Ile to już się człowiek naczytał o wonderkidach, którzy trafiali do wielkich klubów… Hype, blichtr, zapach świeżo wydrukowanych pieniędzy, a efekty transakcji nierzadko bywały średnie. Tak nie jest z Eduardo Camavingą. W ostatnim czasie jego pozycja w znacznie urosła i nikt nie ma prawa powiedzieć, że Real Madryt przepalił na młodego Francuza tonę gotówki.
Zanosi się na to, że Królewscy znaleźli piłkarza na lata. Z perspektywy czasu tych 31 milionów euro – taką kwotę odstępnego podaje niemiecki wujek Transfermarkt – to była promocja. A przecież kiedyś wróżono, że Rennes nie puści go za mniej niż 80 baniek… Florentino Perez jednak umie w te transfery.
Eduardo Camavinga. Konkret w debiucie
– Kiedy przekonałem się, że zainteresowanie Realu nie jest tylko plotką, podskoczyłem z radości. To klub, w którym każdy chce grać i od momentu podpisania z nimi kontraktu wchodzisz w nowy wymiar – powiedział Camavinga, kiedy jeszcze zasychał tusz na jego kontrakcie z Realem Madryt.
Od samego początku zachowanie tego chłopaka było bardzo naturalne. Sprawiał wrażenie bardzo przejętego, dzieciaka, który wie, z czym ma się taki transfer i zabawa się skończyła. Nie rzucał słów na wiatr, nie opowiadał bzdur, że zaraz ustawi po kątach starszych kolegów. Dla niektórych był wręcz zbyt cichy, zbyt spokojny.
Nie mamy zamiaru zachwalać Francuza za wszystko, jak mają to w zwyczaju niektórzy dziennikarze, którym zrobiło się mokro na widok Pedriego noszącego zakupy w zwykłej reklamówce, ale widzimy u Camavingi normalność i pokorę, której wielu młodym brakuje. Nie odpłynął, a to było jedną z obaw, kiedy trafił na Estadio Santiago Bernabeu. Różnie młodzi piłkarze reagują na zmianę otoczenia i tak ostry awans sportowy. Mogła pojawić się sodówka, ale jej nie zauważamy.
Zamiast tego Francuz skutecznie przesuwa granice, a na starcie podniósł sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. Kiedy w ligowym debiucie zdobywasz bramkę i w debiucie w Lidze Mistrzów zaliczasz asystę, wymagania rosną i można się wpakować w spiralę zbyt wysokich oczekiwań i tego nie dźwignąć. Faktycznie, Camavinga czekał dość długo na kolejne trafienie, ale dopiął swego. Już mniejsza o bramki. Chodzi też o odpowiedzialność za piłkę. Świadomość tego piłkarza rośnie wręcz liniowo. Na początku często przydarzały mu się ryzykowne zagrania, nawet wszerz. Szybko zrozumiał, że nie tędy droga.
Odegaard nie dał rady
Jego dużą zaletą jest to, że różni się od reszty. Nie ma drugiego takiego piłkarza na Estadio Santiago Bernabeu. Nie powiecie, że jeden do jednego zastąpi, któregoś z zawodników środka pola Realu Madryt. Nie przypomina Casemiro, Kroosa, ani Modricia. Posiada pojedyncze cechy każdego z nich, ale jeśli ktoś liczył na wierną kopię któregoś z tych dżentelmenów, to musimy go rozczarować.
Próba wbicia się do tego towarzystwa klasy premium nie jest łatwa. Nie bez powodu mówiło się, że w ostatnich latach największą siłą Los Blancos był właśnie środek pola. I weź tu jako młody piłkarz, spróbuj powalczyć o skład. Trudne, momentami wręcz karkołomne zadanie. Przekonał się o tym pewien Norweg, który dziś coraz śmielej radzi sobie w Arsenalu.
Martin Odegaard był w pewnym sensie problemem dla trenerów Królewskich. Ciężko mu przypisać pozycję w systemie, który od lat miłuje Real Madryt. Nie ma tu miejsca dla takiego prawego ofensywnego pomocnika, bo taka jest mniej więcej średnia pozycja Norwega. Na boku, co logiczne, woleli stawiać na typowych skrzydłowych, bądź Fede Valverde, co brzmi dość groteskowo. A w środku pola Real miał na ten moment innych wykonawców, którzy lepiej wypełniali swoje zadania. Zarządzanie Odegaardem przez trzymanie kciuków się nie sprawdziło.
Język korzyści
Odegaard jest wyjątkowy, ale nie zdał egzaminu. Inaczej wygląda kwestia Francuza, który też jest cholernie elastycznym piłkarzem (Odegaard też, ale bliżej bramki rywala). I nieźle dźwiga presję. Na początku zdarzało mu się przesadzać z ostrością, bo wychodził przemotywowany, ale jak na pierwszy rok w Realu, potężną konkurencję, młody wiek i świadomość bycia w wielkim klubie jest dobrze.
I to nie jest tak, że wyszedł mu jeden meczyk i piszemy peany na jego temat. Jego wpływ na grę Los Blancos ze spotkania na spotkanie jest coraz większy. Jego nazwisko i obecność na boisku przestaje być ciekawostką. Nie trudno doszukać się wymiernych korzyści, które otrzymał Carlo Ancelotti, dając szanse młodemu zawodnikowi z Francji.
W starciu z Realem Sociedad to on napoczął rywali, w momencie gdy Królewscy przegrywali. Po jego wejściu z PSG, Real złapał drugi oddech i włączył tryb dewastacji. Dał również swojej drużynie dodatkową moc w meczu z Mallorką, podczas gdy wcześniej środek pola nie funkcjonował i brakowało przyspieszenia.
Eduardo Camavinga Vs PSGpic.twitter.com/H79ayskFvK
— BNS Comps (@BnsComps) March 9, 2022
Kogo może wygryźć
Jak sami widzicie Camavinga ogarnia. Teraz pracuje na kolejne szanse. Słowo wygryzienie jest może nietrafione. Tu chodzi bardziej o wymianę pokoleniową, ewolucję zespołu. Nie da się wiecznie grać tym samym zestawem graczy. Real się o tym już wiele razy przekonał. Bardzo słabe wejście w rok ze względu na nadmiar meczów miał Casemiro. Potem jego niemiecki kolega obniżył loty.
Toni Kroos nie jest już nie tak efektowny i efektywny. Dalej jego liczby są dobre pod względem dokładności podań, ale uczciwie zerwijmy tę warstwę i porozmawiajmy o odczuciach. Można odnieść wrażenie, że Niemiec miewa coraz więcej przeciętnych spotkań. A gdy on nie czuje się pewnie, zaczyna grać bezpiecznie. Skandaliczne byłoby stwierdzenie, że rozgrywa słaby sezon, bo jesień miał dobrą, ale ostatnie tygodnie nie są już tak dobre. Na pierwszy plan zaczęły wychodzić jego mankamenty.
Gdybyśmy nie znali metryki zawodników Realu, prędzej obstawilibyśmy, że to Kroos jest starszy od Modricia, ale nie na odwrót. Od razu przypomina się wypowiedź Niemca sprzed kilku lat, w której sugerował, że nie zamierza grać dłużej niż do 32. roku życia. A w tym roku właśnie skończy 32 lata. Może już wtedy w kościach czuł, że umiejętnościami nie będzie w stanie tak skutecznie przykryć upływu czasu.
I pewnie w pierwszej kolejności Camavinga powinien wpychać się na miejsce Kroosa, ale i Casemiro odczuwa trudy sezonu i można spróbować uczyć się pozycji Luki Modricia. Naprawdę fajny poligon doświadczalny ma w tym momencie Francuz, bo garnitur wejściowy jest znany, przewaga w lidze bezpieczna, więc spokojnie zacząć się rozpychać się łokciami bez większego ryzyka.
A co on tak właściwie daje?
Naprawdę dużo. Ma dynamikę, a przy tym jest dobrym piłkarzem pod względem technicznym. Potrafi przerzucić ciężar gry na drugą stronę i wyjść dryblingiem spod pressingu. Te cechy są w cenie i nie zawsze znajdziecie je na uposażeniu jednego zawodnika. Wręcz jest to zadanie bardzo, ale to bardzo trudne. Nie chodzi nam o to, żeby teraz na siłę pompować Camavingę, ale pokazać szerszej publiczności, że nie jest to przereklamowany piłkarz, że ma olbrzymi potencjał, umiejętności i potrafi je sprzedać.
W interesie Ancelottiego jest nim teraz mądrze zarządzać. Włoch wrócił do Realu Madryt, by uporządkować pewne sprawy i być takim trenerem przejściowym. On wie dobrze, że samo mistrzostwo nie wystarczy i w przypadku niepowodzenia w Lidze Mistrzów, Florentino Perez będzie miał argument, by go w przyszłości pożegnać. Konkretnych nazwisk raczej nie ma teraz na rynku, ale nie wiadomo co dalej z Thomasem Tuchelem, który byłby łakomym kąskiem dla Królewskich.
Taki Camavinga wnosi świeżość i może odciążać bardziej utytułowanych kolegów. Z drugiej strony da też coś nowego, element zaskoczenia, który jest istotny w piłce na najwyższym poziomie. Jasne, swoje będzie musiał zepsuć i pewnie zepsuje, ale jest na dobrej drodze, by kiedyś wokół niego budowano środek pola Królewskich.
Barcelona ma Pedriego i Gaviego, ale Real ma Camavingę i nie zapominajmy o tym. Szykuje się w przyszłości doskonała rywalizacja o miano największych kozaków środka pola ligi hiszpańskiej i dyskusje, kto jest lepszy. Pamiętacie rankingi sił na poszczególnych pozycjach rodem z Bravo Sportu? Ten będzie ciekawy.
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Javier Pastore powoli zjeżdża do bazy. Nie błyszczy nawet w Elche
- Mateu Alemany – kim jest budowniczy nowej Barcelony?
- Luuk de Jong. Piąte koło u wozu, które stało się zadaniowcem Xaviego
Fot. NewsPix