Reklama

„Dorastałem w domu pełnym szyderki. Byłem na nią uodporniony”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

16 lutego 2022, 11:30 • 12 min czytania 12 komentarzy

Mateusz Żyro już w 2018 roku zadebiutował w Ekstraklasie w barwach Legii Warszawa, ale dopiero teraz można o nim powiedzieć, że jest ligowcem pełną gębą. Na początku był to zawodnik pełen niedostatków, które mocno rzucały się w oczy. Dziś coraz częściej oglądamy obrońcę pewnego i spokojnego w interwencjach, bez paniki z piłką przy nodze, potrafiącego dobrze spisać się nawet w roli wahadłowego. Skąd ten postęp? Czy miał problemy z pewnością siebie? Dlaczego wiedział, że na niektóre rzeczy w swoim rozwoju przyjdzie mu poczekać? Czy wyjazdowy mecz z Legią z rundy jesiennej był dla niego przełomem? Za co podziwia swojego brata? Jak wyjaśnić tak dobre wyniki Stali Mielec? Czy myśli o transferze zagranicznym? O tym wszystkim rozmawiamy z piłkarzem mieleckiego klubu. Zapraszamy.  

„Dorastałem w domu pełnym szyderki. Byłem na nią uodporniony”

Chyba nie zaryzykuję dużo stwierdzeniem, że ostatnie miesiące to dla ciebie najlepszy okres w dotychczasowej karierze.

Zdecydowanie. Gram wszystko od deski do deski, drużynie dobrze idzie. A wiadomo, że gdy drużynie dobrze idzie, rośnie też wartość poszczególnych zawodników. Mamy fajną ekipę, trener fajnie to wszystko poukładał i myślę, że w porównaniu do początku sezonu i zwłaszcza do sezonu poprzedniego, widać duży progres w naszej grze. Dzięki temu mamy dziś dobrą pozycję w tabeli. Ja też czuję, że się rozwijam. Rok temu wiosną biliśmy się o utrzymanie, więcej nie grałem niż grałem. Dziś jedno i drugie wygląda inaczej, lepiej. Nie jest to przypadek, wszystko zostało poparte ciężką pracą i cierpliwością.

Szczerze mówiąc, jeszcze pół roku temu nie postrzegałem cię nawet jako solidnego ligowca. Widzę jednak, że od tego czasu poczyniłeś wyraźne postępy. Poprawiłeś zwrotność, motorykę, wyprowadzenie piłki. 

Nie wzięło się to z niczego. Bez względu na swój status, ciężko pracowałem i cały czas pracuję. Znałem swoje słabe strony, wiedziałem, co muszę poprawić. Prawda jest też taka, że jestem zawodnikiem późno dojrzewającym. Wiele moich parametrów fizycznych rozwijało się wolniej, w swoim własnym tempie. Myślę, że jeśli zdrowie mi dopisze, nadal będę szedł do przodu i robił postępy.

Reklama

Kiedy zdałeś sobie sprawę, że jesteś zawodnikiem późno dojrzewającym? Zakładam, że mając 15 lat jeszcze nie znałeś takiego terminu.

A właśnie już wtedy o nim słyszałem. W juniorskich czasach w Legii przeszliśmy badania pod tym kątem, z nadgarstka brało się określone parametry w specjalnej klinice i wychodził ci twój wiek biologiczny. U mnie wyszło, że jestem dwa lub nawet trzy lata za swoimi rówieśnikami. Może nie widać tego po mojej posturze, bo zawsze byłem wysoki i masa mięśniowa systematycznie się zwiększała, ale w takich kwestiach jak dynamika czy koordynacja byłem do tyłu. Przychodziło to powoli, wiedziałem jednak, czym jest to spowodowane, byłem uświadomiony.

Frustrowało cię to? Wysoki a słabo skoordynowany zawodnik zapewne nasłuchał się wielu żartów.

To prawda, ale krytyka jest nieodłączną częścią sportu. Trzeba pracować nad tym, na co ma się wpływ i tyle. Ja to zawsze robiłem. W pewnym sensie byłem już wcześniej uodporniony. Szydera u mnie w domu jest głównym rodzajem żartu, jestem na niej wychowany. Nie chodzi tylko o moje relacje z bratem. Tata grał w starej II lidze w Gwardii Warszawa, a mama ukończyła AWF i uczy w-fu w szkole. Wszyscy obracamy się w sportowym środowisku i różne docinki są u nas na porządku dziennym.

To w jaki sposób pracujesz, nie licząc samych treningów?

Reklama

Współpracuję z Michałem Kwietniewskim, który od paru miesięcy znajduje się też w sztabie Legii jako koordynator treningu motorycznego. Mieliśmy różne sesje, jeździłem do niego, gdy dawniej częściej bywałem w Warszawie. Potem wysyłał mi na video różne ćwiczenia, które wykonuję przed i po treningach w Stali. Jeżeli mamy tylko jeden trening rano, po południu idę na siłownię i robię ćwiczenia na dynamikę. A jeśli czas pozwala, gram w squasha, który bardzo dobrze wpływa na koordynację, podobnie badminton i tenis. W większym stopniu mogę pograć w przerwach między sezonami czy rundami. A czasami wystarczy po prostu ustawić tyczki na boisku i zrobić sobie slalom.

Przez ostatnie pół roku miałeś tych rzeczy najwięcej?

Nie. To dłuższy proces, a teraz widać efekty. Pracując nad takimi elementami, nie możesz oczekiwać poprawy od razu. Musi to potrwać i idzie stopniowo, nie poprawisz czegoś nagle o sto procent. Metoda małych kroków. No i wiele daje mi samo granie w Ekstraklasie, zwłaszcza gdy wygrywamy. Nabieram doświadczenia, zwiększam pewność siebie, jestem w stanie niektóre sytuacje boiskowe wykorzystać samym dobrym ustawieniem.

Rozwinięcie którego elementu dało ci najwięcej satysfakcji?

Trudne pytanie, ale chyba generalnie rozwinięcie elementu czysto piłkarskiego. Granie w piłkę pozostaje w tym wszystkim najważniejsze. Ja i cała drużyna poszliśmy do przodu. Wcześniej graliśmy bardziej bezpośrednio, dłuższym podaniem. Teraz staramy się znacznie więcej rozgrywać. W kwestii posiadania piłki może aż tak dużo się nie zmieniło, bo wciąż mamy fazy, w których nisko bronimy, ale generalnie to już coś innego niż w tamtym sezonie. Idziemy w dobrym kierunku.

A gdzie masz wciąż największe rezerwy?

Tego wątku wolałbym nie rozwijać (śmiech). Wiem, że takie rzeczy są i próbuję je zmienić.

Jesienny mecz przy Łazienkowskiej stanowił dla ciebie mentalny przełom? Pokazałeś wtedy jakość piłkarską, strzeliłeś gola, świętowałeś wygraną z Legią. Mam wrażenie, że od tamtego momentu urosłeś.

Na pewno takie chwile, gdy wyjdzie ci fajna akcja albo zdobędziesz bramkę, budują. Ale czy to był przełom? Nie wiem, czy można to tak jednoznacznie określić. My już przed tym meczem byliśmy bez porażki od czterech kolejek, wygraliśmy 1:0 z Radomiakiem, bezbramkowo zremisowaliśmy z Lechem. Ja i zespół rośliśmy z tygodnia na tydzień. Prawdą jest natomiast, że pewność siebie budujesz długo, a możesz ją zburzyć jednym spotkaniem, jednym poważnym błędem. Sztuką jest umieć szybko wyrzucać z głowy takie rzeczy. To jedna z głównych różnic między najwyższym poziomem europejskim a Ekstraklasą. Najlepsi piłkarze po błędzie nadal grają swoje. U nas często zawodnicy potrafią się zblokować po jakiejś pomyłce czy fatalnym pudle w przypadku napastnika, rozpamiętują to. Silna mentalność jest kluczowa.

Miałeś wcześniej problem z pewnością siebie?

Niekoniecznie miałem permanentny problem, ale jeśli nie grasz regularnie i nie czujesz zaufania ze strony trenera, to nie będziesz grał tego, co możesz pokazać w siódmym czy ósmym występie z rzędu. Gdy wchodzisz nagle, a drużyna nie zachwyca, raczej nie prezentujesz optymalnej formy. Trudniej podejmować ci ryzyko. W juniorach Legii trener Piotr Kobierecki, który dziś komentuje mecze w Polsacie – przy okazji serdecznie go pozdrawiam – powtarzał nam, że to zespół kreuje jednostki, a nie jednostki zespół. I nie mylił się. Weźmy teraz Stal Mielec. Zaskoczyliśmy jako całość, więc poszczególni piłkarze zaczynają się wybijać. Grzesiu Tomasiewicz czy Mateusz Mak mają najlepsze rundy w swoim życiu.

W Ekstraklasie zacząłeś grać w sezonie 2018/19. Zaliczyłeś trzy mecze w Legii, dwa zwycięskie i jeszcze w letnim okienku odszedłeś na wypożyczenie do Miedzi Legnica. Jak to odebrałeś?

Myślałem, że skoro już zacząłem otrzymywać szanse, to będzie ich więcej. Wiele zależało od tego, czy zagramy w fazie grupowej europejskich pucharów. Gdyby tak się stało, pewnie zostałbym do rotacji i nie byłoby zmiany trenera – ze Deana Klafuricia przyszedł Sa Pinto. Wyszło jednak tak, że pozostała nam sama liga, okno transferowe zbliżało się do końca i trener zasugerował wypożyczenie. Zgłosiła się Miedź, która weszła do Ekstraklasy, więc stwierdziłem, że warto ten ruch wykonać, bo ligi nie zmienię, a szanse na grę powinienem mieć większe. Po fakcie możemy stwierdzić, że był to zły wybór. Już wtedy otrzymałem ofertę ze Stali, ale była jeszcze w I lidze. Uznałem, że skoro zacząłem występować w Ekstraklasie, to lepiej na tym poziomie pozostać, zwłaszcza że szczebel niżej z dobrym skutkiem grałem już na wypożyczeniu w Wigrach Suwałki. Cóż, wyszło, że podjąłem złą decyzję, w praktyce straciłem rok. Po drodze przyplątało się trochę problemów ze zdrowiem. Zawsze to jakieś doświadczenie, dziś jestem mądrzejszy o tamten czas.

Czułeś, że zasługiwałeś na więcej w Miedzi?

Nie lubię takiej gadki, którą nieraz słyszę u zawodników, że zasługują na to czy na tamto. Dostałem mecz w pełnym wymiarze czasowym z Lechem Poznań, wypadłem słabo i zostałem skasowany. Potem doszły te problemy zdrowotne. Nie chcę mówić, czy byłem dobrze, czy źle traktowany. Zawsze byłem profesjonalistą i pozostawałem do dyspozycji trenera. Kogo byś nie zapytał o mnie w którymś klubie, zawsze by ci powiedział, że bez względu na swój aktualny status, nigdy nie przestawałem się przykładać. Kolejnych szans nie dostawałem, było mi z tym źle, ale dziś widać, że potrafię grać na ekstraklasowym poziomie. Widocznie tak miało być.

Pobyt w Legnicy zasiał u ciebie ziarno wątpliwości czy pasujesz do Ekstraklasy?

Pojawiło się uczucie zwątpienia co do tego, jak toczą się moje losy. Musiałem wrócić do I ligi, żeby odbudować swoją pozycję, tym razem przyjąłem ofertę Stali. Nigdy jednak nie wątpiłem, że mam umiejętności na Ekstraklasę. Trenując i grając w Legii czy Miedzi nie czułem, żebym odstawał. Po prostu nie za bardzo mogłem się wykazać. Na szczęście w Stali od razu wywalczyliśmy awans w dobrym stylu, defensywę też mieliśmy najlepszą. Zacząłem iść do przodu, czego efekty widzimy teraz.

Przynajmniej nie musiałeś się zbytnio identyfikować ze spadkiem Miedzi, bo dołożyłeś symboliczną cegiełkę: sześć występów, z czego cztery epizodyczne. 

Zgadza się, ale i tak było mi szkoda. Uważam, że jakościowo w Miedzi byli dobrzy i bardzo dobrzy zawodnicy, którzy spokojnie mogli zagwarantować utrzymanie w Ekstraklasie.

Przypuszczałbyś jeszcze ze dwa lata temu, że możesz z powodzeniem grać jako boczny obrońca lub wahadłowy?

Nie. Może jeszcze ewentualnie w roli bocznego obrońca bym się wyobrażał, ale wahadłowego w żadnym wypadku. Nadszedł jednak moment, w którym mieliśmy więcej kontuzji i kartek w zespole. Potrzeba chwili sprawiła, że w kilku meczach zostałem przesunięty na bok i poradziłem sobie. Fajnie się czułem, nie mam nic przeciwko, żeby to kontynuować. Dobry piłkarz, który myśli na boisku jest w stanie zagwarantować odpowiedni poziom na każdej pozycji.

Jak wyjaśnić tak dobre wyniki Stali po tak słabym początku? Fabian Piasecki i inni nowi piłkarze wnieśli aż tyle jakości?

Na pewno ruchy kadrowe wykonane pod koniec letniego okienka bardzo nam pomogły. Wcześniej, nie ma się co oszukiwać, nie wyglądało to najlepiej. Jako zawodnicy mieliśmy na starcie sezonu wiele obaw, zwłaszcza w kontekście poprzednich rozgrywek, w których ledwo się utrzymaliśmy przy jednym spadającym zespole. Sprawdził się też pomysł na grę trenera Majewskiego, pomógł się nam rozwinąć. Myślę, że każdy zawodnik Stali wykonał ostatnio jakiś progres i dlatego jesteśmy na tej pozycji, na której jesteśmy.

Zimą Bożidar Czorbadżijski deklarował nawet walkę o pierwszą szóstkę, ale patrząc na to, że dotyka was osłabienie za osłabieniem…

Jestem zwolennikiem twardego stąpania po ziemi, trzeba przede wszystkim skupić się na utrzymaniu. Mówi się gdzieś, że 40 punktów już je gwarantuje, dlatego to powinien być nasz podstawowy cel. Potem będziemy mogli patrzeć dalej i walczyć o jak najwyższe miejsce. Trener powtarza, że spoglądamy tylko na najbliższy mecz i nie uciekamy myślami w przyszłość. Teraz gramy u siebie z Pogonią Szczecin. To bardzo dobry zespół, ale już niejeden faworyt się na nas przejechał.

Stal Mielec sprawi niespodziankę z Pogonią? Fuksiarz.pl za wygraną gospodarzy płaci po kursie 4.80

Obecna sytuacja jest dla ciebie o tyle nowa, że chyba po raz pierwszy twoje akcje stoją wyżej niż Michała. Dotychczas znajdowałeś się w jego cieniu.

Być może, ale patrząc na osiągnięcia moje i Michała, nadal nie mam do niego żadnego startu. On z Legią zdobył trzy mistrzostwa i pięć Pucharów Polski, osiągnął wszystko na krajowym podwórku. Kilka razy zagrał w reprezentacji, występował w Anglii. Ja nawet nie zacząłem się do tego zbliżać, jeszcze długa droga przede mną. Michał znajduje się dziś na innym etapie, w tym roku skończy 30 lat, ale po tych wszystkich perypetiach zdrowotnych Bogu dziękować, że w ogóle wrócił na ten poziom, wrócił do piłki. Bardzo go podziwiam, że mu się udało, bo prognozy po kontuzji w Anglii wynosiły 50 na 50. Chciałbym kiedyś osiągnąć tyle, co on, a może nawet go przebić. Mam dobry moment, muszę go wykorzystać i zobaczymy.

Na razie w bezpośrednich starciach między wami jest po równo: ty wygrałeś raz, Michał wygrał raz, raz był remis.

Oby jeszcze była okazja to rozstrzygnąć.

Jak się gra przeciwko bratu? Pewnie kiedyś zastanawialiście się jak to będzie, mieliście pewne wyobrażenia. Jak to się miało do rzeczywistości?

Było to dziwne uczucie, zwłaszcza że ścieraliśmy się regularnie, bo ja jestem obrońcą, a on napastnikiem. Gdy napastnik stoi tyłem do bramki i toczycie pojedynek, starasz mu się zasygnalizować swoją obecność, mocniej wejść. Oczywiście w ramach fair play, ale tak, żeby poczuł. Gdy tym rywalem jest brat, na początku czułem się nietypowo. Jest jednak wyświechtane powiedzenie, że na boisku nie ma sentymentów i faktycznie, szybko mi przeszły. Poza początkiem, potem było już normalnie i wszedłem na swoje meczowe tory.

W waszym pierwszym meczu to ty doznałeś kontuzji i zszedłeś tuż przed przerwą.

Akurat wtedy doznałem urazu mięśniowego, co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło. Na szczęście nie chodziło o nic poważnego.

Co dalej? Latem wygasa twój kontrakt, trudno uniknąć pytań o twoją przyszłość. Na brak zainteresowania chyba nie będziesz narzekał.

Fajnie by było, ale czas pokaże. Jeszcze o tym nie myślę, naprawdę. Zostało nam 13 meczów, musimy dokończyć robotę. Chcę w każdym meczu grać jak najlepiej, aby nie zejść poniżej poziomu, na który wskoczyłem. No i liczę, że ominą mnie perypetie zdrowotne. Widzimy, w jakich czasach przyszło nam żyć. Mateusz Mak rozgrywał super sezon, a teraz może czekać go dłuższa przerwa. Na koniec sezonu przyjdzie czas rozliczeń i wtedy zapadną decyzje.

Chodzi ci po głowie perspektywa zagraniczna? Dziś z Ekstraklasy wyjechać znacznie łatwiej niż dekadę temu.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że mi nie chodzi. Chyba każdy zawodnik w polskiej lidze w moim wieku myślałby o występach za granicą. Patrzę jednak na chłodno. Gdybym już miał wykonywać jakiś krok, to po to, żeby grać. Granie jest najważniejsze. Wtedy człowiek jest szczęśliwy i podnosi swoje umiejętności. Poczekajmy do lata.

Gdyby ktoś dziś powiedział o tobie „solidny ligowy średniak”, to byś mu przytaknął czy poczuł się lekko urażony?

Niech każdy mówi, co uważa. Nie mam z tym żadnego problemu. Ja znam swoją wartość i tyle.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

CZYTAJ WIĘCEJ O STALI MIELEC:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

12 komentarzy

Loading...