Jest postęp! Legia Warszawa po raz pierwszy w historii nie przegrała na stadionie w Niecieczy. Potrzebowała do tego aż czterech prób. Dotychczas dostawała tam nawet w sezonie z Ligą Mistrzów. Tym razem jednak z szalenie trudnego terenu wywalczyła bezcenny punkt w kontekście walki o utrzymanie. A już tak całkiem serio: po do bólu siermiężnym widowisku dwa najsłabsze zespoły Ekstraklasy skończyły z wynikiem 0:0. Nie ma przypadku. Najwyższy czas, żeby mecze Legii zaczęły się odbywać w poniedziałki o 18:00.
Termalica – Legia Warszawa 0:0. Festiwal braku jakości
Nasze oczy cierpiały. Spotkali się godni siebie rywale i zdecydowanie nie jest to komplement. Jedni i drudzy przede wszystkim chcieli nie przegrać, strzelanie goli ewentualnie mogło się zdarzyć w sprzyjających okolicznościach.
Takowe nawet czasami się pojawiały. Tomas Pekhart dostał przecież dwa dobre dośrodkowania od Josue, ale potwierdził, że po formie z zeszłego sezonu nie został żaden ślad. Czech najpierw uderzył piłkę barkiem zamiast głową i posłał ją obok słupka, a na początku drugiej połowy, mając trochę miejsca, lekko główkował prosto w debiutującego Pawieła Pawluczenkę.
Bramkarz gospodarzy miał ciut więcej roboty, a przynajmniej częściej mógł się czuć zagrożony. Legia w ofensywie zaczęła katastrofalnie, po pierwszym kwadransie miała 24 procent posiadania piłki (!!!), ale mniej więcej po pół godzinie gry coś się w polu karnym „Słoni” zaczęło dziać. Johansson uderzał na dwa razy po rzucie rożnym – raz zablokował go Hybs, raz czujność zachował Pawluczenko. Skibicki po rykoszecie strzelił niecelnie. Jedną ze swoich szans miał Pekhart.
Generalnie jednak wszystko w akcjach zaczepnych Legii opierało się na Josue lub ewentualnie jakiejś próbie dośrodkowania ze skrzydła – najczęściej w wykonaniu Mladenovicia. Poza portugalskim pomocnikiem jedyne błyskotliwe zagranie zanotował Patryk Sokołowski. Po błędzie Biedrzyckiego prostopadłym podaniem praktycznie stworzył sytuację sam na sam Skibickiemu, ale ten nie potrafił osłonić piłki i zblokował go wracający co tchu Biedrzycki. Skibicki generalnie prezentował się dziś jak piąte koło u wozu, psuł praktycznie wszystko. Gdybyśmy mieli się opierać na tym, co pokazał w Niecieczy, wróżylibyśmy mu za jakiś czas wspaniałe lata. W II lidze.
Termalica – Legia Warszawa 0:0. 11 minut i dwie żółte kartki Lopesa
Termalica obiecująco zaczęła, wyróżniali się Adam Radwański i Piotr Wlazło, ale po dwudziestu minutach dała się zepchnąć na swoją połowę. Beniaminek także zmagał się z wieloma problemami z przodu. Muris Mesanović nie potrafił prawidłowo przyjąć piłki, gdy tylko to dzieliło go od dojścia do bardzo dobrej okazji. A gdy wreszcie doszedł do sytuacji po odegraniu piętą Stefanika, uderzył nieczysto i wyciągnięty Miszta zdołał sparować piłkę. Tak się wygrać nie da, nawet z Legią.
Zmianę stulecia zanotował Rafael Lopes. Po jedenastu minutach od wejścia wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę. I jeszcze się kłócił, mimo że sprawa była ewidentna. Piątkę z Portugalczykiem może być Bartłomiej Ciepiela, który na murawie zameldował się w 63. minucie i decyzją trenera opuścił ją 20 minut później.
Termalica grając w przewadze doszła tylko do dwóch rzutów wolnych wykonywanych przez Wlazłę. Jeden zmusił Misztę do interwencji. Słabo. Mało.
I taki to był mecz. Fakt, iż plusem zostaje zawodnik z notą wyjściową, stanowi najlepsze podsumowanie. Już nie możemy się doczekać zaległego spotkania Legia – Termalica w marcu. Któż nie lubi zepsutych delicji? A wcześniej na drodze Legii stanie Wisła Kraków. Mhmm.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:
- Kibice Legii zapowiadają pożegnanie Mioduskiego. „Mamy prawo powiedzieć – won”
- Austriacki bramkarz blisko Legii. Po testach medycznych podpisze umowę
- Zapracowany jak Boruc. Co jeszcze głupiego zdąży zrobić w tym tygodniu?
- Legia tym razem nie grała z Zagłębiem, więc pobiła rekord porażek
- Angaż Zielińskiego, czyli nowe otwarcie Legii na wychowanków
Fot. FotoPyK