Hiszpańska piłka to wielkie kluby, rywalizacja na wysokim poziomie, piłkarze doskonale wyszkoleni technicznie, ale i nieład organizacyjny. Ostatnie dni pokazały to dobitnie. Zamieszanie związane z ujawnieniem afery z Luisem Rubialesem i Gerardem Pique w rolach głównych potwierdza, że o ile w Hiszpanii znają się na futbolu i potrafią grać, o tyle w kwestiach przejrzystości i działania zgodnie z duchem sportu i moralnością bywa różnie. I to wszystko firmuje prezes tamtejszej federacji, który pomimo kilku oczywistych zasług, ma sobie wiele do zarzucenia i po raz kolejny udowodnił, że należy go stale kontrolować.
Można odnieść wrażenie, że Luis Rubiales doprowadził do sytuacji, w której to ogon macha psem, a powinno być na odwrót. Wymiana uprzejmości Geriego i Rubiego jest wręcz rozczulająca. Jednak to tylko jedna z wielu kwestii, która w ostatnich latach działalności Rubialesa wywołała kontrowersje. Przekonajcie się sami, że nie jest to postać krystalicznej, której należałoby kiedykolwiek zaufać.
Następca szemranego człowieka
Luis Rubiales był bardzo przeciętnym piłkarzem, który poczuł, że lepiej odnajdzie się za biurkiem, ale wciąż utrzymując blisko piłki. Przez kilka lat pełni funkcję prezesa AFE (Związku Zawodowych Piłkarzy), więc miał świetny widok na stan hiszpańskiego futbolu. W pewnym momencie zrezygnował z tego stanowiska, bo zwietrzył szansę na bardziej prestiżowy stołek. I się udało.
Hiszpańska Federacja Piłkarska potrzebowała nowego prezesa. Rubiales zastąpił Angela Marię Villara, człowieka umoczonego w wiele afer. O części pewnie dowiemy się po wielu latach. O ile w ogóle. Gdy Villar pełnił rolę prezesa RFEF odmówił składania zeznań w sprawie wyboru Kataru na gospodarza mistrzostw świata. Jakiś czas później otrzymał stanowisko wiceprezydenta FIFA. Ciekawy zbieg okoliczności. Długo nie nacieszył się nowym stanowiskiem, bo został aresztowany za defraudację funduszy. Dopiero po tym złożył dymisję w UEFA, FIFA i odwołano go z roli prezesa RFEF.
Na dobrą sprawę Rubiales miał łatwe zadanie. Ciężko było gorzej wypaść od poprzednika. Dodatkowo Barcelona i Real zdominowały Ligę Mistrzów, a reprezentacja Hiszpanii pod wodzą Julena Lopeteguiego nie przegrywała. Wystarczyło nie wywołać żadnej afery i trzymać rękę na pulsie, by nie zostać znienawidzonym.
Sprawa Lopeteguiego
Kilka tygodni po rozpoczęciu swojej pierwszej kadencji nie wytrzymał ciśnienia. Chwilę przed startem mundialu wyrzucił Julena Lopeteguiego, który za jego plecami dogadał się, że przejmie Real Madryt. Zdrada mogła boleć, ale osoby na tego typu stanowiskach muszą zdawać sobie sprawę, że emocje w przypadku podejmowania decyzji potrafią szkodzić. Po klęsce na mistrzostwach świata tylko częściowo obrywało się Lopeteguiemu, nieco bardziej Fernando Hierro, który zmarnował potencjał zespołu, ale winiono przede wszystkim Luisa Rubialesa, bo to on dolał paliwa do pożaru.
Postawił własny honor ponad dobro drużyny narodowej i się na tym przejechał. Uznano go za sabotażystę, który nie zapanował nad sytuacją. Co najśmieszniejsze sam był winny zamieszania z odejściem selekcjonera. Okazał się człowiekiem mało-zapobiegliwym. Chwilę przed mundialem przedłużył umowę z Lopeteguim, ale wpadł na kretyński pomysł wpisania trenerowi klauzuli odejścia w wysokości zaledwie dwóch milionów euro. Dla Realu, Barcelony, Atletico i wielu klubów taka klauzula była raczej sygnałem do działania niż skutecznym odstraszaczem.
Afera remontowa
Gdy już pełnił obowiązki prezesa federacji, zaczęły wypływać brudy z przeszłości. Prasa ujawniła szczegóły afery remontowej, którą miały zająć się służby. Zarzucano Rubialesowi przeprowadzenie remontu własnej posiadłości z pieniędzy AFE. Według relacji lokalnych mediów, Hiszpan miał się wykazać cwaniactwem. Rzekomo zlecił remont budynku dla AFE tej samej pani architekt, która przy okazji miała wyremontować jego posiadłość. Według plotek koszty miały zostać zsumowane i znaleźć się na jednej fakturze. Były to zwykłe półprawdy. Rzeczywiście ta sama osoba przeprowadziła remont, ale kwestie rozliczeń były zgodne z literą prawa i nie doszło do nadużyć.
Później okazało się, że afera wybuchła za sprawą pani architekt, która dodatkowo oskarżyła Rubialesa o pobicie, do którego nie doszło. Sąd umorzył obie sprawy, bo Rubiales przedstawił odpowiednie dowody. Hiszpan się wybronił, ale niesmak pozostał i już wtedy zarzucał, że są osoby, które chcą mu zaszkodzić i pozbyć się go z życia publicznego. Teraz mówi to samo w kontekście afery związanej z Superpucharem.
Można pokusić się o stwierdzenie, że w kwestii swojego wizerunku jest kowalem własnego losu. Co więcej, w trakcie postępowania dotyczącego stosowania przemocy wobec pani architekt, sam wkładał kij w szprychy. Podczas jednej z prezentacji RFEF rzucił seksistowski komentarz w stronę reprezentacji kobiet. Chciał wyjść na śmieszka, a wyszedł na buca i dał pożywkę swoim przeciwnikom.
Hipokryzja i wojenki z Tebasem
Kiedyś zarzucał Javierowi Tebasowi (prezesowi LaLiga) patrzenie wyłącznie na pieniądze, bo ten chciał przenieść cześć spotkań ligowych do Miami:
– On kocha szmal, a ja kocham piłkę nożną. Nigdy na nic podobnego się nie zgodzę.
Później Rubiales postanowił przenieść Superpuchar do Arabii Saudyjskiej, co już pokazywało, że jest hipokrytą. Gdy tego było mało, w lipcu 2021 wypowiedział następujące słowa:
– W najbliższych dniach zaproszę go do rozmowy na temat zmiany formatu rozgrywek LaLigi. Zmieniliśmy już format wielu innych rozgrywek i widać tego wyniki. Trzeba zmniejszyć liczbę dni meczowych, ale zwiększyć spektakl. Chcę spróbować pozyskać uwagę młodych dzięki emocjom. LaLiga nie rozwijała się w tym kierunku, ale zmiany musimy wprowadzać jednogłośnie, a nie narzucać je sobie nawzajem. Zaproponujemy mecze ligowe na neutralnym terenie. Kolejek powinno być mniej, ale zarazem powinny one dawać większe zyski. Można rozważyć spotkanie w Miami. Na razie nie można jeszcze grać na neutralnym terenie, wszyscy grają u siebie i na wyjeździe, więc naruszyłoby to rozgrywki. Teraz młodzi mają inne niepokoje niż 30 lat temu. Trzeba zobaczyć, czy LaLiga będzie chciała rozmawiać.
Autodestrukcyjne podejście
Kiedy wybrano go po raz drugi na prezesa RFEF (był jedynym kandydatem), podkreślał, że będzie dbał o sprawiedliwość i przejrzystość. Dodał, że nigdy nie lubił osób, które traktują futbol tylko jako biznes. Gdzie rzeczywistość jest zupełnie inna. Dawno temu upubliczniono informacje, że pobiera prowizję od każdej nowej umowy federacji. Jest doskonałym przykładem na to, że milczenie jest złotem.
Wczoraj, tłumacząc się u Manu Careno w El Larguero, najpierw mówił, że jest dobrze wynagradzany, by za kilka minut powiedzieć, że Javier Tebas zarabia sześć razy więcej. Niezła ciekawostka, ale co to ma do sprawy z firmą Gerarda Pique i ich rozmów? To wie tylko on sam. Tak samo słynne zdanie, że w dzieciństwie siostra połamała mu nogi i lekarze grozili mu, że nigdy nie będzie piłkarzem, ale on się zawziął i postawił na swoim.
Rubiales nie jest najlepszym mówcą i wydaje się, że jest swoim największym wrogiem. Kompletnie nie panuje nad emocjami i należy zadać pytanie, z czego to wynika. Charakter, a może świadomość afer, które w przyszłości mogą również wyjść na jaw? Władza oczywiście uzależnia, ale żeby aż tak, by robić z siebie pośmiewisko?
WIĘCEJ O HISZPAŃSKIEJ PIŁCE:
- Benzema zmarnował dwa karne, ale Real i tak poradził sobie z Osasuną
- Inspirująca historia włoskiego self-made mana na hiszpańskiej ziemi
- Pedri. Ambasador elegancji i pomocnik na miarę XXI wieku
- Rodrigo de Paul inny niż w Udinese
- W Hiszpanii przestał strzelać, ale i tak zaraz odejdzie za fortunę
Fot. Newspix.pl