To nie był doskonały mecz Barcelony. Ale z drugiej strony był to mecz, po którym każdy kibic Blaugrany ma powody do optymizmu. Barca nie tylko pokonała Atletico Madryt 4:2, ale zrobiła to ze sporym rozmachem i długimi fragmentami spotkania na odważną, dynamiczną grę gospodarzy patrzyło się po prostu z przyjemnością. A to nie było przecież w ostatnich miesiącach normą, jeżeli chodzi o Barcę.
Barcelona – Atletico. Dziurawa defensywa Los Colchoneros
Jeszcze kilka lat temu Atletico Madryt po wyjściu na prowadzenie w ósmej minucie spotkania zapewne z pełną premedytacją wycofałoby się na własną połowę, potem odebrałoby przeciwnikom jakąkolwiek ochotę do dalszego uprawiania sportu i summa summarum dowiozłoby skromną zaliczkę aż do końcowego gwizdka arbitra. Ale nie w sezonie 2021/22. Diego Simeone do tego stopnia zagalopował się bowiem w próbach rozkręcenia gry ofensywnej swojego zespołu (zresztą niezbyt udanych), że zupełnie zapomniał o organizacji gry w obronie. I dzisiaj Los Colchoneros potwierdzili wszystkie swoje defensywne bolączki.
Jako się rzekło, udało im się bardzo szybko ukąsić Barcelonę. Yannick Carrasco wykorzystał bardzo dobre dogranie od Luisa Suareza. Tylko cóż z tego, skoro już dwie minuty później Jordi Alba w fenomenalnym stylu wyrównał, a potem “Duma Katalonii” zaczęła wręcz rozstawiać mistrzów kraju po kątach?
Mimo straconej bramki, Barca w pierwszej połowie objawiła światu – po raz pierwszy od dawien dawna – naprawdę piękne oblicze. Fenomenalnie zaprezentował się ściągnięty niedawno do klubu Adama Traore. Zdominował prawą stronę boiska, był napakowany energią, imponował dryblingami. Świetnie uzupełniał go Dani Alves, dobrą robotę wykonywał Ferran Torres, a także pomocnicy – Frenkie de Jong czy Pedri. W sumie niewiele można było też zarzucić defensorom, choć trzeba zaznaczyć, że – poza straconym golem – dopuścili oni też do doskonałej pozycji strzeleckiej Joao Felixa. Na ich szczęście Portugalczyk skiksował.
Tymczasem w ekipie Atletico właściwie nic się nie zgadzało. Ani powstrzymywanie akcji oskrzydlających, ani krycie we własnej szesnastce, ani próby zdominowania środkowej części boiska. W 21. minucie Gavi wykorzystał wrzutkę Traore i wyprowadził Barcę na prowadzenie. Tuż przed przerwą do sieci trafił też Ronald Araujo.
Co tu dużo mówić – koncert Blaugrany.
Barcelona – Atletico. Chaos po przerwie
Przede wszystkim gospodarze na tle ospałego Atletico imponowali aktywną grą. Dynamiką, kreatywnością. Jak gdyby wszystkim udzielił się dziki entuzjazm emanujący z wspomnianego Adamy Traore. No i początkowo wyglądało na to, że po przerwie Barcelona wcale nie ma zamiaru zdejmować nogi z gazu. Ledwie czterech minut drugiej połowy potrzebował Dani Alves, by strzelić gola numer cztery. Zapachniało pogromem, deklasacją.
Ale im dalej w las, tym bardziej było widać, że Barcelona po prostu nie da rady rozegrać całego spotkania na tak wysokich obrotach, jak przez pierwszą godzinę. W 58. minucie nadzieję w serca kibiców Los Colchoneros wlał swoim golem Luis Suarez. A kiedy kilka chwil Pierre-Emerick Aubameyang zmienił Adamę Traore, z Katalończyków jak gdyby zupełnie uszło powietrze. Być może potraktowali ten ruch Xaviego jako sygnał, że czas odpuścić i skoncentrować się na kontratakach. Nie sposób było jednak nie odnieść wrażenia, że w szeregi Barcy wkradło się przesadne rozluźnienie, a wręcz dekoncentracja. Efekt? Niezrozumiały i brutalny faul Alvesa, za który Brazylijczyk obejrzał czerwoną kartkę. Dwie minuty później bardzo ostro zagrał też de Jong, ale tu skończyło się na żółtku.
Na dwadzieścia minut przed końcem gry nie pachniało już pogromem. Prędzej wyrównaniem.
I pewnie lepiej dysponowany od Atletico zespół o wyrównującego gola by powalczył. Ale ekipa “Cholo” Simeone miała zbyt mało argumentów, by odrobić straty. Po zejściu Alvesa gospodarze zwarli szyki w defensywie i przestali popełniać głupie błędy. Atmosfera na murawie (i obok niej, bo panowanie nad sobą tracili też trenerzy) niebywale się zagęściła, lecz Katalończycy wytrzymali ciśnienie. Nie dali sobie odebrać prowadzenia. I dzięki dzisiejszemu triumfowi wskoczyli na czwarte miejsce w lidze, spychając Atletico poza TOP4. Ma nad czym myśleć Simeone – dzisiaj Xavi ewidentnie go przechytrzył.
FC BARCELONA – ATLETICO MADRYT 4:2 (3:1)
(J. Alba 10′, Gavi 21′, R. Araujo 43′, D. Alves 49′ – Y. Carrasco 8′, L. Suarez 58′)
CZYTAJ WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:
- Podsumowanie zimowego w okienka w lidze hiszpańskiej
- Powoli dobiega końca era Luisa Suareza w Atletico
- Jak Real Madryt tracił gole w styczniu? Dość łatwo
fot. Newspix.pl