Śląsk Wrocław do tej pory grał w systemie z trójką środkowych obrońców, ale po zmianie trenera przeszedł na “klasyczną” czwórkę. Radomiak grał tą czwórką, więc dziś – by rywala zaskoczyć i zatuszować problemy kadrowe – przeszedł na trójkę z tyłu. Nie był to jednak przełomowy twist. Zdecydowanie nie.
Ale gdybyśmy już musieli wskazać zespół, który dzięki zmianie grał lepiej niż ostatnio, no to wskazalibyśmy Radomiaka. Za punkt odniesienia przyjmujemy beznadziejne wyjazdy do Grodziska na mecz z Wartą (1-3) i do Szczecina na mecz z Pogonią (0-4), więc w obliczu tego trudno wygłaszać pełną niezadowolenia litanię po bezbramkowym remisie. Nawet biorąc pod uwagę to, że rywalem był słaby Śląsk, bo przecież dochodził efekt nowej miotły po zwolnieniu Jacka Magiery i wzięciu Piotra Tworka i takie tam, bla, bla, bla.
Śląsk Wrocław – Radomiak Radom. Nieskuteczny Abramowicz
W 90. minucie wydawało się wręcz, że Dariusz Banasik znów będzie mógł wysoko unosić swój nos, bo ten dał mu kolejne trzy punkty. Silva, który wskoczył do składu zamiast Jakubika i grał jako trzeci stoper, na raty skierował piłkę do siatki po stałym fragmencie. Ale gdy goście celebrowali już zdobycie gola i w zasadzie trzech punktów, Danielowi Stefańskiemu podpowiedziano, że piłkarz Radomiaka pomógł sobie ręką, a takiej bramki uznać przecież nie można. Z jednej strony przepis jest oczywisty i w porządku (tym bardziej, że takich coraz mniej), z drugiej – byłaby w tym trafieniu pewna sprawiedliwość, bo jednak Radomiakowi zależało dziś bardziej.
A przynajmniej takie można było odnieść wrażenie gdzieś od 65. minuty. Bohaterem tego meczu/kolejki mógł był Dawid Abramowicz i to nawet tak wielkim jak kiedyś Marcin Komorowski, który jeszcze jako lewy obrońca Polonii Bytom walnął hat-tricka z Lechią Gdańsk. Były reprezentant Polski miał wtedy dzień konia i błysnął skutecznością, a w przypadku obrońcy Radomiaka skończyło się na trzech dobrych sytuacjach, z których w jednej nawet nie za bardzo oddał strzał. Z reguły to jego okradali koledzy, gdy nieźle zagrywał im piłkę, teraz role się odwróciły. Tu warto wyróżnić Daniela Łukasika, który dobrze egzekwował stałe fragmenty, po których trochę się pod bramką kotłowało.
Śląsk Wrocław – Radomiak Radom. Szansa dla Śląska
Mimo wszystko doceniamy chociaż to, bo w pierwszej połowie nie zobaczyliśmy nawet jednego celnego strzału. Nawet z rzutu karnego Petr Schwarz trafił tylko w słupek. I w sumie Śląsk przy nieco lepszych wiatrach mógł ten mecz wygrać, gdy Rossi walnął z łokcia Exposito, ale jest obecnie w takiej formie, że nie potrafił zrobić nawet tego. Piotr Tworek nie ma czarodziejskiej różdżki. Pomajstrował przy składzie i ustawieniu, zapowiedział grę pressingiem, ale mamy wrażenie, że zapomniał wspomnieć o tym piłkarzom. Problemy tej drużyny są schowane zdecydowanie głębiej.
I jeszcze jedna rzecz nas w tym meczu zaciekawiła, czy może bardziej “zniesmaczyła”. Mianowicie ten karny. Naprawdę chcieliśmy zobaczyć dyskusję pomiędzy Tomaszem Musiałem a Danielem Stefańskim, bo w ciągu maksymalnie dwóch godzin jeden pobiegł do monitorka, by zobaczyć, jak Zbozień zdzielił łokciem Pazdana, ale nie odgwizdał karnego, a drugi bez wahania wyłapał taki cios Rossiego na głowę Exposito i od razu wskazał na wapno. Bardzo podobne sytuacje, a decyzje różne, co po prostu bije po oczach w tak krótkim odstępie.
Jak dla nas więcej argumentów ma Stefański i Jaga po prostu została wcześniej skrzywdzona, ale również przez takie historie wizerunek sędziów jest później taki, jaki jest.
Fot. newspix.pl
Więcej o Ekstraklasie: