Oczywistym ruchem było podniesienie poprzeczki nastoletniemu wówczas chłopakowi. Tym razem został wypożyczony do Twente i w Enschede się sprawdził. Zdobył 18 bramek w Eredivisie. Był bardzo chwalony, bo zdał egzamin na piątkę. Liczby nie oddawały w pełni jego możliwości. Zdobywał gole z trudnych pozycji, brał się za rzuty wolne, dobrze uderzał głową i potrafił skręcić obrońców dryblingami. Jeśli ktoś jego talent porównywał do wielu drewnianych napastników, którzy wybili się w Eredivisie, to był w błędzie. Unal to była inna półka umiejętności. Bez porównania wyższa jakość.
Naprawdę dobrze czuł się w Holandii, szybko złapał wspólny język z nowymi kolegami, wnosił dużo młodzieńczej energii i stał się ulubieńcem trybun, bo zawsze był głodny kolejnych trafień. Nareszcie mógł poczuć się piłkarzem pełną gębą. Po latach tak wspomina czas spędzony w Eredivisie:
– Powiedziałbym, że Holandia była świetna, aby zdobyć pewność siebie, nauczyć się ruchów, które powinien wykonywać napastnik. Miałem świetnego trenera (Rene Hake) i było to pierwsze miejsce, w którym zacząłem uczyć się jako napastnik pracy w obronie.
Po dobrym sezonie w Holandii rozpoczęły się negocjacje agenta piłkarza z Manchesterem City. Angielski klub chciał go po raz kolejny wypożyczyć do słabszego zespołu, ale tego nie chciała już druga strona. Agent Unala prosił o zgodę na transfer definitywny i ta została wydana, ale władze z Etihad Stadium zachował sobie możliwość odkupienia gracza do 2020 roku.
W 2015 Kupili go za nieco ponad cztery miliony. Sprzedali w 2017 za czternaście i zostawili sobie koło ratunkowe. Uczciwa umowa.
Przenosiny do Hiszpanii
Był sporym wydatkiem dla Villarrealu, ale ryzyko niepowodzenia szacowano na niezbyt wysokie. Rzeczywistość zweryfikowała oczekiwania. Decyzja o sprowadzeniu Unala nie należała do tych z gatunku genialnych. Turek miał problemy ze skutecznością. Do tego stopnia, że wypożyczono go na krótko do Levante, by przywrócić go na właściwe tory, ale nie był to dobry pomysł. Po trzech miesiącach wrócił z podkulonym ogonem. Po powrocie na Estadio de la Ceramica dostawał mnóstwo szans, ale z niewielu skorzystał. Nikt na tym etapie go jeszcze nie skreślał, ale już niektórym w klubie zapaliła się lampka. Piłkarza bronił Pablo Ortells, który sprowadził go Submarino Amarillo i od początku podkreślał, że prędzej czy później turecki talent będzie pakował gola za golem. Po latach okazało się, że miał rację, ale raczej nie zakładał, że aż tyle będzie musiał czekać.
Pozostałe osoby w klubie uznały, że Unala należy ponownie wypożyczyć. Z tego powodu trafił na dwa sezony do Realu Valladolid. Grał tam regularnie, ale nie zachwycał. Nie dawał zbyt wielu argumentów, by ktoś wróżył mu wbicie się do czołówki najlepszych napastników. Powoli zaczęto spisywać go na straty. W Villarrealu też już raczej nikt za nim nie tęsknił, więc z pocałowaniem ręki sprzedano go do Getafe, gdzie trafił pod skrzydła Bordalasa.
Pierwszy sezon miał fatalny. Najpierw wykazywał się skutecznością niewidomego, który postanowił rozpocząć zawodową karierę w grze w bierki. Potem doszły do tego urazy i znów wisiały nad Turkiem czarne chmury. Jak zaczął się ponownie oswajać się z golami, to otrzymał pozytywny wynik testu na koronawirusa. I znowu krótka przerwa. Miał prawo w siebie zwątpić.
Moment przełomowy
Wydawało się, że pewnego poziomu nie przeskoczy. Sam dał pożywkę ku temu, by tak sądzić. Problem stanowił brak pewności siebie i syndrom zwieszonej głowy. Rzucało się w oczy, że futbol nie sprawia mu już tyle radości, ile na przykład w Holandii i przekładało się to na boiskowe poczynania. Wpadł w pułapkę rutyny, z której nie mógł się wydostać.
Wiele zmieniło się po przyjściu Quique Sancheza Floresa. Getafe odzyskało wiarę, zaczęło wyglądać na murawie jak zespół. Unal też się zmienił. Nabrał odwagi i stał się pierwszoplanową postacią. Dziś ofensywa Los Azulones jest budowana wokół niego i drużyna ma z tego wymierne korzyści, tym bardziej że nie jest typem egoisty, który tylko czeka na podania.
To słowa Unala, które dobrze oddają jego podejście do futbolu:
– Bardzo wierzę w grę zespołową i uwielbiam walczyć wraz z kolegami z drużyny. Miałem kilka trudnych momentów, ale czuję, że dojrzewam. Wiem, że mogę zdobywać gole na różne sposoby.
Druga strzelba w lidze
Tego się raczej nikt nie spodziewał, ale to prawda. Enes Unal ex aequo z Raulem de Tomasem zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji najlepszych strzelców Primera Division i nie jest to dziełem przypadku. W pełni na to zasługuje.
Klasyfikacja strzelców LaLiga:
- K. Benzema 25,
- E. Unal 15,
- R. de Tomas 15,
- Juanmi 14,
- Vinicius Jr 14.
Unal, by zdobyć 15 bramek, potrzebował zaledwie 26 strzałów celnych. Dla porównania RDT aż 42. Warto dodać, że tylko dwa gole Turka padły po rzutach karnych. Co więcej, jest najlepszym piłkarzem w całej lidze pod względem stosunku zdobytych bramek do statystyki oczekiwanych goli. Jego współczynnik xG wynosi zaledwie 8,9, więc delta wynosi +6,1 gola. To oznacza, że zaliczył więcej trafień, niż powinien według jajogłowych od statystyk.
To może kolejny krok?
Historia Turka pokazuje, że można mieć wielki talent, ciężko pracować, ale też trzeba trafić w odpowiednie miejsce i na odpowiednich ludzi. W idealnym świecie każdy talent powinien się wybronić, ale tak to w futbolu nie działa. Może talenty najwyższej próby rzeczywiście mogą trafić gdziekolwiek, a i tak spadną na cztery łapy, ale zawodnicy o mniejszym potencjale wymagają już spełnienia minimum kilku warunków, by ich kariera nabrała tempa.
Unal po wielu latach tkwienia w letargu wziął się w garść i dziś należy do grona najlepszych napastników w lidze hiszpańskiej. Nie ma sensu go pchać od razu do zespołu, który będzie bił się o mistrzostwo Hiszpanii, ale dałby sobie radę w drużynie, która zamierza grać w europejskich pucharach. Nie jest gorszy niż byli na przykład Rafa Mir i Youssef En-Nesyri w momencie transferu do Sevilli. Podobnie jak wymienieni piłkarze nie jest bez skaz. Ma atomowe uderzenie prawą nogą, dobrze gra głową, dużo pracuje dla zespołu, ale lewa noga jest zdecydowanie do poprawy. Jeśli ma piłkę na lewej nodze, istnieje duże prawdopodobieństwo, że przełoży ją do prawej. W Getafe jeszcze takie detale uchodzą mu płazem, ale w klubie, który ma większe ambicje już niekoniecznie. Obserwujcie Unala i sprawdzajcie, czy się rozwija, bo coś drgnęło w jego karierze i nie jest to piłkarz banalny.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Inspirująca historia włoskiego self-made mana na hiszpańskiej ziemi
- Pedri. Ambasador elegancji i pomocnik na miarę XXI wieku
- Rodrigo de Paul inny niż w Udinese
- W Hiszpanii przestał strzelać, ale i tak zaraz odejdzie za fortunę
- Królewskie klocki Jenga
Fot. Newspix.pl