Mocno rozczarowani kończyliśmy mecz Fiorentiny z Genoą. Nie chodzi o to, że postawiliśmy na gości, a ci zebrali tęgie baty, nic z tych rzeczy. Włączyliśmy to spotkanie w jednym konkretnym celu: aby zobaczyć ligowy debiut Krzysztofa Piątka w barwach Violi. No i nie doczekaliśmy się, mimo że już na początku drugiej połowy było absolutnie pewne, że gospodarzom dziś nic złego się nie stanie.
Fiorentina – Genoa: mecz do jednej bramki
Genoa bowiem wyglądała dziś na tle Fiorentiny jak zbieranina amatorów, którzy w pucharowym starciu trafili na jakąś potęgę i cieszyli się samym faktem, że są koło jej piłkarzy na boisku. Rossoblu nie mieli absolutnie żadnych atutów, nie licząc może kilku pierwszych minut. Wtedy gra toczyła się w tempie akcja za akcję i coś się w polu karnym Terraciano działo. I tak jednak najgroźniej było wtedy, gdy Portanova próbował lobować z 45. metrów i zabrakło mu niewiele – trafił w górną siatkę.
Takie harcowanie błyskawicznie się skończyło, gdy Viola otrzymała rzut karny. Dusan Vlahović go nie wykorzystał, chciał się popisać Panenką, ale leżący Sirigu zdołał jeszcze wyciągnąć rękę i złapać piłkę. To niepowodzenie tylko dodatkowo zmobilizowało podopiecznych Vincenzo Italiano. Po chwili i tak prowadzili – Vlahović znów przegrał pojedynek z Sirigu, który jednak przy dobitce Odriozoli nic nie mógł zrobić.
Gospodarze zaczęli się bawić, a skrzydłami wjeżdżali w defensywę Genoi z dziecinną łatwością. Szalał zwłaszcza Odriozola. Gdyby oceniać go wyłącznie za ten mecz, jutro odchodziłby do Manchesteru City za jakieś chore pieniądze. Podobnie zresztą jak Cristiano Biraghi, który dokonał czegoś bardzo rzadko spotykanego: w jednym meczu strzelił dwa gole bezpośrednio z rzutów wolnych. I to jakie! Oba były perełkami, technicznymi majstersztykami, bez żadnych rykoszetów i tym podobnych. Chylimy czoła.
Fiorentina – Genoa: Piątek nie dostał szansy
Wreszcie i Vlahović doczekał się swojego trafienia. Zaraz po zmianie stron idealnie przyjął podanie z głębi pola i przerzucił piłkę nad bramkarzem, który wyszedł nad przedpole i po takiej sklejce Serba był już bezradny, bo zostawił pustą bramkę.
W 51. minucie zrobiło się 4:0 i wiadomo, o czym pomyśleliśmy: jeszcze z 10-15 minut i pewnie Piątek dostanie czas, żeby się pokazać, samemu ukąsić i nabrać pewności. Wydawało się to tym bardziej logiczne, że dał dobrą zmianę w Pucharze Włoch z Napoli, którą zakończył z golem w dogrywce. Italiano jednak nawet po piątej i szóstej bramce nie skorzystał z usług Polaka – najpierw wpuścił od razu czterech zawodników, a na koniec obrońcę Ericka Pulgara. A przecież dziś drogę do siatki znalazł nawet Torreira, który mając 166 cm wzrostu na luzie strzelił sobie głową w polu karnym, bo przez całą akcję nikt go nie pilnował.
Jak wyjaśnić decyzję Italiano? Teorie są różne. Ta najbardziej prawdopodobna mówi, że Vlahović tym występem żegnał się z florencką publicznością (jego gesty po golu zdawały się potwierdzać tę tezę), więc na koniec dostał pełne 90 minut. Piotr Dumanowski natomiast z przymrużeniem oka stwierdził, że nie wypadało, żeby Piątek brał udział w rzezi drużyny, w której kiedyś został rewelacją Serie A. Swoją drogą, mógł w tym okienku do Genoi wrócić, ale chyba utwierdził się w przekonaniu, że mimo wszystko dobrze wygrał, idąc w innym kierunku. „Rossoblu” pokazali się jako skład węgla i papy, w którym na pewno największym problemem nie był jeden czy drugi trener.
Skończyło się na tym, że z trójki Drągowski-Piątek-Aleksander Buksa niespodziewanie na murawie zobaczyliśmy tylko tego ostatniego. Wszedł na końcowe 10 minut, zaliczył sześć kontaktów z piłką, cztery razy ją stracił. Polak starał się być aktywny i pokazywać do gry, ale w takim momencie ochotę do walki mieli już wyłącznie rezerwowi. I tak trzeba odnotować postęp. Buksa na swoje czwarte spotkanie we włoskiej ekstraklasie czekał od 21 listopada, kiedy wszedł na końcówkę z Romą. W następnych trzech kolejkach nie podniósł się z ławki, a przez pięć ostatnich nie było go nawet w meczowej kadrze i musiał się zadowalać występami w Primaverze.
Fiorentina pięknie zrewanżowała się kibicom za 0:4 z Torino sprzed tygodnia i nadal liczy się w walce o co najmniej Ligę Europy. Genoa? Od 3. kolejki nie wygrała. Z obecnym stanem posiadania pierwszy od 2007 roku spadek wydaje się nieunikniony.
Fiorentina – Genoa 6:0 (3:0)
- 1:0 – Odriozola 15′
- 2:0 – Bonaventura 34′
- 3:0 – Biraghi 42′
- 4:0 – Vlahović 51′
- 5:0 – Biraghi 69′
- 6:0 – Torreira 77′
CZYTAJ WIĘCEJ O POLAKACH W SERIE A:
Fot. Newspix