Reklama

Jeśli z Austrią, Białorusią i Niemcami zagramy na maksa, to wyszarpiemy im punkty

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

06 stycznia 2022, 15:08 • 10 min czytania 4 komentarze

W Łomży Vive Kielce zadebiutował we wrześniu 2020 roku. Jakie elementy gry od tego czasu poprawił? Nad czym musi jeszcze pracować? Gdzie w grze reprezentacji widzi rezerwy? Czy Piotr Jędraszczyk nadaje się na jego zmiennika? Jaki wynik na Euro 2022 by go satysfakcjonował? Dlaczego nie został pływakiem? Rozmawiamy z najzdolniejszym piłkarzem ręcznym młodego pokolenia w Polsce, czyli z Michałem Olejniczakiem.

Jeśli z Austrią, Białorusią i Niemcami zagramy na maksa, to wyszarpiemy im punkty

KAMIL GAPIŃSKI: Dwa lata temu Polska usłyszała o chłopaku, który zadebiutował na mistrzostwach Europy, mimo że nie miał na swoim koncie w ekstraklasie choćby jednego meczu. Czym według Ciebie różni się tamten Michał Olejniczak od obecnego?

MICHAŁ OLEJNICZAK: Dziś dużo lepiej rozumiem na czym polega piłka ręczna na najwyższym poziomie. Stało się tak dzięki temu, że regularnie mogę trenować ze starszymi, a co za tym idzie bardziej doświadczonymi zawodnikami. Pomaga mi też oczywiście trener. Tałant Dujszebajew wyłapuje każdy błąd na zajęciach. Jeśli uważa, że jest taka potrzeba, przerywa akcję i pokazuje mi, jak mogłem się w danej sytuacji zachować lepiej.

Jeszcze jakiś rok temu reagowałem na to myśląc „wow, ale niesamowicie to wychwycił”. Teraz analizuję to nieco spokojniej, w stylu „w sumie tak, to prawda”. Zmiana tego podejścia też pokazuje, że dojrzewam na boisku.

Gdzie widzisz u siebie największe rezerwy w rozgrywaniu piłki?

Reklama

Ciągle pracuję w Łomży Vive nad podejmowaniem odpowiednich do danej sytuacji decyzji, w określonym tempie. W teorii człowiek niby wie, co ma zagrać, ale parkiet to często weryfikuje. Oczywiście – czasem odnoszę wrażenie, że podałem piłkę tak jak trzeba – z właściwą prędkością, wprost w ręce odbiorcy, mimo tego, że otaczali go rywale. Ale też nie zdarza się to jeszcze tak często, jakbym sobie tego życzył. Na pewno ten element można wypracować na treningu, zresztą jak wszystko.

Zauważam rownież to, że czasem powinienem poprawić swoje ustawienie na boisku. Na kadrze omawialiśmy ostatnio mecz z Holandią. Wraz z selekcjonerem Patrykiem Romblem dostrzegliśmy, że np. w jednej sytuacji moja głowa była zwrócona za bardzo w lewą stronę, a powinienem był wtedy patrzeć przestrzennie. Nie zrobiłem tego, przez co nie widziałem zawodnika biegnącego do mnie z prawej.

Jeśli chodzi o czysto fizyczny aspekt gry – czujesz, że w ostatnim czasie zmężniałeś?

Zdecydowanie tak. Ważę 98 kg, nie jest łatwo mnie przepchnąć.

Nie ukrywam, że na początku pobytu w Kielcach różnie z tym bywało. Zarówno ja, jak i Sebastian Kaczor, mieliśmy w trakcie treningów problemy z kolegami, głównie z obejściem obrotowego czy też z wyjściem spod zasłony lub walką z silnym zawodnikiem jeden na jednego. Co ciekawe, zanim trafiliśmy do Łomży Vive, w SMS-ie Gdańsk nie było z tym kłopotu. No ale to był innym poziom – zaplecze ekstraklasy.

Pamiętajmy jednak, że na mojej pozycji liczy się nie tylko siła, ale przede wszystkim praca nóg. Jest niezbędna, by grać szybko i wygrywać pojedynki 1×1.

Reklama

W jaki sposób ją doskonalisz?

Zazwyczaj są to ćwiczenia ruchowe z użyciem specjalnej koordynacyjnej drabinki, położonej na ziemi. Pozwala ona trenować w bardzo różnorodny sposób.

Ponad rok temu temu opowiadałeś mi, że chciałbyś być wszechstronnym zawodnikiem. Takim, który potrafi grać zarówno na lewym rozegraniu, jak i na środku, ale też w defensywie. Masz poczucie, że w tym czasie zbliżyłeś się do swojego celu?

Tak. W klubie z automatu wracam z ataku do obrony na pozycję numer 2. W każdym z takich spotkań nabieram doświadczenia, co sprawia, że się rozwijam. Ale w defensywie mam jeszcze sporo do poprawy. Brakuje mi czasem umiejętności walki z kołowym i boiskowego cwaniactwa. Zauważyłem je u Dylana Nahi, który „kradnie” piłki rywalom, dzięki czemu pozwala nam zdobywać łatwe bramki. Jest w tym aspekcie niesamowity, chciałbym kiedyś pójść w jego ślady.

Wiem, że w Kielcach macie wielu zdolnych zawodników, ale jestem ciekaw, czy masz jednego najlepszego u boku którego grałeś?

Jednego to nie, ale na pewno Igor Karačić, Alex Dujszebajew czy Arczi Karalek to są szczypiorniści, którzy robią wrażenie. Czasem, gdy obserwuję ich podczas meczów czy treningów, myślę sobie coś w stylu: „ja cię kręcę, ale ci goście są super, chciałbym kiedyś grać, tak jak oni!”.

Niedawno przedłużyłeś swój kontrakt z klubem do 30 czerwca 2027 roku. To była łatwa decyzja, czy też zastanawiałeś się nad tym, by odejść do zespołu, w którym dostaniesz więcej minut na parkiecie?

Taka myśl się nie pojawiła, bo otrzymuję coraz więcej szans, zarówno w Lidze Mistrzów jak i w PGNiG Superlidze. Nie mogę na to narzekać, myślę, że jak na ten etap mojej kariery dostaję optymalnie dużo czasu na boisku, by się wykazać.

Przejdźmy do kadry. Na zeszłorocznym mistrzostwach świata potrafiliście zremisować z mocnymi Niemcami, czy też grać jak równy z równym z bardzo groźną Hiszpanią. To oznacza, że dystans Polski do europejskich potęg się zmniejsza, czy też niekoniecznie?

Na pewno jako reprezentacja nie stoimy w miejscu, rozwijamy się. Pomaga to, że właściwie wszyscy zawodnicy grają sporo w swoich klubach. Jak i to, że niektórzy z nas trenują ze sobą na co dzień – na przykład ja mogę zgrywać się w Łomży Vive z Arkiem Morytą czy też Szymonem Sićką.

Mam natomiast wrażenie, że brakuje nam jeszcze takiej ważnej umiejętności wygrywania meczów z drużynami będącymi na podobnym poziomie. Potrafimy zremisować z Niemcami, ale gdy przyszły tak istotne spotkania, jak te eliminacyjne do Euro 2022 z Holendrami, to jednak dwa razy im nieznacznie ulegliśmy (26:27, 30:32 – przyp. red.).

Nie odkryję tu Ameryki gdy powiem, że aby to zmieniać, musimy po prostu popełniać mniej błędów w trakcie spotkań – podczas starć toczonych w okolicy remisu każda pomyłka drogo kosztuje. Myślę, że jesteśmy na właściwiej drodze, by to zrobić – taktykę trenera Rombla rozumiemy już bardzo dobrze, mówię tu szczególnie o tych zawodnikach, którzy na co dzień grają w Płocku i w Kielcach. System naszego selekcjonera jest bowiem bardzo zbliżony do tego, co proponują trenerzy Dujszebajew i Xavi Sabate, dlatego łatwiej nam się wdrożyć w taktyczne ramy. Pozostali koledzy też opanowali go w odpowiednim stopniu, dlatego liczę, że nadal będziemy szli do przodu.

Niedawno w kadrze zadebiutował Piotrek Jędraszczyk. Chłopak mierzy tylko 177 cm, brakuje mu międzynarodowego ogrania – występuję w Piotrkowianinie – ale wydaje  się, że ma potencjał i docelowo możecie się na środku rozegrania fajnie uzupełniać.

Faktycznie, w meczu przeciwko Tunezji zaprezentował się bardzo obiecująco. To zawodnik, który dobrze gra jeden na jeden, a jego decyzje o zagraniu piłki do koła są zazwyczaj trafne.

Cieszy mnie to, że kolejny piłkarz ręczny z mojego rocznika (2001 – przyp. red.) wchodzi na boisko w kadrze i się nie boi.  Charakterystyka gry Piotrka jest inna od mojej, dla drużyny może to być dobre. No i fajnie, że dzisiejsza piłka ręczna nie odrzuca szczypiornistów o nieco o słabszych warunkach fizycznych, dowodami na to są chociażby znakomici rozgrywający ze Słowenii i Holandii, czyli Miha Zarabec i Luc Steins.

Niedawno w naszej kadrze pojawił się lewy rozgrywający Ariel Pietrasik. Jego tata był bramkarzem Anilany Łódź, który potem grał za granicą. Chłopak wychował się w Luksemburgu, obecnie gra w szwajcarskim Otmar Sankt Gallen, w Polsce w sumie mało kto o nim pamiętał, Patryk Rombel wyjął go trochę jak królika z kapelusza. Co możesz o nim powiedzieć po wspólnych treningach i meczach?

Na każdych kolejnych zajęciach prezentuje się coraz lepiej. Staramy się mu pomóc w zrozumieniu taktyki, dzięki temu szybciej odnajdzie się w drużynie podczas meczów. Jego największym atutem jest rzut z drugiej linii, to chłopak o znakomitych warunkach fizycznych, które potrafi wykorzystać.

Skoro jesteśmy przy lewych rozgrywających – kibice reprezentacji trzymają kciuki za powrót na ME kontuzjowanego ostatnio Szymona Sićki.

Ja też, bo to zawodnik, który daje bardzo dużo naszej drużynie. Przez miesiące wspólnych treningów w Kielcach złapaliśmy odpowiedni rytm – Szymon „czuje” tempo mojej gry. Wie, kiedy nabiegać, umie przewidzieć kiedy mu podam. To przekłada się też oczywiście na płynniejsze rozgrywanie akcji.

Jaki wynik na Euro 2022 by was satysfakcjonował?

Dla każdego z nas podstawowym celem jest wyjście z grupy. Niewątpliwie kluczowy będzie mecz numer 1, z Austrią. To groźna drużyna, mająca w swoim składzie znakomitego Nikolę Bilyka z THW Kiel, a więc jednego z najlepszych klubów świata. Analizowaliśmy ją, podobnie jak pozostałe zespoły, czyli Białoruś i Niemców.

Ci pierwsi to wiadomo – przede wszystkim wspomniany przeze mnie wcześniej Karalek, a także mój drugi kolega z klubu, Władysław Kulesz, i świetny skrzydłowy Mikita Vailupau. Ci drudzy – klasa sama w sobie, wiele znanych nazwisk, występujących na co dzień w Bundeslidze, najmocniejszej ekstraklasie świata.

Ale zdajemy sobie sprawę, że grając na maksa swoich możliwości, jesteśmy w stanie wyszarpać w meczach z każdą z tych drużyn po dwa punkty. Przypominam też, że do drugiej rundy awansują dwie najlepsze drużyny z czterech.

Czy środkowi rozgrywający podobnie jak bramkarze rozpisują sobie w zeszycikach poszczególnych rywali, żeby potem odświeżyć te dane przed meczem?

Tak. Od momentu, gdy zostałem zawodnikiem SMS-u Gdańsk, założyłem sobie taki dzienniczek. Zapisuję w nim wszystkie istotne dla mnie informacje, w kadrze jest podobnie. Każdy zawodnik ma obowiązek przyjścia na sesję wideo z notatnikiem, w którym będzie zapisywał wnioski trenerów. Dodatkowo w sali, w której oglądamy rywali, znajduje się coś na kształt plakatów, na których nasi przeciwnicy są „rozpisani” przez trenerów. Jest tam sporo statystyki oraz taktyki.

Czemu dziś rozmawiam z piłkarzem ręcznym a nie z pływakiem? W wodzie miałeś potencjał – byłeś nawet mistrzem Gorzowa.

Tak, ale to było za dzieciaka. Od momentu, kiedy zacząłem trenować piłkę ręczną i dostałem powołanie do kadry województwa, to zapomniałem o pływaniu. Na tyle, że już w sumie nie pamiętam, czy te mistrzostwa wygrałem kraulem, czy delfinem, to strasznie odległe dla mnie czasy. (śmiech).

Handball sprawiał mi dużo większą frajdę niż woda, w sumie sprawia do teraz. Nie traktuję go jako pracę tylko jako pasję, wtedy przynosi mi najwięcej szczęścia.

Z Gorzowa przeniosłeś się nad morze.

SMS Gdańsk zawsze będzie bliski mojemu sercu. Kiedy przyjeżdżam do Trójmiasta z Vive, to za każdym razem czuję pozytywną energię. Trzy lata tam to było coś niesamowitego – widzieliśmy się codziennie jedną paczką, mocno zżyłem się z tymi chłopakami. No i nauczyłem samodzielności – mieszkałem bez rodziców, prawdziwa szkoła życia.

Ale przede wszystkim tam po raz pierwszy mogłem „obijać” się w spotkaniach z seniorami. Każdy mecz traktowaliśmy wtedy jak nasz ostatni w życiu, chodziliśmy na wojny ze starszymi i silniejszymi facetami. Bywało ciężko, ale ukształtowało to nasze charaktery.

Wówczas grałeś jeszcze na lewym rozegraniu.

Tak, ale już wtedy trener Dariusz Tomaszewski mówił mi, że chyba będę środkowym. Byłem w pierwszej lub drugiej klasie liceum. Jego słowa się sprawdziły, chociaż wtedy ciężko było mi je przyjąć. Pewnie dlatego, że od początku przygody z piłką ręczną grałem na połówce. Gdy w końcu doszło do zmiany pozycji, sytuacja wydawała mi się dziwna, nagła, nie byłem do niej dobrze nastawiony. Teraz wiem, że to była dobra decyzja – na świecie są zawodnicy z dużo lepszym rzutem z lewego rozegrania. Cieszę się, że zamiast występować na boku, mogę kreować grę.

Jaki był przełomowy moment twojej kariery?

Pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski, którą prowadził wówczas Piotr Przybecki. Byłem wtedy licealistą, więc czułem niesamowitą ekscytację.

Gdy dotarła informacja o powołaniu, nie myślałeś, że ktoś cię wkręca?

Nie, ponieważ powiedział mi o tym kierownik SMS-u Gdańsk, poważny facet, a nie któryś z kolegów.

Na początku zgrupowania trzęsły Ci się ręce?

Serce biło trochę szybciej – w końcu zbijałem piątki z zawodnikami, których znałem wcześniej tylko z telewizji.

Trenowanie łączysz ze studiowaniem fizjoterapii. Skąd wybór takiego kierunku?

Widzę jak pracują fizjoterapeuci w klubie i na kadrze, i niezwykle mnie to ciekawi. Studiuję dziennie w Kielcach, ale mam indywidualną organizację zajęć. Jestem na drugim roku. Zaliczyłem już nawet przedmiot, który nazywa się „masaż klasyczny”. Nie wykluczam, że za ileś tam lat, po zakończeniu kariery, zajmę się tym zawodem profesjonalnie.

Doszedłeś już do siebie po śmierci taty? Zmarł niemalże dwa lata temu.

Jego odejście było dla nas trzęsieniem ziemi. Byłem wtedy w III klasie, to stało się w marcu, a kilka miesięcy później pisałem maturę.

Pierwszy rok po jego śmierci był ciężki: i dla rodziny, i dla mnie. Często myślałem o ojcu, a kiedy przyjeżdżałem do Gorzowa, mama zawsze mi powtarzała, że będzie ze mną obecny w hali.

Cieszę się, że za swojego życia miał okazję zobaczyć mnie z trybun chociażby w ważnym meczu w Wągrowcu, kiedy to jako dzieciaki z SMS-u walczyliśmy z ówczesnym liderem ligi.

ROZMAWIAŁ KAMIL GAPIŃSKI

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...