Reklama

Napoli zdobyło trzy punkty i tyle. Sampdoria została w szatni

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

09 stycznia 2022, 18:32 • 3 min czytania 2 komentarze

Zwykle spotkania Napoli z Sampdorią kojarzą nam się z występami Polaków. Tym razem jednak zabrakło biało-czerwonych. Piotr Zieliński nie mógł zagrać ze względu na pozytywny wynik testu na koronawirusa. Bartosz Bereszyński wypadł przez uraz. Na domiar złego mecz wolno się rozkręcał. Może nie było tak źle, że zamiast relacji meczu mieliśmy ochotę wkleić przepis na torcik Marcello, ale jak na standardy ligi włoskiej było nudnawo.

Napoli zdobyło trzy punkty i tyle. Sampdoria została w szatni

Napoli – Sampdoria: Goście opili się melisy

Spotkanie od początku przebiegało pod dyktando gospodarzy. Nie oznacza to jednak, że stworzyli sobie mnóstwo sytuacji. Po prostu przeważali. Brakowało przyspieszenia, ruchu w środkowej części boiska i dokładności. Elif Elmas przekonał się, że nie jest łatwo wejść w buty Piotra Zielińskiego. Wciąż brakowało też Fabiana Ruiza, przez co środek pola Napoli nie funkcjonował. Gra była pchana i pozbawiona tempa. Brakowało radości wynikającej z operowania piłką. Gdzie się podziała? Przecież na początku sezonu grali tak ładnie, że ręce składały się do braw.

Ręce opadły po strzale Faouziego Ghoulama, który naruszył przestrzeń powietrzną Neapolu. Na domiar urazu nabawił się Lorenzo Insigne, który jest zdolny do rzeczy wielkich. Zmienił go Matteo Politano, który był bardzo aktywny. To po jego dośrodkowaniu do siatki trafił Juan Jesus, ale znajdował się na spalonym. Później Politano zdecydował się na indywidualną akcję, którą zakończył potężnym uderzeniem. Piłka nieznacznie minęła słupek. Coś się ruszyło w grze gospodarzy.

Odpowiedni pomysł na spotkanie z mocniejszym rywalem to podstawa. Planem A Sampdorii była gra niskim pressingiem, wyczekiwanie na błędy rywali i może Manolo Gabbiadini coś zrobi. Planu B nie było. Dostali kilka sygnałów ostrzegawczych, które po prostu olali. Czas reakcji obrońców Sampdorii można podawać w minutach. To ich zgubiło. Napoli wjechało z łatwością w pole karne. Dries Mertens padł na murawę, ale sędzia pozwolił grać dalej. Piłka zawisła w powietrzu, obrońcy gości stanęli jak wryci, a Andrea Petagna złożył się do strzału i wyprowadził na prowadzenie zespół gospodarzy. Strzał Włocha był ładny, ale żeby tak tylko stać i podziwiać?

https://twitter.com/ELEVENSPORTSPL/status/1480212757815468043

Reklama

Napoli – Sampdoria: Serie A kontra Serie C

Należało się spodziewać reakcji piłkarzy Roberto D’Aversy, mocnego wejścia w drugą część spotkania i pokazania, że potrafią powalczyć. Skończyło się na tym, że przez kilka minut przyglądali się grze gości. Pierwszy kontrakt z piłką piłkarzy gości to wybicie głową Juliana Chabota. Później nie wyglądało to lepiej. Jeśli trener Sampdorii wyda swoją biografię, powinien ją zatytułować „Futbol na nie”. Zrobić z Sampdorii zespół na poziomie ekip z Serie C jest niemałym wyczynem.

A jak radziło sobie Napoli po przerwie? Przeciętnie. Gdyby rywal przyłożył im nóż do gardła może i mieliby więcej motywacji, a tak skupili się na karceniu rywali. Do pewnego stopnia można ich rozumieć. Tryb oszczędny oszczędził im siły na kolejne spotkania, ale futbolowy romantyk miał prawo czuć się zawiedziony „widowiskiem”. Męczyło to spotkanie. Satysfakcja sprowadzała się do stwierdzenia – inni mają gorzej.

Dobra, zakończmy pozytywnym akcentem. Dobrze grał Andrea Petagna. Oddał kilka strzałów, zachęcał kolegów do podejmowania ryzyka i ruszenia na słabych rywali. Brał się też za rozgrywanie piłki. Nie był to może występ, którym zapracował na miano gracza kolejki, ale w tej szarzyźnie zasłużył na tytuł MVP spotkania. Oprócz niego nieźle spisał się Dries Mertens, kilka przebłysków miał Matteo Politano, ale reszta zasłużyła najwyżej na ocenę wyjściową. Trzy punkty zdobyte. Zadanie odhaczone i tyle.

Napoli – Sampdoria 1:0 (1:0)

A. Petagna 43′

Czytaj także:

Fot. FotoPyk

Reklama

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Weszło

Komentarze

2 komentarze

Loading...