Nie była to może dominacja od pierwszej do ostatniej minuty spotkania, ale Real Madryt w pełni zasłużenie zwyciężył dziś nad Interem Mediolan. Pomocną dłoń do “Królewskich” w przypływie frustracji i głupoty wyciągnął Nicolo Barella, to fakt, lecz i bez tego nieoczekiwanego wsparcia ekipa z Madrytu zapewne by sobie dzisiaj z mediolańczykami poradziła.
Real Madryt – Inter Mediolan. Piękny gol Kroosa
Już przed pierwszym gwizdkiem sędziego obie ekipy były pewne awansu do fazy pucharowej Champions League, więc stawką spotkania była kolejność w tabeli. Ale po zawodników Interu można było dostrzec wielką ochotę, by sprawić “Królewskim” psikusa na Estadio Santiago Bernabeu, więc o żadnym odpuszczaniu czy spacerowym tempie nie było mowy. Nerazzurri starali się narzucać swoje warunku gry, naprawdę porządnie się napracowali w środkowej strefie boiska. Real natomiast – przynajmniej w pierwszej połowie – koncentrował się głównie na kontratakach. Podopieczni Carlo Ancelottiego z premedytacją oddali przyjezdnym inicjatywę, lecz gdy tylko mieli ku temu szansę, próbowali jak najszybciej przedostać się pod ich pole karne.
Naturalnie królował w tym elemencie Vinicius Junior, świetnie w ostatnich tygodniach dysponowany. Niewiele brakowało, a Brazylijczyk wyprowadziły Real na prowadzenie już na samym początku meczu. Ale i Inter miał parę groźnych sytuacji pod bramką Thibaut Courtois.
Naprawdę świetnie się to widowisko obserwowało.
A już tym bardziej, gdy Toni Kroos uświetnił je kapitalnym trafieniem z dalszej odległości. Nie było to typowy strzał w jego stylu – gwóźdź wbity w narożnik bramki tuż nad murawą. Ale i tak trzeba zganić pomocników Interu (oraz leniwego Edina Dżeko), że pozostawili Niemcowi tak wiele miejsce przed szesnastką. To był problem włoskiej ekipy – po okresach zdecydowanej dominacji nad Realem przydarzały się jej dość duże przestoje, jeśli chodzi o intensywność pressingu. “Królewscy” świetnie się w tym orientowali i doskonale wyczuwali te momenty, w których można gościom napsuć krwi pod ich bramką.
Real Madryt – Inter Mediolan. Jeszcze piękniejszy gol Asensio
W drugiej odsłonie meczu zdecydowanie wyraźniej zarysowała się przewaga madrytczyków. Właściwie od początku pachniało kolejnym golem dla gospodarzy, mimo że Inter też od czasu do czasu bywał niebezpieczny. Skrzydła swojej drużynie podciął jednak Nicolo Barella. 24-letni pomocnik w 64. minucie gry walczył w pojedynku biegowym o futbolówkę z Ederem Militao i przegrał starcie bark w bark z brazylijskim defensorem, po czym kompletnie stracił panowanie nad emocjami. Uderzył swojego rywala, wyładowując na nim frustrację. Wywiązała się drobna przepychanka, po której pan Felix Brych wyrzucił Barellę z boiska.
No i co tu dużo mówić, w pełni zasłużenie. Podgrzał się Włoch kompletnie. Głupota.
Od tego momentu Inter nie zgasł może zupełnie, ale z każdą minutą tracił animusz do odrabiania strat. A już całkowicie pogrążył gości Marco Asensio, który popisał się kapitalnym trafieniem tuż po wejściu na murawę z ławki rezerwowych. Chwilę potem Real mógł zresztą zdobyć trzeciego gola po gapiostwie Ivana Perisicia, lecz Mariano Diazowi zabrakło refleksu w polu bramkowym przeciwnika. Co, swoją drogą, jest dość kompromitujące na jego pozycji.
Tak czy owak, Los Blancos bez trudności dowieźli prowadzenie i przypieczętowali zwycięstwo w swojej grupie. Na koniec emocje opadły do tego stopnia, że sędzia Brych praktycznie nic nie doliczył do podstawowego czasu gry pomimo zamętu z czerwoną kartką. Realowi i Carlo Ancelottiemu będzie się przez lata wypominać wpadkę z Sheriffem Tyraspol, ale poza tym “Królewscy” wygrali wszystkie grupowe spotkania i summa summarum pokazali moc. A Inter? Cóż, po niepowodzeniach z ostatnich lat Nerazzurri pewnie po prostu się cieszą, że nie zabraknie ich w play-offach.
REAL MADRYT – INTER MEDIOLAN 2:0 (1:0)
(T. Kroos 17′, M. Asensio 79′)
CZYTAJ TAKŻE:
fot. NewsPix.pl