Cztery czyste konta w trzynastu kolejkach Ekstraklasy. Rewelacji na pewno nie ma, ale też wypada kilka ciepłych słów o defensywie Jagiellonii Białystok powiedzieć – na zero zagrała z Zagłębiem Lubin, Bruk-Betem, a nade wszystko z Lechem Poznań i Rakowem Częstochowa. Gdy jednak wydawało się, że Ireneusz Mamrot ogarnął kwestię obronną i jego zespół nie stracił gola w dwóch kolejnych meczach, pewność piłkarzy posypała się jak domek z kart.
W ciągu trzech kolejnych meczów Jagiellonia straciła aż osiem bramek. Pewnie byłoby ich więcej, gdyby zawodnicy Radomiaka dysponowali lepszą skutecznością. Ale i tak powyższy wynik może przyprawiać o dreszcze i to nie z gatunku miłych dla kibica fantazji.
Na ten moment tylko pięć klubów Ekstraklasy straciło więcej bramek niż Duma Podlasia – Cracovia, Bruk-Bet, obie Wisły oraz, rzecz oczywista, Górnik Łęczna. Patrząc na to, że dzisiaj Jagiellonia zmierzy się ze Śląskiem Wrocław, chyba można być pewnym, że coś do tego niechlubnego dorobku dorzuci. WKS jest przecież trzecią najczęściej strzelającą drużyną w lidze.
Co więcej, Śląsk też ma swoje problemy w grze obronnej, w końcu stracił tylko jednego gola mniej niż Jaga. Szkopuł w tym, że swoje braki w tej kwestii udanie zasłania od początku sezonu. Podopieczni Mamrota zaś na dobre tory w ofensywie wrócili dopiero niedawno, zaniedbując przy tym grę w tyłach. No i to, niestety dla ich kibiców, widać.
Kazimierz Górski mawiał, że jak się szczęście zaczyn powtarzać, to już nie jest to szczęście. Podobnie z błędami – jak są one regularne, podobne do siebie, to trudno zrzucić to na karb dyspozycji dnia albo serię indywidualnych potknięć danego piłkarza. Istnieje ryzyko, że to cały system funkcjonuje źle.
Śląsk Wrocław – Jagiellonia. Zapowiedź spotkania
Gubienie przestrzeni
Wydawało się, że po koszmarnym starciu z Pogonią (1:4), Jaga odrobiła lekcje. Pierwsze minuty starcia z Piastem to wyrównane spotkanie. Co więcej, to spotkanie, gdzie ekipa Mamrota udanie broniła dostępu do własnej bramki. Przynajmniej na początku.
W pierwszej groźnej sytuacji cała linia defensywy przesuwa się za piłką, a jednocześnie nikt nie gubi krycia. Strzał udaje się zablokować i zagrożenia nie ma. Później jednak tak dobrze nie było.
W swym pędzie na bramkę przeciwnika Jagiellonia potrafiła się zatracić.
Siedmiu piłkarzy Jagiellonii na połowie rywala, nikt na dobrą sprawę nie ubezpiecza własnej bramki. Jedno zagranie do Pyrki wystarczyło, by piłkarz Fornalika urwał się i strzelił gola. Biegł od połowy boiska, a nieszczególnie szybcy defensorzy Jagi usilnie próbowali go dogonić. Nie tak to chyba powinno wyglądać, nie możesz aż tak wystawiać się na kontry, szczególnie na początku spotkania, gdzie wciąż jest 0:0.
To jednak tylko kamyczek, bo Jagiellonię z Piastem zniszczyły inne kwestie niż gubienie przestrzeni (chociaż Chrapek też miał zdecydowanie zbyt wiele czasu i miejsca). Ta sprawa najmocniej rzuciła się w oczy podczas spotkania z Pogonią Szczecin.
Gol Grosickiego? Klasyczny przykład rozproszenia odpowiedzialności i złego czucia dystansu.
Wydaje się, że wszystko jest w porządku, po czym idzie jedna piłka i obrońca Jagiellonii kończy na dupie, a piłka kończy w siatce.
Tak naprawdę Tiru nigdy nie był wystarczająco blisko Grosickiego, ani nie kontrolował jego pozycji na tyle, by móc zdążyć z interwencją.
Podobnie pokpienie sprawy miało miejsce w wypadku pierwsze trafienia. Żurawski pakuje piłkę do siatki, no bo nikt go nie kryje. Nikt, żaden piłkarz nie jest nim nawet zainteresowany.
Gdyby piłka spadnie pod nogi pomocnika „Portowców”, będzie zbyt późno, by zdążyć z interwencją.
Indywidualne błędy
Nie da się zanegować tego, że Ireneusz Mamrot grał ostatnio piłkarzami, którzy podkładali swoim kolegom świnie. Gros bramek straconych przez Jagiellonię wynikał z błędów indywidualnych. Głupich decyzji, których wcześniej byśmy się raczej nie spodziewali.
Jasne, sprokurowane rzuty karne i czerwone kartki się zdarzają, są kwestią powszechnie występującą w futbolu. Problem Jagiellonii leży w liczbie takich sytuacji, bo to nie jest raz na trzy, cztery spotkania. W dwóch ostatnich starciach piłkarze Dumy Podlasia obejrzeli dwa asy kier i załatwili przeciwnikom karnego.
Przeciwko Pogoni Szczecin nie popisał się Puerto:
Z Piastem boisko przedwcześnie opuścił Błażej Augustyn, a Bartłomiej Wdowik miał wpływ na upadek Pyrki:
I o ile błąd Puerto wynikał w dużej mierze ze skandalicznego ustawienia defensywy i samoświadomości obrońcy, który wiedział, że za nic w świecie nie dogoni rywala, o tyle Wdowika dopadła jakaś pomroczność umysłu. Pyrka przerzucił sobie piłkę, ale wciąż był w polu karnym pełnym od zawodników Jagiellonii. A i tak wahadłowy podłożył mu nogę.
Na swoje szczęście, 21-latek nie jest jedynym, u którego szwankuje decyzyjność. Z Pogonią widzieliśmy choćby i taki obrazek:
Złe przyjęcie przy linii bocznej, chwila zastanowienia się i z niegroźnej sytuacji robi się kolejny punkt zapalny. Pogoń zdołała bowiem przejąć piłkę, a kilka sekund później szturmowała już pole karne Jagiellonii.
W tej sytuacji nawarstwiły się właściwie wszystkie komplikacje jakie jest w stanie stworzyć sobie Duma Podlasia. Strata piłki to jedno, ale w tej akcji żaden ze środkowych obrońców nie wziął odpowiedzialności za Zahovicia. Żaden nie kontrolował jego pozycji, a przecież Kacper Kozłowski podejmował ryzykowną decyzję, gdyż znacznie lepiej ustawiony był choćby Rafał Kurzawa.
Jagiellonia jednak w żaden sposób nie czuje w ostatnich meczach przestrzeni. Odległości między obrońcami są zbyt duże, by mogło wydarzyć się cokolwiek dobrego, tym bardziej, że brakuje lidera, który jest w stanie zebrać w całość tę regularnie rozproszoną odpowiedzialność.
Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro źle zachowuje się także Michał Pazdan, do niedawna skała defensywy ekipy Ireneusza Mamrota.
W sytuacji wyżej Jaga jeszcze miała szanse – było 1:2, 11 na 11, okazje się tworzyły. Nie da się jednak myśleć o wygrywaniu meczów, skoro Michała Pazdana był wówczas w stanie zaskoczyć Zahović, a jego koledzy z defensywy zupełnie pokpili sprawę i nijak nie zwrócili uwagi na czającego się za ich plecami Kowalczyka. Żaden, żaden! obrońca Dumy Podlasia nie kontroluje pozycji pomocnika, co oczywiście zakończyło się golem.
Brak komunikacji
Xavier Dziekoński jest bramkarzem utalentowanym, to nie ulega wątpliwości. Pytanie jednak, czy młody zawodnik daje Jagiellonii niezbędną pewność. Dziekoński nie jest bowiem szczególnie głośny, trudno powiedzieć, by dyrygował obroną. W oczy rzuca się też jego przeciętna gra nogami, która potrafi napytać Jadze biedy.
Co więcej, bramkarz Jagiellonii nie ucieka od problemów, które toczą jego kolegów z pola. Da się bowiem zauważyć, że Dumie Podlasia brakuje odpowiedniej komunikacji. Po części wynika to z rozproszenia odpowiedzialności, o której pisaliśmy wcześniej, ale takie zachowania, jak to w meczu z Pogonią, to osobna kategoria.
W powyższej sytuacji Pazdan stoi, czeka na ruch Dziekońskiego, bo jest przekonany, że bramkarz ma blisko do piłki. Obrońca myli się, 18-latek zalicza niepewne wybicie i koniec końców sytuacje ratuje właśnie Pazdan, który wybija futbolówkę z bramki.
Nie byłoby jednak całej sytuacji, gdyby piłkarze Jagiellonii lepiej się ze sobą komunikowali. W przytoczonych wcześniej sytuacjach, gdzie w skandaliczny sposób tracili piłkę, też tego przekazywania informacji zabrakło. A to w większości przypadków kończyło się kolejną groźną akcją rywala lub po prostu straconą bramką.
Jeżeli piłkarze Mamrota nie wyeliminują tych błędów, z mocnym w ofensywie Śląskiem nie mają czego szukać.
Śląsk Wrocław – Jagiellonia. Typy na spotkanie
Przemysław Michalak: – Obie drużyny na tę chwilę atuty mają przede wszystkim z przodu, choć Jagiellonia będzie dziś osłabiona brakiem wykartkowanego Cernycha. Śląsk w pewnym momencie zaczął grać pragmatyczniej i jego mecze przestały obfitować w gole, ale od paru tygodni WKS znów gra jak na początku sezonu. W ostatnich pięciu meczach drużyny Jacka Magiery padły aż 23 bramki. Sądzę, że dziś ten trend zostanie podtrzymany, więc obstawiam po kursie 3.05 w Fuksiarz.pl, że w tym spotkaniu zobaczymy powyżej 3,5 gola.
Śląsk Wrocław – Jagiellonia. Przewidywane składy
Czytaj także:
Fot. Newspix