Dobre CV, duże oczekiwania, a ostatecznie klapa i rozczarowanie. Wiemy, że o wielu zawodnikach w Ekstraklasie można tak napisać. I chyba już nadszedł czas na to, byśmy nauczyli się, że Ekstraklasa to takie magiczne miejsce na ziemi, gdzie przeszłość zawodnika często nie ma znaczenia. Niemniej uznaliśmy, że to już czas, by sporządzić listę największych transferowych rozczarowań tego sezonu. Pod uwagę wzięliśmy poziom oczekiwań wobec piłkarza, a jako punkt odniesienia potraktowaliśmy ich formę i dorobek w trwającym sezonie. Kto rozczarował najmocniej?

Największe rozczarowania w Ekstraklasie w sezonie 2021/22
10. Jan Kliment
Przed przyjściem do Wisły Kraków trzasnął piętnaście punktów w klasyfikacji kanadyjskiej w czwartej drużynie ligi czeskiej. W przeszłości Stuttgart rzucił za niego milion euro po tym, jak błysnął na Euro U-21. Strzelił nawet gola w Bundeslidze, rywalizował z Timo Wernerem.
Miał swój moment w Danii – w dziesięciu kolejkach strzelił cztery gole, miał pięć asyst. Później doznał poważnego urazu kolana, ale jak już wspomnieliśmy – ładnie odgruzował się w poprzednim sezonie w FC Slovacko. Wydawało się, że Wisła znalazła napastnika i do gry z zespołem, i do strzelania goli.
Ale im dalej w sezon, tym rola Klimenta jest coraz bardziej marginalna. Zaczął od dwóch goli i asysty w czterech pierwszych kolejkach. Problem polega jednak na tym, że od połowy sierpnia nie dorzucił w lidze do tego dorobku żadnego konkretu. Nic, zero, null. A przecież do początku tej rundy był pierwszym wyborem Guli.
Kibice Wisły liczyli jeszcze, że po świetnym wejściu z ławki w Pucharze Polski z Widzewem z Klimenta coś jeszcze w tym sezonie będzie. Ale z kolejki do składu wypchnął go Ondrasek, wyżej stoją też akcje Fernandeza (gra za napastnikiem, może grać jako dziewiątka) czy Elvis Manu. Z rywalizacji wypadł mu jeszcze Forbes, a i tak Czech nie gra ostatnio wcale. Póki co Klimenta bardziej można skojarzyć jako tego gościa, który wygląda jak skrzyżowanie Wójcików z kabaretu Ani Mru Mru, a nie jako gościa, który strzela gole.
9. Mario Rondon
Ponad 30 meczów w europejskich pucharach i osiem goli na koncie. Strzelał i asystował w Chinach, w Portugalii (blisko 200 meczów i 50 goli) oraz ostatnio w Rumunii. Był podstawowym piłkarzem Cluj w europejskich pucharach. Do tego dorzućmy czternaście spotkań w reprezentacji Wenezueli (trzy gole). Wiadomo było, że z uwagi na wiek nie stanie się już gwiazdą ligi, ale w Radomiu byli przekonani, że ściągają kozaka do ataku, który od biedy zagra też na skrzydle.
Banasik był wobec niego cierpliwy. Trener beniaminka dał Wenezuelczykowi pograć w 21 meczach. Efekt był nie tyle mizerny, co bardzo, bardzo rozczarowujący. Jeden gol, średnia not u nas na poziomie 3.50 (najniższa z regularnie grających). A testowany był już wszędzie – w ataku, jako dziesiątka, na obu skrzydłach. Gość wygląda jak emeryt, któremu po prostu niewiele się już chce. Biorąc pod uwagę relację CV-występy, to jedno z największych rozczarowań ligi.
8. Dominik Furman
Furman w Ekstraklasie był gwarancją liczb. Sezon przed odejściem z Wisły Płock – siedem goli, sześć asyst. Wcześniejszy – siedem goli, osiem asyst. Jeszcze jesienią 2019 dostał powołanie do kadry i zagrał nawet w zwycięskim meczu z Izraelem. Dobry stały fragment, rzetelny poziom piłkarski, spore doświadczenie ligowe – Furmana w formie z tamtych sezonów widziałyby u siebie najmocniejsze kluby w Ekstraklasie.
Po rocznym pobycie w Turcji wrócił do kraju, ale to też nie tak, że przychodził kompletnie zapuszczony po roku bez gry. W tureckiej ekstraklasie zagrał 21 spotkań, nieco ponad 1000 minut – widzieliśmy już gorsze zagraniczne wojaże. Na pewno nie sądziliśmy, że po powrocie będzie aż tak przeciętnie.
A jak jest? Siedemnaście spotkań na koncie, jedna asysta i jedno kluczowe podanie. Z regularnie grających pomocników Wisły ma u nasz najgorszą średnią not (no chyba, że Jorginho potraktujemy jako „regularnie grającego”, wtedy jest drugi od końca). Furman znalazł się w cieniu Rafała Wolskiego, a nawet w cieniu Mateusza Szwocha czy Damiana Rasaka. Ostatnio wrócił do składu, gra z opaską kapitana, ale żeby to była twarz starego, dobrego Furmana? W tym sezonie na pewno nie.
7. Artur Sobiech
Jeszcze w maju zeszłego roku plotkowano, że Sobiech może trafić do Trabzonsporu. W ostatnim sezonie strzelił dziewięć goli w Fatih Karagumruk, grał regularnie, ale zdecydował się na powrót do Polski. Powrót do Lecha wydawał się opcją sensowną – w Poznaniu policzyli sobie, że Ishak zawsze opuszcza pewną liczbę meczów i dobrze byłoby mieć solidną opcję na ławce. A przecież Sobiech w dobrej formie mógłby jeszcze naciskać na Szweda w walce o wyjściowy skład.
I gdyby Sobiech wchodził na te 20 minut co kolejkę, strzelił z trzy-cztery gole, to i tak swoją rolę by wypełnił, tymczasem w Ekstraklasie zdobył w tym sezonie mniej goli od… Adriana Lisa, bramkarza Warty. Czyli zero. Rozegrał raptem sto minut z lekkim hakiem w lidze, trzykrotnie wystąpił w Pucharze Polski, gdzie – mówiąc delikatnie – nie dał powodów ku temu, by Skorża myślał „a może tego Sobiecha za Ishaka…”.
Wygląda też na to, że Sobiech swojego dorobku już nie powiększy. Zimą złapał covid, miał komplikacje po przejściu koronawirusa, wrócił do treningów w tej przerwie na kadrę i… doznał urazu. – Nie chcę mówić, czy chodzi o coś poważnego – westchnął Skorża.
Niewykluczone, że Lech będzie chciał się go pozbyć latem, choć Sobiech ma jeszcze kontrakt ważny do lata 2023 roku.
6. Dani Quintana
My wiemy, że w tej lidze nie można stać tylko w kole środkowym i próbować w ten sposób grać (choć niektórzy próbują). Spodziewaliśmy się zatem, że Dani Quintana po kilku miesiącach bez gry będzie potrzebował odgruzowania. Ale, cholera, przecież z drugiej strony – w tej lidze wystarczy mieć niezłą technikę, spryt, złapać trochę rytmu i już się wyróżniasz.
Quintana technicznie był kozakiem, po odejściu z Jagi nie przepadł kompletnie, więc wychodziłoby na to, że zaleczy uraz, przygotuje się do grania i będzie sobie w tej wolnej lidze pykał, prawda?
Rzeczywistość okazała się brutalna. Trzy mecze, 90 minut z hakiem i głęboka ławka. A ostatecznie rozwiązanie kontraktu. Absolutnie najgorszy powrót do Ekstraklasy tego lata.
5. Adriel Ba Loua
Ilekroć Lech ściągnie ostatnio skrzydłowego, w którym pokłada spore nadzieje, to ten nie gra zgodnie z oczekiwaniami. Przykładem może być osławiony już Niklas Barkroth, nad którym w Poznaniu cmokano, gdy udało się go ściągnąć. A z klubu na koniec to go właściwie wypychano.
Ba Loua nie wygląda tak beznadziejnie jak Szwed, ale jest sporo odcieni szarości między „okazał się klapą” a „okazał się strzałem w dziesiątkę”. Zwłaszcza, że dla niego Kolejorz pobił rekord transferowy, a zatem spodziewano się, że gość wniesie jakość momentalnie. Nie tam żadne „pół roku aklimatyzacji”, nie gadka o tym, że „Iksiński potrzebuje poznać tajniki gry drużyny”. Po prostu – wchodzi, gra, pokazuje umiejętności.
Po skrzydłowym Kolejorza widać, że sporo potrafi, ale wciąż nie zobaczyliśmy dwóch-trzech meczów z rzędu, w którym byłby liderem zespołu. Do tej pory uzbierał gola, trzy asysty i trzy kluczowe podania. Biorąc pod uwagę ile Lech strzela goli – to nie jest jakiś spektakularny wynik Ba Louy. Więcej goli ma rezerwowy Kwekweskiri i obaj podstawowi stoperzy. Dwukrotnie więcej asyst ma Kamiński, o dwie asysty więcej ma prawy obrońca Pereira.
Napisaliśmy już w pewnym momencie, że Lech miał rację, że ściągnął Ba Louę zamiast Damiana Kądziora. Ale wygląda na to, że się pospieszyliśmy – Kądzior walczy o miano najlepszego asystenta ligi, a Ba Loua walczy o to, by być drugim skrzydłowym Lecha.
4. Michal Skvarka
To nie tak, że Skvarka nic Wiśle nie daje. Ale daje zdecydowanie mniej niż oczekiwano. To przecież był prawdziwy żołnierz Adriana Guli, były kapitan w jego zespole. W Ferencvarosie zagrał 45 spotkań, strzelił sześć goli i zaliczył dziewięć asyst. Przed Ferencvarosem rozegrał ponad 200 spotkań w lidze słowackiej. Przez dekadę związany był z Żyliną, z którą również zdobył dwa mistrzostwa kraju i dołożył do tego Puchar Słowacji. Grał w słowackiej kadrze, w fazie grupowej Ligi Europy oraz Ligi Mistrzów (łącznie trzy gole i pięć asyst).
Biorąc pod uwagę to, że Gula znał go doskonale i że Skvarka znał bardzo dobrze system gry Guli (rozegrał u niego 194 mecze), to wydawało się, że Słowak będzie błyszczał.
Oczekiwania rozminęły się jednak z rzeczywistością. Problemem Skvarki jest to, że ma rzadką umiejętności znikania, a jeśli do tego dorzucimy klasyczny syndrom pomocnika Wisły Kraków – czyli niby potrafi grać w piłkę, ale nic z tego nie wynika – to dostajemy taki sezon, jaki rozgrywa Słowak. Ostatnio stracił miejsce w składzie. I nie może być tym faktem zdziwiony.
3. Piotr Parzyszek
Latem było jasne, że Pogoń musi sprowadzić napastnika. Takiego, co to go ustawiasz w polu karnym, ładujesz w niego wrzutkami, a on wpycha piłkę w ten biały prostokąt. Niby prosta robota, gdy masz obok siebie Grosickiego, Kurzawę, Kucharczyka, Kowalczyka, Kozłowskiego, Drygasa i innych.
Tymczasem Parzyszek zagrał już 930 minut, oddał oddał 26 strzałów, ma expected goals na poziomie 3,4 xG i strzelił łącznie… jednego gola. I to nie tak, że nikt mu nie podaje i co on ma biedny zrobić. Kosta Runjaic wprowadzał go ostrożnie, do 11. kolejki widział w nim jednak podstawowego napastnika, ale Parzyszek grał po prostu rozczarowująco. I wylądował na ławce. Od tego czasu w podstawowym składzie wystąpił tylko dwa razy – z Radomiakiem i Wisłą Kraków. Oba mecze wysoko wygrane przez „Portowców” wysoko, po 4:0, ale można odnieść wrażenie, że to nie dzięki napastnikowi, a raczej pomimo niego.
Fajnie, że Parzyszek toczy relatywnie sporo pojedynków i nieźle gra na ścianę. Natomiast od gościa, który wyglądał całkiem nieźle w Piaście wcale nie tak dawno – oczekiwalibyśmy więcej niż jednego gola na 25 występów w Pogoni.
2. Ihor Charatin
Czterokrotny reprezentant Ukrainy. W sezonie poprzedzających przyjście do Legii – 37 meczów w zespole mistrza Węgier, sześć goli i cztery asysty, gra w fazie grupowej Ligi Mistrzów (pięć spotkań). Na papierze Charatin wyglądał na gościa, który wchodzi sobie do Ekstraklasy i z miejsca jest czołowym pomocnikiem nie tylko Legii, ale i całej ligi.
To nie tak, że Charatinowi wyszedł fuksem ostatni sezon. On zagrał ponad sto meczów w Ferencvarosie, ponad 80 meczów w Zorii Ługańsk. Powołania do kadry to też wcale nie taka odległa historia w jego karierze. Gość nie wziął się z przypadku, a Legia nie wydała na niego prawie miliona euro, bo ładnie ją zbajerował podczas rozmowy rekrutacyjnej.
Tymczasem po transferze gość wygląda jak najbardziej anonimowy z anonimowych środkowych pomocników. To jest wręcz niewiarygodne, że piłkarz może być aż tak mdły, tak przewidywalny, tak bezużyteczny. Czasem dopiero po kilkudziesięciu minutach orientowaliśmy się – o, Charatin jednak gra! A chłop biegał po boisku od pierwszej minuty.
Od listopada nie podniósł się z ławki w Ekstraklasie. Trzynaście meczów z rzędu bez choćby minuty na koncie w lidze. Tyle samo mamy też my – ale my nawet nie jesteśmy na kontrakcie w Legii i nie wstajemy sprzed kanapy.
1. Lirim Kastrati
Dzięki Dariuszowi Mioduskiemu stał się memem, a dzięki sobie – największym transferowym rozczarowaniem Ekstraklasy. Legia wyłożyła na niego spore pieniądze i liczyła, że Kastrati swoją szybkością oraz przebojowością załatwi problemy na prawej flance po odejściu Juranovicia oraz Vesovicia. W Legii nad nim cmokano, a teraz… chcą się go pozbyć.
I jasne – gola strzelonego Spartakowi Moskwa nikt mu już nie zabierze. Szkoda tylko, że wbicie piłki do siatki w Moskwie było jedynym konkretem, który dał zespołowi. A, nie, przepraszamy – było jeszcze trafienie z potężnymi Wigrami Suwałki.
Poza tym gość zaliczył trzynaście pustych przelotów w lidze. Ktoś powie – „oj, ale wcale nie grał aż tak dużo minut, często wchodził z ławki!”. Okej, ale czy te jego wejścia z ławki pozwalały wierzyć, że gdyby zagrał od początku, to potrafiłby zrobić cokolwiek? Cóż, nie za bardzo.
Wygląda na to, że ponad bańka euro, którą Legia za niego zapłaciła, poszła do niszczarki. Zimą mówiło się o problemach dyscyplinarnych Kastratiego, a Vuković go już właściwie wysłał na gruz i daje mu wejść jedynie w doliczonym czasie gry. Bardziej po to, by zyskać 30 sekund na przeprowadzeniu zmiany. Czy Legia zdoła odzyskać choćby połowę tego, co w niego zainwestowała? Cóż, życzymy powodzenia, ale w sukces nie wierzymy.
Braliśmy pod uwagę: Filip Balaj, Milan Corryn, Ilja Żygułow, Dor Hugi, Adam Hlousek, Barry Douglas, Lindsay Rose, Fabio Sturgeon, Mahir Emreli, Michał Żyro
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. FotoPyK/Newspix
Niesamowite, że Pogoń nabrała się na Parzyszka, straszna wtopa. Typ nie dość, że nie umie grać, to jeszcze jest idiotą co pokazał w tym słynnym wywiadzie w którym pojechał po Waldku Fornaliku. Nie wiem czy on w 1 lidze by coś strzelał, a co dopiero w Ekstraklasie, wyjątkowe drewno z wielkim mniemaniem o sobie. Ciekawe czy ktoś jeszcze w Ekstraklasie popełni błąd zatrudnienia tego typa.
Dodajmy do tego bucowatość na boisku – on może się przepychać, walczyć i prowokować, a jak obrońca nie traktuje go lekko to przy każdym kontakcie leży i krzyczy.
Raków.
Papszun będzie kolejny raz chciał udowodnić, że jest obertrenerem i potrafi odbudować nawet mój od miotły.
Ale to zemsta King Waldka.
Trzeba było Parzyszkowi nie wygłosić się z oceną trenera, które zawdzięczał transfer zagranicę.
Zachował się jak dzban i gra jak dzban
I jeszcze jedno”Furman..nawet w cieniu Szwocha…”
Wy naprawdę w tym Weszlo jesteście chyba na permanentnym haju.
Szwocha jest centralną postacią tych nijakowców z Płocka. Haruje w defensywie, inteligentnie gra w ofensywie. Strzela gole.
A Furman?
Człapie po boisku jak starowinka na niedzielną sumę o godz.11.
Jego gra to żenada. Tak się grało przed epoką Pana Trenera Kazimierza Górskiego .
Gra Furmana w kadrze w 2019 r.?
Podbicie ceny transferowe.
Coś w rodzaju 5 goli w jednym meczu -obecnego „eksperta” Mielcarskiego,gdy obserwował to Bobby Robson
Nie pamiętam, by Mielcarski miał mecz z 5 golami. Ta uwaga o Bobbym Robsonie sugeruje transfer do FC Porto, Mielcarski przeszedł tam z Widzewa – a w Widzewie na pewno piątki nie zdobył. Miał hattricka pod koniec rundy, więc może mówisz o tym meczu.
Pięć goli zdobył dwa lata później Dembińśki, ale to była bardziej walka o tytuł króla strzelców. Którym Dembiński nie został (Trzeciak miał gola więcej). Potem na początku kolejnego sezonu Dembiński zdobył hattricka w Grodzisku i po bodajże jeszcze jednym meczu poszedł do HSV. Może o ten przypadek chodziło?
Jeszcze później 4 bramki strzelił Wichniarek – w meczu derbowym, ostatnim w sezonie. Ale Artur odszedł za granicę dopiero po kolejnej rundzie jesiennej.
Parzyszek < Zawada
W międzyczasie oddali jeszcze do Dinama w rozliczeniu Kastratiego Mahira Emreli…
Trzeba być grubo jebniętym
mahir gra tak dobrze w chorwacji że rozważają jego wypożyczenie żeby odzyskał formę.
Ba Loua:
Kamiński:
Amaral:
Ramirez:
Ishak:
Jeśli chcecie się już powoływać na te konkrety, to polecam uważnie oglądać mecze i notować sytuację w których faktycznie zawodnik miał wpływ na stworzenie sytuacji bramkowej – a nie sugerowanie się danymi z WyScout i innych platform 🙂
Czy z tej ofensywnej piątki, Ba Loua potrzebuje najwięcej minut na udział przy bramce? Tak. Czy są to duże różnice? Nie, powiedziałbym nawet że symboliczne, a na przestrzeni całego sezonu wspomniani zawodnicy mieszali się w takiej hierarchii. Oczywiście nie jest niespodzianką, że najskuteczniejsi są zawodnicy ustawieni najwyżej i w centralnej strefie (Ishak i Amaral – potrzebujący ok 150min na strzelenie gola), ale warto podkreślić rolę pozostałych zawodników.
Pod kątem samej gry ofensywnej (bez uwzględniania liczb), czyli tworzenia przewagi, kreowania zagrożenia – wg mnie Kamiński jest najlepszym piłkarzem Lecha w tym sezonie, i jednym z najlepszych w ESA. Ponadto dokładna fajne liczby, które ma również zbalansowane.
Dla was najlepszy piłkarz w lidze to Amaral (ile to było artykułów i wzmianek na ten temat?), ale to totalny rezerwowy Ramirez potrzebuje raptem 230min na asystę i identyczną liczbę minut na asystę II stopnia. To oczywiście statystyka mniej popularna, ale nie wolno o niej zapominać – w praktyce, raz na 117min (czyli co trzecie wejście z ławki na ~30min) Ramirez wypracowuje jakąś bramkę. To również odnośnie tego co pisaliście, że rezerwowi Lecha nie dają konkretów 😉
A skoro doceniać asysty II stopnia, to jak można nie docenić Adriela, który potrzebuje raptem 200min na taką liczbę? On średnio na boisku spędza ok godzinkę, więc podobnie jak Ramirez – w co trzecim takim jego meczu wypracowuje w ten sposób bramkę koledze. Najczęściej to jednak ktoś z trio Amaral-Ishak-Kamiński zdobywa gole i bezpośrednie asysty, więc to siłą rzeczy o nich jest najgłośniej. Ale właśnie temu służą takie statystyki, aby móc dostrzec niezauważalną na pierwszy rzut oka rolę zawodnika wspierającego – w tym przypadku „drugiego” skrzydłowego. Pomijam w tym miejscu kilka ciekawych jego piłek, które ktoś zmarnował i/lub kilka jego naprawdę dobrych strzałów (zwłaszcza z początku pobytu) gdy trafiał w obramowanie lub minimalnie niecelnie.
Na koniec jeszcze jeden smaczek – dukanie suchych statystyk to jedno, a wyciąganie z nich wniosków i interpretacja to drugie. Chcieliście wykazać jak to Ba Loua jest słaby choćby w kontekście liczb, pokazując jego dokonania w porównaniu do Kvekve, czy Pereiry? Po pierwsze, Kvekveskiri to jeden z najbardziej kreatywnych zawodników i nikogo nie powinny dziwić jego liczby. Natomiast Pereira (jak i Rebocho) to naprawdę kozacy, którzy są bardzo solidni z tyłu, jeszcze mocniejsi z przodu i do tego dorzucają fajne liczby. Po drugie, cała wymieniona trójka wykonuje SFG i również z tego wzięły się niektóre ich liczby 😉 czy wspomnieliście już, że Ba Loua tych SFG nie wykonuje wcale (bądź dosłownie na palcach jednej ręki można by je zliczyć)? Z tych samych SFG wzięły się również konkretny Salamona i zwłaszcza Milica.
Miejsce 5 w rankingu TOP10 największych transferowych rozczarowań, dla gościa który średnio w co 2 meczu notuje liczbę oraz na udział przy bramce potrzebuje więcej o niespełna 30min niż waszym zdaniem najlepszy piłkarz w lidze? 😀 dość odważnie, żeby nie powiedzieć „głupio”
Zaorales ich.
i znów sekcja komentarzy lepsza niż artykulik
jakby mieli rozum w tej „redakcja” to pospisywaliby konkretne nicki i może kolejnym razem jakiś autor czegoś tam zamiast własnych wypocin zadzwoniłby pod „nicka’ i wysmarowali wspólnie coś fajnego w zamian za piwko, karnet na weszło albo te sławne udziały… a tak to trwa ogólny śmiech w komentarzach … ale skoro lubią masochizm?
Legijne przegrywy jak zawsze w czołówce. Sprowadzanie hurtowo takich wynalazków to ich znak rozpoznawczy.
Na piłkarzy trzeba spoglądać w szerszym spektrum, bo łatwo się nabrać na CV.
Wszak gdyby na tej podstawie brać zawodnika, to swego czasu taki Kopczyński jawiłby się jako świetny gracz. Nie mówiąc już o Kucharczyku, którego ograniczenia wszyscy znamy, ale po CV można byłoby stwierdzić, że to kozak jakich mało.
Często widzę – no przecież gdzieś grał, to czemu u nas nie gra. No tam grał, bo był 10/11/12 do składu, grał możliwe że z lepszymi zawodnikami, może akurat mu zażarło chwilę, może trener miał słabość.
Przytaczanie piłkarskiego CV to jest totalny bezsens. To się średnio sprawdza nawet na najwyższym poziomie, a co dopiero wyciągając takich gości po przejściach. Nieraz też czytam tutaj u was, że „no przecież pograł trochę na wyższym poziomie, to powinien coś pokazać”. A często to są właśnie tacy albo Kopczyńscy, którzy grali bo nikogo nie ma, albo ktoś miał wybitnie fajny sezon, a kontuzja to tylko wymówka odnośnie zjazdu. Albo ktoś fajnie wyglądał – przy kimś. Kto grał w piłkę ten wie, że można zarówno przerastać całą drużynę, ale grają taki piach, że sam wyglądasz jak gówno, jak i możesz być cieniasem, który fartem nie ma konkurencji na pozycji, ale masz fajną drużynę i jakiegoś koksa obok siebie robiącego sobie z ciebie ściankę do odgrywania i nagle robisz liczby, choć jesteś cienki. Robisz, bo grasz z jednym czy dwoma dużo lepszymi, to cię ciągną za uszy. Wskoczą asysty, gdyż wykończą, sami czasami podadzą na pustaka. Tak to już jest.
CV piłkarskie nic nie znaczy i wymienianie kto gdzie grał i co zrobił – jest z gruntu głupie. Stąd też Raków ma taką fajną ekipę, choć biorą różne pozorne odpady. Bo biorą gościa z określonymi umiejętnościami, ale też ograniczeniami, ale będącego na tym poziomie – tu i teraz, a nie z życzeniowym myśleniem, że odpali, albo przypomni sobie jak kiedyś grał. A część jest brana dla testu, bo ktoś widzi w nich trochę więcej i a nuż się sprawdzi.
A wy stale forsujecie, kto gdzie ile pograł – to potencjalny kozak, a jak ktoś z dupy – to na bank tragiczny transfer, a zazwyczaj jest odwrotnie.
+1
Kucharczyk to legenda przegrywow. Jeszcze długo nie będą mieli takiego skrzydłowego.
Kiedy gość strzela bramkę w końcówce meczu na wagę 3 pkt i 700k oiro w Kacapskiej stolicy a Ty nie lubisz właściciela danego klubu i wstawiasz go w Top 10 niewypałów transferowych – poziom weszło.
Imho Emreli największym rozczarowaniem. Kastrati po tym jak umorzyli za niego należności w rozliczeniu za Azera już wydaje się być tylko zwykłym, niepotrzebnym dziadem.
A jeszcze pamiętajmy, że w grę mogły wchodzić jakieś wzajemne uprzejmości po wcześniejszym transferze Kulenovicia
To nie tak, że każdy akapit musi rozpoczynać się od „To nie tak”.
Każdy kto zadał sobie trud i zorientował się u Czechów odnośnie Ba Louy ten wiedział, że on miał tam słaba dość opinie i chcieli go sprzedać póki coś można dostac
czyli w Legii sa najwieksze gwiazdy przyszlego sezonu. Jak weszlo mowi szrot to sezon pozniej gwiazda(przyklad Ofoe jak i wielu innych)
Dobre transfery robi Termalica Nieciecza. Wszyscy zawodnicy wnoszą coś do zespołu
To prawda… Jeszcze żaden z zawodników mnie nie rozczarował!