VfL Wolfsburg. Klub z dużymi tradycjami wśród polskich piłkarzy. Stabilne przedsiębiorstwo Volkswagena, które nie musi przestrzegać zasady 50+1. I jednocześnie zespół w kryzysie, którego trener wisi na włosku i który nie zamierza sprowadzać zimą nowych zawodników. Wiosną czeka go trudna walka o utrzymanie. Gdzie trafi latem Jakub Kamiński? Przygotowaliśmy dla was pigułkę wiedzy, czyli 15 ciekawostek i faktów o „Wilkach”. Omawiamy zarówno bieżącą sytuację klubu, jak i szerszy kontekst.
Gdzie trafia Jakub Kamiński? Ciekawostki o VfL Wolfsburg
Spis treści
- Gdzie trafia Jakub Kamiński? Ciekawostki o VfL Wolfsburg
- 1. Nie ma gwarancji na to, że Kamiński trafi do Bundesligi.
- 2. Wolfsburg przyniósł w tym sezonie „wstyd niemieckiej piłce”.
- 3. Nie wiadomo, kto będzie trenerem Kamińskiego.
- 4. Wolfsburg nie zamierza zimą się wzmacniać.
- 5. Nie wiadomo, czy posadę utrzyma Jörg Schmadtke.
- 6. Wolfsburg nie płaci za piłkarzy więcej niż 15 milionów euro.
- 7. Latem planowanych jest kilka odejść.
- 8. Kamiński musi być gotowy na grę z trójką z tyłu.
- 9. Wolfsburg nigdy nie spadł z Bundesligi.
- 10. Największą legendą klubu jest Polak.
- 11. Polacy generalnie mają mocną tradycję w Wolfsburgu.
- 12. Drogą Klicha nie podąża Bartosz Białek.
- 13. Wolfsburg bardzo stawia na piłkę kobiecą.
- 14. Miasto nie niesie za sobą żadnych pokus.
- 15. Wolfsburg nie musi przestrzegać zasady 50+1.
- CZYTAJ TAKŻE:
1. Nie ma gwarancji na to, że Kamiński trafi do Bundesligi.
Choć Wolfsburg wciąż znajduje się nad kreską i generalnie nie jest klubem, który w normalnych okolicznościach byłby kandydatem do spadku, to może się on wydarzyć. Okoliczności są takie, że nikt w Bundeslidze nie punktuje ostatnio gorzej niż VfL, które przegrało sześć ostatnich meczów ligowych i osiem, jeśli weźmiemy pod uwagę także inne rozgrywki. Nawet Greuther Fürth, które jedną nogą wraca już do 2. Bundesligi, zaczyna ciułać punkty.
Wolfsburg dostał po przerwie zimowej tzw. mecz o sześć punktów z VfL Bochum. Przed tym spotkaniem budowano optymizm na ostatnim bilansie z beniaminkami: jeszcze zanim piłkarze wybiegli na boisko, „Wilki” legitymowały się passą sześciu zwycięstw w sześciu spotkaniach z nowymi zespołami w lidze. Nikt nie mógł pochwalić się wówczas lepszą serią (taki sam wynik osiągnęło tylko RB Lipsk), ale została przerwana, Wolfsburg przegrał 1:0. W klubie liczono na nowe rozdanie, tymczasem wkradła się jeszcze większa nerwowość. Przed nim kolejny mecz z ekipą, która może okazać się bezpośrednim rywalem do utrzymania – Herthą Berlin.
2. Wolfsburg przyniósł w tym sezonie „wstyd niemieckiej piłce”.
Tak grzmiał barwny niemiecki trener, Peter Neururer, który chętnie wypowiada się w mediach jako ekspert. Miał na myśli rezultaty, jakie VfL odniosło w Lidze Mistrzów. Bilans w grupie z Lille, Sevillą i Salzburgiem? Pięć punktów. Raz pokonali Austriaków, wywalczyli po remisie z Hiszpanami i Francuzami, a poza tym – byli chłopcem do bicia. Nie wyszli ze swojej grupy, podczas gdy Bayern awansował dalej, a BVB i RB Lipsk przenieśli się do Ligi Europy.
Kamiński w Wolfsburgu. Ruch, na którym każdy może skorzystać
Nie nam oceniać, czy to na pewno powód do wstydu. Obiektem największej szydery Wolfsburg stał się jednak „dzięki” Pucharowi Niemiec, w którym doszło do bereszyńskopodobnej historii. Na boisku w spotkaniu Preußen Münster górą były „Wilki”. Wynik? 3:1 po dogrywce. Co poszło nie tak? Ano to, że Mark van Bommel zapomniał się i wprowadził na boisko sześciu rezerwowych. Klub z ligi regionalnej (czwarty poziom rozgrywkowy) złożył protest i federacja nie miała wyjścia: uznała, że do kolejnej rundy przechodzi Preußen Münster. Wolfsburg z kolei bronił się argumentem, że kilkukrotnie pytano sędziego technicznego o to, czy może dojść do następnej zmiany, a ten nie zaprzeczył.
3. Nie wiadomo, kto będzie trenerem Kamińskiego.
Florian Kohfeldt dopiero zaczyna w Wolfsburgu, mimo to już po dwunastu meczach potrzebuje – ha, znamy to z polskiej piłki! – publicznego wsparcia od swoich przełożonych. – Jestem absolutnie pewien, że usiądę na ławce przeciwko Herthcie – mówił po meczu w Bochum. – Jesteśmy przekonani, że z obecnym trenerem możemy odwrócić sytuację, dlatego wspólnie się tym zajmiemy – deklaruje z kolei Marcel Schäfer, drugi najważniejszy człowiek w pionie sportowym.
Sam fakt, że po krótkim okresie dochodzi do takich wypowiedzi, nie świadczy najlepiej o pozycji Kohfelda w Wolfsburgu. Trener ten pracował przez wiele lat w Werderze Brema (cztery lata jako pierwszy szkoleniowiec) i zakończył swoją posługę spadkiem z ligi. Wcześniej jednak uratował utrzymanie wygrywając baraż. Podobny los może go czekać w Wolfsburgu. Póki co ma słabiutki bilans na poziomie 0,84 pkt / mecz.
4. Wolfsburg nie zamierza zimą się wzmacniać.
Mimo trudnej sytuacji, władze VfL deklarują, że nie dojdzie zimą do żadnych ruchów poza podpisaniem Kamińskiego. Można usłyszeć nawet głosy, że polski skrzydłowy przydałby się już teraz. „Wilki” nie diagnozują więc swoich problemów w zbyt słabej kadrze. Bardziej w tym, że gra ona na zaciągniętym hamulcu ręcznym. I to o tyle logiczne myślenie, że przecież w zeszłym sezonie Wolfsburg skończył na wysokim czwartym miejscu. Wcześniej również nie drżał o byt – sezony 19/20 i 18/19 to kolejno siódme i szóste miejsce.
Zamiast na transfery, postawiono więc na ciężką pracę z materiałem, który jest pod ręką. Florian Kohfeldt wykorzystał zimową przerwę na budowanie poczucia wspólnoty, która miała wytworzyć się poprzez indywidualne rozmowy z każdym zawodnikiem czy wspólne aktywności. Sam też stara się budować pozytywny przekaz. Na konferencji prasowej po meczu z Bochum sześciokrotnie powtórzył, że nikomu w Wolfsburgu nie wolno narzekać. Wytycznych nie posłuchał Wout Weghorst, który powiedział między innymi: – Nie wiem, dlaczego nie mam zbyt często piłek z przodu. To bardzo frustrujące, trzeba zmienić coś naprawdę szybko. (…) Chcieliśmy grać w nowym roku inaczej, tworzyć okazje poprzez odważną i kombinacyjną grę. Udawało nam się to w sparingu, ale dzisiaj? Ani przez moment. Z kolei po pytaniu o to, od czego Wolfsburg powinien zacząć poprawę, kilka sekund milczał, aż w końcu stwierdził: – Przepraszam, nie wiem.
Zatem nastroje nie są zbyt bojowe. Wolfsburg, tak generalnie, przykłada dużą wagę do przygotowania mentalnego zawodników. Niedawno zatrudniono w VfL nawet specjalistę od snu, który ma dbać z piłkarzami o optymalną regenerację.
5. Nie wiadomo, czy posadę utrzyma Jörg Schmadtke.
Czyli najważniejsza osoba w klubie, jeśli chodzi o pion sportowy. Pod koniec jesieni na stadionie Wolfsburga śpiewano „Schmadtke raus”. Doświadczonemu fachowcowi (w przeszłości kierował Alemanią Aachen, Hannoverem 96 i FC Koeln) obrywa się zwłaszcza o wybory trenerskie i generalnie relacje ze szkoleniowcami. Za jego kadencji…
- Bruno Labbadia sam odszedł z klubu po awansie do Ligi Europy,
- Oliver Glasner odszedł przed obecnym sezonem do Eintrachtu, awansując wcześniej do Ligi Mistrzów,
- Mark van Bommel kompletnie się nie sprawdził, tracąc pracę po 13 kolejkach,
- Florian Kohfeldt punktuje jeszcze gorzej od poprzednika.
W przypadku dwóch pierwszych szkoleniowców mówiło się, że nie do końca dogadują się z przełożonym. Holender to z kolei niewypał Schmadtke, z którego ten szybko się wycofał.
– Starałem nie dopuścić do tego, by krytyka odgrywała rolę przy moich decyzjach. Nie chcę udawać, że to nie moja sprawa i że nie myślałem o tym podczas przerwy zimowej. Ale powtórzę: nie wpływa ona na moje wybory. Jestem daleki od zmieniania swoich wzorców zachowań w taki sposób, żeby doceniały to masy. Nie zmienię swojej osobowości – mówił Schmadtke w wywiadzie dla „Sportbuzzer” przed wznowieniem rozgrywek. Dyrektor sportowy broni się argumentami, że jego trudności w relacjach z trenerami to łatka, która jest mu przypięta od lat i w ciągu dwudziestoletniej kariery zwolnił tylko czterech szkoleniowców. Ma kontrakt do 2023 roku. Gdyby odszedł przedwcześnie, mogłoby to zachwiać w jakiś sposób pozycją Jakuba Kamińskiego. W końcu to on go ściągnął.
6. Wolfsburg nie płaci za piłkarzy więcej niż 15 milionów euro.
To niepisana zasada, którą kieruje się klub z Dolnej Saksonii. Między innymi dlatego spadła na niego krytyka po fiasku transferowym z Ricardo Pepim. „Wilki” interesowały się piłkarzem, który trafił ostatecznie do Augsburga za ponad 16 milionów euro i stał się największym transferem zimowego okna Bundesligi. Wolfsburg nie chciał licytować się z Augsburgiem, który dysponuje amerykańskim kapitałem i jest na jeszcze większym musiku.
Można zakładać, że jeśli Niemcy wydają na polskiego skrzydłowego 10 milionów euro, mają wobec niego naprawdę poważne plany. Największe transfery w historii „Wilków” to:
- Julian Draxler – za 43 miliony euro z Schalke
- Andre Schürrle – za 32 miliony euro z Chelsea
- Kevin de Bruyne – za 22 miliony euro z Chelsea
Na żadnym z nich się nie sparzono. Odeszli kolejno do PSG, BVB i Manchesteru City, choć tylko ostatni dał Wolfsburgowi zarobić (76 milionów euro – największy transfer wychodzący w historii klubu i czwarty największy w historii ligi). Niemiecki klub zmienił jednak podejście i teraz wydaje pieniądze skromniej, nawet mimo zaplecza w postaci bogatego sponsora, któremu zdarzało się zasypywać dziury budżetowe. W zeszłym sezonie wydał 52,5 miliony euro i kwota rozłożyła się na sześciu zawodników.
7. Latem planowanych jest kilka odejść.
Najwięcej spekulacji jest wokół Wouta Weghorsta, z czego pewnie cieszy się Bartosz Białek, bo Holender zabetonował pozycję napastnika. Jego kontrakt obowiązuje do lata 2023, a więc za pół roku będzie idealny moment na transfer, jeśli VfL miałoby na nim zarobić. Mówi się o kwocie około 20 milionów euro. Sam Weghorst zmienił ostatnio stajnię menedżerską (ma tego samego agenta, co Kroos czy Werner) i deklaruje, że jego marzeniem jest gra w Premier League. Zanim jednak do tego dojdzie, chce stać się najskuteczniejszym napastnikiem w historii „Wilków” (do lidera, Edina Dżeko, brakuje mu ośmiu trafień).
Konkurencja dla Kamińskiego? Na dłużej w Wolfsburgu nie zostanie raczej Dodi Lukebakio. Belg jest tylko wypożyczony z Herthy i w jego umowie nie ma zapisu o ewentualnej kwocie wykupu. Swego czasu wydawało się też, że na dobrej drodze do dużego transferu jest Ridle Baku, dla którego Wolfsburg stawał się trochę za ciasny. Brat znanego z Warty Poznań Makany wskoczył nawet do reprezentacji, ale ostatnio obniżył loty.
8. Kamiński musi być gotowy na grę z trójką z tyłu.
Bo właśnie w takiej strategii gra obecnie Wolfsburg. I do końca nie wiadomo, jaka pozycja jest docelowo przewidziana dla Kamińskiego. Opcje są trzy, może grać jako…
- prawy wahadłowy (ale tam mocną pozycję ma Baku – no, chyba że odejdzie?),
- jedna z dziesiątek w 3-4-2-1 (grają tam Philipp czy Waldschmidt, lecz nie jest to optymalna pozycja dla polskiego skrzydłowego),
- skrzydłowy w 3-4-3, mając dużą swobodę i wsparcie w postaci wahadłowych, bo i tak Wolfsburg gra (do tej roli przewidziany był np. inny klasyczny skrzydłowy, Lukebakio, którego miejsce ma zająć Kamiński).
Polak zaczynał w Lechu jako prawy obrońca, jest wybiegany, więc pewnie dałby sobie radę na wahadle. Optymalną pozycją dla niego byłoby oczywiście lewe skrzydło w taktyce z czterema obrońcami. Na ten moment ciężko przewidywać, jakim ustawieniem będzie grał Wolfsburg w sezonie 22/23, między innymi z powodu, o którym pisaliśmy w 3. punkcie.
RANKING WESZŁO 2021 – SKRZYDŁOWI. WYSOKIE MIEJSCE JAKUBA KAMIŃSKIEGO
9. Wolfsburg nigdy nie spadł z Bundesligi.
Awansował do niej w 1997 roku i od tamtego czasu trzyma się dzielnie. Dwa razy – sezony 16/17 i 17/18 – był na skraju, przyklepując utrzymanie dopiero w barażach. Pierwszy z nich wywołał swoją drogą pewne kontrowersje. Wolfsburg (klub Volkswagena) mierzył się bowiem z Eintrachtem Brunszwik (klubem Seata), podczas gdy Seat należy formalnie do koncernu VW. Po drugiej misji ratunkowej w klubie został zatrudniony uznany na rynku Schmadtke, który wprowadził w Wolfsburgu spokój na trzy sezony. W Niemczech wiedzą jednak doskonale, że nie ma co chełpić się podobnymi faktami. HSV długo budowało swoją legendę na haśle „Unabsteigbar” (tacy, którzy nigdy nie spadną), aż w końcu okopali się w 2. Bundeslidze na kilka sezonów. Największy sukces? Mistrzostwo Niemiec w sezonie 08/09.
10. Największą legendą klubu jest Polak.
A konkretnie Krzysztof Nowak, bohater jednej ze smutniejszych historii w dziejach polskiej piłki. Pomocnik, który budził poważne zainteresowanie samego Bayernu Monachium, zachorował na ALS. Po kilku latach ciężkiej walki z chorobą zmarł. VfL, który nie posiada bogatej historii, uczynił z polskiego zawodnika swój symbol i buduje na nim swoją klubową tożsamość, pielęgnując pamięć o nim.
NUMER 10 NASZYCH SERC. JAK WOLFSBURG ZAPAMIĘTAŁ KRZYSZTOFA NOWAKA [REPORTAŻ]
Cała reakcja Wolfsburga na chorobę Nowaka stanowi przykład dla innych klubów na to, jak zachować się w tak trudnych sytuacjach. Gdy wykryto u Nowaka śmiertelną chorobę… przedłużono z nim kontrakt. A gdy ten wygasł, klub pomagał jego rodzinie finansowo. Do swoich ostatnich dni Nowak był blisko drużyny. Organizowano dla niego benefisy, zapraszano na klubowe imprezy, a mecze – siedząc na wózku – oglądał z perspektywy murawy. Założono też fundację im. Krzysztofa Nowaka, która zbierała środki na leczenie. Funkcjonuje ona do dziś, pomagając innym chorym na ALS.
Dla polskiego zawodnika zastrzeżono numer „10”. Jego nazwisko jest wyczytywane przed każdym z meczów na stadionie Wolfsburga. Ku czci zmarłego wybudowano na stadionie kaplicę, a rocznica śmierci Nowaka jest dla VfL ważnym wydarzeniem, nad jego grobem spotyka się wówczas solidna delegacja pracowników klubu i kibiców.
11. Polacy generalnie mają mocną tradycję w Wolfsburgu.
Kamiński będzie naszym czternastym rodakiem, który przywdzieje koszulkę „Wilków”. Poza Nowakiem, świetnie wspominany jest Andrzej Juskowiak, który był przez moment nawet najlepszym strzelcem w historii VfL. Pięć udanych lat w Wolfsburgu spędził także Waldemar Kryger. Swoje ostatki na niemieckich boiskach spędzał tam Jakub Błaszczykowski, a „wigilię ostatków” Jacek Krzynówek. Negatywny przykład? Mateusz Klich wyjeżdżał do Bundesligi jako spora nadzieja, a – delikatnie mówiąc – furory w Wolfsburgu nie zrobił. Polski talent skasowały mordercze metody Felixa Magatha, nie wystąpił nawet w żadnym oficjalnym meczu.
12. Drogą Klicha nie podąża Bartosz Białek.
Wydawało się, że polski napastnik rzucił się na dość głęboką wodę. Nie wyjeżdżał z Ekstraklasy przecież jako ukształtowany piłkarz, nie rozegrał w niej nawet pełnego sezonu, a już trafiał jako jeden z większych transferów w historii naszej ligi do czołowej niemieckiej drużyny. Nie przepadł, choć w 2021 roku stracił masę czasu. W kwietniu zerwał więzadła. Dopiero teraz wraca do gry (wszedł na końcówkę ostatniego ligowego meczu z Bochum).
Wyjąwszy fatalny uraz, Białek rozwija się harmonijnie. W zeszłym sezonie dostał 252 minuty na poziomie Bundesligi, zdobył dwa gole. Może nie jest to nie wiadomo jak dużo boiskowego czasu, ale nie przepadł. VfL mocno wierzy w polskiego piłkarza.
13. Wolfsburg bardzo stawia na piłkę kobiecą.
Dowodem na to jest choćby fakt, że wybudowano osobny stadion, na którym gra drużyna kobiet i przy okazji rezerwy. Kobiety z VfL sześciokrotnie wygrały ligę, a ostatnie lata to prawdziwa dominacja – sięgały bowiem po tytuł w 2013, 2014, 2017, 2018, 2019 i 2020 roku. Od 2013 roku tylko raz nie wygrały Pucharu Niemiec. Dwukrotnie sięgały też po Ligę Mistrzów. W Wolfsburgu grają dwie czołowe polskie piłkarki – Katarzyna Kiedrzynek i Ewa Pajor.
14. Miasto nie niesie za sobą żadnych pokus.
Najnudniejsze miasto w Niemczech? Niewykluczone, że właśnie Wolfsburg, który kojarzy się tylko z VfL i wielką fabryką Volkswagena, która gwarantuje pracę 50 tysiącom mieszkańców (łącznie jest ich 130 tysięcy). Nie będzie przesadą stwierdzenie, że nie odbywa się tam… kompletnie nic. Ani wielkie imprezy, ani ważne wydarzenia kulturalne, ani jakiekolwiek inne atrakcje, które mogłyby źle wpłynąć na karierę młodego zawodnika. Największą z nich jest efektowne muzeum niemieckiej marki samochodów. Kibiców postrzega się jako pikników, dominują wśród nich stereotypowe rodziny z dziećmi. Nawet baza hotelowa jest bardzo skromna, bo do Wolfsburga po prostu mało kto przyjeżdża.
15. Wolfsburg nie musi przestrzegać zasady 50+1.
Czyni go to jednym z dwóch wyjątków na niemieckiej mapie piłkarskiej. Czym jest zasada 50+1? W największym skrócie – wszystkie kluby z 1. i 2. Bundesligi są zobowiązane do tego, by kibice posiadali w nich większość udziałów. Pewnie dzięki tej regule Bundesliga nie rozwija się tak prężnie, jakby mogła, ale ma ona zachować tradycję klubów i nie dopuścić do zdominowania niemieckiej piłki przez zagraniczny kapitał. Zapewnia to większą stabilizację (kluby nie są uzależnione od kaprysów właściciela), ale i niejako hamuje rozwój (bo nie ma dziś możliwości, by np. Eintracht Frankfurt został kupiony przez arabskiego szejka).
Reguła ta nie obowiązuje jedynie Bayeru Leverkusen (należy do Bayera), Hoffenheim (należy do miliardera Dietmara Hoppa) i właśnie VfL Wolfsburg (klub VW). Pośrednio zasadę tę omija także RB Lipsk, które formalnie należy do kibiców, ale tylko kilku i powiązanych z Red Bullem. Niemiecka federacja dopuściła do tych kilku wyjątków, honorując niejako światowych gigantów w biznesie, którzy chcieli zaangażować się w lokalną piłkę. W przypadku tych trzech podmiotów nie istniało ryzyko kaprysu inwestora, choć np. Hopp musiał się zgodzić na to, że mimo stu procent udziałów w Hoffenheim ma tylko 49% głosów. Przez Niemcy co jakiś czas toczy się dyskusja, czy 50+1 nie jest hamulcem rozwoju tamtejszego futbolu. Ale to nie jest problem Wolfsburga.
CZYTAJ TAKŻE:
- NUMER 10 NASZYCH SERC. JAK WOLFSBURG ZAPAMIĘTAŁ KRZYSZTOFA NOWAKA [REPORTAŻ]
- Kamiński w Wolfsburgu. Ruch, na którym każdy może skorzystać
- Ranking Weszło 2021 – skrzydłowi. Wysokie miejsce Jakuba Kamińskiego
Fot. newspix.pl / własne