Reklama

Cristiano Ronaldo wrócił na właściwe tory. I przy okazji zwolnił byłego „kolegę” z kadry

Jan Piekutowski

Autor:Jan Piekutowski

02 listopada 2021, 16:58 • 8 min czytania 0 komentarzy

Dziesiąta kolejka Premier League zostanie zapamiętana przede wszystkim jako ta, w której na szafot poszedł Nuno Espirito Santo. Portugalczyk został zwolniony z Tottenhamu po porażce z Manchesterem United. Nie było to jednak jedyne wydarzenie godne uwagi – wreszcie błysnął Cristiano Ronaldo, a Brighton odrobiło straty w meczu z Liverpoolem. 

Cristiano Ronaldo wrócił na właściwe tory. I przy okazji zwolnił byłego „kolegę” z kadry

I to właśnie podopiecznych Grahama Pottera chciałbym wyróżnić. Ich gra w tym sezonie to już nie jest przypadek. Brighton ma za sobą kilka ciężkich przepraw, kilka meczów z rywalem znacznie faworyzowanym, a i tak daje radę utrzymać się w pierwszej dziesiątce. Na ten moment tracą zaledwie jeden punkt do piątego Manchesteru United i chociaż raczej nie awansują do europejskich pucharów, to progres widoczny jest gołym okiem.

Symptomy mieliśmy już w 9. kolejce Premier League, gdzie Brighton przegrało 1:4 z Manchesterem City. Nic sobie jednak nie robili z rozmiarów swojej klęski, bowiem przy stanie 0:3 przejęli kontrolę nad meczem, strzelili gola i zamknęli The Citizens na ich połowie.

Reklama

Niemniej, w tamtym meczu schodzili z boiska na tarczy i można było ich chwalić jedynie za niezłomność i charakter. Po starciu z Liverpoolem do takich sztuczek nie trzeba było się uciekać. Brighton nie tylko odrobiło stratę od 0:2, ale też koniec końców pozostawiło po sobie lepsze wrażenie, nie będąc dalekim od pokonania The Reds.

Pierwszy gol – akcja między trzema zawodnikami, rozegrana na krawędzi pola karnego gospodarzy. Gol drugi – akcję zaczyna Robert Sanchez, który podaniem po ziemi na kilkadziesiąt metrów (!) zagrywa do Cucurelli, Brighton błyskawicznie buduje przewagę, Hiszpan do Lallany, ten znajduje Trossarda w polu karnym i robi się 2:2.

A to nie koniec, bo swoją najlepszą akcję Brighton zagrało w końcówce spotkania. Wówczas zdołali wyjść spod pressingu Liverpoolu przy pomocy trzech piłkarzy, a następnie przeprowadzić szybką akcje skrzydłem, zakończoną drugim trafieniem Trossarda. Niestety dla Belga, znajdował się on wówczas na spalonym.

Nie zmieniło to jednak obrazu całego meczu, a przede wszystkim tego, że Liverpool roztrwonił dwubramkową przewagę. Tego najstarsi górale nie pamiętają. – Ten remis jest dla nas jak porażka. W drugiej połowie nie byliśmy wystarczająco dobrzy. Nie podobał mi się nasz języka ciała. Najlepszym sposobem na obronę przeciwko Brighton jest posiadanie piłki i granie jej w odsłonięte sektory, ale nie robiliśmy tego i sami generowaliśmy problemy – mówił Jurgen Klopp.

A dla Brighton, jeszcze raz, wielkie brawa, urwali w tym sezonie punkty Liverpoolowi, Arsenalowi i Leicester City.

Reklama

Drużyna 10. kolejki Premier League: Brighton

Byłbym jednak głupcem, gdybym starał się zakłamywać rzeczywistość i na gracza kolejki nominował kogoś z powyższego spotkania. Na to miano niewątpliwie zasłużył Cristiano Ronaldo, czyli gość, który przyłożył rękę do zwolnienia byłego kolegi z reprezentacji. Kto wie, jak ułożyłby się mecz Manchesteru United z Tottenhamem, gdyby nie wolej Portugalczyka, który otworzył wynik spotkania.

Można mówić o Ronaldo wiele, sam miewam zastrzeżenia, co do jego gry, ale niewielu piłkarzy na świecie jest stać na takie uderzenie. Z pierwszej piłki, z powietrza, bez zbędnego myślenia. A jednocześnie wszystko zostało przekalkulowane, bo Lloris nie miał najmniejszych szans.

Co więcej, 36-latek miał też – w końcu – wpływ na konstruowanie akcji. Nie tylko wykorzystał podanie Bruno Fernandesa, ale też zawiązał z nim współpracę przy trafieniu na 2:0. Były gwiazdor Realu Madryt wykonał swoją tradycyjną przekładankę, bez trudu minął rywala, a na koniec zagrał do Cavaniego, który de facto zakończył marzenia Tottenhamu.

Nie powiem, żeby Portugalczyk ostatecznie zamknął mi jadaczkę, ale niewątpliwie zagrał swój najlepszy mecz od powrotu na angielskie boiska.

Piłkarz 10. kolejki Premier League: Cristiano Ronaldo (Manchester United)

Jeśli jakimś cudem nazwisko Declan Rice nadal nie dzwoni wam w uszach, to najwyższa pora, by zaczęło. Piłkarz West Hamu United ma za sobą kolejne świetne spotkanie, tym razem okraszone golem. Jeśli myślimy o nowoczesnym defensywnym pomocniku, na którego ktoś niebawem rozbije skarbonkę, to Anglik niewątpliwie stoi przed całym szeregiem innych zawodników.

Zakusom Chelsea, która mocno się o Rice’a starała można było się nieco dziwić, ale tylko nieco. Bieżący sezon rozwiewa wszelakie wątpliwości. Pomocnik dostosowuje się pod poziom całego WHU, czy sam ma wpływ na wciągnięcie klubu na wyższą półkę.

W starciu z Aston Villą miał dwa kluczowe podania, gola, asystę, 87% skuteczność zagrań, 100% udanych dryblingów i bagatela sześć odbiorów. Najlepszy na boisku. Defensywny pomocnik, dla którego – o zgrozo – warto włączyć mecz West Hamu.

Nieoczywisty piłkarz 10. kolejki Premier League: Declan Rice (WHU)

Liverpool Liverpoolem, a Manchester United Manchesterem United, ale hołd należy oddać ekipie Burnley. The Clarets w końcu wygrali mecz w tym sezonie Premier League, a co więcej, zrobili to w takim stylu, że szczęką mi opadła. Mierzyli się przecież z Brentford, najlepszym z beniaminków. I podopieczni Thomasa Franka byli absolutnie bezradni, strzelili tylko jednego, honorowego gola.

Niemniej, ten jednostronny koncert mógł się kibicom podobać. Burnley wcale nie zdobyło wszystkich bramek na swoją tradycyjną modłę, ale było też w stanie zaskoczyć. Znowu prym w tej kwestii wiódł Maxwel Cornet, który huknął jednego z najpiękniejszych goli w tej kolejce.

Wcześniejsze trafienia były dość typowe dla Burnley, ale nie ma ich za co winić. Oni cel mają jeden, niezmienny – utrzymać się w Premier League. Sposób nigdy nie miał znaczenia, w przeciwieństwie do realizacji planu.

Żeby jednak nie chwalić tylko gospodarzy, to piłkarz Brentford – Saman Ghoddos – też strzelił tak, że kapcie spadły.

Najlepszy mecz 10. kolejki: Burnley – Brentford

Jedenastka 10. kolejki Premier League

Obecność Declana Rice’aCristiano Ronaldo jest obligatoryjna, ale na tej dwójce jedenastka kolejki skończyć się nie może. Na wielkie brawa, ponownie, zasłużył Conor Gallagher. Młody Anglik jest twarzą odmienionego Crystal Palace, które tym razem ograło Manchester City. Pomocnik wypożyczony z Chelsea sieknął gola i zaliczył asystę, regularnie zwodząc słabo dysponowanego faworyta.

Innym młodym, który z pewnością może postawić plusik przy swoim nazwisku, jest Reece James. Gdy Chelsea nie może skorzystać z napastników, to właśnie wahadłowi Thomasa Tuchela są przede wszystkim odpowiedzialni za zdobywanie bramek. Najlepszym przykładem James, który Newcastle United trzasnął dublet. Nie wziął on się z przypadku, bowiem prawy defensor regularnie zamykał akcje londyńskiej ekipy, z łatwością znajdując sobie miejsce w polu karnym. Efektem dwa godne pochwały trafienia.

Nikt jednak nie ucisza mnie w taki sposób jak czyni to Aaron Ramsdale. Mnóstwo miałem wątpliwości względem nowego bramkarza Arsenalu, tymczasem on nie tylko posadził Leno, ale jest od niemieckiego golkipera o klasę lepszy. Dyryguje defensywą, pobudza trybuny, a przy tym wszystkim – jest bardzo pewny między słupkami. Jego podwójna interwencja przy rzucie wolnym Leicester City – klasa sama w sobie.

Jedenastkę 10. kolejki Premier League uzupełniają: 

  • Gabriel – gol z Leicester City, pewna gra w obronie
  • Marc Guehi – czyste konto z Manchesterem City, dowódca linii defensywnej
  • Matthew Lowton – gol z Brentford, odpowiedzialna postawa na swojej flance
  • Jarrod Bowen – gol i asysta z Aston Villą, wreszcie daje konkretne liczby
  • Enock Mwepu – Bissouma, kto? Pomocnik zastępuje go z łatwością, przeciwko Liverpoolowi zaliczył kosmiczne trafienie
  • Leandro Trossard – motor napędowy niemal każdej akcji Brighton w meczu z Liverpoolem

Najgorsi zawodnicy 10. kolejki Premier League

 

Klasycznie jednak, trzeba skarcić kilku gości. Na ruszt tym razem wrzucony został przede wszystkim Tottenham, który przyjął trójkę od Manchesteru United. Postawa niektórych zawodników jasno wskazywała na to, że Nuno Espirito Santo zostanie zwolniony. Im się po prostu nie chciało grać.

Zaczynamy od Bena Daviesa, który akurat jest autorskim pomysłem byłego już szkoleniowca Spurs. Walijczyk zagrał w tym sezonie dwa mecze – dwa beznadziejne. Z Manchesterem United najpierw zgubił krycie przy golu Cristiano Ronaldo, a później nie zrobił absolutnie nic, by zetrzeć słabiutkie wrażenie. Konsekwentnie dorzucał swoje trzy grosze do wysokiej porażki londyńczyków.

Dalej – Lo Celso. Pomyłka w środku pola. Argentyńczyk zaliczył więcej słabych meczów w Tottenhamie, niż miał udanych podań podczas ostatniego ligowego meczu. To jeden z tych zawodników, który nie ma żadnej cechy charakterystycznej grającej na jego korzyść.

I w końcu dwóch ofensywnych piłkarzy Tottenhamu – Harry KaneHeung-min Son. Pierwszy snuje się niczym zjawa po halloweenowych cmentarzach, chociaż te z pewnością wykazują więcej determinacji. Anglik był poza grą, nie potrafił zawiązać żadnej ofensywnej akcji. Koreańczyk zaś zaliczył koszmarne pudło z jakichś dwóch metrów, które mogło kompletnie zmienić obraz gry.

Swoje za uszami na też Tim Krul. Norwich City nie grało z Leeds United źle, czy raczej podopieczni Bielsy grali słabo, ale i tak beniaminek schodził z boiska na tarczy. W dużej mierze przez błąd Holendra, który wpuścił przeciętny strzał Rodrigo z dystansu.

Antyjedenastkę 10. kolejki Premier League uzupełniają: 

  • Daniel Amartey – błąd za błędem w meczu z Arsenalem
  • Ezri Konsa – czerwona kartka, która ostatecznie pogrzebała szanse Aston Villi w meczu z WHU
  • Aymeric Laporte – abstrahując od asa kier, którego obejrzał – zaskakująco często dał się wkręcić graczom Crystal Palace
  • Frank Onyeka – zupełnie nieprzekonujący występ z Burnley. Sporo braków z tyłu, nic do przodu
  • Curtis Jones – jeden z najsłabszych elementów Liverpoolu, na zbyt wiele pozwalał Brighton w środku pola
  • Jean-Phillipe Gbamin – obecność Iworyjczyka była szokiem, poprzedni mecz w lidze zaliczył w kwietniu. No i cóż – było to widać

Fantasy Premier League – Eh.

Liczba graczy, których zepsułem podczas tej kolejki, jest zatrważająca. Właściwie tylko Chilwell, Raphinha i Livramento zaliczyli występy na które liczyłem. Mając jednak spore zapasy w budżecie, jestem gotów przemodelować linię pomocy. Zarówno Gray jak i Jota nie są pewniakami, jeśli idzie o regularne zdobycze punktowe.

Czytaj także:

Angielski łącznik

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...