Tęskniłem. Czekałem. Ale wróciła. Barcelona wróciła. Zespół, którego nie było przez kilkanaście miesięcy, znów gra tak, że chce się go oglądać. Już nie bolą zęby, już nie trzeba się martwić, że jakikolwiek przeciętny zespół może ją pokonać. Raczej jest spokój i radość z każdego spotkania, bo człowiek wie – zostanie mu dostarczone wyjątkowe danie. Dzięki za to, Xavi.
Thomas Mueller powiedział w grudniu tamtego roku, że Barcelona nie nadąża z intensywnością współczesnego futbolu i miał całkowitą rację. Pamiętacie, jak to wyglądało: zbieranina niby niezłych piłkarzy, ale jednocześnie takich, którzy nie wiedzą w jakim celu spotkali się na boisku. Poczłapią w lewo, poczłapią w prawo… Dynamika zepsutego traktora. Gdyby to był futsal – jeszcze, jeszcze, tam dzięki technice można wiele zdziałać. Ale na zielonej murawie to za mało, że dobrze kontrolujesz piłkę. Jeszcze musisz ją jakoś napędzić, a wtedy Barcelona zawsze była w terenie zabudowanym i pewnej niskiej prędkości nie przekraczała.
Dziś ten sam Mueller gratuluje Barcie i mówi, że to była przyjemność ją oglądać. Wymowne – w ciągu czterech miesięcy udało się w tym klubie zmienić wiele.
Różnica mieć trenera, a nie mieć, prawda? Koeman tylko stękał i narzekał, nawet jak go nie ma w klubie, to marudzi, że nie dostał wystarczająco dużo czasu. On nie rozumie – albo nie chce rozumieć – że nawet jakby spędził w tym klubie dekadę, to nic by z tego nie było. Barcelona go przerosła, nie miał na nią pomysłu, został zatrudniony przypadkowo. Xavi to zupełnie inna bajka. Inteligentny piłkarz, który został inteligentnym trenerem.
Z konkretnym planem na drużynę. Co więcej z planem, który bardzo sprawnie realizuje.
Natomiast nie wolno zapomnieć też o roli klubu, o roli dyrektora sportowego, bo przy trudnej sytuacji finansowej udało się bardzo sprawnie działać na rynku transferowym, szczególnie jeśli chodzi o graczy ofensywnych. Z wielu przyczyn nie są to piłkarze uznawani za światowy top, niemniej zostali tak umiejętnie dobrani, że po prostu pasują temu zespołowi. Kiedyś Barcelona też próbowała działać nieoczywiście, ale kończyło się to na ściąganiu ogórków. Teraz na szczęście Barcelona nie stara się być na siłę alternatywna, tylko po prostu jest rozsądna.
Kiedyś nie byłoby transferu Aubameyanga, tylko kolejny De Jong albo inny Braithwaite. Kiedyś nie skuszono by się na Daniego Alvesa, bo uznaliby, że za stary. A guzik tam. Niejednego młodszego jeszcze zawstydzi.
Barcelona udowadnia, że istnieje życie bez Messiego. Ten zespół gra już na takim poziomie, jak wtedy, gdy Argentyńczyk tam był. Wiadomo, lepiej go mieć, niż nie mieć, jednak można sięgać po trofea bez niego. Jego odejście zakończyło erę, ale nie musi oznaczać suchych lat w gablocie.
Słuchajcie, 4:0 na boisku Realu to jest naprawdę duża sprawa. Real, nawet gdy Barcelona była w wielkich kryzysach, nie potrafił jej tak rozbić, grając na wyjeździe. 0:4, 2:6 – to są wyniki, które muszą boleć kibiców Królewskich. Teraz będą się zasłaniać, że liga jest dla Realu wygrana, że jedno zwycięstwo tak wiele nie zmienia, ale to tylko poza. Ta porażka ich boli, nie ma żadnych wątpliwości.
Real został upokorzony.
WIĘCEJ O REALU I BARCELONIE:
- Pedri. Historia najcenniejszej perły na Teneryfie
- Można go podważać, ale nie skreślać. Zawiły przypadek Ter Stegena
- Mateu Alemany – kim jest budowniczy nowej Barcelony?
- Eduardo Camavinga, czyli polisa na przyszłość Królewskich
- Jak Real Madryt tracił gole w styczniu? Dość łatwo
- Znalezienie zmiennika dla Benzemy? Przeeetrudna sprawa
WOJCIECH KOWALCZYK