No nie mają szczęścia piłkarze Górnika Łęczna do meczów z Zagłębiem Lubin. Gdy w lipcu udali się na Dolny Śląsk, rywale – co zdarza się bardzo rzadko – strzelili trzy gole z dystansu i to nie tak, że Gostomski coś zawalił – zarówno trafienia Szysza, jak i gol Żivca, to były bramki-kandydatki do miana najpiękniejszej w kolejce. Dziś w podobny sposób beniaminka urządził Jakub Żubrowski. Tak jak pomocnik Miedziowych nie trafił w lidze od pierwszych dni sierpnia 2019 roku, gdy jeszcze grał w Koronie Kielce, tak dziś uderzył z rzutu wolnego tak, że lepiej się nie dało.
Bazując na obliczeniach portalu ekstrastats.pl, wychodzi na to, że Żubrowski na gola w Ekstraklasie czekał aż 4473 minuty i biorąc pod uwagę wszystkich pomocników oraz napastników, dłużej bez trafienia po boiskach biegali tylko Andre Martins i Michał Kopczyński. No pech, że akurat teraz uderzył tak, że Maciej Gostomski nie miał nic do powiedzenia. Warto rzucić okiem.
.@_Ekstraklasa_ PIĘKNYMI GOLAMI STOI🔥
Perfekcyjnie przymierzył Jakub Żubrowski😍
📺#GKŁZAG trwa w CANAL+ SPORT pic.twitter.com/qcukrX6qgP
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) December 19, 2021
Ale, ale, ale…
Prawda jest też taka, że Górnik Łęczna stał się dużo poważniejszą drużyną niż w lipcu i taki cios go nie znokautował. Wręcz przeciwnie – wspólnym wysiłkiem łęcznianom udało się uniknąć kolejnych dzwonów, a w końcówce sami wyprowadzili dwa gongi, po których Miedziowi wylądowali na deskach.
Władze Zagłębia Lubin po porażce z Legią postanowiły wstrząsnąć zespołem. Pogoniono Dariusza Żurawia, a zespół – zapewne na jeden mecz – powierzono Pawłowi Karmelicie. I być może teraz mówilibyśmy, że – w przeciwieństwie do Termaliki – ten desperacki zabieg wypalił, gdyby nie:
a) Maciej Gostomski,
b) system VAR.
Bo do wspomnianego trafienia Żubrowskiego Zagłębie ze trzy razy mogło dorzucić drugiego gola, ale na przeszkodzie stawały właśnie wyżej wymienione sprawy. Bramkarz Górnika obronił strzały Chodyny (końcówka pierwszej połowy) i Szysza (początek drugiej), a na wozie VAR w 72. minucie wyrysowano linię i wyszło na to, że przed trafieniem Podlińskiego na minimalnym spalonym był Bartolewski i bramka została anulowana przez głównego.
Czytaj także:
- Nikitović: Lepiej przegrywać 1:4 w Ekstraklasie, niż wygrywać 4:1 w I lidze
- Żuraw: Porywam się z motyką na słońce
- Kowal: Miejsce Zagłębia Lubin jest w pierwszej lidze
Kamilowi Kieresiowi trzeba w tym miejscu oddać to, że trafił z wpuszczeniem na boisko drugiego napastnika. Przemysław Banaszak kilka szans ostatnio zmarnował, ale po przerwie wniósł sporo ożywienia, a także strzelił bramkę z rzutu karnego. Dodajmy, że podyktowanego za kuriozalne zagranie ręką Lepczyńskiego, no ale co się dziwić – chłopak stawia w lidze pierwsze kroki i w końcu dostosował się do Panticiów, Simiciów i innych Solerów. Przy stanie 1-1 Górnik poczuł, że może to Zagłębie po prostu puknąć, no i Bartosz Śpiączka wykorzystał jedną z dwóch świetnych okazji, które miał.
Tym samym Górnik Łęczna wygrał trzeci mecz z rzędu (generalnie przez całą rundę wygrał cztery), opuścił strefę spadkową, a do Zagłębia zbliżył się tylko na dwa oczka. Jeśli ktoś żałuje, że granie w tym roku właśnie się kończy, to przede wszystkim Lubelszczyzna.