Wydawało się, że Śląsk Wrocław urwie się w tym meczu ze stryczka i oszuka przeznaczenie. Gdy Jagiellonia którejś okazji z kolei nie potrafiła zamienić na bramkę dającą prowadzenie, nagle objawiła się logika Ekstraklasy. Śląsk nie istniał w drugiej połowie, a mimo to strzelił gola. Potem jednak chyba znów zadziałały jakieś siły wyższe, bo ekipa trenera Mamrota rzutem na taśmę wywalczyła remis. Zrobiła wiele, żeby wygrać, lecz w sumie lepszy rydz niż nic.
Szkoda, że dyskusje o meczu zapewne znów przykryje temat pracy sędziego, bo ta była bardzo słaba. Goście powinni kończyć mecz w dziesiątkę, może nawet dziewiątkę, a poza tym trafienie Imaza nie powinno zostać uznane.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok. Dziekoński z błędem, sędzia Przybył w formie
Pierwsze poważniejsze zagrożenie stworzyła Jagiellonia. Prikryl wjechał w pole karne na skrzydle i posłał płaskie dośrodkowanie do Żyry. Na szczęście dla Śląska uprzedził go Szromnik. Ogółem do momentu kartki dla Puerto ofensywa Jagiellonii nieźle funkcjonowała w grze krótkimi podaniami, goście mieli inicjatywę. W niej najlepiej czuli się Pospisil z Imazem, choć temu drugiemu na początku meczu zabrakło zdecydowania, żeby jedną obiecującą akcję zakończyć strzałem po ładnej klepce.
Dobry podryw gospodarze mieli dopiero w 20. minucie. “Jaga” do tej pory całkiem sprawnie zamykała uliczki do podań na własnej połowie i nie pozwalała Śląskowi na wiele. Jeśli już, to samemu Exposito, który nie dawał się uchwycić i wcielał się w rolę rozgrywającego. Napastnik WKS-u włączył ścinającego do środka Garcię, a ten postanowił odpalić rakietę. Posłał ją jednak w trybuny, nie nastawił celownika. Chwilę później po błędzie Tiru, Pich mógł znaleźć się w sytuacji sam na sam z Dziekońskim, ale najpierw zabrakło mu szybkości, a potem zepsuł kontrę złym podaniem. Słowo “złe” w przypadku Picha było dzisiaj obecne częściej niż raz, bo Słowak wiele razy podejmował błędne decyzje.
To samo można było powiedzieć o wejściu Puerto w nogę Praszelika. Oj, to był bardzo zły i brutalny faul, który powinien zostać ukarany czerwoną kartką. Takich fauli widzimy masę w Europie i tak są one karane, również w Ekstraklasie. Impet, prosta noga na piszczel na wysokości kostki. Okej, najpierw Hiszpan musnął piłkę, ale to przecież nie ma znaczenia przy takim wejściu w przeciwnika. Ten stempel był tak poważny, że Praszelik musiał zejść z boiska. Puerto trafił w miejsce, w którym ochraniacza na nodze nie ma.
Niedługo później dzięki szarży Exposito kolejny obrońca Jagiellonii zarobił żółtą kartkę i był to Kwiecień. Najpierw napastnik Śląska ograł Tiru (łapie kontuzję, wchodzi Pazdan) jak dziecko, zakładając mu kanał, a potem zbliżył się na pełnej prędkości do pola karnego na tyle, że niepowstrzymanie go wiązało się z dużym ryzykiem. Sęk w tym, że Hiszpan świetnie potrafi uderzyć z dystansu nawet ze stojącej piłki, co zresztą pokazał. Uderzył niemal perfekcyjnie, ale zabawę popsuł mu Dziekoński. 18-latek popisał się bowiem fenomenalną paradą, wybronił strzał lecący niemal w okienko. Jeśli nie widzieliście meczu, to wystarczy napisać, że przypomniał się tutaj obrazek broniącego Fabiańskiego na Euro 2016 w meczu ze Szwajcarią. Rodriguez, strzał nad murem, idealna precyzja. Próba Exposito nie była co prawda tak genialna, aczkolwiek niewiele brakowało.
Ale – jak w przypadku Dziekońskiego bywa – młodzieżowiec Jagiellonii dla przeciwwagi musiał popełnić jakiś błąd. W doliczonym czasie świetnie na dalszy słupek z głębi pola dośrodkował Mączyński, gdzie czyhał Exposito. Hiszpan idealnie wkleił się w linię spalonego i już w pierwszym kontakcie oddał strzał w powietrzu z ostrego kąta. Nie musiał się za bardzo wysilać, bo bramkarz ani nie wyszedł do piąstkowania, ani nie zakrył miejsca przy bliższym słupku. Zawahał się w połowie drogi, był źle ustawiony. To było już pole bramkowe, gdzie Hiszpan nie miał prawa dojść do piłki.
Nie miała prawa też Jagiellonia skończyć pierwszej połowy w komplecie. Ba, jakby się uprzeć, to i Kwiecień mógł dostać drugą żółtą kartkę za agresywne wejście łokciem w plecy Exposito. Kilka bolesnych starć nadających się na faul dla którejś ze stron sędzia Przybył też przeoczył, więc można powiedzieć, że najlepszego dnia nie miał. Kluczowe błędy w drugiej połowie były tylko dopełnieniem kompromitacji arbitra z Kluczborka.
Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok. Super rezerwowy i kolejny show Przybyła
Jagiellonia od razu po zmianie stron wzięła się do roboty. Romanczuk po stałym fragmencie uderzał głową, ale Szromnik popisał się świetnym refleksem. Niestety dla ekipy Jacka Magiery w następnej sytuacji golkiper nie miał już nic do powiedzenia. Piłka po jednym ze starć w polu karnym spadła na szesnasty metr, gdzie futbolówkę idealnie uderzył Prikryl. Miejsca było niewiele, w świetle bramki gąszcz nóg. Przydało się szczęście.
Śląsk nie potrafił odpowiedzieć, natomiast Jagiellonia chciała pójść za ciosem i gdyby nie dobra dyspozycja Szromnika, gościom zapewne udałoby się wyjść na prowadzenie. Tak czy siak – na to się zapowiadało. Raz Lewkot tracił piłkę na własnej połowie, prosił się o kłopoty, a innym razem musiał gasić pożar wywołany przez kogoś innego. Później Golla nieprzepisowo zatrzymywał Bidę wbiegającego w pole karne i Jagiellonia miała rzut wolny z dobrej odległości. Obrońcy Śląska nie mogli złapać oddechu. W końcu Nastić tak dobrze wrzucił piłkę na głowę Kwietnia, że grzechem było tego nie wykorzystać. 27-latek miał duży komfort, ale się pomylił.
Śląsk sprawiał wrażenie stłamszonego. Z przodu nic, w tyłach przecieki. Trener Magiera chyba zapomniał powiedzieć swoim piłkarzom, że wychodzą z szatni grać w piłkę. Okazje bramkowe dla Jagiellonii mnożyły się w takim stopniu, że wrocławska ekipa musiała liczyć na łut szczęścia. Kwadrans przed końcem meczu Nastić w polu karnym strzelił w słupek, a chwilę później Imaz ograł Lewkota i zagrał w futbol amerykański. A gospodarze? Powiedzmy sobie wprost: nie istnieli. Ale święta logika Ekstraklasy czuwała nad tym meczem, dlatego to Śląsk strzelił gola.
Powiedzieć, że Śląskowi w drugiej połowie bramka się nie należała, to jak nie powiedzieć nic. To nie było nic specjalnego. Zylla dośrodkował ze skrzydła w okolice piątego metra, gdzie Nastić nie upilnował Łyszczarza. Tego Łyszczarza, który znów daje konkrety z ławki rezerwowych. Nie chcemy się czepiać, ale wydaje się, że Dziekoński ponownie chyba mógł zachować się lepiej. To była jego strefa, golkiper powinien wychodzić do takich piłek.
Nie wiem jakim cudem VAR do tego nie wrócił? pic.twitter.com/Si6ID9btN8
— Paweł (@swisul) November 5, 2021
Kiedy zapowiadało się, że WKS utrzyma wynik 2:1 do samego końca, w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry Jagiellonia uratowała remis.
Z jednej strony w głowach gości może pojawić się niedosyt, bo zapracowali na coś więcej. Z drugiej jednak udało się uniknąć porażki. Nastić znów dał świetną wrzutkę i tym razem Imaz się nie pomylił. Uderzył głową tak dobrze, że piłka po koźle minęła rękę Szromnika. Czy wcześniej był faul na Exposito? Trenerowi Magierze brak reakcji VAR-u sędzia Przybył tłumaczył w ten sposób, że to była osobna akcja. A więc faul był, kolejny poważny błąd został popełniony. Nietęgą minę miał Jacek Magiera. Po spotkaniu powiedział “czuję się oszukany”. Trudno się dziwić, choć podział punktów po takim meczu nie powinien nikogo we Wrocławiu specjalnie smucić.
Śląsk Wrocław – Jagiellonia Białystok 2:2 (1:0)
Exposito 45+3, Łyszczarz 82′ – Prikryl 54′, Imaz 92′
Fot. Newspix