Reklama

W Niecieczy zagrała ostatnia drużyna z przedostatnią. Niestety, było to widać

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

19 lutego 2022, 22:45 • 3 min czytania 185 komentarzy

Jest postęp! Legia Warszawa po raz pierwszy w historii nie przegrała na stadionie w Niecieczy. Potrzebowała do tego aż czterech prób. Dotychczas dostawała tam nawet w sezonie z Ligą Mistrzów. Tym razem jednak z szalenie trudnego terenu wywalczyła bezcenny punkt w kontekście walki o utrzymanie. A już tak całkiem serio: po do bólu siermiężnym widowisku dwa najsłabsze zespoły Ekstraklasy skończyły z wynikiem 0:0. Nie ma przypadku. Najwyższy czas, żeby mecze Legii zaczęły się odbywać w poniedziałki o 18:00. 

W Niecieczy zagrała ostatnia drużyna z przedostatnią. Niestety, było to widać

Termalica – Legia Warszawa 0:0. Festiwal braku jakości

Nasze oczy cierpiały. Spotkali się godni siebie rywale i zdecydowanie nie jest to komplement. Jedni i drudzy przede wszystkim chcieli nie przegrać, strzelanie goli ewentualnie mogło się zdarzyć w sprzyjających okolicznościach.

Takowe nawet czasami się pojawiały. Tomas Pekhart dostał przecież dwa dobre dośrodkowania od Josue, ale potwierdził, że po formie z zeszłego sezonu nie został żaden ślad. Czech najpierw uderzył piłkę barkiem zamiast głową i posłał ją obok słupka, a na początku drugiej połowy, mając trochę miejsca, lekko główkował prosto w debiutującego Pawieła Pawluczenkę.

Bramkarz gospodarzy miał ciut więcej roboty, a przynajmniej częściej mógł się czuć zagrożony. Legia w ofensywie zaczęła katastrofalnie, po pierwszym kwadransie miała 24 procent posiadania piłki (!!!), ale mniej więcej po pół godzinie gry coś się w polu karnym „Słoni” zaczęło dziać. Johansson uderzał na dwa razy po rzucie rożnym – raz zablokował go Hybs, raz czujność zachował Pawluczenko. Skibicki po rykoszecie strzelił niecelnie. Jedną ze swoich szans miał Pekhart.

Reklama

Generalnie jednak wszystko w akcjach zaczepnych Legii opierało się na Josue lub ewentualnie jakiejś próbie dośrodkowania ze skrzydła – najczęściej w wykonaniu Mladenovicia. Poza portugalskim pomocnikiem jedyne błyskotliwe zagranie zanotował Patryk Sokołowski. Po błędzie Biedrzyckiego prostopadłym podaniem praktycznie stworzył sytuację sam na sam Skibickiemu, ale ten nie potrafił osłonić piłki i zblokował go wracający co tchu Biedrzycki. Skibicki generalnie prezentował się dziś jak piąte koło u wozu, psuł praktycznie wszystko. Gdybyśmy mieli się opierać na tym, co pokazał w Niecieczy, wróżylibyśmy mu za jakiś czas wspaniałe lata. W II lidze.

Termalica – Legia Warszawa 0:0. 11 minut i dwie żółte kartki Lopesa

Termalica obiecująco zaczęła, wyróżniali się Adam Radwański i Piotr Wlazło, ale po dwudziestu minutach dała się zepchnąć na swoją połowę. Beniaminek także zmagał się z wieloma problemami z przodu. Muris Mesanović nie potrafił prawidłowo przyjąć piłki, gdy tylko to dzieliło go od dojścia do bardzo dobrej okazji. A gdy wreszcie doszedł do sytuacji po odegraniu piętą Stefanika, uderzył nieczysto i wyciągnięty Miszta zdołał sparować piłkę. Tak się wygrać nie da, nawet z Legią.

Zmianę stulecia zanotował Rafael Lopes. Po jedenastu minutach od wejścia wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. I jeszcze się kłócił, mimo że sprawa była ewidentna. Piątkę z Portugalczykiem może być Bartłomiej Ciepiela, który na murawie zameldował się w 63. minucie i decyzją trenera opuścił ją 20 minut później.

Termalica grając w przewadze doszła tylko do dwóch rzutów wolnych wykonywanych przez Wlazłę. Jeden zmusił Misztę do interwencji. Słabo. Mało.

I taki to był mecz. Fakt, iż plusem zostaje zawodnik z notą wyjściową, stanowi najlepsze podsumowanie. Już nie możemy się doczekać zaległego spotkania Legia – Termalica w marcu. Któż nie lubi zepsutych delicji? A wcześniej na drodze Legii stanie Wisła Kraków. Mhmm.

Reklama

 

CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

185 komentarzy

Loading...