Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

03 lutego 2022, 19:38 • 7 min czytania 211 komentarzy

To jeden z moich ulubionych paradoksów myślenia.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Wszyscy uwielbiamy mówić: to jest czarne, a to białe. To jest dobre, a to złe. Taka polaryzacja jest faworyzowana w mediach – w zasadzie upychana kolanem, bez względu na temat – właśnie dlatego, że chwyta. Że ją, jak masa, jako wszyscy, lubimy.

Że ją kupujemy.

Są ku temu logiczne powody. Świat przy podziale na czarne i białe jest prostszy. A raczej: daje się ogarnąć. Zostawia po sobie jakiś pozór rozumienia. Co za tym idzie, łatwiej się w niego wpisać. Łatwiej znaleźć sobie w nim miejsce i pogląd na życie.

Inna sprawa, że na wikłanie się w tych tysiącach szczegółów, zwyczajnie brak dziś ludziom czasu. Może byłoby pięknie, gdybyśmy nad każdą kwestią społeczną, wyborami politycznymi czy sprawami światopoglądowymi, mogli wnikliwie podyskutować – ale większość nie ma na to czasu. Dlatego podział na przyswajalne szybko jak baton syntetyczne podróbki prawd, znane też jako białe i czarne, porządkuje świat.

Reklama

Ale, niestety, tak właśnie moim zdaniem jest ze zdecydowaną większością spraw, że są mętne, niestałe, trudno uchwytne. Daj Boże, jeśli da się je chociaż uformować w dominującą interpretację. Ale jeśli cokolwiek zaczniesz drążyć – na przykład wydarzenie historyczne – i badać je od różnych stron, z różnych perspektyw, z różnych źródeł i od różnych świadków – wszędzie otwierają się całe biblioteki. Za prostym, wydawałoby się, faktem, który przed chwilą braliśmy jako niepodważalny fakt, cała gama odcieni.

I w tym rozgrywa się coś o niebo ważniejszego niż cokolwiek, co dotyczy piłki nożnej. Bo choć  prawie wszystko jest ulepione z szarej, bezkształtnej masy, gdzie najwyżej po dłuższym oglądzie da się wskazać jakieś zarysy, tak damy bardzo wiele, by ostatecznie nazwać to albo czarnym, albo białym. Od samego początku, od zaraz.

Trochę przypomina mi to przeciskanie kwadratowego klocka w tej zabawce z kształtami nawet nie przez okrągłe wycięcie, a przez wycięcie w gwiazdę. Z tym, że się udaje, rozsadzając zabawkę.

Felieton powinien być przede wszystkim felietonem, ale pozwólcie na dwa cytaty z „Nie boję się bezsennych nocy” Józefa Hena.

„Opowieść o tym, jak dowiedział się, jako dziesięcioletni chłopiec, o bitwie pod Monte Cassino: od Niemca. Powiedział mu „idź, opowiedz ojcu, ucieszy się”. Ten Niemiec musiał mieć mocne przekonania, jeśli potrafił czuć satysfakcję z klęski własnych wojsk. Powtarzał chłopcu „zobaczysz, Polska będzie”. Kiedy chłopiec powtórzył to ojcu, ten go zbeształ „co ty z Niemcem za rozmówki przeprowadzasz?”. Polacy, którzy cierpieli, woleli, dla czystości obrazu, żeby wszyscy Niemcy byli źli, ten dobry wprowadzał tylko zamęt do uczuć (chociaż w jakiejś konkretnej sytuacji mógł się przydać „dobry Niemiec”). Lepiej, żeby świat był wytyczony w ostrych konturach. A naprawdę dużo miejsc jest zatartych. Świat ma więcej szarych plam niż białych i czarnych”.

Reklama

Miałem jeszcze mieć drugi fragment – ale po prostu go zgubiłem, szukam już dostatecznie długo, by w końcu dać za wygraną, więc tylko wspomnę kontekst. Fragment był napisany przez autora – bodajże właśnie Hena, albo Chwina – który został doświadczony przez komunizm. Doznał cenzury. Był świadom zła, które wtedy się działo i odczuwał je też na własnej skórze. Ale którego zarazem irytowały toporne połajanki skierowane wobec osób, którzy gdzieś jakieś konszachty z komunistami mieli, mniejsze lub większe – połajanki wypowiadane, co kluczowe, przez osoby, które w tamtym systemie nie funkcjonowały. Nie wiedziały jakie były układy sił. Z czym dokładnie wiązał się zdecydowany protest, z czym bunt. Za ile strun jednocześnie się pociągało i ile niosło to konsekwencji. Konkluzja była taka, że niezwykle łatwo, a nawet niezwykle tanio jest powiedzieć „ja bym tego nigdy nie zrobił”, będąc lata świetlne od danej sytuacji. Nigdy nie stając przed pewnymi decyzjami, a raczej: nigdy nie stając przed układem sił, przed konsekwencjami, nie zaburzając niczego. Nie ma osób, które wyobrażając sobie własne zachowanie podczas wojny, mówi „ja to na pewno byłbym słaby, oportunistyczny, a także wielokrotnie zachowywałbym się podle”.

Przechodząc już do sedna:

Czy Czesław Michniewicz przekonał mnie, że nie pamięta o czym rozmawiał z Ryszardem Forbrichem w tamtym gorącym okresie przed Świtem? Nie przekonał. Myślę, że gdyby istniało nagranie tamtych rozmów w triumwiracie Forbrich-Michniewicz-Wójcik, to raczej nie działałoby tonująco na aktualną sytuację wokół selekcjonera.

Ale Czesław Michniewicz przekonał mnie, że to, że nawet jeśli wokół tych rozmów jest pewna tajemnica, na feralny mecz wystawił najlepszy skład. I chciał ten mecz wygrać. I to jest ostatecznie najważniejsze. Na nic więcej nie ma żadnych dowodów i nigdy, przez osiemnaście lat, się nie znalazły. To, że ja jestem w czymś nieprzekonany, a za czym ostatecznie nie poszły realne konsekwencje – no cóż, szczęśliwie coś podobnego nie jest ani podstawą w sądownictwie.

Nie wierzę też w jakąś zmowę piłkarzy, którzy mieliby go kryć – tyle lat od tamtych wydarzeń, tyle osobowości, na pewno ktoś by już powiedział. I wiecie co jest dla mnie dość mocnym argumentem? Liczba wrogów, jaką z różnych przyczyn ma Michniewicz. Przecież gdyby tylko dało się znaleźć coś mocnego na Michniewicza, to by to dawno znaleźli. Otworzyliby szampana tańcząc na grobie jego kariery. Motywacji w szukaniu takiego pogrążającego, absolutnie niepodważalnego faktu nigdy nie brakowało. Część z tych ludzi to przecież obrotni, wpływowi ludzie. Byliby w stanie przekonać jakieś nieprzekonanego byłego piłkarza, żeby powiedział co i jak, gdyby było co i jak. A jednak nie znalazło się nic twardego. Przez tyle lat żaden z wrogów, którzy otwieraliby szampany gdyby Michniewicz nigdy już nie pracował w zawodzie trenera, nie znaleźli nic twardego.

Zastanawiam się też, na ile ten rwetes jest dzisiaj podkręcony właśnie po układzie, a nie z przyczyn debaty o etykę. Zastanawiam się, o czym byśmy mówili, gdyby Michniewicz miał taką sytuację sprzed lat, o jakiej mówił w kontekście Nawałki Andrzej Iwan. Ten sam Iwan, który rzeczonego Nawałkę polecał na selekcjonera, a wręcz w 2013 przeważył szalę.

Przekonał mnie Michniewicz, że taka liczba połączeń bierze się także z relacji osobistej. Być może i to w oczach wielu rzutuje źle, że przez Forbricha załatwiał samochód czy operację żony. Trzeba było – o co padło pytanie – uciąć relację. Ale też właśnie łatwo mówić z dzisiejszej perspektywy. Jesteś 29-letnim trenerem w swojej pierwszej pracy, a z drugiej strony ktoś, kogo znasz od lat, z kim te kilka lat widywałeś się w klubie, a kto teraz jest wiceprezesem Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej. No i gościem, który prywatnie ci pomógł. Czy ja znałem osoby, choćby w młodości, które miały opinie skurwysynów, i które rzeczywiście komuś wyrządziły zło, ale mi pomogły? I ja miałem z nimi sztamę? Myślę, że to nie jest najrzadsza historia w dziejach, bo każdy człowiek w oczach każdej kolejnej osoby jest kimś innym.

W tym całym skupieniu się na Michniewiczu podkreślmy: Forbrich w tamtym momencie był wiceprezesem Wielkopolskieg0 Związku Piłki Nożnej. W tamtym roku, w jakimś 2003 czy 2004, gdyby Michniewicz chciał się kategorycznie odciąć, odcinałby się od wiceprezesa Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, który ma lożę na Lechu.

To pokazuje jak głęboko sięgała zgnilizna polskiego futbolu.

Jak była wszechobecna. I jak osoby takie jak Forbrich były wysoko, jak głęboko umocowane. Forbricha znali wtedy wszyscy, potwierdził to też w programie 4-4-2 Jerzy Engel. Co więcej, to sięgało dekady wstecz. Lat osiemdziesiątych, siedemdziesiątych, sześćdziesiątych. Przekazywana z pokolenia na pokolenie gangrena. Ona nie była gdzieś obok – w tym się funkcjonowało.

Wszystkich wątpliwości się nie wyjaśni. One pozostaną. Błyszczącej zbroi nie będzie, bo być nie może. Reprezentacja Polski jest drużyną każdego Polaka – każdy ma prawo mieć w tym temacie dowolną opinię, ostatecznie także czarno-białą. To wasz zespół.

Dla mnie – i tylko dla mnie, dla was te widełki mogą być inne – ostatecznie wszystko sprowadza się do jednego pytania:

Nie czy ufasz, że Michniewicz jest śnieżnobiały – gdyby iść tym tropem, to kadrę do dziś prowadzi Andrzej Strejlau, Nawałki nie zatrudniamy, Piszczek bez powołania – tylko czy ufasz Michniewiczowi, gdy mówi, że nie zrobił niczego złego.

Ja ufam. Na więcej nie ma powodów.

LESZEK MILEWSKI

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Ekstraklasa

Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?

Michał Trela
4
Trela: Przewagi i osłabienia. Jak czerwone kartki wpływają na losy drużyn Ekstraklasy?
1 liga

Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Szymon Janczyk
16
Czy zmiany trenerów miały sens? Ranking i ocena roszad na pierwszoligowych ławkach

Komentarze

211 komentarzy

Loading...