Jakże różne emocje przyniosły nam ostatnie dni w siatkarskiej Lidze Mistrzów. Wczoraj byliśmy świadkami dwóch pewnych zwycięstw mistrza oraz wicemistrza Polski. Zwycięstw, które w niczym nas nie zaskoczyły, bo jednak polskie zespoły akurat fazę grupową w europejskich rozgrywkach powinny przechodzić w miarę swobodnie. Pod to zdanie podpisać nie może się jednak Projekt Warszawa. Zespół Andrea Anastasiego zawiódł, na własnym parkiecie ulegając byłemu pracodawcy Bartka Kurka.
Co mogliśmy powiedzieć o Ziraat Bankasi Ankara? Tureckie kluby do najsłabszych nie należą, a ten w ubiegłym sezonie wywalczył mistrzostwo. Inna sprawa, że w obecnych rozgrywkach radzi sobie nieco gorzej – po porażkach z Galatasaray Stambuł oraz Halkbankiem Ankara zajmuje trzecie miejsce ligowej tabeli. Jeśli natomiast chodzi o Ligę Mistrzów – w pierwszym meczu zrobił swoje. Kiedy Projekt przegrał z Dynamem w Moskwie po tie-breaku, Turcy pokonali w trzech setach – skazywany na pożarcie – Maaseik.
Ziraat to również zespół, który w przeszłości miał do czynienia z polskimi siatkarzami. Żaden nie zapisał się jednak w jego historii złotymi głoskami. Bartosz Kurek przez dłuższy czas leczył kontuzję, a potem zerwał kontrakt z tureckim klubem, przenosząc się do Szczecina. Dawid Konarski spędził w nim natomiast tylko rok. Co też warte zaznaczenia – drużyna z Ankary wróciła do Ligi Mistrzów po paruletniej przerwie. No i, jak wspominaliśmy, na przywitanie pokonała outsidera. Ale właśnie – tylko outsidera, ekipę z Belgii.
Zatem mimo tego, że Ziraat mógł pochwalić się posiadaniem kilku klasowych siatkarzy, Projekt nie mógł się dzisiejszego starcia bać. Był faworytem. Wygranie spotkania, biorąc pod uwagę sytuację w grupie, należało nawet uznać za obowiązek. Szczególnie że te miało miejsce w Warszawie.
Problemy, problemy Projektu
Sytuacja w pierwszym secie szybko zaczęła jednak wyglądać nieprzyjemnie. Goście byli bliscy objęcia czteropunktowego prowadzenia, ale zespół z Warszawy uratował… challenge. A ostatecznie nawet dwa, bo sprawdzono najpierw dotknięcie siatki, a potem kontakt piłki z palcami blokujących. Obie analizy poszły ostatecznie po myśli Projektu. Dlatego zamiast wyniku 8:12, mieliśmy 9:11. A niedługo potem siatkarzom Andrea Anastasiego udało się nawet doprowadzić do remisu.
Wszyscy, którzy liczyli na równą końcówkę, byli jednak rozczarowani. Bo przyjezdni w drugiej połowie partii grali po prostu lepiej. Nie tylko bili mocno i skutecznie ze skrzydeł, ale świetnie funkcjonował ich blok, który zapewnił im piłkę setową (24:20). Po chwili asa serwisowego zaliczył co prawda Michał Superlak, ale już następną zagrywkę zepsuł. Po jego pomyłce Turcy objęli zatem prowadzenie w setach.
Druga partia z miejsca pokazała, że warszawianie nie zamierzają dzisiejszego meczu oddać bez walki. Szybko zdobyli dwa punkty blokiem, złapali wiatr w żagle w ataku. Niedługo potem przydarzył im się jednak moment dekoncentracji – który rywale wykorzystali, doprowadzając do remisu 14:14. Ankara jednak też po chwili obniżyła loty, notując parę pomyłek w ataku. Generalnie – w dzisiejszym meczu było sporo serii, momentów, w których jeden zespół przejmował inicjatywę. W drugim secie Projekt z tej zaciętej walki jeszcze wyszedł zwycięsko. Ale jak się okazało – to była jedyna partia, która trafiła w ręce ekipy Anastasiego.
Kolejną bardzo łatwo wygrała bowiem Ankara. Co było pewnego rodzaju zaskoczeniem, bo warszawianie początkowo trzymali wynik. Końcówka seta w całości należała jednak do gości. Znowu atakowali tak skutecznie jak w pierwszej partii, a Projekt się po prostu posypał. Nie wychodziło mu nic. Trener Anastasi musiał zatem liczyć, że po krótkiej przerwie jego podopiecznym uda się doprowadzić do tie-breaka.
To kto był faworytem?
W czwartym, i jak się okazało, ostatnim secie za zbijanie piłek w ekipie Projektu odpowiadał już tylko Dusan Petkovic, a nie Michał Superlak, który dostał sporo okazji do gry w poprzednich fragmentach spotkania. To jednak nie sprawiło, że atak Projektu zaczął funkcjonować lepiej. Wyglądało to… tak sobie. Czasem trudną piłkę kończył wspomniany dżentelmen czy Bartosz Kwolek, a innym razem blok Turków potrafił siatkarzy z Warszawy zaskoczyć. Ziraat miał też prawdziwego lidera – przyjmujący Martin Atanasow błyszczał dzisiaj formą. A nie mówimy przecież o gwieździe pokroju Kurka, tylko reprezentantowi Bułgarii.
W końcówce partii to jednak inny gracz tego zespołu błysnął. Oreol Camejo najpierw skończył trudny atak sytuacyjny, a potem zablokował Petkovica. Po jego dwóch akcjach przyjezdni prowadzili 24:20. Przewaga była zatem bezpieczna i niestety – Projekt nie zdołał jej zniwelować. Widocznie zdenerwowany Andrzej Wrona namówił jeszcze po ostatniej piłce trenera Anastasiego na challenge, ale na niewiele się to zdało.
Projekt Warszawa przegrał u siebie z drużyną, z którą musiał wygrać. I to przegrał po prostu zasłużenie. A teraz jego sytuacja w grupie B nie wygląda za wesoło. Jeden punkt po dwóch spotkaniach? Oj, nie tego się spodziewaliśmy, nie tego się spodziewała 3. ekipa poprzedniego sezonu PlusLigi. Choć oczywiście – jeśli uda jej się pokonać dzisiejszych rywali w meczu rewanżowym, awans do fazy pucharowej powinien być możliwy.
Fot. Newspix.pl