Kompletnie nie dziwi mnie przeciąganie terminu wyboru nowego selekcjonera, zwłaszcza, że przecież najmocniejsze ligi ciągle grają, a co za tym idzie – niektóre drużyny ciągle przegrywają. Stąd już tylko krok do: “niektóre kluby ciągle zwalniają trenerów o przyzwoitym warsztacie i CV”. Na początku trochę szydziłem, że skoro zwolniono Beniteza, to teraz całą rekrutację trzeba przeprowadzić od początku, już z udziałem byłego trenera Evertonu. Ale gdy teraz ze stołka poleciał jeszcze Claudio Ranieri?
Żarty żartami, z doniesień od ludzi bliskich prezesowi PZPN-u wynika, że zostało kilku kandydatów, którzy byli rozpatrywani niemal od początku, teraz po prostu trwają już bardzo twarde negocjacje. Sam Cezary Kulesza zapowiedział – decyzja zostanie podjęta do końca stycznia, by najpóźniej ostatniego dnia tego miesiąca zaprezentować nowego trenera na Stadionie Narodowym, z pompą i anturażem godnym takiego wydarzenia.
I moim zdaniem – wszystko okej. Nie jestem nawet zmęczony tym huraganem newsów, o tym, że Cezary Kulesza zjadł już śniadanie, a na obiad zamówił barszcz ukraiński (przypadek, wątpię). Coś się w tej piłce dzieje, a przecież okres wybitnie ogórkowy, poza tym – upływający czas pozwala bardziej gruntownie przeanalizować, w którym miejscu jesteśmy, jakie przed nami ścieżki i co właściwie może się wydarzyć w najbliższych miesiącach i latach.
Pierwszy wniosek, który jest już dla mnie zupełnie jasny – upadł projekt pt. wszystkie ręce na pokład, ratujemy mundial, potem się zobaczy. Nie jestem pewny, czy to jest na pewno dobra decyzja, ale w piłce jednego można być pewnym – nigdy nie ma odpowiedniego momentu na rozpoczęcie wprowadzania “długofalowej wizji”. To jest absolutny standard, niezależnie od poziomu i aspiracji. Nie zatrudnisz “trenera na lata, który potrzebuje dużo czasu, zanim jego rozwiązania zaprocentują”, gdy walczysz o utrzymanie. Gdy zbliżają się baraże o awans do wyższej ligi. Gdy niewiele dzieli cię od pucharów. Gdy masz za sobą dobry sezon – dajesz szansę tym, którzy prowadzili klub w dobrym sezonie. Gdy masz za sobą kiepski sezon – zazwyczaj jesteś w takich tarapatach, że myślisz o jak najszybszym odbiciu, a nie tym, gdzie klub się znajdzie za 5 lat.
W reprezentacji jest podobnie. Okręt zawsze jest w budowie, co gorsza – zawsze jest jednocześnie na pełnym morzu. Nie ma sytuacji, gdy na pół roku zostaje w stoczni i tym bardziej nie ma sytuacji, że miesiącami dryfuje sobie spokojnie po oceanie. Początkowo ja sam skłaniałem się ku opcji: wszystkie siły na baraże. Po pierwsze – bo możliwe, że to ostatni turniej z TAKIM Robertem Lewandowskim, po drugie – bo to nieprawdopodobne pieniądze i jeszcze większy prestiż. Po trzecie wreszcie – następna wielka impreza dopiero w 2024 roku, następny mundial dopiero w 2026, do tego czasu piłka może już być w kompletnie innym miejscu. Trzeba patrzeć na najbliższe miesiące, bo bez Kataru straty będziemy liczyć w milionach, a rany lizać latami.
Przy takiej optyce rosną szanse polskiego trenera, który nie będzie musiał poznawać całej kadry na nowo, rosną szanse – konkretnie – Adama Nawałki, który wszedłby prawie jak do siebie. Rosną szanse ludzi, którzy więcej potrafią osiągnąć emocjonalnymi przemówieniem czy nietypowym fortelem taktycznym, maleją szanse tych, którzy wypracowują styl i strategię meczową mozolną benedyktyńską pracą na niezliczonych treningach. Wiemy doskonale, że przed Moskwą będą dwa czy trzy treningi, właściwie na przybicie sobie piątek i ustalenie, czy nikogo akurat nie boli łydka. A zakładamy, że stawka jest na tyle duża, by każde, choćby minimalne zwiększenie szans było warte rozważenia. W takim układzie ważne jest szybkie rozstrzygnięcie, kto stanie za sterami. Ważne jest natychmiastowe rozpoczęcie pracy przed barażami, ważne jest, by od razu skupić się na tych dwóch meczach, które mogą nam dać Katar. Czyli: Polak, najlepiej z doświadczeniem w pracy reprezentacyjnej, znający i piłkarzy, i przeciwników. Nawałka, jak nic, im szybciej, tym lepiej.
Do tych konkretnych warunków, w jakich się znaleźliśmy potrzebni są ludzie z konkretnym zestawem cech – i według tego formatu faworyt jest jeden, jest nim właśnie Adam Nawałka.
Ale dopuszczam do siebie myśl – być może to optyka niewłaściwa. Może właśnie teraz jest czas na to, by “usiąść na spokojnie”. Poszperać, poszukać, popytać, może nawet specjalnie poczekać na zorganizowanie dodatkowych środków na zatrudnienie trenera klasy premium? Moim zdaniem założenia tutaj ulegają drastycznej zmianie, paradoksalnie – trochę jak przy zatrudnianiu Sousy. W koszta wliczamy delikatne obniżenie szans na zwycięski baraż. Tracimy te atuty, o których pisałem wcześniej – znajomość kadry, realiów pracy, wypracowane relacje z częścią drużyny. To atuty niewielkie, ale nadal: to atuty. W zamian zyskujemy jednak szansę, że nowy szkoleniowiec stworzy coś więcej już w ramach eliminacji do Euro 2024 oraz rozgrywanych po drodze meczów Ligi Narodów. Że zbuduje sobie własny zespół, z autorską strategią, wypracuje własne relacje, stworzy własną hierarchię i reguły działania, które okażą się lepsze od tych, które mógłby zaoferować Nawałka czy inny polski trener.
Mówiąc wprost – być może na mecz z Rosją lepszy byłby Nawałka. Ale na kolejne dziesięć spotkań? Piętnaście, dwadzieścia, kolejny duży turniej? Być może lepszy będzie topowy fachowiec z zagranicy, na którym oprzemy pracę nie przez najbliższy kwartał, ale najbliższe trzy lata. Im dłużej o tym myślę – tym więcej dostrzegam zalet takiego ruchu. Ucięcie wszystkich dyskusji, ucięcie spekulacji o tym, co dalej, czy trener pozostanie na stanowisku mimo porażki w Moskwie. Odpada nam problem z tym, czy zwycięzca baraży ma normalnie jechać na turniej (widziałem propozycję: Nawałka na baraż, Szewczenko do Kataru!), odpada nam problem co z eliminacjami, jeśli turniej w Katarze okazałby się kompromitacją na miarę Mistrzostw Świata w Rosji. Dajemy czas, zaufanie, narzędzia i czekamy, aż maszyna ruszy, kto wie, może nawet do 2024 roku.
Nie zazdroszczę Cezaremu Kuleszy wyboru z jednego względu. To nie jest zerojedynkowe – gołąb w garści tu i teraz, albo wróbel za półtora roku. Bo nawet jeśli akceptuję, że właśnie prezes dokonuje wyboru nie na najbliższe dwa mecze, ale najbliższe dwa, trzy lata – to czy na pewno ktokolwiek z tej giełdy nazwisk daje nadzieję na tę wspomnianą klasę premium? Spoglądam na te wszystkie nazwiska, od Cannavaro i Pirlo, aż po Szewczenkę i nie do końca widzę tutaj tego wymodlonego “polskiego Roberto Martineza”, który zrobi dla całej naszej piłki tyle, ile Martinez zrobił dla piłki w Belgii. Ale dlatego prawdopodobnie trenera wybiera obecnie Cezary Kulesza, a ja mogę sobie o tym podyskutować z Leszkiem Milewski w pubie “O To Chodzi”.
Co mnie martwi? Martwią mnie takie sugestie, jak choćby Piotra Wołosika, bardzo cenionego dziennikarza, który w dodatku wie wszystko o każdym działaniu dowolnego człowieka pochodzącego z Białegostoku. “Im mocniej dziennikarze wpychają Nawałkę prezesowi, tym jego szanse są mniejsze”. Jeśli faktycznie w procesie decydowania o przyszłości polskiej kadry JAKIKOLWIEK, choćby i najmniejszy, najbardziej symboliczny wpływ, mają działania krajowych dziennikarzy… Nie jest dobrze.
***
Swoją drogą, popularna jest opinia, że dziennikarze chcą danego kandydata, bo wtedy będą otrzymywać newsiki, ekskluzywne wywiady, a najważniejsi z nich – może nawet będą wpływać na skład czy powołania. To o tyle śmieszne, że każdy z ostatnich selekcjonerów swoją relację z mediami spokojnie określiłby jako dość trudną, ale już pomijając syndrom oblężonej twierdzy – dziennikarze mają jeden cel. Jest nim udział w tym festiwalu zarabiania pieniędzy, jakim jest wielka impreza z udziałem Polaków. Omawianie występów reprezentacji, powołań, postępów na turnieju, to jest czas żniw, pod każdym względem. Tematy pchają się pod klawiaturę czy kamerę, sponsorzy otwierają szeroko swoje portfele, by reklamować się przy turnieju, widzowie odświeżają strony czy kanały na YouTube w oczekiwaniu na nowe materiały.
Nie sądzę, by ktokolwiek z branży wolał w roli selekcjonera swojego kolegę, słabszego trenera, niż nieznajomego, który byłby lepszym trenerem. Wszyscy chcemy jednego, a raczej – wszyscy boimy się jednego. Że na mundialu nas, Polaków, zabraknie, na czym stracimy wszyscy, od Cezarego Kuleszy, po szeregowych pracowników portali. Pozostałe kwestie to didaskalia, najważniejszy z perspektywy dziennikarzy jest taki wybór, który da nam wynik sportowy. Nawet jeśli pierwszą decyzją selekcjonera będzie zakaz jakichkolwiek kontaktów z mediami.
***
Gianni Infantino wypalił, że mundial co dwa lata stworzy Afryce możliwości, dzięki którym ludzie przestaną umierać w Morzu Śródziemnym. “Musimy dać nadzieję Afrykanom, aby nie musieli przemierzać Morza Śródziemnego w poszukiwaniu lepszego życia, ponosząc przy tym często śmierć na morzu”.
W wyścigu o to, która z organizacji piłkarskich pierwsza dotrze na szczyty bezczelności, hipokryzji i szeroko rozumianego obrzydlistwa FIFA zrobiła kilka sporych kroków, ale nie zdziwię się, jeśli UEFA i CONMEBOL odpowiedzą wspólnie: tylko Liga Narodów co dwa lata może uratować Amerykę Południową przed inflacją.