Gol w ostatniej minucie dogrywki… Z perspektywy neutralnego kibica zawsze trochę szkoda, że nie doszło do rzutów karnych. Ale jak tak patrzyliśmy na reakcję zawodników Interu Mediolan po zdobyciu bramki na wagę triumfu w Superpucharze Włoch, to nie mieliśmy serca się na nich złościć. Nerazzurri po prostu zasłużyli dzisiaj na pokonanie Juventusu. Juventusu, który długo bronił się naprawdę dzielnie, choć momentami desperacko, ale na przestrzeni całego spotkania było widać, że „Stara Dama” na ten moment stoi półkę niżej od Interu.
Inter Mediolan – Juventus. Dwa ciosy w pierwszej połowie
Początek spotkania zwiastował całkowitą dominację Interu. Mediolańczycy doskonale weszli w mecz – byli naładowani energią, świetnie wyglądali w pressingu, całkowicie zdominowali środkową strefę boiska. Raz po raz pachniało poważnym zagrożeniem pod bramką Juve. Nie najlepiej wyglądała defensywa turyńskiej ekipy – gubił się Giorgio Chiellini, w paru sytuacjach nie nadążył Mattia De Sciglio, Daniele Rugani również nie ustrzegł się pomyłek. Co tu dużo mówić, widać było gołym okiem, że to Nerazzurri są obecnie zespołem mocniejszym, znajdującym się na fali. Juventus usiłował po prostu jakoś przetrwać.
No i się udało. Przy małej pomocy arbitra, który w jednej ze stykowych sytuacji powinien był chyba podyktować jedenastkę dla Interu. Tymczasem w 25. minucie to „Stara Dama” wyszła na prowadzenie. Trochę się zdrzemnęli mistrzowie Włoch w defensywie i Weston McKennie wpakował futbolówkę do siatki.
Mało tego – ten gol ewidentnie zadziałał na Juventus orzeźwiająco, podczas gdy piłkarze Interu sprawiali wrażenie co najmniej oszołomionych. Na kilka dobrych chwil to podopieczni Massimiliano Allegriego przejęli kontrolę na przebiegiem spotkania. Ale trzeba mediolańczykom oddać, że nie potrzebowali zbyt wiele czasu, by otrząsnąć się z szoku. Ripostę wyprowadzili po dziesięciu minutach – tym razem arbiter już się nie zawahał i podyktował jedenastkę dla Interu za faul De Sciglio na Edinie Dżeko. Z jedenastu metrów gola zdobył Lautaro Martinez. Kropnął potężnie, nie pozostawiając bramkarzowi żadnych złudzeń. I słusznie uczynił, ponieważ Mattia Perin (zastępujący dziś między słupkami Wojciecha Szczęsnego) był naprawdę dobrze dysponowany.
Inter Mediolan – Juventus. Cios w samo serce
Po przerwie tempo gry wyraźnie spadło. Juventus w ofensywie właściwie przestał istnieć, Interowi brakowało konkretów. Widać jednak było, że w ekipie Nerazzurrich zmiennicy naprawdę mogą wnieść coś do gry. Okej, Alexis Sanchez, Angel Correa, Matteo Darmian czy Arturo Vidal w paru sytuacjach mogli irytować, kilka akcji spartolili, lecz ich obecność na murawie była odczuwalna. Simone Inzaghi tchnął w zespół nową energię. Tymczasem „Stara Dama” gasła z minuty na minutę, a rezerwowi kompletnie nie potrafili na ten stan rzeczy wpłynąć. Już po godzinie gry widać było, że Juventusowi marzą się rzuty karne. A kiedy arbiter odgwizdał koniec podstawowej części spotkania i zarządził dogrywkę, gracze Juve nastawili się po prostu na obronę Częstochowy.
Rzadko przedostawali się w okolice pola karnego Interu. Ba, rzadko w ogóle wychodzili z własnej połowy poprzez skuteczną akcję pozycyjną. Ograniczali się do przeszkadzania oponentom i liczyli na to, że uda się wygrać w karnych.
I w sumie niewiele brakowało, by do serii jedenastek faktycznie doszło. Po stu dwudziestu minutach stadionowy zegar wciąż wskazywał bowiem remis 1:1. Ale wówczas po raz kolejny dała o sobie znać aktywność zmienników. Darmian powalczył o piłkę w polu karnym Juve, Sanchez dopadł do odbitej futbolówki i z najbliższej odległości wpakował ją do sieci. Perin tym razem nie miał już najmniejszych szans na interwencję. Będzie miał włoski bramkarz pretensje do Alexa Sandro – to jego kuriozalny błąd, wynikający chyba z braku koncentracji, umożliwił Interowi zdobycie bramki w dosłownie ostatniej akcji meczu.
Nam, jako się rzekło, trochę smutno, że nie doszło do karnych. Ale summa summarum wygrali po prostu lepsi.
INTER MEDIOLAN – JUVENTUS FC 2:1 (1:1)
(L. Martinez 35′, A. Sanchez 120+1′ – W. McKennie 25′)
CZYTAJ WIĘCEJ:
fot. NewsPix.pl