Na początku był chaos… i o to chodziło Igorowi Miliciciowi, który w swoich wypowiedziach cały czas powtarzał to słowo. Chaos, czyli agresywna obrona i szybkie kontry – taki jest plan Chorwata na naszą reprezentację. Niestety, w przeciwieństwie do historii powstania świata znanej z mitologii greckiej, z polskiego chaosu nie urodziło się zwycięstwo. Bo choć długimi fragmentami meczu z Izraelem nasi koszykarze wykonywali założenia w obronie, to ich skuteczność wołała o pomstę do nieba. Tym sposobem, pudłując rzut za rzutem, Polacy przegrali 61:69 z Izraelem pierwszy mecz eliminacji do koszykarskich mistrzostw świata.
Odmłodzenie kadry i nowa filozofia gry – z takimi hasłami na sztandarze Igor Milicić objął stery w reprezentacji Polski. Poligonem doświadczalnym zapowiadanych zmian będą eliminacje do koszykarskich mistrzostw świata. Nasi koszykarze grają w nich w grupie D, gdzie zmierzą się z Izraelem, Niemcami oraz Estonią. Na początek zagrali w Tel Awiwie z pierwszym z wymienionych zespołów.
Chorwat, dla którego dzisiejszy mecz był debiutem na ławce trenerskiej naszej reprezentacji, swoimi powołaniami udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr. Na liście nie znaleźli się tacy zawodnicy, jak A.J. Slaughter czy Aaron Cel. Z kolei Łukasz Koszarek, choć wciąż biega po parkietach PLK, to w kadrze poszedł w gabinety, przejmując stanowisko dyrektora sportowego reprezentacji.
CZY IGOR MILICIĆ ODMIENI POLSKĄ KOSZYKÓWKĘ?
Dodatkowo, w miejsca kontuzjowanych Michała Michalaka i Michała Sokołowskiego zostali powołani Jakub Karolak oraz Dominik Wilczek. W dzisiejszym spotkaniu zabrakło również Mateusza Ponitki, mającego pełnić rolę lidera kadry, który dołączy do drużyny na kolejny mecz z Niemcami.
Na początku był chaos
Przed polskimi koszykarzami stało dziś niełatwe zadanie. Wprawdzie Izrael zajmuje 43. miejsce w rankingu FIBA, zatem znajduje się o 30 pozycji niżej od Polski. Jednak ranking mówi jedno, a ostatnie konfrontacje z zespołem Izraela mogły napawać niepokojem. Polacy grali z nimi podczas kwalifikacji do EuroBasketu, który odbędzie się za rok. I dwa razy dostali w łeb. Zatem choć dziś wystąpili w zupełnie innym składzie, to o lekceważeniu grającego u siebie rywala nie mogło być mowy.
A jaki był pomysł Milicicia zarówno na dzisiejszy mecz, jak i styl w którym grać ma kadra? Najlepiej opisuje to słowo… chaos.
– Chaos to nasza obrona. Destrukcja przeciwnika pod każdym względem. Obroną pierś w pierś, bo będziemy bardzo blisko rywali w ich ataku pozycyjnym. Defensywą typu „wall”, czyli stawianiem ściany przed graczem z piłką, gdy rywal będzie szybko przechodził do ataku. Wysokim i agresywnym graniem na zasłonach. To wszystko złoży się na chaos, który chcemy wywołać u przeciwników. „Chaos” to też termin, którym nazywamy jedną z naszych zagrywek – tłumaczył selekcjoner reprezentacji.
I pierwsza kwarta udowodniła, że z tego chaosu może się coś urodzić. Tak, w polskiej kadrze brakowało dziś gwiazd. Zdajemy sobie również sprawę, że takie terminy jak dawanie z wątroby, pokazywanie charakteru i mitycznej woli walki, to często truizmy. Ale cholera, w polskim zespole to naprawdę działało! Polacy bardzo wysoko bronili, doskakując do przeciwników już na ich połowie. Cały czas naciskali koszykarzy z Izraela, przez co gospodarze popełniali błąd za błędem, zmuszani do rzutów z nieprzygotowanych pozycji. A kiedy Izrael tracił piłkę, nasi ruszali z błyskawicznymi kontratakami. Początek meczu to był popis polskich koszykarzy, którzy pierwszą kwartę wygrali 21:12. Ale…
Jedna kwarta to za mało
„Ciekawe, jak długo wytrzymają tak zawrotne tempo?” – mogli wówczas zapytać malkontenci. Wydawało się, że trener Milicić i na to miał pomysł. W składzie Polaków co chwilę dochodziło do rotacji. Już w pierwszej kwarcie na parkiecie zaprezentowało się dziesięciu naszych reprezentantów. Co najlepsze, w ogóle nie było widać tego, że wielu z nich nie posiada doświadczenia w grze na arenie międzynarodowej. Na przykład Jakub Karolak dziś zadebiutował w kadrze.
Niestety możemy powiedzieć, że po pierwszej kwarcie gracze Izraela byli naruszeni, ale nie znokautowani. W drugiej się otrząsnęli, a skuteczność przestała ich zawodzić, czego nie można powiedzieć o rzutach Polaków. W tym elemencie „prym” wiódł Jakub Garbacz, którego statystyki rzutów za trzy punkty w pewnym momencie mówiły: pięć prób, zero celnych. Rzecz w tym, że on w pierwszej połowie i tak był naszym najlepiej punktującym zawodnikiem. Możecie sobie zatem wyobrazić, że celność reszty Polaków – delikatnie rzecz ujmując – nie imponowała. A mówiąc wprost – była dramatyczna. Z gry Polacy wykorzystali zaledwie 25% swoich rzutów.
Z tak słabą skutecznością przewaga Polaków topniała z minuty na minutę. W dodatku w strefie podkoszowej rządzić zaczęli gospodarze. W ten sposób Polacy po dwóch kwartach przegrywali 27:31. To był dramat. Wyglądało to tak, jakby Izrael znalazł sposób na biało-czerwonych i po prostu rozszyfrował nasz zespół. W obronie przeciwnicy sami zaczęli grać bardziej agresywnie i skutecznie odpychali naszych graczy od kosza.
Pozostawało tylko mieć nadzieję, że tym razem to nasi koszykarze będą potrafili wrócić do swojej dobrej gry. Przecież pokazali w pierwszej kwarcie, że są w stanie. I chociaż wyglądało to lepiej w wykonaniu Polaków, to rywale dalej kontrolowali wydarzenia na parkiecie. Reprezentanci Polski cały czas dopuszczali przeciwników do otwartych pozycji, a tych skuteczność nie zawodziła. Gal Mekel miał trzy takie próby i każda z nich zakończyła się zdobyciem punktów.
W dodatku koszykarze Izraela z łatwością kończyli piłki posyłane pod kosz. Polacy starali się trzymać dystans punktowy w meczu tylko dzięki rzutom osobistym. W czwartej kwarcie ci sami Polacy, których można było tylko chwalić za walkę na początku meczu, wydawali się pogodzeni z wynikiem meczu. Izrael zaczął się już nawet trochę bawić. Tak jakby wiedzieli, że już nic złego im się nie stanie w tym spotkaniu.
Taka postawa mogła ich zgubić. Choć Polacy w czwartej kwarcie nie imponowali swoją grą, to dogonili zdekoncentrowanych rywali na dwa punkty. Ależ by to była historia, gdyby naszej reprezentacji udało się odwrócić losy już niemalże przegranego meczu. Lecz wówczas dała o sobie znać agresywna gra Polski w obronie. Nasi koszykarze szybko wyłapali przewinienia, przez co w ostatnich minutach meczu każde podejście Izraela pod polski kosz kończyło się rzutami osobistymi.
Zatem Polacy rozpoczynają eliminacje od porażki. Widać, że zespół Milicicia jeszcze nie ma wyrobionych automatyzmów. To normalne – zgranie przyjdzie z czasem. Pozytywem jest też to, że trener Milicić ma pomysł na polską drużynę. Ale przy tak złej skuteczności nawet najlepszy plan na mecz zawiedzie. Wspomniany już Garbacz trafił zaledwie 2 na 10 rzutów z gry.
Porażka boli, bo dwa listopadowe mecze – z Izraelem oraz Niemcami – już mogą przesądzić o być albo nie być naszych koszykarzy na mistrzostwach świata. Wprawdzie z czterozespołowej grupy aż trzy drużyny przechodzą do następnego etapu eliminacji, jednak w niej wyniki z obecnej fazy rozgrywek również będą się liczyć. Jeżeli Polacy do niej awansują, zagrają z trzema najlepszymi zespołami grupy C, którą tworzą Chorwacja, Słowenia, Finlandia i Szwecja. O punkty będzie bardzo ciężko.
Izrael – Polska 69:61 (12:21, 19:6, 18:12, 20:22)
Fot. Newspix