Atletico Madryt w poprzednim sezonie wywalczyło upragnione mistrzostwo Hiszpanii. Zostawili za plecami swoich największych rywali, za co należy im się szacunek. Tytuł odzyskany po siedmiu latach musiał smakować wyjątkowo i wydawało się, że projekt wielkiego Atletico będzie się rozwijał. Tytuł za wygranie ligi hiszpańskiej został odhaczony, więc teraz wypadałoby zawalczyć o europejskie trofeum. Pewnie chodziło im o wygranie Ligi Mistrzów, ale utrudnili sobie zadanie o tyle, że obecnie byłoby łatwiej zająć trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów i skupić się na Lidze Europy, ale chyba nie o to chodziło przed startem sezonu.
Mocarne plany rozmijają się z szarą rzeczywistością. Atletico Madryt mocno rozczarowuje na arenie międzynarodowej, ale zdecydowanie lepiej radzi sobie na krajowym podwórku. Pozornie, bo punkty to nie wszystko, a gra drużyny Diego Simeone nie przekonuje. Co w takim razie zawodzi? Kto jest winnym obecnej sytuacji? Na co tak naprawdę stać Atletico? Chwilowy kryzys, czy zapowiedź końca ery argentyńskiego trenera?
Tuszowanie faktów
Skupmy się na lidze. Każdy, kto regularnie ogląda mecze Atletico w tym sezonie, może powiedzieć, że zespół Diego Simeone w większości meczów gra po prostu przeciętnie. Jeśli ktoś tylko przegląda strony z wynikami, mógł dojść do wniosku, że nadal w tym zespole jest siła, która pozwala tłamsić rywali, natomiast z perspektywy widza wygląda, to zupełnie inaczej. Przelećmy szybko po pierwszych spotkaniach w tym sezonie. Z Celtą Vigo męczarnie, podobnie jak w spotkaniu ze słabym Elche. Remis z Villarrealem pomógł uratować Aissa Mandi, który w 95. minucie strzelił bramkę samobójczą. W meczu z Espanyolem Thomas Lemar zdobył gola na wagę zwycięstwa w 99. minucie, a Luis Suarez w 91. w starciu z Getafe.
Jak już jesteśmy przy urugwajskim napastniku, to trzeba podkreślić, że gra spoczywała głównie na jego barkach, ale w meczu z Deportivo Alaves już nawet potężne bary Suareza nie pomogły. Atletico się skompromitowało, bo jak inaczej wytłumaczyć porażkę, z drużyną, która przegrała pierwszych sześć spotkań i pierwsze punkty zdobyła w meczu z mistrzami Hiszpanii?
Test białej rękawiczki
Primera Division nie do końca była stanie obnażyć problemy Atletico, ale Liga Mistrzów to już zupełnie inna bajka. Rojiblancos trafili do grupy z Liverpoolem, Milanem i FC Porto. Dość mocna grupa, ale mistrz Hiszpanii nie powinien mieć większych problemów z awansem do kolejnej rundy. Tymczasem zaczęły się schody. Na dzień dobry bezbramkowy remis z FC Porto. Potem wygrana z Milanem wpisująca się w obraz przepychania meczów w końcówkach. Ostatnie ostrzeżenie? Nie podziałało. Nadeszła seria trzech porażek. Pierwsza 2:3 z Liverpoolem nie była szczególnie dotkliwa. Dużo prostych błędów indywidualnych w tym czerwona kartka Antoine’a Griezmanna, który notabene do tego momentu grał bardzo dobrze.
Rewanż Anfield Road odarł Atletico ze złudzeń. Nie byli w stanie postawić się Liverpoolowi. Mecz dwóch prędkości. Momentami można było odnieść wrażenie, że to pojedynek zespołów z dwóch różnych epok. Każda akcja Liverpoolu generowała zagrożenie i za każdym razem zawodnicy Cholo Simeone byli spóźnieni. Zwłaszcza Felipe, który wyłapał idiotyczną czerwoną kartkę, czym pokazał, że należy odpuścić temat przedłużania z nim kontraktu, bo najzwyczajniej w świecie nie nadąża. Ostatnio Atletico przegrało w końcówce z Milanem po golu Juniora Messiasa i tym samym skazali się na mecz o życie z FC Porto.
Sytuacja w grupie B prezentuje się następująco:
- Liverpool 15,
- FC Porto 5,
- AC Milan 4,
- Atletico Madryt 4.
Nie jest kolorowo, ale awans do 1/8 finału wciąż jest możliwy. Atletico musi wygrać z FC Porto i liczyć na korzystny wynik starcia Liverpoolu z Milanem. Kibiców Rojiblancos musi boleć taki stan rzeczy. Po internecie krążą filmiki, na których widać Koke studzącego zapędy ofensywne kolegów w meczu z Milanem. Pragmatyczne podejście doprowadziło do tragedii, bo tak trzeba podchodzić do porażki, która skomplikowała sytuację. Dziś nie są nawet pewni występów w Lidze Europy na wiosnę.
Co było, to było
Wróćmy do tematu ligi hiszpańskiej. Jeśliby pominąć walory estetyczne, to Atletico punktuje nie najgorzej. Daleko im do wyczynów z poprzedniego sezonu, ale jak przyznał Cholo Simeone – Pierwsza runda poprzedniego sezonu była wyjątkowa. Teraz jesteśmy mniej regularni. Nie możemy zawsze porównywać sezonu do sezonu. Co było, to było.
Liczba punktów po trzynastu spotkaniach w ostatnich sezonach:
- 21/22 26,
- 20/21 30,
- 19/20 24,
- 18/19 24,
- 17/18 27.
Dwadzieścia sześć oczek w trzynastu spotkaniach daje średnią na poziomie dwóch punktów na mecz. Przemnóżmy to przez 38 spotkań w sezonie. Daje to wynik 76 punktów. Z takim dorobkiem zakończyliby poprzedni za Realem Madryt, Barceloną i Sevillą. Może dlatego Simeone prosi, by nie porównywać tego sezonu z poprzednim?
Tracą więcej bramek niż w ostatnich latach
Przez lata Atletico słynęło z żelaznej defensywy. W ataku mogli zawodzić, ale obrona zazwyczaj stanowiła monolit. Ostatnimi czasy mocno się to zmieniło. Co ciekawe w poprzednim sezonie rywale oddawali średnio około 9,5 strzału na mecz, a w tym sezonie około 7,5. Mimo to piłkarze Diego Simeone tracą zdecydowanie więcej bramek niż w poprzednich rozgrywkach.
Liczba straconych bramek Atletico po trzynastu spotkaniach:
- 21/22 13,
- 20/21 5,
- 19/20 8,
- 18/19 9,
- 17/18 6.
Nie jest to dziełem przypadku. Jeśli piłkarze Atletico się mylą, zazwyczaj tracą bramkę. Może niepokoić zwłaszcza ustawienie przy dośrodkowaniach. Praktycznie każda wrzutka rywali generuje zagrożenie pod bramką Jana Oblaka, co jeszcze w czasach Diego Godina było nie do pomyślenia. Dziś brakuje w Atletico takiego gracza. Na moment w jego buty wszedł Felipe, ale nie trwało to długo
Jak Atletico traciło bramki w lidze?
- strzał z dystansu Manu Triguerosa,
- rzuty karne — dwa Iago Aspasa i jeden Enisa Bardhiego,
- rzut wolny Alexandra Isaka,
- strzały głową po stałych fragmentach — Victor Laguardia, Raul De Tomas i Hugo Duro,
- po stratach — Arnaut Danjuma wykorzystał błąd w komunikacji Stefana Savica i Jose Marii Gimeneza, gol Alexandra Sorlotha po stracie Joao Felixa, gol Hugo Duro po stracie Geoffreya Kondogbi),
- bramki samobójcze — Jana Oblaka i Stefana Savica.
Indywidualne błędy zawodników z pola to jedno, ale sama postawa Jana Oblaka również pozostawia wiele do życzenia. Wcześniej słoweński bramkarz kojarzył się z solidnością. Co by się nie działo, zawsze stał na posterunku i robił to, co do niego należało. Był głową rodziny. Gdy reszcie walił się świat, wchodził tatuś Oblak i ratował sytuację. W tym sezonie zatracił tę cechę. Kiedy Atletico traci bramkę, coraz częściej można odnieść wrażenie, że Słoweniec mógł ze swojej interwencji wycisnąć więcej. Czy to się szybciej ruszyć, może bardziej się wyciągnąć lub po prostu skrócić kąt.
Sprzeczność koncepcji
Kiedy nakazujesz rzeźbiarzowi gięcie prętów pod zbrojenia, nie licz na to, że będzie w tym tak samo dobry. Obie prace wymagają zdolności manualnych, ale zupełnie innych. Zrozumienie tej zależności stanowi problem dla Atletico. Od samego początku Diego Simeone miał problem z wkomponowaniem do drużyny Joao Felixa. To stało się właściwie chorobą przewlekłą tego zespołu, która od czasu do czasu przechodziła w stan uśpienia. Latem pokuszono się o transfer kolejnego piłkarza, który nie do końca pasuje do Atletico.
Mowa o Matheusie Cunhi. Wydano na niego około 30 milionów euro, ale ciężko powiedzieć, jaki był na niego pomysł. Zapłacić za zawodnika tyle pieniędzy, by na tym etapie sezonu miał ledwo 180 minut na koncie? Słaby interes. Myślę, że Cholo na przykład zamiast Cunhi wolałby środkowego obrońcę, tym bardziej że Mario Hermoso popełnia błędy, Felipe jest po drugiej stronie rzeki, Jose Maria Gimenez co jakiś czas zmaga się z drobnymi urazami, a Stefan Savic nie gra tak pewnie jak przed rokiem.
Zresztą, jaki jest teraz pomysł Atletico? Chyba nawet trener tego nie wie. Zastanówmy się, z czego w przeszłości słynęło Atletico. Twardej, nieustępliwej gry. Dobrych stałych fragmentów. Niewielu traconych bramek. A teraz mamy zespół wielu kłócących się ze sobą koncepcji. Pseudoelastyczność taktyczna sprawia, że piłkarze ofensywni nie wiedzą, co mają grać, a defensorzy gubią się w prostych sytuacjach. Brakuje równowagi, którą kiedyś dawali Tiago i Gabi, a dziś nie są w stanie dać Kondogbia, czy słabiej spisujący się w tym sezonie Koke.
Boczni obrońcy lepiej atakują niż bronią, co jeszcze kilka lat temu w tej drużynie było nie do pomyślenia. Też ciężko stwierdzić, gdzie Cholo widzi na przykład Marcosa Llorente. Ten gra na boku obrony, w środku pola i z przodu. Sam piłkarza ma prawo się w tym pogubić, a później zdziwienie, że wszystko sypie się, jak domek z kart. Brakuje automatyzmów, a Atletico nie potrafi wykorzystać ofensywnego potencjału, który niewątpliwie posiada. Luis Suarez, Angel Correa, Joao Felix, Antoine Griezmann nie są piłkarzami z pierwszej łapanki.
Atletico sprowadzając nowych, bardziej ofensywnych graczy prawdopodobnie chce ocieplić swój wizerunek i zerwać z łatką drużyny kopiącej na rzecz drużyny grającej. Efekt tego jest mimo wszystko gorszy niż oczekiwano. Z nowych piłkarzy najlepiej wygląda Rodrigo de Paul, który imponuje przerzutami, ale też można się było po nim czegoś więcej spodziewać. Griezmann w pierwszych tygodniach wyglądał fatalnie. Teraz gra o niebie lepiej. Personalnie do zawodników bym jednak nie piłk tylko do rozpoznawiania potrzeb zespołu i szukania właściwych rozwiązań.
Przerwa od meczów reprezentacyjnych będzie zbawieniem?
Najbliższe tygodnie powinny być odpowiedzią na pytanie, czy Cholo jest w stanie jeszcze uporządkować bałagan. Powinno być o to łatwiej ze względu na brak przerw reprezentacyjnych, które zaburzały cykl przygotowań Atletico. Podczas ostatniej przerwy na zgrupowania swoich reprezentacji pojechała trzynastka zawodników klubu z Estadio Wanda Metropolitano: Koke, Oblak, Griezmann, Carrasco, Joao Felix, De Paul, Correa, Savic, Gimenez, Luis Suarez, Renan Lodi, Cunha oraz Herrera. A lista mogła być nawet dłuższa, ale przez kontuzje wypadli Lemar i Llorente.
Dziś Atletico czeka mecz z Cadizem. Za tydzień z Mallorką. Idealne starcia, by złapać odpowiednią formę i udowodnić sobie, że stać ich nadal na wielkie rzeczy. Potem zaczną się schody. Ciężar gatunkowy starć z FC Porto, Realem Madryt i Sevillą będzie zupełnie inny. Do pełni sił wracają Lemar i Llorente, co z pewnościa będzie stanowić wartość dodaną dla zespołu.
Simeone na konferencjach utrzymuje, że jest optymistą i jest zadowolony z postawy swoich zawodników. Mowa ciała podpowiada jednak, że jest to tylko zasłona dymna i dobra mina do złej gry. Nie oszukujmy się. Argentyńczyk z pewnością nie jest zadowolony z obecnej sytuacji, zwłaszcza gdy sobie przypomni słowa Joao Felixa po bramce Valenci na 3:3 – zawsze jest tak samo. Atletico wciąż nie jest na straconej pozycji. Ligowi rywale również nie są nieomylni, a w Lidze Mistrzów wszystko się może zdarzyć.
PAWEŁ OŻÓG
CZYTAJ TAKŻE:
- Czy to moment na sensacyjnego mistrza Hiszpanii?
- Deportivo Alaves punktuje lepiej od Atletico
- Czy Sevilla gra na miarę potencjału?
fot. NewsPix