Po pierwszej połowie może nie cmokaliśmy z zachwytu, ale mieliśmy naprawdę dużo przyjemności z oglądania meczu w Łęcznej. Szkoda, że druga odsłona sprowadziła nas na ziemię, a może nawet jeszcze trochę w nią wdeptała. To było koszmarne 45 minut, nic się nie działo. Koniec końców dla Górnika Zabrze to małe zmartwienie, bo odniósł drugie wyjazdowe zwycięstwo w tym sezonie i sprawił, że ubiegłotygodniowa wygrana z Legią faktycznie ma dużą wartość.
Górnik Łęczna – Górnik Zabrze: koncert w pierwszej połowie
Do przerwy oglądaliśmy najlepszych zabrzan w tym sezonie. Trio Podolski-Nowak-Jimenez dobrze ze sobą współpracowało, do tego swoje atuty wyeksponował Robert Dadok, niezwykle groźny przy dośrodkowaniach był Krzysztof Kubica, nieźle do ofensywy podłączał się Erik Janża, a Przemysław Wiśniewski po błędzie przy straconym golu zrehabilitował się kilkoma odważnymi wyjściami i przechwytami. Wszystko funkcjonowało jak należy.
Efekt? Przede wszystkim dwa gole. Ten Lukasa Podolskiego padł po kapitalnym zawijasie sprzed pola karnego, Maciej Gostomowski nawet nie pisnął. Ten Dadoka to finalizacja koronkowej akcji z lewej strony pomiędzy Podolskim i Bartoszem Nowakiem. Autorowi bramki nie będziemy jednak odejmować zasług, bo żeby móc dostawić stopę do pustej bramki, musiał najpierw wbiec w tempo i zgubić krycie Leandro. Dadok był obok Poldiego głównym kandydatem do miana piłkarza meczu. Naprawdę stanowił dziś wartość dodaną.
Górnik Łęczna – Górnik Zabrze: szybujący Kubica, kaleczący Jimenez
Oprócz tego Górnik wypracował sobie sześć co najmniej bardzo dobrych sytuacji. Gostomski miał dużo pracy i kilka razy pokazał klasę, szczególnie po solowym rajdzie Nowaka, który na koniec chytrze uderzał przy słupku. Młody Kubica sprawiał wrażenie, jakby był w stanie dojść do każdego rodzaju dośrodkowania, łącznie z tymi z meczu Polska – Szwecja na EURO. Raz jego strzał obronił Gostomski, innym razem bramkarza beniaminka uratowała poprzeczka. Kubica czasami wręcz przesadzał, bo po błyskotliwej wrzutce Podolskiego ściągnął piłkę Jimenezowi, który musiałby trafić z paru metrów.
Z drugiej strony, nie wiadomo, czy Hiszpan byłby w stanie to zrobić. O ile w pierwszej połowie potrafił sprawnie funkcjonować w tej ofensywnej maszynce (choć i tak brakowało mu skuteczności), o tyle po zmianie stron prezentował się katastrofalnie. Przegrywał pojedynek za pojedynkiem, notował stratę za stratą. Chwilami jego poczynania były trudne do zrozumienia. Ma chłop koło siebie Podolskiego i nikogo innego, a kopie gdzieś daleko do boku, gdzie nikogo nie ma. Trudno to wyjaśnić. Jimenez już od sześciu spotkań nie potrafi znaleźć drogi do siatki. Poza występem z Legią, w którym zaliczył asystę i miał duży udział przy golu Podolskiego, zawodzi swoją postawą. Do pewnego momentu wydawało się, że anulowany transfer do Turcji nie wpłynął negatywnie na jego postawę. Dziś wątpliwości w tym temacie są znacznie większe. A może Hiszpan czuje się stłamszony coraz lepiej grającym Poldim?
To pewnie wie tylko on sam, ale ewidentnie dzieje się coś złego.
Górnik Łęczna – Górnik Zabrze: dwa jasne punkty nie wystarczyły
Górnikowi Łęczna zwyczajnie zabrakło jakości. Janusz Gol zachował się jak profesor, gdy Midzierski wygrał powietrzne starcie z Wiśniewskim, przyjęciem piłki mijając Sandomierskiego i strzelając do opuszczonej bramki. Doświadczony pomocnik wiele razy pokazywał, że dużo w swoim futbolowym życiu widział, lecz partnerzy nie potrafili mu dorównać. Mimo dwóch puszczonych goli na pochwały zasługuje Gostomski i to chyba tyle.
Banaszak w ataku był ciałem obcym, niewiele dawali skrzydłowi, środek pola nie panował nad sytuacją, niepewnie grała defensywa. Mało wnieśli też zmiennicy. Goście po przerwie zupełnie spuścili z tonu w ataku, ale w tyłach mieli porządek, Sandomierski się nudził. Rzutem na taśmę mogli podwyższyć na 3:1 – Krawczyk po akcji Bainovicia zmusił Gostomskiego do dużego wysiłku. To jedyny moment z drugiej odsłony, o którym warto wspomnieć.
Zawodnicy Urbana wycisnęli maksimum ze starć z rywalami okupującymi strefę spadkową. Dzięki temu mają względny spokój przed trudnym finiszem jesienią (Śląsk, Pogoń, Lech). Łęcznianie przegrali po trzech z rzędu remisach. Nie są już chłopcami do bicia z początku rozgrywek, ale to ciągle za mało, żeby wygrywać. A bez tego spadku się nie uniknie.
CZYTAJ TAKŻE:
- Lukas, na ten poziom schodzić nie wypada
- Marcin Brosz: Górnik fundament już miał, trzeba było wykonać kolejny krok. Tu się różniliśmy [WYWIAD]
Fot. Newspix