Nawet reporter Canal+ był lekko zakłopotany, gdy zobaczył, że wśród najciekawszych akcji pierwszej połowy meczu Zagłębia Lubin z Piastem Gliwice znalazło się nieudane dośrodkowanie Erika Daniela. Doceniamy próbę wytłumaczenia tego widzom (“komentator mógł lekko podnieść głos”, “coś się zadziało”, “fajne… fajna próba przeniesienia akcji na drugą stronę boiska”), ale po raz ostatni tak intensywne szycie widzieliśmy na wycieczce szkolnej do szwalni. My mamy ten komfort, że możemy nazwać rzeczy po imieniu, więc co tu kryć: gówniane widowisko zgotowali nam dziś w pierwszej połowie Miedziowi i goście z Gliwic. W drugiej w sumie też.
Jasne, to nie tak, że ta centra, po której piłka trochę uciekła Plachowi (ale niezbyt daleko, spokojnie wylądowała w koszyku), to było wtedy jedyne zagrożenie pod bramkami. Były też celne strzały (łącznie aż trzy), a jeden gol powinien przed przerwą nawet paść, bowiem Chrapek z bliska strzelał głową po stałym fragmencie, ale bardzo dobrze zachował się Bieszczad. Jednak to śmiesznie mało, o rzetelnie przepracowanych 45 minutach w przypadku ofensywnych piłkarzy nie może być mowy.
Zagłębie Lubin – Piast Gliwice. Co to było?
A oczekiwania jednak jakieś mieliśmy. Powiecie: “wasz błąd, naiwniacy, w końcu było to starcie piętnastej drużyny w tabeli z dziewiątą”. I okej, być może racja, ale jakoś przypomniała nam się ostatnia wyprawa Piasta na Dolny Śląsk i wygrana we Wrocławiu, dodaliśmy do tego zburzenie przez Fornalika i jego ludzi twierdzy Płock, a także fakt, że dziś tej całkiem ciekawej piłkarsko drużynie nie przeszkadzało domowe grzęzawisko. Zagłębie pod Stokowcem też przecież poważnieje – może nie w szaleńczym tempie, ale jednak Miedziowi jakiś kierunek na wypisanie się z walki o utrzymanie obrali.
Ech, jak byłoby fajnie, gdyby te drużyny – przypomnijmy – piłkarskie spotkały się, by pograć w piłkę, a nie poprzesuwać. Takie tam marzenia ściętej głowy.
Zagłębie Lubin – Piast Gliwice. Coś się ruszyło
Szansy upatrywaliśmy też w tym, że dziś w szeregach Miedziowych debiutował zagraniczny stoper, no a doskonale wiemy, jakich ogórasów Zagłębie ostatnio ściągało na tę pozycję. Jhon Chancellor z Wenezueli nie dostał jednak nawet zbyt wielu szans, żeby się pomylić. Raz trochę przysnął, dał się oszukać Wilczkowi, ale strzał byłego reprezentanta Polski został przez niego zablokowany. Na więcej informacji na jego temat trzeba będzie poczekać, na razie widać tyle, że to – pozwólcie, że polecimy fachowo – kawał zdrowego chama.
Za to najwyższa pora, żebyśmy w końcu mogli powiedzieć coś o Sappinenie. Jeśli chodzi o ligę, dla Estończyka po raz pierwszy po transferze zabrakło miejsca w podstawowym składzie, ale i tak dostał drugie 45 minut. Tyle tylko, że był jeszcze gorszy od Vidy, którego zmieniał, a poprzeczka wisiała tu gdzieś na wysokości kostek. Na początku drugiej połowy przekopał stadion po niezłej akcji Kądziora, pod koniec meczu dostał żółtą kartkę i tyle go widzieliśmy. Na polskich boiskach spędził już 337 minut, oczywiście nie licząc przyjazdu z Florą na Legię i na razie pokazuje, że raczej nieprzypadkowo nie zrobił kariery nigdzie poza ojczyzną (a próbował w Belgii, Holandii i na Słowenii).
Jeśli mamy już kogoś (prócz Bieszczada) wyróżnić, to stawiamy na Łukasza Łakomego – był aktywny, kilka razy przyśpieszył, oddał po przerwie dwa groźne strzały z dystansu. Innymi słowy – potwierdził, że jest w formie i nie zamierza oddać miejsca w składzie. Poza tym odnotować możemy, że całkiem blisko rehabilitacji był Chrapek (piłkę sprzed linii bramkowej wybił Scekić), ale to tyle. I tak włożyliśmy w tę pomeczówkę więcej serca niż piłkarze w grę w tym spotkaniu.
Więcej o Zagłębiu Lubin:
- Zagłębie Lubin pozyskało senegalskiego napastnika z Wolfsbergera
- Baszkirow: – Nienawidzę wojny. Nie potrafię jej zaakceptować
- Stokowiec i Burlikowski. Lubin zagra jak za dawnych lat?