Mieliśmy już w tym sezonie PlusLigi kilka meczów, które można było określić mianem „hitowych”, ale na ten czekaliśmy szczególnie. Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle podejmowała Jastrzębski Węgiel. Zespół, który zabrał jej w ostatnim czasie dwa trofea – mistrzostwo Polski oraz Superpuchar. Mimo to z racji, że drużyna Gheorghe Cretu była w lidze niepokonana, mogła uchodzić za faworyta środowego starcia. Ale stosunkowo łatwe zwycięstwo kędzierzynian w trzech setach? Taki scenariusz nie przyszedł nam do głowy.
Wystarczyło przypomnieć sobie, co działo się jeszcze kilka tygodni temu
Od czasu finałów mistrzostw Polski w poprzednim sezonie, dwa najmocniejsze zespoły w naszym kraju mierzyły się właśnie raz, podczas Superpucharu Polski. Jak tamto spotkanie wyglądało? Poza pierwszym, wyrównanym setem, przebiegło pod dyktando Jastrzębskiego Węgla. Trzy sety, jeden na przewagi, reszta bez historii – nie było to widowisko, które mogło porwać kibiców. O dziwo, bo spodziewaliśmy się, że ZAKSA zrobi wszystko, aby się zrewanżować za majowe niepowodzenie.
Jeśli jednak chodzi o PlusLigę – sympatycy kędzierzynian nie mieli ostatnio na co narzekać. Ich zespół nie przegrał żadnego meczu i – przynajmniej do dzisiaj – był pewny pierwszego miejsca w tabeli. No ale właśnie – Jastrzębie miało szansę to zmienić.
Niegościnni gospodarze
To jednak ZAKSA od początku narzuciła trudne warunki dla przyjezdnych. Świetnie spisywał się chociażby Łukasz Kaczmarek, po którego ataku kędzierzynianie uzyskali trzypunktowe prowadzenie. A potem przez dłuższy czas nie wypuszczali go z rąk. Ba, udało im się nawet uciec rywalom na sześć oczek (17:11). W tej sytuacji mogło się wydawać, że w pierwszym secie większej walki nie uświadczymy. Ale mistrzowie Polski się obudzili.
Duża w tym zasługa Tomasza Fornala, który był skuteczny w polu zagrywki. Jastrzębiu udało się nie tylko dogonić rywali, ale nawet ich wyprzedzić. I to po błędzie zawodnika, który rozgrywał świetne zawody, czyli Kaczmarka. Atakujący ZAKSY wyrzucił bowiem piłkę w aut i było 17:16 dla mistrzów Polski. Mogliśmy spodziewać się zaciętej końcówki i faktycznie taka miała miejsce. Początkowo to goście byli bliżsi wygrania partii, ale Stephan Boyer nie skończył ataku na podwójnym bloku przy stanie 24:23.
No i cóż – kto nie wykorzystuje swojej szansy, ten płaci wysoką cenę. ZAKSA po chwili zgarnęła seta dla siebie. A w kolejnym nie straciła rozpędu. Poniekąd mieliśmy powtórkę z rozrywki. Bo znowu świetny początek zaliczyli gospodarze, ale też znowu pozwolili rywalom odrobić stratę. Tym razem jednak nie całą. Zespół z Kędzierzyna w końcówce zachował zimną krew, wygrał drugą partię 25:22 i był już o krok od wygranej.
Ostatnia szansa
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla wiedzieli, co muszą zrobić, żeby utrzymać się w grze – nie dać się po raz trzeci z rzędu zdominować w pierwszych fragmentach seta. I wreszcie im się to udało. Po entuzjastycznych reakcjach – między innymi – Tomasza Fornala było widać, że ten zespół odżył. Pierwszą rzeczą było jednak utrzymać poziom gry zbliżony do tego ZAKSY, a drugą wreszcie dać radę jej w końcówce spotkania. Kiedy jednak nadeszły kluczowe wymiany, ponownie górą byli kędzierzynianie.
Zdecydowały szczegóły. Zagrywkę przy stanie 21:21 zepsuł Rafał Szymura (wprowadzony na boisko w miejsce Trevora Clevenota), a następnie potrójny blok okazał się nie przejścia dla Fornala. Gospodarze mieli dwa punkty przewagi i cóż, w takiej formie, w jakiej się znajdowali, trudno było coś na nich poradzić. Co najlepsze – mecz asem serwisowym zakończył…. nie Kamil Semeniuk czy Kaczmarek, a Marcin Janusz. Który równie dobrze mógł zostać uznany zawodnikiem spotkania, ale statuetka MVP trafiła w ręce Norberta Hubera.
Co tu dużo gadać – środowe spotkanie było pokazem siły ZAKSY. Triumfatorzy Ligi Mistrzów – mimo „potknięcia” w Superpucharze – robią w tym sezonie swoje. Nikt w klubie raczej nie tęskni za zawodnikami, którzy odeszli z niego w lecie (mówimy o m.in. Toniuttim, który był dziś po drugiej stronie siatki). Szczególnie że nowe nabytki (Erik Shoji, Janusz, Huber) naprawdę dają radę. Choć wiadomo – najważniejsze mecze dopiero nadejdą.
Fot. Newspix.pl